Środowa prasa rzecz jasna w największym stopniu skupia się na meczu z Chile, ale jest też wiele tekstów dotyczących bezpośrednio mundialu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Spotkanie z Chile to ostatni sprawdzian Polaków przed mundialem. Wygrana sprawi, że Biało-Czerwoni wylecą do Kataru niesieni wiarą kibiców. Porażka będzie oznaczać trudne noce dla selekcjonera.
Jak zagrać w ostatnim meczu przed mundialem? Czy tak, jak w spotkaniu towarzyskim ze Szkocją (1:1), które odbyło się kilka dni przed barażem ze Szwecją (2:0) i było mocnym mydleniem oczu przyszłym rywalom? Czy jednak to ostatnia szansa na szlify i nie można jej zmarnować? – Ja przede wszystkim chciałbym zobaczyć kadrę, która daje nam prawdziwą nadzieję i wiarę – mówi Michał Żewłakow. – Mam wrażenie, że po ostatnich meczach jesteśmy optymistami bardziej z obowiązku niż na podstawie argumentów, jakie dali nam nasi piłkarze – dodaje 102-krotny reprezentant Polski.
Żewłakowowi trudno wymazać z pamięci fatalną grę Biało-Czerwonych z Holendrami we wrześniu (0:2) czy wysoką porażkę z Belgią w czerwcu (1:6). I choć w ostatnim spotkaniu Ligi Narodów piłkarze Czesława Michniewicza akurat wygrali z Walią 1:0, to w Katarze spotkają się z rywalami raczej klasy tych, z którymi w tym roku częściej przegrywali.
– Mam wrażenie, że nasze spotkania przed mistrzostwami świata odbywały się według takiego schematu: jeden mecz dawał nam nadzieję, a drugi ją odbierał. Dlatego cały czas nie wiem, na co nas stać, jaka jest prawdziwa twarz naszej kadry – stwierdza były obrońca. Chciałby to oblicze wreszcie poznać, choć powstaje też pytanie, czy jednak nie jest ryzykowne, aby przed najważniejszym rozdaniem wykładać wszystkie karty na stół, pokazać, co mamy w zespole najlepsze?
W XXI w. Przed EURO bądź mundialami polscy piłkarze nie przegrywali meczów. Szkoda, że potem w turniejach – przeważnie – tak miło nie było.
14 maja 2002, Polska – Estonia 1:0
Na ostatniego rywala przed wylotem do Azji na pierwszy dla Polski mundial od 1986 r. Jerzy Engel wybrał słabszego rywala. Chodziło o poprawienie kiepskiej atmosfery wokół reprezentacji, nad którą tracił panowanie. Doszło do sporów wizerunkowych kadrowiczów z PZPN, wśród powołanych zabrakło jednego z liderów Tomasza Iwana. Do tego doszły słaba gra i porażki w sparingach: marcowym z Japonią w Łodzi (0:2) oraz kwietniowym z Rumunią w Bydgoszczy (1:2).
Zwycięstwo z Estonią miało wlać optymizm przed turniejem. Uroczyście było tylko przed meczem. Na trybunach zasiadł prezydent Aleksander Kwaśniewski, hymn zaśpiewał tenor Marek Torzewski, a piłkarze zagrali z mundialowymi numerami. Później spotkanie przypominało piknik, a trener Jerzy Engel, który w trakcie meczu dokonał aż jedenastu zmian!
3 czerwca 2006, Polska – Chorwacja 1:0
Wygraną z zespołem z Bałkanów (mecz rozegrano w Wolfsburgu tuż przed MŚ w Niemczech) poprzedziła porażka z Kolumbią w Chorzowie (1:2). Zwycięską bramkę dla zespołu z Ameryki Południowej zdobył bramkarz Luis Martinez, który pokonał Tomasza Kuszczaka kopnięciem piłki z własnego pola karnego. Przeciwko Chorwacji Polska zagrała w ustawieniu 1-4-2-3-1, wcześniej trener Paweł Janas wybierał 1-4-4-2. Wygrana zdecydowała o wyborze taktyki na mundial, a Artur Boruc wywalczył miejsce w podstawowej jedenastce.
Radosław Kałużny widzi Szymona Żurkowskiego w wyjściowym składzie reprezentacji Polski.
WOŁOSIK: W jakim składzie, twoim zdaniem, mamy na to szansę? Mam na myśli jedenastkę Biało-Czerwonych według Radosława Kałużnego, która może osiągnąć plan minimum.
KAŁUŻNY: W bramce Wojciech Szczęsny, ale życzyłbym sobie, by bronił tak, jak w ostatnim spotkaniu reprezentacji przeciwko Walii, a nie jak do tej pory w dużych turniejach. Dalej: Bereszyński, Glik, Kiwior, przed nimi Bielik, na bokach Cash i Zalewski oraz Żurkowski, Zieliński, Świderski i Lewandowski.
WOŁOSIK: Zaskoczyłeś mnie, umieszczając w tym składzie Szymona Żurkowskiego.
KAŁUŻNY: Dobry chłopak do gonienia. Najbardziej potrzebny będzie Piotrowi Zielińskiemu, który ma rozgrywać, montować akcje, generalnie ciągnąć ten wózek. Żurkowski ma Zielińskiemu „czyścić” teren.
Ruud Krol dołącza do krytyków przyznania Katarowi mundialu.
Temperatury w Katarze będą kompletnie inne niż w Europie w tym czasie. Prawie wszystkie stadiony mają klimatyzację, piłkarze mogą to różnie znosić. Część z nich na pewno jest bardziej wrażliwa, więc może odczuwać te ciągłe zmiany — w hotelu, autobusie czy na stadionie będą mieć do czynienia z klimatyzacją, ale poza nimi już raczej nie.
Nie wybieram się do Kataru. To będą interesujące mistrzostwa, ale nie lubię zbytnio tego kraju. Normalnie przy okazji takiego turnieju jest też dużo rzeczy do robienia poza meczami. Możesz pozwiedzać, ciekawie spędzić czas. W Katarze nie ma tego za wiele. Byłem już tam w przeszłości i mi wystarczy.
Zgadzam się z Garym Linekerem w kwestii kontrowersji dotyczących turnieju. Przyznanie mistrzostw świata Katarowi nie było właściwą decyzją. FIFA popełniła błąd. To prawda, że doszło do przekrętu. Głosy zostały kupione, wielu ludzi wzięło za to pieniądze. A poza tym chyba nikt się nie łudzi, że po mistrzostwach świata wybuchnie w Katarze boom na piłkę nożną. W innych krajach taki turniej stymuluje rozwój tej dyscypliny, ale w tym przypadku się tego nie spodziewam.
Bez wątpliwości w organizacji tego turnieju chodzi tylko o pieniądze. Dowiadujemy się o tym codziennie z mediów, a pewnie i tak ciągle nie wiemy wszystkiego, co działo się za kulisami procesu przyznania mistrzostw Katarowi.
Lothar Matthaeus o mundialu i transferze Roberta Lewandowskiego.
Jak pan obstawia rywalizację w naszej grupie?
Tak jak mówiłem, Argentyna należy do grona faworytów do wygrania całego turnieju, więc musi awansować do fazy pucharowej, jeśli polegnie już na pierwszym etapie, to będzie wielką sensacją. Myślę, że wasza drużyna będzie rywalizować z Meksykiem o drugie miejsce. I tutaj trudno wskazać faworyta.
Meksykanie to bardzo niewygodny rywal, na ogół mało ich obserwujemy, bo wielu ich graczy występuje w ojczyźnie lub Stanach Zjednoczonych, a tylko nieliczni w Europie. Jednak o ich sile przekonała się chociażby reprezentacja Niemiec cztery lata temu, gdy przegrała na inaugurację mundialu w Rosji i od tego zaczęło się nasze nieszczęście i kiepski występ.
Ale mając w drużynie Roberta Lewandowskiego i kilku innych naprawdę dobrych i znanych piłkarzy, też powinniście się liczyć. Jestem przekonany, że w Meksyku z całą pewnością wiedzą, kim jest Lewandowski i jak groźnym jest napastnikiem, co udowadnia o wielu lat. Tym bardziej odkąd występuje w Barcelonie, która w Ameryce Południowej i Środkowej jest zdecydowanie bardziej popularna od Bayernu Monachium.
A jak pan ocenia jego postawę Roberta Lewandowskiego w stolicy Katalonii?
Widać, że w nowym klubie jest szczęśliwy, ma zupełnie inną mowę ciała niż w poprzednim sezonie, gdy był jeszcze w Bayernie Monachium. Oczywiście wyniki w Lidze Mistrzów nie mogły go zadowolić, ale też zdawał sobie sprawę, w jakim momencie przechodzi do Barcelony, że ten zespół dopiero jest budowany.
Pewnie trudno mu będzie się przestawić, bo ostatnich osiem lat kończył zawsze z mistrzostwem, walczył o triumf w Champions League, a teraz ma zupełnie inne wyzwania.
Zdziwiło pana, że “Lewy” tak zaciekle walczył o transfer do Barcelony?
Zdziwiło mnie, że z obu stron padło tyle niepotrzebnych słów i oskarżeń. To, że piłkarz chce zmienić klub, że potrzebuje nowych wyzwań, chce spróbować czegoś innego, jest dla mnie całkowicie zrozumiałe. Ale byłem zdziwiony, że Robert i szefowie Bayernu Monachium nie mogli się dogadać po cichu. Zarówno zachowanie Polaka, jak i Bawarczyków pozostawiało wiele do życzenia i było z obu stron mało eleganckie.
Ale dobrze, że ostatecznie wszystko poszło odpowiednio, że rozstali się w zgodzie. Lewandowski to legenda Bayernu Monachium, ale też tych wszystkich niesamowitych wyników bez Bayernu Monachium by nie osiągnął.
Łukasz Gikiewicz dobrze zna arabskie klimaty.
IZABELA KOPROWIAK: Czego mogą spodziewać się kibice, którzy właśnie się pakują, by zobaczyć mundial w Katarze na własne oczy?
ŁUKASZ GIKIEWICZ (BYŁY PIŁKARZ KILKU KLUBÓW Z BLISKIEGO WSCHODU): Czeka nas mundial glamour. Wszystko będzie błyszczeć, świecić. Kibice z całego świata zobaczą zupełnie inną kulturę, będą musieli zaakceptować, że pięć razy dziennie Arabowie się modlą, że jest szereg zakazów, których trzeba przestrzegać. Wiem jednak, że doświadczą przy tym ogromnej otwartości ludzi. Niektórzy boją się, co ich czeka, ale o to nie mam obaw – Katarczycy zrobią wszystko, by przyjezdni czuli się jak najbezpieczniej. Oczywiście, że jest wiele ciemnych stron tego mundialu, jak budowanie stadionów czy zarzuty, że dostali tę imprezę dzięki ogromnym łapówkom. Zgadza się. Chcę jednak mówić o tym, co nas czeka przez najbliższy miesiąc. Znam dobrze trenera, który pracuje w Katarze od pięciu lat i powtarza, że wszystko będzie tam stało na absolutnie najwyższym poziomie. To pierwszy mundial na Bliskim Wschodzie – Katarczycy reprezentują nie tylko swój kraj, lecz także cały region. Nie mogą sobie pozwolić na jakąkolwiek wtopę.
Czy taką nie są już pojawiające się w mediach zdjęcia, informacje o tym, że organizatorzy nakazali pracownikom z Bangladeszu przebrać się za kibiców?
Widziałem to już w Arabii Saudyjskiej. Szejkowie płacili ludziom, by odgrywali role kibiców. My robimy z tego sensację, dla nich to normalne. Oni po prostu za wszelką cenę chcą pokazać, że w każdym aspekcie są najlepsi, więc spodziewam się, że podobnych szopek, ustawek będzie więcej. To bez znaczenia. Pojawi się tam też wielu kibiców, którzy przyjadą, by po prostu emocjonować się tą imprezą, przeżywać mecze swoich drużyn na niesamowitych stadionach, które powstały przy użyciu najnowocześniejszych technologii.
O ile będą potrafili przeżywać mecze na trzeźwo. Katarczycy zezwalają na spożywanie alkoholu jedynie w ściśle wyznaczonych strefach, na trybunach jest zakazany.
Powtarzam: ten mundial będzie po prostu inny, piwo też będzie dużo droższe. Jedziemy do kraju z inną kulturą, jesteśmy przyjezdni, musimy się dostosować. Katarczycy poluzowali trochę sznurki, pozwalają na nieco więcej niż zwykle, ale na pewno nie zobaczymy takich obrazków jak podczas poprzednich wielkich imprez, kiedy pijani kibice biegali pod stadionem niemal na golasa. Tego nie będzie. Ale też nie przesadzajmy – jeśli kibic nie wypije alkoholu, to przestanie kibicować?
Antoni Bugajski krytycznie o Cezarym Kuleszy.
Cezary Kulesza jako prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej jest przewidywalny w tym sensie, że potwierdzają się wszystkie wcześniejsze obawy związane z jego rządami. Po piętnastu miesiącach szefowania zachowuje się tak, jakby ciągle był prezesem Jagiellonii Białystok, a nie największego związku sportowego.
Nieprzejednana reakcja Kuleszy wobec wojny na Ukrainie polegająca na zbojkotowaniu barażowego meczu z Rosją to jego wielka zasługa, która jednak przestała już wystarczać za listek figowy. Prezes PZPN po meandrach polskiego futbolu – powiązanego ze sferą społeczną, a nawet polityczną – porusza się niezdarnie, bez potrzebnego wyczucia. Nie podejmuje ważnych tematów, boi się konfrontacji z prawdziwymi problemami, nie rozumie znaczenia kwestii wizerunkowych, więc prawdopodobnie nieświadomie (i to jest dla niego wersja najkorzystniejsza) je lekceważy. Otoczył się ludźmi, którzy mają go wspierać, a w gruncie rzeczy wyręczają w sprawach, za które odpowiedzialny powinien być przede wszystkim on – w interesie swoim i PZPN. Na czele tego związku powinien stać asertywny i kompetentny człowiek, zdolny do merytorycznej dyskusji ze światem zewnętrznym i szybkiego reagowania na faktyczne i kreowane zagrożenia. Kulesza od piętnastu miesięcy pokazuje, że tego nie umie i nie ma w sobie dość determinacji, by próbować się uczyć. Zarzut byłby nieuzasadniony, gdyby nie pełnił funkcji prezesa PZPN. Skoro jednak sam pchał się na stanowisko, siłą rzeczy uznając, że się nadaje, teraz podlega krytycznej ocenie.
SPORT
Hubert Kostka o naszych szansach na mistrzostwach świata.
(…) Jak w takim razie ten mecz z zespołem z Ameryki Południowej może wyglądać?
– Nie wierzę, że piłkarze w takim spotkaniu dadzą z siebie wszystko. Dlaczego? Z tej prostej przyczyny, że w niedzielę zaczyna się mundial, a wszyscy chcą tam polecieć. Przykład kontuzjowanego bramkarza Drągowskiego na pewno jest tutaj wymowny. Każdy będzie się bał ryzykować, dlatego jakiegoś wielkiego meczu bym się nie spodziewał. A czy coś on da? Na kilka dni przed pierwszym meczem w mistrzostwach świata selekcjoner Michniewicz na pewno ma już swój skład ustalony w głowie. Rewelacyjnego spotkania się więc nie spodziewam.
Mówimy o Chile, ale myślimy o Meksyku, z którym mundial inaugurujemy 22 listopada. Czego spodziewać się po biało-czerwonych?
– Ja się spodziewam, że nasza reprezentacja wyjdzie z grupy. To cel który został postawiony i mam nadzieję, że będzie zrealizowany. Mamy kadrę, ale gdyby zapytać, w jakim składzie wybiegniemy na boisko, to miałbym kłopot. Nie wiem czy jeden mecz zagraliśmy w takim optymalnym zestawieniu? Ciągle są rotacje, skład się zmienia. Jak pamiętam za trenera Górskiego, to było wiadomo, kto gra na prawej, kto na lewej obronie, kto na skrzydłach, kto jest środkowym napastnikiem. Teraz za wyjątkiem Lewandowskiego i może kilku graczy, to nie wiemy, kto gdzie będzie występował. Myślę jednak, że wyjdziemy z grupy, choć nie będzie to łatwe zadanie.
Ten pierwszy mecz na katarskich mistrzostwach z Meksykiem jest kluczowy?
– Zawsze pierwsze spotkanie jest kluczowe. Dużo takich meczów zresztą nie powygrywaliśmy, jak sobie przypominam. Z Meksykiem jesteśmy faworytem. Uważam, że nawet w spotkaniu z Argentyną nie powinniśmy wychodzić na boisko z jakąś bojaźnią. Mamy grupę jaką mamy, ani najsilniejszą, ani najsłabszą. To średnia grupa i powinniśmy dać sobie radę.
Piast Gliwice będzie musiał znaleźć następcę Frantiska Placha.
(…) Przyjmujemy jednak, że bramkarz rozgląda się za nowym kierunkiem, albo nawet już wie, gdzie wyląduje. Co prawda otoczenie golkipera zarzeka się, że nie ma podpisanej żadnej umowy, ale zainteresowanie Plachem od dawna jest spore. Bramkarza w akcji mieli obserwować przedstawiciele klubów z Niemiec, Francji, Włoch i Hiszpanii. W poprzednim okienku o transfer „Fero” mocno zabiegał Slovan Bratysława, ale ostatecznie gliwiczanie nie zdecydowali się sprzedać swojego czołowego gracza. Tak też było w wielu okienkach po zdobyciu mistrzostwa, gdy trener Waldemar Fornalik nakłaniał golkipera do pozostania.
Czy teraz temat z ojczyzny wróci? Niewykluczone. Obecnie ciekawą opcją i nawet dość realną jest to, że Plach nie odejdzie z ekstraklasy. Bramkarz bowiem jest wysoko na liście życzeń… Lecha. Poznaniacy, którzy wiosną nadal grać będą w europejskich pucharach, potrzebują wzmocnić formację bramkarzy. Frantiszek Plach od dawna był przez nich obserwowany, a sam klub mający spore ambicje i większy od Piasta budżet, może nakłonić „Fero” do przenosin. Z charakteru Słowak jest bowiem spokojnym, ustatkowanym człowiekiem, jest jakby zaprzeczeniem tezy, że bramkarz musi być szalony. Plach to rodzinny, sympatyczny człowiek, który na treningach i w meczach jest profesjonalistą i specjalistą. Byłby wzmocnieniem wielu klubów.
– Jeśli wywalczymy utrzymanie w piątej czy siódmej kolejce rundy rewanżowej, musimy być gotowi, by zaatakować miejsca barażowe – podkreśla trener GKS-u Katowice, Rafał Górak.
GieKSa na ostatniej prostej wypadła ze strefy barażowej I-ligowej tabeli. Przezimuje tuż pod nią, na pozycji nr 7, ze stratą ledwie 1 punktu do Arki Gdynia, a 2 – do Bruk-Betu Termaliki Nieciecza. – Przed sezonem narracja była trudna, bo nie „zero-jedynkowa”, a zawsze takiej się oczekuje. Mówiliśmy, że bardzo chcielibyśmy, aby GKS utrzymał się w pierwszej lidze szybciej niż w sezonie wcześniejszym. To się budowało. Mamy 27 punktów, jeszcze trochę nam brakuje. Jeśli tak się stanie po piątej czy siódmej kolejce rundy rewanżowej, musimy być przygotowani, by atakować miejsce barażowe. Gdy znajdziesz się w barażach, przecież nie chcesz ich łatwo oddać. Wszystko przed nami. Rywalizujemy. Znajdujemy się w takim miejscu, że musimy tę szansę wykorzystywać. Zdajemy sobie sprawę, że ktoś może nas lekko strącić, dać po uszach, w piątek z ŁKS-em tak się stało – przyznaje Górak.
I dodaje. – Moje ambicje w odniesieniu do GKS-u Katowice są bardzo wysokie. Mam swoje marzenia. Kiedy tu wróciłem, pierwszym i najważniejszym był awans do pierwszej ligi. Teraz nie jest to nic innego jak to, by z GKS-em Katowice trafić do ekstraklasy – podkreśla szkoleniowiec, składając też podziękowania.
FAKT
Adam Nawałka jest zwolennikiem Grzegorza Krychowiaka w reprezentacji.
Tylko Michniewicz wie, kogo obsadzi w roli środkowego pomocnika. O miejsce na tej pozycji rywalizują Grzegorz Krychowiak (32 l.) i Krystian Bielik (24 l.). Na pierwszy rzut oka faworytem jest ten drugi. Ulubieniec trenera z reprezentacji młodzieżowej już uporał się z nękającymi go w ostatnich latach kontuzjami. W rywalizacji z Bielikiem największym atutem Krychowiaka jest doświadczenie. Mundial w Katarze będzie czwartą wielką imprezą wychowanka Orła Mrzeżyno. Był na dwóch turniejach mistrzostw Europy (2016 i 2020) oraz na MŚ w Rosji (2018).
– Dla mnie Grzegorz to najlepszy zawodnik w Polsce na swojej pozycji. Rolą trenera jest precyzyjne przekazanie mu zadań. Wtedy można być pewnym, że Krychowiak w stu procentach je wykona – mówił niedawno w rozmowie z Faktem były trener kadry Adam Nawałka (65 l.).
Trener Bogusław Kaczmarek przed laty poznał się na Przemysławie Frankowskim.
W sezonie 2012/13 trenerem Lechii był Bogusław Kaczmarek (72 l.), który słynął z dobrej ręki przy wyszukiwaniu talentów. Frankowski też wpadł mu w oko. Czym przyszły reprezentant kraju przekonał do siebie szkoleniowca? – Miał taką eksplozywną szybkość na pierwszych trzech, czterech metrach. To jest niesamowity skarb – mówi Faktowi Kaczmarek.
Kaczmarek jako pierwszy powołał pomocnika do seniorskiej kadry na ligowy mecz. Frankowski zadebiutował w spotkaniu ze swoim późniejszym klubem, Jagiellonią Białystok, 14 kwietnia 2013 roku – dwa dni po swoich osiemnastych urodzinach. Dwa tygodnie później strzelił swojego pierwszego gola w ekstraklasie, w meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała.
SUPER EXPRESS
Rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem przed MŚ.
– Nie boi się pan scenariusza z paru poprzednich mundiali: mecz otwarcia – mecz o wszystko – mecz o honor?
– Nie przyjmuję w ogóle takiej klasyfikacji, bo – moim zdaniem – to drwiący sposób oceny gry reprezentacji. Na mundial przyjeżdżają 32 drużyny z całego świata, a w pełni usatysfakcjonowana wyjeżdża tylko jedna.
– Ale mając najlepszego – bądź jednego z najlepszych – piłkarza na świecie, możemy jednak kalkulować szanse wyjścia z grupy?
– Zawieszanie odpowiedzialności wyłącznie na barkach Roberta nie jest do końca uczciwe. Owszem, on jest – jak pan powiedział – jednym z najlepszych zawodników świata, ale w piłkę nie gra się samemu. Oczywiście, Lewandowski potrafi lepiej od każdego innego napastnika wykorzystać to, co mu się stworzy i wypracuje, ale o strzelaniu bramek musi myśleć cała drużyna. W 1974 r. królem strzelców był Grzegorz Lato, ale wicekrólem – Andrzej Szarmach. W 1982 ja strzeliłem cztery bramki, ale zdobywało je jeszcze siedmiu innych kolegów.
Fot. FotoPyK