“Fakt” koronuje Czesława Michniewicza, “Sport” daje dziesiątkę Wojciechowi Szczęsnemu, Lothar Matthaus docenia poprawę w grze Polaków. Prasa wciąż żyje meczem z Arabią Saudyjską.
Sport
Oceny za mecz Polska – Arabia Saudyjska.
Wojciech SZCZĘSNY – 10
W zasadzie zabrakło skali, by ocenić to, co zrobił w tym spotkaniu. Sytuacja przy rzucie karnym to bezapelacyjnie kandydatura numer jeden do interwencji mundialu. I nie ma znaczenia, że gdyby dobitka Saudyjczyka była celna, to gol pewnie nie zostałby uznany. Przecież w chwili, w której polski bramkarz odbił jego strzał, nie mógł o tym wiedzieć. Przyznał to dopiero po meczu. Po przerwie niezmiennie znakomity. Zatrzymał drugą stuprocentową sytuację rywala. Był niezniszczalny i kuloodporny. Dziennikarze BBC nazwali go, z czym się w stu procentach zgadzamy, najlepszym bramkarzem mundialu w Katarze. I oby tak zostało do końca turnieju.
Bartosz BERSZYŃSKI – 7
To był kolejny bardzo dobry występ tego zawodnika. Widać, że jest bardzo dobrze przygotowany do mundialu pod względem kondycyjnym. Jego stroną Saudyjczycy atakowali zdecydowanie rzadziej niż stroną Casha, a to dlatego, że ich najczęściej wyprzedzał i neutralizował ich zapędy. Nasza taktyka była tak skonstruowana, że niewiele pokazał z przodu, gdzie widziano go dopiero pod koniec meczu, a wiemy, że i tak potrafi być pożyteczny.
Jakub KAMIŃSKI (27 minut) – 5
Bardzo dobra, dynamiczna zmiana. Kilkanaście sekund po wejściu na boisko mógł mieć na koncie asystę. Podawał Lewandowskiemu, który trafił w słupek. Jego pojawienie się na placu gry otworzyło prawe skrzydło. Parę razy ścigał się ze zmęczonymi już rywalami i zmęczył ich jeszcze bardziej. W kluczowym momencie, bo niedługo przed strzeleniem drugiego gola. Jeżeli to miała być kolejna część planu Michniewicza, to jest on… szamanem.
Robert Lewandowski o meczu z Argentyną.
Jak zagramy z Argentyńczykami?
– Trzeba będzie zachować balans. Trzeba grać uważnie i dobrze w defensywie, ale trzeba też próbować atakować. Jak widzimy, wiele teoretycznie słabszych drużyn atakuje, ryzykuje i to się im opłaca. Oczywiście wiemy, jakich Argentyna ma zawodników, i że trzeba być czujnym. Zobaczymy, jak ten mecz się poukłada. Spotkanie z Arabią Saudyjską dało mi przekonanie, że na tych mistrzostwach świata wiele jeszcze może się wydarzyć, a sytuacje dla nas mogą się pojawić również z tak klasowymi rywalami, jak nasz najbliższy. Im też możemy strzelić gole.
Patrząc na układ grupy C, może być w środę sporo kalkulowania.
– Argentyna wciąż jest nie tyko faworytem grupy, ale całych mistrzostw świata. Dla nas będzie to wielkie wyzwanie, zmierzyć się z nią. Trzeba zrobić wszystko, żebyśmy awansowali z tej grupy, a co trzeba będzie zrobić, żeby osiągnąć zakładany cel i jaki wynik osiągnąć – tego dowiemy się już wszyscy… po tym środowym spotkaniu.
Ciśnienie trochę z was zeszło?
– Wiemy, jak wygląda pierwsza kolejka. Presja towarzyszy wtedy każdej drużynie, każdemu zawodnikowi. Zdajemy sobie sprawę, jakiej rangi jest to turniej. Gdy jesteś w lepszej drużynie i masz graczy z jakością, to presja jest trochę mniejsza. Kiedy z kolei grasz w mniej klasowym zespole, to napięcie jest większe, bo wiesz, że możliwości jest mniej. Trzeba brać to, co jest, co już się ma i skupić się na kolejnym zadaniu, kolejnym spotkaniu.
Paweł Sibik omawia mecze reprezentacji Polski.
Największe mankamenty w naszej grze?
– W dalszym ciągu fatalnie wyprowadzamy piłkę z własnej połowy. Nasi pomocnicy są „w cieniu”, unikają gry. Są tak ustawieni, jakby byli przygotowani na stratę piłki i jej odbiór. Wtedy nasi obrońcy zmuszeni są grać długą piłkę. Nie rozumiem tego, dlaczego nasi reprezentanci nie kreują gry na własnej połowie boiska, nie chcą rozgrywać piłki.
Za co można pochwalić podopiecznych Czesława Michniewicza?
– Przede wszystkim za grę w obronie, już w drugim meczu nie straciliśmy bramki. Skuteczność w obronie była bardzo dobra. A w ataku zrobiliśmy swoje, sprowokowaliśmy przeciwnika do popełnienia błędu.
Powinniśmy się bronić, czy wściekle atakować?
– Rozbawił mnie pan. My i wściekły atak? Oddamy pole Argentyńczykom i będziemy czekać, by zadać im zabójczy cios. Tylko jak to zrobić? To już zmartwienie Czesława Michniewicza i jego piłkarzy.
Milan Borjan w rozmowie ze “Sportem”.
Jak ocenia pan mundial w waszym wykonaniu?
– Z Belgią pokazaliśmy, że potrafimy grać, a o tym, że nie wygraliśmy, zdecydował brak szczęścia. Tak to czasami jest w futbolu, że mimo przewagi, mimo stwarzanych sytuacji przegrywa się. Mogę być jednak dumny ze swoich kolegów, ze sztabu szkoleniowego, a także z kibiców, którzy w takiej liczbie nas wspierają. To niesamowite, ilu na trybunach jest fanów w czerwonych barwach, którzy od długiego czasu tak w nas wierzą! Drugi mecz pozbawił nas nadziei.
Pamięta pan swój pobyt w Koronie Kielce wiosną 2017 roku?
– Oczywiście! To było kilka miesięcy, ale o nich nie zapomniałem. To był dla mnie naprawdę świetny okres. Do teraz utrzymuję zresztą kontakt z osobami z Kielc. Czułem się tam naprawdę dobrze, miałem wsparcie, na wszystkich ludzi z klubu czy z miasta mogłem liczyć. Takich rzeczy się nie zapomina. Z Kielc i z Polski mam naprawdę świetne wspomnienia.
Super Express
Wojciech Szczęsny o obronionym rzucie karnym.
– Masz świadomość, że twoje interwencje zapiszą się w historii polskiej piłki?
– Czy będziemy to wspominać na lata, to okaże się po trzecim meczu. Jeśli nam coś da, to będziemy pamiętać. A o interwencjach, które nic nie dały, nikt nie pamięta.
– Od stycznia 2021 zanotowałeś osiem obronionych karnych. Kosmiczny wynik.
– Troszkę tych karnych łapię. Chyba mam więcej obronionych niż puszc z o ny c h p r z e z ostatnie dwa lata. Fajnie, czasami praca się opłaca. Przepraszam, ale przy takich statystykach trudno być skromnym (śmiech).
– Na zawodnika meczu wybrano Lewandowskiego, ale nie brakuje głosów, że statuetka powinna być dla ciebie.
– Zupełnie nie mam z tym problemu, że Robert dostał statuetkę. Może się dogadamy i pokroimy ją na pół. Wtedy on będzie miał swoją i ja swoją.
Robert Lewandowski o strzelonym golu.
– Jak dużą ulgę poczułeś, gdy piłka wpadła do siatki?
– To nie ulga. Dla napastnika to spełnienie marzeń. Zdaję sobie sprawę, że dla kapitana drużyny dobro drużyny jest na pierwszym miejscu, ale z tyłu głowy zawsze jest chęć zaznaczenia swojej obecności zdobyciem bramki. To zwycięstwo ita bramka wiele dla mnie znaczy. Asysta daje zadowolenie, ale bramka to podsumowanie tego wszystkiego, czego mi osobiście brakowało.
– Chciałbyś komuś tę bramkę zadedykować?
– Zawsze pierwsze bramki dedykuję mojemu tacie i teraz nie będzie inaczej. Oczywiście dedykuję całej mojej rodzinie, bo wiedzą, ile to dla mnie znaczyło. Dedykuję za to, jak mnie wspierają. Tylko oni wiedzą, jak czasami jest ciężko. Dla nich to zwieńczenie tego, że są ze mną i robią wszystko, żebym czuł się na boisku jak najlepiej.
Fakt
Lekki odlot Faktu, który koronuje Czesława Michniewicza za wygraną z Arabią Saudyjską i porównuje go do Antoniego Piechniczka.
Scaloni i Messi o meczu z Polską.
– Czeka nas trudne zadanie. To poukładany zespół. Wiemy też, że zagra zupełnie inaczej niż we wcześniejszych meczach. Każdy z naszych rywali zmienia swoją taktykę na spotkania z nami. Nie tylko ze względu na Leo, ale też ze względu na pozostałych piłkarzy, bo mamy świetny skład – przekonuje argentyński selekcjoner. […] – Nie mamy już na sobie tego balastu. Ale nie ma też miejsca na błąd. Wiemy o tym i zrobimy wszystko, by wygrać – podkreśla Messi.
Katar od mniej luksusowej strony.
Kolega Vikrama nabierał wodę do pięciolitrowego baniaka. Stał przy kranie długo, bo ciśnienie było słabe. Nie miał jednak wyjścia, w domu z kranu nie leci nic.– Zdarzają się awarie, dlatego tu mamy kran – mówi nam Vikram, który do Kataru trafił pięć lat temu. […] – W Indiach pewnie miałbym gorzej. No i jest bezpiecznie, tam co chwila ktoś kogoś okradał, napadał – wymienia zalety Kataru, jakby chciał się usprawiedliwić, że wciąż tu mieszka. […] Po tygodniu spędzonym w katarskim przepychu zwiedzanie okolicy, w której mieszka Vikram, szokuje. Szklane wieżowce zastępują obdrapane budynki, często zamieszkiwane na dziko.
Przegląd Sportowy
Radosław Majdan z felietonem o mundialu.
Były momenty w spotkaniu z Arabią, że cierpieliśmy, ale to jest także wpisane w fi lozofi ę gry Czesława Michniewicza. Z tą różnicą, że mecz z Saudyjczykami różnił się od tego z Meksykiem przede wszystkim tym, że chcieliśmy grać w piłkę, dążyliśmy do stwarzania sytuacji. Zapanowała euforia, cieszymy się z wyniku, lecz były także momenty, kiedy rywal dominował. Nie chcąc się czepiać, uważam, że powinniśmy się radować z rezultatu, ale analizujmy, wskazujmy słabe punkty. W rywalizacji z Argentyńczykami istotne będzie, żeby nasi defensywni pomocnicy nie zostawiali przestrzeni w tzw. strefi e między liniami. Przeciwko Argentynie będzie to bardzo trudne, bo to my będziemy „cierpieć”, to rywale będą przy piłce. Mam także nadzieję, że w środę wyjdziemy na dwóch napastników. Co będzie najważniejsze w rywalizacji z Argentyńczykami? Spokój. Drużyna, która dobrze „cierpi”, to taka, która nie popada w panikę, kiedy nie jest przy piłce. Przesuwa, reaguje, zwraca uwagę, gdzie jest futbolówka i gdzie są przeciwnicy wchodzący w wolne przestrzenie, żeby nie zostawiać ich osamotnionych.
Lothar Matthaus po meczu z Arabią Saudyjską.
Między meczami z Meksykiem i Arabią Saudyjską trwała w Polsce dyskusja, czy należy grać aż tak paskudnie, jak w naszym pierwszym mundialowym spotkaniu, gdzie w zasadzie odpuściliśmy ofensywę, czy jednak nie można wychodzić na mecz z nastawieniem „przede wszystkim nie przegrać”.
Sam wtedy zwróciłem uwagę na bardzo zły występ reprezentacji Polski. Nawet nie próbowaliście zagrozić bramce Meksyku. Jednak jedną sprawą jest efektowna gra, a drugą wyniki. Proszę zwrócić uwagę, że w tym mundialu wiele słabszych zespołów osiągnęło w pierwszej kolejce bezbramkowe remisy z wyżej notowanymi rywalami. Tak jak na przykład Polska z Meksykiem. Dzięki temu taki zespół po pierwsze zdobywa punkt, ale przede wszystkim odbiera dwa punkty silniejszemu rywalowi. I jeśli w drugim meczu się nie przegrywa, to ma się szansę na decydujące spotkanie.
Pana słowa po meczu z Meksykiem były bardzo stanowcze.
Bo po prostu z Meksykiem zagraliście słabo. Teraz sytuacja jest inna. Z Arabią Saudyjską zaprezentowaliście się już znacznie lepiej, wygraliście, macie cztery punkty, żadnego straconego gola. Jednak czeka was trudny finał, bo żeby być pewnym awansu do fazy pucharowej, musicie z Argentyną zremisować. Gdybyście z Meksykiem zagrali tak, jak w sobotę przeciwko Saud y j c z y k o m , już byście świętowali awans.
Dziennikarze “PS” o słowach Czesława Michniewicza.
Na szczęście Czesław Michniewicz w porę się opamiętał, pomogło mu w tym pytanie, które podczas piątkowej, przedmeczowej konferencji prasowej zadała Iza Koprowiak, i odpowiedział z klasą […] Gdy jest się selekcjonerem kadry, słowa mają dużo szerszy zasięg, zdecydowanie większą siłę rażenia i ważą nieporównywalnie więcej. Nie wszystkie jego żarty są interpretowane tak, jak tego by chciał. Szczególnie na tak poważnej imprezie, jaką są mistrzostwa świata. Michniewicz potrafi opowiadać barwnie i ciekawie. Czasem jednak słowo wymyka mu się spod kontroli – i dokładnie tak było w tym przypadku. Na szczęście opamiętanie przyszło w porę. Nie to, co w Korei podczas MŚ w 2002 roku, kiedy piłkarze – za przyzwoleniem, akceptacją i przy milczącym selekcjonerze Jerzym Engelu – krzyczeli do dziennikarzy: „Kapusie”, „Pedały”, „Wodogłowie” i różne inne tego typu wymyślne hasła. Tam nikt nad tym nie zapanował, Engelowi podobała się narracja zbudowania oblężonej twierdzy: „Zobaczcie, nie tylko Koreańczycy są przeciwko nam, ale także nasze media”, więc przez kilka dni pozwalał, by piłkarze bezkarnie obrażali dziennikarzy, zamiast ich uciszyć. Sprawę zakończył dopiero będący wtedy wiceprezesem PZPN Zbigniew Boniek. Ale tamto starcie nijak się miało do tego, co przez moment narastało teraz w Katarze. Na szczęście takiego wybuchu jak w Korei nie było. To, co działo się tutaj, to nawet nie były strzały z kapiszonów.
Leszek Jarosz o mundialach i bojkotach.
Impulsem do rozwoju polskiej piłki na pewno był brązowy medal reprezentacji Kazimierza Górskiego w 1974 roku. Pan w książce zaskakuje nawet samych bohaterów tamtego sukcesu, gdy mówi im pan: „Panowie, niewiele brakowało, a na ten mundial w ogóle byście nie pojechali, choć się na niego zakwalifikowaliście”. Historia jest związana z ZSRR.
Nieskromnie powiem, że chyba to pierwsza tego typu publikacja na ten temat. Po prostu w 1974 roku groził bojkot mistrzostw świata ze strony krajów komunistycznych. Oprócz Polski z naszego „bratniego” obozu komunistycznego zakwalifikowało się NRD, Bułgaria, jak również Jugosławia. Co do tego ostatniego kraju, oczywiście wiadomo, że on pod rządami Tito był niezależny. ZSRR wówczas nie zakwalifikował się do mistrzostw świata. Ale nastąpiło to w mocno kontrowersyjnych okolicznościach. Sowieci musieli grać baraż międzykontynentalny z Chile. Pierwszy mecz w Moskwie zremisowali, a rewanż zaplanowano w Santiago. Tyle że Chile było wstrząśnięte przewrotem wojskowym, w którym socjalistyczny prezydent związany z ideologią komunistyczną Salvador Allende został obalony przez generała Augusto Pinocheta. Na Stadionie Narodowym w Santiago urządzono obóz koncentracyjny, w którym przetrzymywano i torturowano przeciwników Pinocheta. Rosjanie odmówili wyjazdu i poniekąd wydaje się, że racje moralne stały po ich stronie.
Cytuje pan jednego z więźniów, że nawet kiedy przedstawiciele FIFA wizytowali stadion w Santiago przed meczem, to ich po prostu przeniesiono w inne miejsce, schowano.
Ukryto ich. Do dziś w Santiago zostawiono kawałek trybun i pomieszczeń w takim stanie, w jakim były w roku 1973, kiedy przetrzymywano tam więźniów. Można powiedzieć, że Rosjanie rozgrywali swojąpolityczną grę. Liczyli nawalkower, bo po remisiew Moskwie trochę obawialisię rewanżu w Chile. Porażka w Santiago byłaby dla nich de facto propagandową kompromitacją. Tobył skomplikowany proces. FIFA nie dostrzegała kwestii łamania praw człowieka w Chile. Wysłano, jak pan wspomniał, specjalną delegację i dokonano inspekcji stadionu. FIFA stwierdziła, że rzeczywiście przebywają tam ludzie, ale oni nie mają dokumentów i w zasadzie są przetrzymywani czasowo, by ustalić ich tożsamość. To była wielka kompromitacja międzynarodowej federacji. Do meczu de facto doszło. Na boisko w wyznaczonym terminie wyszła tylko jedenastka Chile. Sędzia gwizdnął, Chilijczycy zrobili akcję, zdobyli bramkę i na tym mecz się zakończył. Reprezentacji ZSRR na boisku nie było. Właśnie z tego powodu na Zachodzie – w Niemczech czy Wielkiej Brytanii – bardzo głośno mówiono, że może dojść do bojkotu mundialu ze strony obozu krajów komunistycznych. Anglicy wyeliminowani przez Polskę aż przebierali nogami, bo liczyli, że wskoczą na jej miejsce. Paradoksalnie uratowali nas sami Sowieci. Właśnie w 1974 roku miano dokonać wyboru gospodarza igrzysk olimpijskich w 1980 roku. Dla Rosjan to okazało się prestiżową rozgrywką, bo ich jedynym rywalem było amerykańskie Los Angeles. Gdyby Rosjanie zmusili Polskę, NRD i Bułgarię do bojkotu mundialu, to możemy być pewni, że w żaden sposób nie dostaliby igrzysk. Sprawa rozeszła się po kościach, a kilka miesięcy po mundialu Rosjanie wygrali głosowanie w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim i w roku 1980 mogli zorganizować igrzyska.
fot. newspix