Reklama

PRASA. Kasperczak: Nie ma co kalkulować. Mamy 1. miejsce i trzeba je utrzymać

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

30 listopada 2022, 09:24 • 7 min czytania 13 komentarzy

Prasa w dniu meczowym? Niespodzianka – wszyscy mówią o meczu Polska kontra Argentyna. Zapraszamy na przegląd prognoz, ocen i wątpliwości.

PRASA. Kasperczak: Nie ma co kalkulować. Mamy 1. miejsce i trzeba je utrzymać

Sport

Janusz Kudyba o mundialu.

Cztery punkty w dwóch meczach – taki dorobek reprezentacji Polski w mistrzostwach świata satysfakcjonuje pana jako kibica?

– Myślę, że tak, biorąc pod uwagę całokształt. W meczu z Meksykiem prawie wszyscy narzekali na styl gry naszej reprezentacji, ale trener Czesław Michniewicz zrobił to z premedytacją. Po prostu zadecydował pragmatyzm szkoleniowca. W meczu z Arabią Saudyjską raziło mnie to, że jeździliśmy czterema literami po murawie pięć metrów przed naszą bramką. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy, bo widać, że każdym meczem trener Michniewicz wyciąga wnioski.

Wielu kibiców narzeka, że futbol w wydaniu biało -czerwonych jest „ciężko strawny”, brzydki dla oka. Pana też to irytuje?

Reklama

– Powiedzenie „cel uświęca środki” jest prawdziwe. Praktycznie od meczu barażowego ze Szwecją „kopaliśmy się po czołach”. W rozgrywkach ligowych tylko „Zielak” demonstrował wysoka formę, Szczęsny grał przeciętnie, a Lewandowski w kratkę, nie wykorzystał między innymi rzutu karnego w Barcelonie. W pierwszym meczu na mistrzostwach z Meksykiem nie chcieliśmy przede wszystkim stracić gola i to się udało zrealizować. Z Arabią Saudyjską zagraliśmy wyrachowany futbol, który przyniósł zwycięstwo. Cztery punkty to kapitał, na którym można zbudować jeszcze więcej. 

Mama Kamila Glika przewiduje wynik meczu z Argentyną.

– Byłyśmy w Marinie. Cudowne miejsce. Trochę pospacerowałyśmy po tutejszej okolicy. Pięknie, czysto, oświetlenie wieczorem cudne. Miła obsługa w restauracjach. Mimo wielu zakazów nie jest tak źle, jak sobie wyobrażałyśmy – mówi mama Kamila. Dłuższe eskapady nie wchodzą w grę. – Możliwości są, ale z dziewczynkami trudno gdzieś się dalej ruszać. Valentina ma 3-latka, więc dłuższe wyprawy ją męczą. Była możliwość wyjazdu do Doha na tamtejszy suk czyli targ, ale jeszcze się nie wybrałyśmy. Na pewno będzie jednak na to czas. Pojedziemy tam same, bez dziewczynek. Za to zamierzamy wybrać się do tutejszego ZOO – tłumaczy pani Grażyna. W ubiegłym tygodniu zawodnicy mogli się też spotkać ze swoimi najbliższymi. Tak było też i w niedzielę, kiedy to odpoczywali po zwycięstwie 2:0 z Arabią Saudyjską. Teraz już jednak wszyscy skupiają się na tym, co będzie w starciu z Argentyńczykami. To mecz i o zwycięstwo w naszej grupie C, i oczywiście o awans do fazy pucharowej, co biało -czerwonym nie udało się od 1986 roku w Meksyku. Grażyna Glik przed Euro 2016 trafnie przepowiedziała przed turniejem, że będzie dobrze i faktycznie tak było, bo awansowaliśmy wtedy do ćwierćfinału imprezy. Jak będzie w konfrontacji z „Albiceleste”, która elektryzuje fanów nie tylko w Argentynie i w Polsce? – Jestem pewna, że w środę będziemy mogli cieszyć się z wyjścia z grupy – mówi nam Grażyna Glik. Oby miała rację, jak sześć lat temu!

Super Express

Kazimierz Węgrzyn i jego przepis na sukces.

Reklama

– Co zrobić, żeby zatrzymać Messiego?

– Wielu próbowało i wielu się nie udało (śmiech). To jest taki piłkarz, który stoi, drepcze. Koło 70. min zastanawiałem się, jak Messi zostanie oceniony przez naród, który tak licznie przyjechał do Kataru. Gdyby nie strzelił gola, to pewnie negatywnie, bo wielkiego meczu nie grał. Ale nagle strzela gola i odmienia losy meczu. To piłkarz może nie tak dobry jak kilka lat temu, ale wciąż wyśmienity. Szybka noga, trzeba się go najbardziej obawiać.

– Postawienie autobusu w bramce może się źle skończyć. Ofensywna gra również. Jak więc zagrać?

– Myślę, że musimy wykorzystać naszą szybkość. Lewandowski, tak samo jak z Arabią Saudyjską, nie będzie miał łatwego życia. Argentyńscy obrońcy grają bardzo ostro i zdecydowanie. Trzeba będzie wyciągać obrońców, grać skrzydłami i wychodzić w drugie tempo.

Fakt

“Fakt” odwiedził rodzinną miejscowość Dybali.

Korzeniami Paula Dybali zainteresował się sołtys Kraśniowa, Michał Michalski (63 l.). – Przez większość życia byłem nauczycielem historii i języka polskiego. Gdy w 2013 roku kupiłem tu działkę, zainteresowałem się historiami związanymi z tym miejscem. W ten sposób szybko trafiłem na sprawę korzeni Paula Dybali – opowiada Michalski. – Poszedłem zobaczyć posesję, gdzie mieszkał dziadek. Dom, który obecnie się na niej znajduje, postawiono jednak później. Nikogo z najbliższej rodziny w okolicy już nie ma – dodaje sołtys Kraśniowa.

Przegląd Sportowy

Tomasz Kuszczak na mundialu jest gościem FIFA.

Jest jedynym Polakiem wśród FIFA Legends – byłych, wybitych piłkarzy, którzy zostali zaproszeni przez federację na fi nały mistrzostw świata. […] Nad samym morzem wyrasta imponujący bryłą hotel.Nie ma szans, by podjechała tam choćby taksówka. Przed wprawiającym w osłupienie budynkiem stoją jedynie wynajęte przez FIFA luksusowe samochody, brak też możliwości wejścia dla mediów. Wstęp mają wyłącznie zakwaterowani tam byli piłkarze, członkowie FIFA oraz ich goście. Jesteśmy gośćmi Kuszczaka, wchodzimy więc na ten ściśle strzeżony teren. […] Pilnie strzeżony hotel można oczywiście opuszczać – wystarczy słowo i kierowca zabiera nas tam, gdzie sobie życzymy. Jedziemy spróbować wybitnej kawy w lokalu, który założył niedawno poznany przez Kuszczaka biznesmen. Bo to jest właśnie druga strona mundialu – to nie tylko futbol, w Katarze można spotkać ciekawych ludzi, napić się jednej z najdroższych kaw na świecie, nawiązać wartościowe kontakty. Kawiarnia Sidamo Cafe na 27. piętrze, którą prowadzi Kanadyjczyk z pochodzenia, z afrykańskimi i arabskimi korzeniami, ma widok właśnie na hotel FIFA Legends. Po kilku godzinach zjeżdżamy z chmur na ziemię. Kuszczak wraca do hotelu, wieczorem jedzie na kolejny mecz. My wracamy do centrum prasowego z przeświadczeniem, że kilka godzin spędziliśmy w innym świecie. W świecie legend.

Dino Zoff mówi o Wojciechu Szczęsnym.

Warto wspomnieć, że na mundialu w 1982 roku zatrzymał pan w wielkim stylu strzał głową Oscara w meczu z Brazylią. Według wielu to jedna z najpiękniejszych parad w historii MŚ. Jak określa pan natomiast interwencję Szczęsnego?

Nie powiedziałbym, że była najpiękniejszą, którą do tej pory zobaczyłem w imprezie w Katarze. Określiłbym ją raczej jako najtrudniejszą. I według mnie dla rozwoju akcji obrona rzutu karnego była ważniejsza niż obrona dobitki: ta pierwsza interwencja pozwala potem golkiperowi odbić piłkę po drugim strzale. W ciągu kilku sekund Szczęsny udowodnił jeszcze raz, że jest bramkarzem światowego formatu, ale tym mnie nie zaskoczył. Oglądam spotkania Juventusu, skądinąd stałem przecież między tymi samymi słupkami, między którymi staje teraz Szczęsny, i od dłuższego czasu nie mam żadnych wątpliwości, jeżeli chodzi o umiejętności Polaka. I na mistrzostwach świata prezentuje się świetnie.

Co musi według pana robić bramkarz po obronie rzutu karnego, żeby potem postarać się zatrzymać dobitkę?

W takich okazjach trzeba rzucić się do przodu, zamknąć bramkę najbardziej jak to możliwe oraz dotknąć piłkę na tyle mocno, żeby posłać ją daleko stamtąd. Udało mu się zrobić to wszystko i uratował drużynę w newralgicznym momencie spotkania. Dało to dużo energii innym polskim zawodnikom. A ja bardzo się cieszę z tego, co zrobił: byłem bramkarzem, więc oczywiście wspieram wszystkich golkiperów. Mam nadzieję, że Szczęsny dalej będzie występował na tym poziomie.

Henryk Kasperczak ma swoją teorię na temat meczu z Argentyną.

– W środę przede wszystkim nie można liczyć na remis. Musimy grać normalnie, o zwycięstwo. Tak jak zrobiliśmy to w konfrontacji z Arabią Saudyjską. Kreowaliśmy grę, wychodziliśmy z piłką, stwarzaliśmy sobie sytuacje, bo były przecież jeszcze słupek i poprzeczka – mówi Kasperczak. Jego zdaniem w starciu z Arabią Saudyjską (2:0) kluczowa była zmiana ustawienia zespołu w stosunku do tego, który widzieliśmy w meczu z Meksykiem (0:0). – Było więcej kreatywności, graliśmy bardziej ofensywnie. A takie właśnie tendencje obserwujemy w mistrzostwach świata. Liczą się technika, szybkość, dynamika. I właśnie bardziej dynamiczni byliśmy w drugim meczu. Te elementy trzeba zachować. Do tego musi być odpowiednie nastawienie mentalne. Zawodnicy muszą wyjść na boisko, by wygrać. Tu nie ma co kalkulować, jesteśmy na pierwszym miejscu w grupie i żeby je zachować, trzeba zwyciężyć – apeluje Kasperczak.

Historia Leszka Przybyłowskiego, Polaka w Argentynie.

– Mówili na mnie „El Gringo”, bo byłem jedynym blondynem w zespole. Jedyne, co mi doskwierało, to fakt, że nikt nie potrafi ł wymówić mojego imienia. Zawsze je przekręcali. Moja mama mówiła na mnie „Lesiu”, to potem już Argentyńczycy potrafi li wymawiać i tak zostało – wspomina. Jego nazwisko przekręcały nawet argentyńskie gazety. W nielicznych relacjach gazetowych z tamtego czasu funkcjonował jako Preoclovsky. Wówczas lepiej posługiwał się językiem hiszpańskim niż polskim. W 1975 roku nieoczekiwanie pojawił się na treningu Wisły Kraków. – To było bardzo fajne doświadczenie. Moja ciocia pracowała w gazecie „Echo Krakowa”, a akurat zdobyliśmy mistrzostwo ligi prowincjonalnej. Wyszła taka książeczka sportowa „El Grafi co”, a ja byłem na pierwszej stronie. Fajne to było uczucie iść po mieście, gdzie cię rozpoznawali. Taksówki miałem za darmo, bo wielu kierowców było kibicami Instituto. Mama wycięła zdjęcie i wysłała mojej cioci, a ona wydrukowała je w gazecie. Tak zainteresowała się mną Wisła, wkrótce przyszło zaproszenie – opowiada.

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...