Reklama

PRASA. Kulesza kontaktował się ze Skorżą, ten odmówił

redakcja

Autor:redakcja

12 grudnia 2022, 09:13 • 11 min czytania 37 komentarzy

Poniedziałkowa prasa w dalszym ciągu skupia się przede wszystkim na niedoszłych premiach w reprezentacji i przyszłości Czesława Michniewicza. 

PRASA. Kulesza kontaktował się ze Skorżą, ten odmówił

PRZEGLĄD SPORTOWY

Jak kasa od premiera podzieliła kadrę. Kulisy sprawy.

Wewnątrz reprezentacji za sprawy finansowe odpowiadają Robert Lewandowski, Kamil Glik, Wojciech Szczęsny i Grzegorz Krychowiak. Nic w tym dziwnego – są najstarsi, najbardziej doświadczeni. Przy premiach od PZPN podział jest czytelny i obowiązuje od lat – pieniądze rozdziela się w zależności od minut spędzonych na boisku. Zawodnik dostaje tyle, na ile zapracował. Związek nie płaci za pojedyncze mecze, ale za osiągnięcie celów, jak awans na MŚ czy wyjście z grupy na turnieju.

Wobec dodatkowej premii od Morawieckiego najstarsi gracze postanowili przyłożyć szablon obowiązujący przy podziale bonusów z PZPN – grasz najwięcej, to i zarabiasz najwięcej. W trzech grupowych meczach na mundialu Lewandowski, Szczęsny i Glik nie opuścili boiska na minutę, a Krychowiak z możliwych 270 minut rozegrał ich 263. Patrząc z ich perspektywy najmocniej zapracowali na pieniądze, które miały trafić do całej grupy.

Reklama

Pierwotny podział zaproponowany przez rządzącą czwórkę zakładał, że ci z podstawowego składu wezmą z premii od premiera po 3 mln zł. Do tych, którzy nie podnieśli się z ławki, miało trafić 400 tys. zł. Propozycja nie spodobała się znacznej większości reprezentantów. Chodziło o procentowy rozkład podziału, ale również o to, że w zasadzie nie mieli nic do powiedzenia. Z drugiej strony musieli wziąć pod uwagę, jaką pozycję mają ci najbardziej doświadczeni w grupie. A oni przedstawiali swoje argumenty, bo jak wspominaliśmy – chcieli utrzymać podział obowiązujący przy premiach płynących z PZPN.

To właśnie kulminacyjny moment nieporozumień wśród reprezentantów – pomiędzy meczami z Argentyną i Francją. W podgrupach zaczęło się narzekanie na podział zaproponowany przez starszyznę. Pozostali uważali, że przy tak ogromnej premii różnica pomiędzy grającymi i tymi z ławki jest zbyt duża. Wielu nie spodobało się, że mają tak po prostu zaakceptować ich ustalenia. Zaczęły się narzekania, choć po cichu. Otwarcie nikt przed grupą trzymającą władzę nie wystąpił. – Przez cały wjazd atmosfera była świetna, byliśmy jak rodzina. Na moment zaburzył to temat premii po meczu z Argentyną – słyszymy z wnętrza kadry.

Dni Czesława Michniewicza jako selekcjonera wydają się przesądzone. Upłynął termin przedłużenia kontraktu z trenerem na obowiązujących zasadach. Prezes Cezary Kulesza milczał.

To oczywiście nie oznacza, że obecny selekcjoner nie pozostanie na stanowisku. Prawda jest jednak taka, że według wcześniejszych ustaleń prezes Kulesza miał równo tydzień po ostatnim meczu Biało-Czerwonych w roku kalendarzowym, by się określić, czy bezwarunkowo pozostawia Michniewicza na stanowisku na zasadach obowiązujących w 2022 roku. Czyli około 200 tysięcy miesięcznej pensji dla najważniejszego z trenerów w polskiej piłce i 50 tysięcy złotych miesięcznie dla Kamila Potrykusa, głównego asystenta trenera. Prezes Kulesza milczał, w minionym tygodniu nie było go w Warszawie, choć w czwartek do stolicy na kilka godzin przyleciał Michniewicz, by m.in. udzielić wywiadu Telewizji Polskiej (ale nie tylko), i była znakomita okazja, by porozmawiać osobiście, a nie wyłącznie przez telefon. Każdy dzień zwłoki i milczenia szefa federacji działa na niekorzyść szkoleniowca, którego kontrakt upływa 31 grudnia.

Logika wskazuje, że gdyby Kulesza był w stu procentach przekonany do obecnego selekcjonera i urzekłyby go wyniki osiągnięte w kończącym się roku oraz widział perspektywę rozwoju reprezentacji – nie tylko awansu do finałów EURO 2024, lecz także odegrania w nich znaczącej roli – prawdopodobnie by nie zwlekał i nie rozglądał się za kandydatami do poprowadzenia narodowego zespołu. Kontaktował się na przykład z Maciejem Skorżą, ale były szkoleniowiec m.in. Wisły Kraków, Legii i Lecha odmówił. Od 1 stycznia ma prowadzić japoński klub Urawa Red Diamonds, z którym podpisał kontrakt jeszcze w listopadzie. Na liście jest też bardzo znany trener zagraniczny, opcją pozostaje Ukrainiec Andrij Szewczenko. No i sam Michniewicz wciąż nie jest bez szans.

Reklama

Rozmowa z Ivicą Vrdoljakiem przed półfinałem Chorwacji z Argentyną.

(…) Potraficie odrabiać straty jak mało kto.

Wynika to z umiejętności, mentalności i charakteru naszych piłkarzy. Są wspaniale wyszkoleni technicznie, jak to tego dokładają maksymalne zaangażowanie, potrafią zniszczyć każdego przeciwnika. Ale nie mamy silnej ligi, kuleje szkolenie młodych piłkarzy, choć talentów nie brakuje. W piłce młodzieżowej liczy się tylko Dinamo Zagrzeb, które dominuje we wszystkich kategoriach. Sprowadza najlepszych zawodników i każdy mecz rozgrywa na połowie przeciwnika. Najlepsze dzieciaki nie chcą grać gdzie indziej.

Minus jest taki, że jak w każdej kategorii wiekowej Dinama jest 25 najlepszych Chorwatów, to 14 nie gra, nie rozwija potencjału i traci czas. A w innych klubach nie mają takich szans na rozwój. To dlatego nie mamy szybkich skrzydłowych czy bramkostrzelnego napastnika, króla pola karnego, bo w Dinamie ofensywni piłkarze nie mają przestrzeni za plecami, nie szuka się gry na wolne pole, za plecy obrońców, nie atakuje przestrzeni między formacjami. Ale nie ma co narzekać, natomiast wiemy, że może być lepiej.

Co pan sądzi o występie reprezentacji Polski?

Jesteście wielkim krajem, a w polu macie dwóch klasowych zawodników: Lewandowskiego i Piotra Zielińskiego. Reszta to najwyżej klasa średnia. Nic dziwnego, że odpadliście w 1/8 finału, wyjście z grupy było sukcesem. Jak na taką kadrę i możliwości to sukces, a nie wstyd. Styl mi się nie podobał, ale Zieliński nie miał z kim grać, próbował Sebastian Szymański, a żeby piłka docierała do Lewandowskiego, musicie mieć więcej takich zawodników jak rozgrywający Napoli.

W Polsce, odkąd pamiętam, co słabszy występ kadry, to zawsze był atak na Zielińskiego. Że nie walczy i się nie stara. A on potrafi grać w piłkę. Gdyby chciał walczyć, zapisałby się na boks. Kiedy byłem w Legii, treningi zaczął mój 7-letni wtedy syn i trenerzy często krzyczeli: „Walcz, nie odpuszczaj”. W tym widzieliście problem, zamiast doskonalić umiejętności. Do 13., 14. roku życia trzeba uczyć techniki, panowania nad piłką, potem dokładać zaangażowanie. Tym bardziej że cech wolicjonalnych Polakom nigdy nie brakowało.

My bazujemy na potencjale, talencie i technice. Żebyście poszli do przodu, wyeliminujcie ze szkolenia dzieciaków słowo „walka”. Podstawą są umiejętności techniczne i panowanie nad piłką. Kiedy byłem w Legii na treningach, pan Lucjan Brychczy często żartował z Miro Radoviciem i Danijelem Ljuboją. Mówili: „Albo umiesz, albo nie”. Oni potrafili, a pan Lucjan najbardziej.

Jerzy Dudek uważa, że w temacie premii wszyscy zainteresowani zawinili.

Pewnie premier chciał dobrze, miał zamiar zabłysnąć, jak każdy polityk w takiej sytuacji. Prezydent, premier, czy prezes firmy myśli o dodatkowej mobilizacji, pewnie kieruje się pozytywnymi pobudkami. Premier chciał zaznaczyć swoje pięć minut, ale chyba zabrakło wszystkim wyobraźni.

Gdyby to były pierwsze mistrzostwa dla tych zawodników, można by było zrozumieć brak rozsądku, wynikającego z braku doświadczenia. Natomiast ta drużyna i ten trener, który z niejednego pieca jadł chleb i także miał w przeszłości do czynienia z różnymi premiami, powinna sobie poradzić. W takiej sytuacji jeden z liderów albo trener, który lubi brylować, powinien wyjść przed szereg, podziękować ładnie premierowi, docenić gest, ale zaznaczyć, że najpierw gra, a po powrocie będzie można myśleć o jakiejś gratyfikacji. Zwłaszcza że piłkarze nie grają w reprezentacji dla pieniędzy, zarabiają w swoich klubach, więc można było wypracować jakiś system premii dla klubów, które wychowały tych kadrowiczów.

Zamiast tego podczas mistrzostw odbywały się dyskusje wśród zawodników i sztabu o pieniądzach. Każdy zaczął już liczyć w głowie kasę, co budzi niesmak. Robert Lewandowski chce uspokoić opinię publiczną, Czesław Michniewicz też swoje powiedział, następnie Grzesiek Krychowiak się odniósł. Czasem ich wizje są spójne, czasem to wszystko się zaciera, fakty nie zazębiają, co powoduje jeszcze większy chaos. Nie chcę mówić, że to nauczka na przyszłość, bo spora grupa tych piłkarzy od lat jeździ na duże turnieje. Wydawało się, że nie dadzą się już czymś takim zaskoczyć, ale życie pokazało, że było inaczej.

Dariusz Dziekanowski nie chce pozostania Michniewicza na selekcjonerskim stanowisku.

Reprezentacji Polski nie ma już w tym mundialu od tygodnia, ale wciąż nie milkną echa naszego występu. Czwartek selekcjoner Czesław Michniewicz poświęcił na aktywności medialne. Z całych sił starał się narzucać narrację, jakoby Biało-Czerwoni osiągnęli ogromny sukces. Przecież zrealizowaliśmy plan i awansowaliśmy do 1/8 finału po 36 latach przerwy, więc czego się czepiacie? – tak w jednym zdaniu można streścić główną myśl, którą starał się przemycić. Zadeklarował przy tym, że chce z drużyną pracować dalej i na pewno jej styl się zmieni. Teraz czekamy na decyzję prezesa PZPN Cezarego Kuleszy co do dalszych losów Michniewicza. Po roku jego pracy, a szczególnie po tym mundialu, podobnie jak wielu kibiców, mam poczucie, że bardzo mocno została mi obrzydzona piłka w wykonaniu reprezentacyjnym. Trener nie zrobił z tą drużyną niczego pozytywnego pod względem sportowym, za to stworzył bardzo złą atmosferę wokół zespołu. Dlatego na pytanie, czy Michniewicz powinien zostać na swoim stanowisku – co jest teraz przedmiotem zażartej dyskusji – moja odpowiedź brzmi: nie.

Przede wszystkim, jeśli mielibyśmy uznać ten występ za sukces, to dlaczego nasi piłkarze nie chcieli się podzielić radością z kibicami i natychmiast udali się na wakacje? Czyżby nie mieli ochoty go konsumować? Niedopuszczalna jest dla mnie zgoda (czy to szefa PZPN, czy selekcjonera), żeby zawodnicy odlecieli z Dohy na Malediwy czy w inne egzotyczne kierunki, a nie stawili się w Warszawie i stanęli oko w oko z kibicami, a także dziennikarzami. Należało się to wszystkim, którzy za tę drużynę ściskali kciuki. Nie przyjmuję tłumaczeń kapitana kadry Roberta Lewandowskiego, że przecież było to uzgodnione przed turniejem.

SPORT

Jacek Bąk komentuje mundial w naszym wykonaniu i pozostałe sprawy.

Gdy Polska odpadła z Francją, zaczęły pojawiać się kolejne kontrowersje. Największa dotyczyła afery premiowej i pieniędzy, które miał obiecać premier – choć ostatecznie się z tego wycofał. W międzyczasie dyskusja o stylu i pytania dotyczące przyszłości selekcjonera. Jak pan się na to wszystko zapatruje?

– Nie byłem na tym spotkaniu i to są tylko moje przypuszczenia, ale jeśli premier coś obiecuje, to powinien dotrzymywać słowa. Aczkolwiek wydaje mi się, że w erze wojny i drożyzny premie dla piłkarzy są niesmaczne. Ludzie nie mają na węgiel i inne rzeczy, więc premier… trochę się wygłupił. Nie wiadomo, jaka to miała być suma, choć mówi się o 30 milionach złotych i jest to nie na miejscu wobec wszystkiego, co się dziś dzieje wokół Europy i naszego kraju. Ale nie chcę się bawić w dywagacje, bo nie byłem na miejscu i to są tylko moje przypuszczenia.

Pan też rozegrał mnóstwo meczów w reprezentacji, wiele się wokół niej zawsze działo. Jak to wygląda od środka, z perspektywy drużyny, gdy w mediach pojawia się jakaś afera?

– Dobrze, że ta afera zrobiła się po mundialu, a nie przed nim. Tego typu rzeczy są niepotrzebne, rozbijają drużynę, tworzą podziały. Ja zawsze byłem zwolennikiem, żeby dawać po równo – i tym, co grają, i tym, co nie grają. Ci pierwsi to oczywiste, ale ci siedzący na ławce też należą do grona najlepszych piłkarzy w Polsce. Tym razem nie zagrali, ale zagrają może w następnym meczu, wiele zależy od taktyki i potrzeb. Kadra jest jednością i nie może być w niej niejasności.

Z tym akurat problemu podobno nie było i zespół miał w razie konieczności dzielić się po równo.

– I tak powinno być. To najlepsi polscy zawodnicy. Akurat w tym meczu trener postawił na tego gracza, ale ktoś inny też zagra 20 czy 30 minut. Piłkarze poświęcają się dla reprezentacji, czasem przyjeżdżają z kontuzjami.

Michał Zichlarz o stadionach w Katarze. Zrobiły wrażenie.

Minusy? Też są. Weźmy toalety w biurach prasowych na Stadionie Doha 974 czy Al-Thumama Stadium. Jest ich niewiele, a dziennikarzy w biurach setki. Trzeba więc czekać w kolejce.

Na duży minus jest też jeszcze jedna rzecz. Ściska serce na wieść, że po mundialu wszystkie te obiekty zostaną… częściowo zdemontowane. Pojemność Lusail Iconic zmniejszy się z prawie 90 do 40 tysięcy miejsc. To samo będzie z innymi obiektami. Al-Janoub Stadium z 40 tysięcy zostanie zredukowany o połowę, podobnie jak Al-Thumama czy inne obiekty. Na Stadionie 974 rozmawiam z Mr Nasserem, Katarczykiem z komitetu organizacyjnego. Co będzie z tym kontenerowym obiektem? – Po turnieju zostanie zdemontowany, a następnie przeniesiony do jednego z biedniejszych państw. Co z innymi stadionami? Będą służyły jako hotele, zostaną zamienione w szpitale. Takie będzie ich przeznaczenie. Nic się nie zmarnuje, wszystko mamy dobrze zaplanowane – tłumaczy Mr Nasser.

Katar to państwo o 3-milionowej populacji. Szacuje się, że w trakcie mundialu przyjechało tutaj prawie milion kibiców z całego świata. Obiektów o takiej pojemności jak te w trakcie mundialu – choć liga katarska jest bogata i ściąga wielu renomowanych zawodników, jak sąsiednia Arabia Saudyjska – nie potrzeba. Stąd ta zaplanowana redukcja miejsc. Gotowe części mają zostać porozsyłane do innych, biedniejszych krajów, jak kontenery ze Stadionu Doha 974, ale i tak żal, że tak szybko przestaną istnieć czy znacznie zmniejszą pojemność…

Na koniec jeszcze dwa zdania o Stadionie 974, który wywarł na mnie największe wrażenie. Początkowo mówiło się, że zostanie postawiony w jednym z afrykańskich krajów. Teraz spekuluje się, że może trafić do Urugwaju i służyć tam jako arena podczas mundialu 2030, jeżeli wspólna kandydatura z Argentyną i Paragwajem wygra. Być może za 8 lat ponownie zagrają więc na nim biało-czerwoni…

FAKT

Czesław Michniewicz obiecuje, że jeśli zostanie selekcjonerem, będziemy na Euro 2024. Wiele taką obietnicą nie ryzykuje.

Kiedy spotka się pan z prezesem PZPN Cezarym Kuleszą w sprawie przedłużenia kontraktu na prowadzenie reprezentacji?

Nie wiem. Mój kontrakt obowiązuje do końca grudnia. Chciałbym, żeby prezes miał czas, by to przeanalizować. Cele sportowe osiągnęliśmy. Był awans na mistrzostwa świata, utrzymanie się w pierwszej dywizji w Lidze Narodów i wyjście z grupy w mundialu.

Może złożyć pan obietnicę, że jeśli pozostanie trenerem reprezentacji, to polska drużyna awansuje na Euro 2024?

OK. To mówię ja, Czesław Michniewicz. Jeżeli pozostanę selekcjonerem, rezerwujcie sobie bilety do Niemiec na Euro 2024. Pojedziemy na Euro, ale warunek jest jeden – muszę być dalej selekcjonerem.

Będziemy przynajmniej w ćwierćfinale?

Ja bym chciał być w półfinale.

18 grudnia będzie pan w Katarze na finale?

Nie myślałem o tym, żeby tam wracać. Na pewno bilety by się znalazły. Od czasów Maria Kempesa kibicuję mocno Argentynie. To mój ulubiony zespół. Gdyby jeszcze zagrał w finale z Francją…

SUPER EXPRESS

W sumie nic ciekawego. Lewandowski odpoczywa po mundialu.

Fot. Newspix

Najnowsze

1 liga

Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Bartek Wylęgała
5
Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem
Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Komentarze

37 komentarzy

Loading...