Reklama

PRASA. Awantura o kasę w kadrze. “PS”: Michniewicz chciał 10 mln zł dla sztabu

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

06 grudnia 2022, 09:48 • 10 min czytania 28 komentarzy

Gorąco w reprezentacji Polski, gorąco w sportowych mediach. “Przegląd” wita nas okładką informującą o konflikcie Roberta Lewandowskiego z Czesławem Michniewiczem. “Fakt” grzmi o skandalu – w środku kryzysu rząd szasta pieniędzmi, oferując piłkarzom miliony.

PRASA. Awantura o kasę w kadrze. “PS”: Michniewicz chciał 10 mln zł dla sztabu

Sport

Jakub Kamiński podsumowuje mundial.

Co można powiedzieć o stylu, choćby w meczu z Argentyną?

– Co mogę powiedzieć? Na pewno po tym awansie i meczu cieszyliśmy się w szatni, że jest po 36 latach awans do fazy pucharowej mistrzostw świata. Może ten styl nie był najlepszy, ale cel został osiągnięty. Mogliśmy preferować inną piłkę, a nie awansować. Co do mnie, to interesował mnie awans dalej, bo na turniejach przecież o to chodzi. Trzeba się cieszyć z tego, że graliśmy w 1/8, ale to na pewno nie jest nasz sufit.

Czego pan jako zawodnik nauczył się na tym mundialu?

Reklama

– Dla 20-latka takiego jak ja, granie z najlepszymi na mistrzostwach świata, to bezcenne doświadczenie. Grać dziś przeciwko takim graczom, jak Mbappe czy Messi, to niesamowita sprawa. Widać, że w konfrontacji z tej klasy zawodnikami jak się zrobi mały błąd, to oni od razu to wykorzystują i strzelają ci bramkę bez litości. Na pewno z tego można czerpać, żeby się rozwijać.

Graliście z Argentyną, graliście z Francją. Obie reprezentacje są w ćwierćfinale. Jak pan je ocenia pod względem potencjału?

– To dwa różne style. Francuzi opierają swoją siłę na skrzydłach. Robią tam różnicę w pojedynkach 1 na 1, dogrywając potem piłkę do Girouda. Argentyna gra z kolei tą swoją małą grę, co jest bardzo irytujące, bo trzeba za tą futbolówką biegać. Tworzą w ten sposób przewagę w bocznych sektorach. Schodzi tam Messi oraz inni zawodnicy. Ciężko im piłkę odebrać, bo ją szanują. To na pewno dwie inne szkoły, ale najwyższa światowa półka i pewnie będą tutaj do końca turnieju. 

Adam Matysek ocenia Czesława Michniewicza.

Czy jako „winnego” takiego stanu rzeczy należy wskazać trenera Michniewicza? Czy może trzeba część odpowiedzialności zrzucić na piłkarzy, bo – jak mówił sam selekcjoner – on nikogo grać w piłkę ani nie nauczy, ani nie oduczy.

Reklama

– To nie chodzi o naukę. Chodzi o wydobycie maksimum możliwości danego zawodnika na danej pozycji. Jeśli mamy Matthew Casha, który robi mnóstwo sprintów i wykonuje masę wrzutek w lidze angielskiej, to mamy prawo oczekiwać, że to będzie w pełni wykorzystane. On zrobił to częściowo w spotkaniu z Meksykiem i Argentyną, ale jego potencjał nie został wykorzystany. Bardzo dobrze w defensywie radził sobie Bartosz Bereszyński, który ma za sobą udane mistrzostwa. Ale to nie był jeszcze turniej dla Nicoli Zalewskiego. Prawdopodobnie chciał wziąć na siebie za duży ciężar, co mu nie wyszło. Lecz to nie jego wina, bo mamy jeszcze innych zawodników. Kamil Grosicki rozgrywa dobry sezon w ekstraklasie. Zdajemy sobie sprawę, że nie wytrzyma całego spotkania, ale wpuszczamy go na ostatnie 10 minut, żeby uhonorować jego reprezentacyjną karierę i on robi z Francją więcej niż Szymański, Kamiński i Zalewski. To jeden wielki rebus. Uważam, że potencjał poszczególnych zawodników nie został w ogóle wykorzystany. Każdy ma swoją opinię na temat tego, co trener zrobił dobrze – bo kilka takich rzeczy było – ale moim zdaniem nie wykorzystał posiadanego potencjału.

Dlatego też trwa teraz dyskusja – co z nim zrobić? Zostawić czy zwolnić?

– Analiza powinna być przeprowadzona od momentu objęcia funkcji przez trenera. Był jeden z najważniejszych meczów życia dla wielu piłkarzy, ze Szwecją, który pozwolił nam jechać na mistrzostwa, ale po drodze była też Liga Narodów. Przegraliśmy mecze z Belgią oraz przegraliśmy i zremisowaliśmy z Holandią. Prowadziliśmy z nią 2:0, skończyło się 2:2, a to jeszcze dzięki zasługom Łukasza Skorupskiego i dzięki temu, że Memphis Depay nie wykorzystał karnego. Mimo tego rozegraliśmy całkiem dobre spotkanie i pytanie brzmi, ile takich spotkań mieliśmy. Pozycja trenera w drużynie jest bardzo ważna. Istotne jest, czy potrafi dotrzeć do zespołu, pociągnąć go, przekazać swoją wizję grania i bronienia. Ja wiem, że selekcjoner jest pod ciśnieniem, ma wiele rzeczy do ogarnięcia w drużynie. Jednakże kilka akcji z mistrzami świata świadczy, że ci zawodnicy mogą więcej. Natomiast jeżeli oglądamy męczarnie z Meksykiem i Arabią Saudyjską, nie mówiąc już o Argentynie – która gdyby potrzebowała strzelić 4 gole, to mam wrażenie, że by je strzeliła – mamy dużo punktów zaczepnych. Prezes Cezary Kulesza musi ze swoim zarządem przeanalizować to wszystko, bo same mistrzostwa nie dają jednoznacznej odpowiedzi. Na wiosnę ruszają już eliminacje do Euro. Trener Michniewicz także sobie na pewno przeanalizuje, co mógł zrobić lepiej, lecz jeżeli nadal to będzie tak wyglądać, to ja nie widzę szans rozwoju dla tej reprezentacji.

Super Express

Odgrzewane wypowiedzi z mixed zony.

Fakt

Partia rządząca poluje na tego, kto podsunął premierowi pomysł z premiami dla piłkarzy.

– Zaczęły się poszukiwania winnego, tego, kto premierowi podsunął ten pomysł. Podobno to jeden z doradców zajmujących się sprawami sportowymi przy premierze – mówi nam jeden z posłów PiS. […] – Wycofać się będzie ciężko z tej obietnicy, ale sztab kryzysowy, który jest przy premierze Morawieckim ma coś wymyślić – wyjaśnia nasz rozmówca. Kilka godzin potem rzecznik rządu Piotr Müller zapowiedział utworzenie specjalnego funduszu na rozwój piłki n o ż n e j w Polsce.

Przegląd Sportowy

“PS” forsuje jedną ze swoich wersji wydarzeń dotyczącą awantury o premię.

Udało nam się ustalić, że na jednej z odpraw – już po dwóch meczach, gdy ważyły się losy wyjścia z grupy, selekcjoner powiedział piłkarzom, że wspólnie z Robertem Lewandowskim ustalił zasady podziału specjalnej premii, którą drużynie osobiście obiecał premier polskiego rządu Mateusz Morawiecki. […] Według naszych informacji Michniewicz powiadomił piłkarzy, że zgodnie z umową 10 mln złotych z całej kwoty zostanie przeznaczone dla ludzi ze sztabu. Wtedy zaprotestował Lewandowski, stwierdzając, że ustalenia między nimi były inne – dla sztabu miało iść tylko 5 milionów. Nie wiemy, w jaki sposób spór został rozstrzygnięty, ale trudno zakładać, że wpłynął korzystnie na relacje trenera z przynajmniej kilkoma liderami kadry. Lewandowski w sprawach fi nansowych – gdy chodzi o podział premii albo zasady udzielania indywidualnego wizerunku na potrzeby kadry – bywa bardzo pryncypialny i Michniewicz przekonał się o tym na własnej skórze.

Łukasz Olkowicz o nadprezesie PZPN.

Robert Lewandowski ma w reprezentacji status podobny do selekcjonera. Dobrze, żeby po konsultacji z nim strategiczne decyzje dotyczące drużyny podejmował też prezes PZPN. Brzmi niedorzecznie? Nie, witamy w świecie futbolu i jego największych gwiazd. Instrukcji obsługi piłkarzy ze światowego topu musiał nauczyć się nie tylko selekcjoner Polski, lecz także Argentyny, Brazylii czy też Portugalii. […] Lewandowski dba nie tylko o styl reprezentacji, lecz także jej finanse. Kiedyś z tego powodu był nawet bliski rezygnacji z grania w reprezentacji. Był rok 2013. Miało to związek z zamieszaniem wokół udziału w reklamie Orange (sponsora kadry) trzech piłkarzy, oprócz Lewandowskiego również Jakuba Błaszczykowskiego i Wojciecha Szczęsnego. Nie chcieli zgodzić się na występ. Błaszczykowski uważał, że powinna w tym uczestniczyć cała drużyna, list do PZPN wysłał również przedstawiciel „Lewego” Mariusz Siewierski. W piśmie informował, że jeżeli w nagraniu nie weźmie udziału cała kadra, tylko pojedynczy piłkarze, to sponsor powinien negocjować z nimi dodatkową zapłatę. Powstał pat, bo PZPN nie chciał się na to zgodzić. Jedna ze stron postanowiła go rozwiązać, a przedstawiciele Lewandowskiego i on sam zostali ograni przez Bońka i jego ekipę. Ci uprzedzili ich ruch i puścili w publiczny obieg informacje korzystne dla PZPN. Przebił się przekaz, że Lewandowski jest chciwy.

Wojciech Szczęsny został dodatkowo nominowany w plebiscycie na sportowca roku.

W trakcie czterech spotkań interweniował aż 23 razy – najbardziej spektakularne było intuicyjne zablokowanie dobitki po obronionym karnym z Arabią. Długo utrzymywał nas w grze, to właśnie jemu Czesław Michniewicz zawdzięczał awans do fazy pucharowej mundialu, pierwszy od 36 lat. Gdyby nie Szczęsny, na nic by się zdała zmasowana obrona Polaków. […] Zachwycali się nim eksperci z całego świata, Włosi stwierdzili, że Polacy powinni mu postawić pomnik w podzięce, bo „bez Wojciecha Szczęsnego byłaby sportowa masakra”. On sam podchodzi do tego z dystansem. – Najpierw musieliby mnie „odkamienować” za to wszystko, co działo się po poprzednich wielkich turniejach. I z tych kamieni rzeczywiście mogliby postawić pomnik – stwierdził zawodnik, dla którego był to piąty wielki turniej, ale dopiero pierwszy, w którym był w wybitnie wysokiej formie. – EURO 2016 też zacząłem bardzo dobrze, ale doznałem kontuzji w pierwszym meczu i potem nie grałem. Pomiędzy byciem w formie a tym, co wydarzyło w Katarze, jest wielka różnica – powiedział bramkarz, który rozegrał turniej życia. 

Bartosz Bereszyński podsumowuje mundial.

Nie mogę nie zapytać o grę na lewej obronie – czy ten mundial to ostateczne „zaślubiny” Bartosza Bereszyńskiego z tą pozycją w reprezentacji? Grał pan świetnie, chyba w końcu się oswoił z tym miejscem na boisku, wcześniej to była „szorstka przyjaźń”, raczej przymus niż wolna wola.

Od wielu lat nie mieliśmy w reprezentacji Polski lewonożnego piłkarza, grającego na tej pozycji na co dzień w silnym klubie. Nicola Zalewski jest raczej wahadłowym pomocnikiem, grającym ofensywniej. Nie mamy typowego lewego obrońcy, takiego jakim po prawej stronie jestem ja, Matty Cash, Tomek Kędziora, Robert Gumny, a wcześniej Łukasz Piszczek. To typowi prawi obrońcy występujący na tej pozycji w silnych, zagranicznych klubach, a z lewej strony od dawna jest deficyt. Bo i Tymek Puchacz to też bardziej wahadłowy pomocnik niż obrońca. Nawiązując do pytania – liczyłem i wyszło mi, że z tych 50 meczów w kadrze więcej rozegrałem na lewej niż na prawej obronie, więc to dla mnie żadna nowość. Można nazywać mnie lewym obrońcą reprezentacji Polski, choć sam nigdy się nim tak w stu procentach nie poczuję. To nie jest moja pozycja, ale wiedziałem jedno: jeśli tylko będę dobrze przygotowany do turnieju pod względem fi zycznym, to sobie poradzę wszędzie – w trzyosobowym bloku, na prawej lub lewej stronie. Znam swoją wartość. Dziś łatwo o tym mówić, nazywać mnie „cichym bohaterem”, a przecież przed turniejem – o czym mówiłem po spotkaniu z Meksykiem – wielu w ogóle nie widziało mnie w składzie. A ja nigdy nie pękałem, tak było choćby w marcowym barażu o awans do MŚ. Zagrałem na lewej obronie przeciwko Dejanovi Kulusevskiemu, chyba najgroźniejszemu zawodnikowi reprezentacji Szwecji, i nie dość, że wygraliśmy, to jeszcze skrzydłowy Tottenhamu niczego nie pokazał. Wiedziałem, że w moim przypadku kluczem do dobrego występu na mundialu będzie optymalne przygotowanie motoryczne. To moja główna siła i największy atut. Jadąc tutaj, wiedziałem, że będzie dobrze, a awans do 1/8 fi nału tylko pomógł, dostrzeżono moje zalety. Cieszę się, że pomagałem drużynie, bo ona jest najważniejsza.

We wszystkich meczach formacja defensywna niemal cały czas była „pod prądem”. Obrońca bardzo cierpi w takich spotkaniach, będąc nieustannie poddawanym różnego rodzaju presji?

Jesteśmy jak saperzy. Z Meksykiem i Arabią Saudyjską nie wykorzystaliśmy kilku wspaniałych okazji do strzelenia gola, ale mecze skończyły się pozytywnymi wynikami, awansowaliśmy do 1/8 fi nału i o wszystkim zapomnieliśmy. Obrońcy nie mają takiego komfortu jak gracze ofensywni. Jeden błąd, stracony gol i odbiór jest inny. Ludzie z tyłu mogą zagrać fantastyczne 90 minut, ale raz się pomylą w doliczonym czasie, zespół przegra 0:1 i jesteś tym najgorszym. Z przodu jest odwrotnie – oczywiście, po porażce nikt nie pochwali za nieskuteczność, ale zwycięska bramka w ostatniej chwili zamazuje wszystkie błędy. Pomyłka popełniona na naszej pozycji bywa niewybaczalna.

Po meczach w mundialu czuł się pan bardziej zmęczony niż po występach w Serie A?

Psychicznie na pewno. Patrząc jednak na wyniki motoryczne, liczbę sprintów, szybkich biegów, pokonanego dystansu itd. – mogę stwierdzić, że wszystko było na wysokim poziomie, takim, jakiego oczekiwałem. Ale z powodu tego obciążenia psychicznego nogi bolały bardziej. Czuliśmy, że to ważny turniej, że patrzy na nas więcej ludzi, nie tylko na stadionach, ale i przed telewizorami. Bycie na świeczniku dokłada stresu, a stres wyniszcza człowieka, wysysa energię i organizm był bardziej wycieńczony niż zwykle.

Mniej strachu, więcej radości. Apel Kamila Kosowskiego.

Tematem numer jeden od niedzieli stała się przyszłość kadry i selekcjonera. Nie wiem, jakie są zapisy w kontrakcie Czesława Michniewicza. Okazuje się, że nie wie tego także prezes PZPN, co jest nawet nie kuriozalne, ale wręcz tragikomiczne. Szczerze mówiąc, jest mi obojętne, czy Michniewicz zostanie na stanowisku. W naszej piłce trzeba by zmienić dosłownie wszystko, aby wszystko dobrze funkcjonowało. Mam nadzieję, że ktokolwiek będzie selekcjonerem reprezentacji Polski, zacznie wymagać od piłkarzy sukcesów na miarę ich możliwości. Chciałbym, by wyjście z grupy nie było traktowane jak zdobycie mistrzostwa świata, a teraz tak jest. Mamy zawodników znakomitych klubów, a gramy gorzej chociażby od Kanady, USA czy Australii. W porządku, te drużyny też już odpadły, ale w nich widać było chęci, zaangażowanie, parcie na bramkę i dążenie do wygranej za wszelką cenę. Co było widać u nas? Strach przed stratą gola, murowanie bramki i grę na dwa uda – albo się uda, albo się nie uda. Nie o to chodzi w piłce na najwyższym poziomie.

fot. Fotopyk

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

28 komentarzy

Loading...