Reklama

Barcy mistrzostwo nie interesuje. Czas na nowe życie bez Pedriego i De Jonga

Dominik Piechota

Autor:Dominik Piechota

03 marca 2024, 23:01 • 5 min czytania 10 komentarzy

Życie czasem daje okazje, które trzeba wykorzystać za wszelką cenę. Nawet jeśli już w pierwszej połowie tracisz większość środka pola, bo Frenkie de Jong oraz Pedri zeszli z kontuzjami i najpewniej nie pomogą drużynie w rewanżu z Napoli. Po tym weekendzie Barcelona mogła zbliżyć się do Realu Madryt na zaledwie 6 punktów i otworzyć na nowo grę o mistrzostwo, lecz niespecjalnie była tym zainteresowana. Mało kto potrafi podbić baskijskie San Mames i Xaviemu znów się to nie udało.

Barcy mistrzostwo nie interesuje. Czas na nowe życie bez Pedriego i De Jonga

Katalończycy dostali niepowtarzalną szansę na nadrobienie strat do czołówki, bo jej bezpośredni rywale potknęli się w ten weekend. Chociaż Real ma prawo być pokrzywdzony sposobem i momentem zakończenia spotkania z Valencią, to jednak zremisował 2:2 i podzielił się punktami na Estadio Mestalla.

Girona tym bardziej straciła punkty i energię wyjazdem na Baleary. Zamiast zbliżyć się do Realu, gracze Michela przegrali 0:1 z podbudowaną awansem do finału Pucharu Króla Mallorcą. Dla niej to zdecydowanie historyczny i euforyczny tydzień.

Zawodnicy Xaviego wiedzieli, że jeśli zagrają dobre spotkanie, to wyprzedzą Gironę i wskoczą na pozycję wicelidera. W grze było również zbliżenie się do Realu na 6 punktów, co jak najbardziej pozwala marzyć o mistrzostwie na 11 kolejek przed finiszem.

Z przyjazdem do Bilbao na dwoje babka wróżyła.

Reklama

Minusy? La Catedral to jeden z najmniej wygodnych terenów w Hiszpanii. Tylko Real tu wygrał, a w czwartek Atletico dostało lanie 0:3 w Copa del Rey.

Plusy? Rywale byli zmęczeni fizycznie i psychicznie pucharem. Mogli pojechać na fantazji po ośmieszeniu Atleti, ale mogli też żyć euforią i potencjalnym finałem w kwietniu.

Finalnie było czuć, że Baskowie nie mają tej samej mocy, co w środku tygodnia w Pucharze Króla. Tam zagrali mecz absolutnie doskonały, ośmieszając drużynę Cholo Simeone. Serwowali same konkrety i grali na niezwykłej intensywności. Trudno było to powtórzyć w niedzielny wieczór, tym bardziej przy rotacjach. Ich najlepszy zawodnik Nico Williams pauzował za czerwoną kartkę, gdy klaskał po decyzjach sędziego. Do środka pola wskoczyli Dani Garcia oraz Mikel Vesga. Benat Prados wszedł w buty Oscara de Marcosa. Na boku oglądaliśmy nowicjusza Imanola, a środkiem dyrygował Unai Gómez. I chociaż zagrał obiecująco, to czuć, że biega na zupełnie innej szybkości niż maszyna Oihan Sancet.

Nie chcemy mówić, że Athletic wyszedł drugim garniturem, ale raczej to było smart casual niż najlepsza marynarka na ślub siostry.

Reklama

Szaleństw nie było, chociaż mistrzowie Hiszpanii grali konkretniej. Najbardziej zapamiętamy próbę loba Joao Cancelo z kilkudziesięciu metrów zatrzymaną ofiarną interwencją przez duet Unai Simón & Yeray Alvarez. Obaj mogli na tym ucierpieć, ale wybili piłkę z linii bramkowej. Okradli San Mames z obejrzenia takiego golazo, lecz akurat Baskowie nie zamierzali na to narzekać.

Pierwsza połowa głównie stała pod znakiem kontuzji, bo sztab medyczny Barcy będzie miał czym się zajmować. Najpierw oglądaliśmy bolesne obrazki, gdy Frenkie De Jong był znoszony z boiska. Czekamy na badania, ale pachniało to konkretnym skręceniem kostki. Później murawę musiał opuścić Pedri – pomocnik przeklęty. Znowu odezwało się prawe udo, znowu mogliśmy zakładać, że Barcelonę czekają męki w drugiej linii. Z tego co napisał Javi Miguel będący w stałym kontakcie ze sztabem medycznym, Pedri nie zagra w rewanżu z Napoli, a szanse de Jonga są minimalne. Dwa potężne ciosy dwóch kluczowych graczy w drugiej linii. Czyli znowu wszystko pozostaje na plecach Ilkaya Gundogana.

Żeby wam w ogóle uzmysłowić skalę częstotliwości urazów Pedriego – nowy selekcjoner Hiszpanów Luis de la Fuente trochę już pracuje, ale jeszcze nie mógł skorzystać z pomocnika Barcy, bo za każdym razem, gdy rozsyła powołania, ten akurat rozchorowuje się po otwarciu lodówki. Niezwykle przykry obrazek obserwować, jak kontuzje trapią 21-latka.

Te wieści o kontuzjach były dla Xaviego znacznie brutalniejsze, niż samo 0:0 utrzymujące się długo na San Mames.

Po przerwie z Laminem Yamalem i Ferminem bez specjalnej odmiany. Pod względem kreacji Katalończycy naprawdę nie potrafili rozwinąć skrzydeł. Jak na ich możliwości – jeden z gorszych meczów w kontekście tworzenia sytuacji bramkowych. Baskowie natomiast co jakiś czas zbliżali się do bramki Ter Stegena, atakowali pole karne, naciskali, ale też brakowało im kropki nad „i”. Śmierdziało remisem na La Catedral – dla gospodarzy uwiedzionych Pucharem Króla przyzwoicie, dla gości wręcz przeciwnie.

Barcelona mocno chciała się zrewanżować, tym bardziej że akurat Baskowie wyrzucili ich z Copa del Rey. Czyli rozgrywek, w których mieli największe szanse na włożenie czegoś do gabloty. Ostatecznie to właśnie drużyna Ernesta Valverde stała się faworytem kwietniowego finału w Sewilli.

Miał być wielki rewanż, ale do niczego takiego nie doszło. Real pozostaje liderem i jedyną drużyną, która na początku sezonu ugryzła na San Mames. Robert Lewandowski dotykał piłkę dwa razy rzadziej (26) niż Marc-Andre ter Stegen (56) i to jedno z dość wymownych podsumowań tego spotkania. Barcelona po prostu nie atakowała tak, jak do tego przyzwyczaiła. Obie strony podzieliły się punktami i nie zakończyły tego weekendu z przytupem. Pozostaliśmy przy pierwotnym 0:0.

Baskowie nie dali takiego ognia jak w środku tygodnia, ale i tak niskie ukłony – szczególnie u siebie są maszynką do rywalizacji na wysokim poziomie. Finał Pucharu Króla + walka o bezpośredni awans do Ligi Mistrzów. Pan trener Ernesto Valverde naprawdę rzeźbi konkrety na San Mames. Nam pozostaje tylko nisko się ukłonić, bo materiał ma nieco (ekhm!) gorszy niż Barcelona czy Atletico.

ATHLETIC CLUB – FC BARCELONA 0:0

WIĘCEJ O HISZPAŃSKIM FUTBOLU:

Fot. Newspix

Kiedy tylko może, ucieka do Ameryki Południowej, żeby złapać trochę fantazji i przypomnieć sobie, w jak cywilizowanym, ułożonym świecie żyjemy. Zaczarowany futbolem z krajów Messiego i Neymara, ale ciągnie go wszędzie, gdzie mówią po hiszpańsku albo portugalsku. Mimo że w każdym tygodniu wysłuchuje na przemian o faworyzowaniu Barcelony albo Realu, od dziecka i niezmiennie jest sympatykiem wielkiej Valencii. Wierzy, że piłka to jedynie pretekst, aby porozmawiać o ważniejszych sprawach dla świata, wsiąknąć w nową kulturę i po prostu ruszyć na miejsce, aby namacalnie dotknąć tego klimatu. Przed ołtarzem liga hiszpańska, hobbystycznie romansuje z polskim futbolem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Komentarze

10 komentarzy

Loading...