Sporo ligowej młócki i zapowiedzi mistrzostw świata we wtorkowej prasie. W rozmówce z “Faktem” Marek Papszun odniósł się do konfliktu ze Zbigniewem Bońkiem.
Sport
Aleksandar Vuković musi zadbać o morale w zespole.
Z drugiej strony trener Aleksandar Vuković już wcześniej zapowiadał, że we wtorek dojdzie do zmian w składzie, bo przecież przed Piastem jeszcze jeden ważny mecz, czyli ligowy wyjazd do Gdańska z sąsiadującą w tabeli Lechią. Nowy szkoleniowiec chce jak najlepiej poznać kadrę i zawodników, zwłaszcza w boju, bo jak sam zapowiadał w Canal+ zimą rewolucji kadrowej przy Okrzei nie będzie. Trzeba więc analizować, zmieniać i poprawiać na tym materiale, jaki jest. A nie jest on słaby, tylko wciąż daleki od ideału. Odpalenie tego silnika, który na papierze ma sporą moc, to główne zadanie „mechanika”, czyli trenera Vukovicia. Tym jednak sztab zajmie się podczas zimowej przerwy. Teraz trzeba zadbać o morale i psychikę drużyny, a wiadomo, że nic tak nie buduje jak zwycięstwa.
Jakub Arak strzela gola za golem.
Jego bramki dały zwycięstwa ze Skrą Częstochowa (1:0) i Chrobrym Głogów (1:0) oraz remis w Niepołomicach (1:1). W sobotni wieczór zaś, w wygranym 3:0 starciu z Chojniczanką, Arak na początku drugiej połowy dał katowiczanom prowadzenie, na krótkim słupku wieńcząc centrę Grzegorza Rogali. – Kuba to po prostu dobry piłkarz, dobrze funkcjonuje na treningach, dobrze czuje się w polu karnym. Czas na niego pracuje. Przez dwa lata był w dobrych klubach (Lechii, Rakowie – dop. red.), ale meczów rozgrywał mniej, a to mimo wszystko zawsze bardziej hamuje niż rozwija. Nadal jest w „wieku produkcyjnym” i mam nadzieję, że będzie to wykorzystywał. W sobotę bramkę na 1:0 zdobył w modelowy sposób, jeśli chodzi o działania napastnika w polu karnym – chwali Rafał Górak, trener GKS-u.
Trochę o chorzowskiej rzeczywistości.
Różne głosy słychać tu i ówdzie oczywiście już teraz; że nie doczekamy hitowego meczu z Wisłą Kraków na Stadionie Śląskim, nad czym się zastanawiano. Że – skoro o stadionach – szepcze się, że miasto ma nosić się z zamiarem zakupu projektu etapowej modernizacji Cichej 6. Takie szepty są dość naturalne w obliczu nadchodzących wyborów samorządowych i tego, że z Ruchem po prostu trzeba zacząć się liczyć po jego sportowej odbudowie. Dlatego też miejska dotacja na 2023 rok może okazać się dużo obfitsza niż tegoroczne 1,8 mln zł i są pewne pomysły na jej montaż. Większe środki na pewno przydałyby się, by wzmocnić drużynę przed rundą wiosenną. Skoro do rozegrania zostanie aż 16 kolejek, a różnice w tabeli są niewielkie, na zakupy z myślą o awansie ruszyć może dobrych 10-11 klubów, a dla Ruchu pewnym sukcesem może okazać się nawet zachowanie obecnej kadry. Patrząc na chorzowski zespół, można przypomnieć sobie przypadek GKS-u Jastrzębie sprzed kilku sezonów, a pewnym wspólnym mianownikiem jest tu trener Jarosław Skrobacz. Jastrzębianie – jak Ruch – przebyli szybko drogę z trzeciej do pierwszej ligi, tam radzili sobie na tyle dobrze, by stwierdzić, że wartość sportowa wielu zawodników okazała się wyższa niż wcześniej warunkował to rynek i stopniowo byli kuszeni przez lepszych, możniejszych pracodawców, a o godnych następców przy niezmieniającym się stanie finansów było bardzo trudno.
Wspomnienie Igora Sypniewskiego.
Kolejny raz wystartował jak wystrzelony z katapulty, zrobił furorę w Radomsku i kontrakt zaproponowała mu Wisła. Pamiętam te chwile – Igor bił się z myślami, stracił pewność siebie, bał się, że w Krakowie nie wytrzyma. Wyjechał bez pożegnania po sześciu meczach, zamykając sobie definitywnie drogę do reprezentacyjnej kariery, chociaż widzieli go w reprezentacji Janusz Wójcik i Jerzy Engel, dając mu szanse pokazania się w dwóch meczach w 1999 i 2001 roku. Nie inaczej było w Szwecji, gdzie trafił po kolejnej dłuższej przerwie. Chwalony w Halmstad, trafił do silniejszego Malmöe, ale szybko stracił impet i w Szwecji nie miał już czego szukać. Był tam potem jeszcze raz dwa lata później, ale szybko wrócił bez prawa jazdy, odebranego mu za jazdę samochodem po pijanemu. Nigdy nikt się od niego w futbolu nie odwrócił, nie usłyszał, że jest niepotrzebny. Wiosną 2005 roku rozpoczął się ten okres jego kariery, który dał mu miejsce w historii i legendzie jego macierzystego i ukochanego ŁKS. To jego triumfalnie znoszono z boiska, gdy po strzelonej przez niego bramce ŁKS pokonał Radomiaka 1:0 i w przedostatniej kolejce zapewnił sobie powrót do ekstraklasy. W ostatniej kolejce już nie było go w składzie. Jeszcze jedna próba: latem następnego roku. Trener Wojciech Borecki zabiera go na obóz do Szamotuł. „Sypek” trenuje z drużyną, ale w sparingu z Lechem nie gra. Z trybun stadionu widać, jak siedzi w oknie pokoju hotelowego z butelką piwa i papierosem w ręku.
Fakt
Marek Papszun o wymianie zdań ze Zbigniewem Bońkiem.
Jak się pan czuł, czytając opinie internautów, że Marek Papszun ma jaja, bo jako jeden z niewielu nie pękł, tylko potrafił postawić do pionu Zbigniewa Bońka?
Ja tak tego nie odbieram. Jeżeli jestem przekonany, że ktoś mnie atakuje bezpodstawnie, nie jest dla mnie istotne, kim jest adwersarz. To dla mnie nie jest autorytet, bo autorytet musi się kierować określonymi zasadami i wartościami. Oczywiście, o ile chce za autorytet uchodzić.
Niedawno relacje ze Bońkiem określił pan jako zimną wojnę. Ostro.
To był żart. Takie sytuacje się zdarzają. Nie jestem ani ze Zbigniewem Bońkiem, ani z nikim innym na ścieżce wojennej. Na nikogo się nie obrażam, ale też jakoś specjalnie mi nie zależy, żeby w jakikolwiek sposób te stosunki ocieplać.
Super Express
Vicenzo Italiano, trener Szymona Żurkowskiego, mówi o swoim podopiecznym.
– Bilans Szymona z tej rundy nie jest imponujący. Zaledwie trzy spotkania, uwzględniając wszystkie rozgrywki.
– Niestety, zaraz po powrocie do Fiorentiny z wypożyczenia do Empoli, gdzie prezentował się naprawdę dobrze, doznał kontuzji. Wefekcie nie mogliśmy z niego skorzystać przez kilka tygodni. W międzyczasie ukształtowała się wyjściowa jedenastka. Trzeba pamiętać, że mam w zespole innych, równie dobrych zawodników, którzy ciężką pracą zasłużyli na występy. Dlatego nie miałem podstaw do dokonywania zmian. Chcę jednak zwrócić uwagę na samo podejście Szymona, który ciężko pracował, aby udowodnić swoją przydatność. Jestem zadowolony z jego dyspozycji. Głowę ma na właściwym miejscu.
– Co może dać reprezentacji Polski?
– Żurkowski bardzo rozwinął się w Serie A. Charakteryzuje go duża dynamika w grze. Ponadto jest bardzo silny, dobrze trzyma się na nogach, trudno odebrać mu piłkę. Potrafi ją także rozegrać. Może grać nie tylko wśrodku pola, lecz także wyżej, bliżej formacji atakującej. Oczywiście, trudno powiedzieć, jaką taktykę zastosuje polski selekcjoner, ale Szymon na pewno może być cennym zawodnikiem.
Przegląd Sportowy
Kilka słów o rywalu Lecha Poznań, czyli Bodo/Glimt.
Do meczów z Lechem przystąpi w zmienionym składzie. Prawdopodobnie odejdzie rosyjski bramkarz Nikita Haikin, napastnik Ola Solbakken i obrońca Alfons Sampsted, których kontrakty kończą się w grudniu. Ten pierwszy, gdyby przedłużył umowę, pewnie i tak nie zostałby wpuszczony do Polski (tak jak Magomied-Szapi Sulejmanow, z Hapoleu Beer Szewa), choć jako jeden z nielicznych rosyjskich piłkarzy potępił wojnę z Ukrainą. Na mecz z AZ Alkmaar nałożył nawet rękawice w kolorach fl agi ukraińskiej. Z kolei Veltlesen może zostać sprzedany. 22-letni pomocnik strzelił w tym sezonie 16 goli (w Norwegii gra się systemem wiosna-jesień), wszystkie z gry, i jest wiceliderem klasyfi kacji strzelców ligi norweskiej. Prowadzi jego klubowy kolega napastnik Amahl Pellegrino. Zdobył 24 bramki, do tego dołożył 10 asyst. Jego rodzice są imigrantami z Tanzanii, ale on urodził się w Norwegii. Ma jednak 32 lat, więc już raczej nikt go nie kupi. Największą gwiazdą drużyny jest jednak wspomniany Berg, który regularnie gra w reprezentacji Norwegii, choć nie zawsze w pierwszym składzie. W ofensywie Bodö/Glimt nie ma sobie równych w lidze (82 bramki w 29 meczach), ale słabiej broni (39 straconych goli) i straciło szansę na obronę tytułu. W ostatniej kolejce walczy o wicemistrzostwo z Rosenborgiem, nad którym ma punkt przewagi.
Marcin Kaczmarek ocenia postępy w grze Lechii Gdańsk.
– Zrobiliśmy naprawdę dużo, żeby tego meczu nie przegrać. Myślę, że musimy wyciągnąć wiele pozytywnych wniosków po tym spotkaniu, bo uważam, że w pierwszej połowie rozegraliśmy dobry mecz. Udało nam się wyeliminować większość atutów Legii. Sami groźnie atakowaliśmy, natomiast po przerwie oczywiście rywal osiągnął przewagę i to jest bezdyskusyjne. Ale wydaje mi się, że mogliśmy przynajmniej zremisować. Bardzo żałuję, że to się nie udało, bo byłby to kolejny fajny bodziec do dalszej pracy. Cóż, to już jest historia, musimy się podnieść po tej porażce, przed nami ważne mecze – powiedział po spotkaniu trener Kaczmarek. – Bardzo się cieszę, że zespół realizuje to, co robimy w trakcie treningów. Konsekwentnie to wdraża, niezależnie od tego, z jakim przeciwnikiem gramy. Mierzyliśmy się z Legią, która była rozpędzona po wyraźnym zwycięstwie 5:2 z Jagiellonią, i wydaje mi się, że możemy być usatysfakcjonowani z postawy w tym spotkaniu. Będę starał się wyciągnąć z tego meczu pozytywne elementy, oczywiście nie zapominając o tym, co było złe. Bo jednak straciliśmy dwie bramki, błędy się pojawiły i Legia doprowadziła do tego, że z Warszawy wyjeżdżamy bez punktów – dodał szkoleniowiec Lechii.
Veljko Nikitović o Górniku Łęczna po spadku z najwyższej ligi.
Gdzie jest Górnik Łęczna pół roku po spadku z Ekstraklasy?
Najpierw powiem, gdzie się znajdowaliśmy. Górnik był wielkim placem budowy. Wbrew oczekiwaniom drużyna kompletnie się rozpadła. Na obóz po sezonie do Kielc pojechało dziesięciu juniorów i tylko ośmiu zawodników na kontraktach. Mogliśmy mieć duże wątpliwości, czy to się uda pozbierać w całość. Na szczęście okno transferowe było dość długie i udało się zbudować zespół dający nadzieję, że pogra o coś konkretnego.
Trochę ponad dwa lata temu Górnik był w II lidze, od tamtego czasu zdążył awansować do I ligi, potem do Ekstraklasy i wrócić do I ligi.
No tak, dużo się działo i to też było wyzwanie dla mnie jako dla dyrektora sportowego. Czy teraz chciałbym wrócić do Ekstraklasy? Oczywiście, że tak, choćby ze względu na pieniądze, które dostaje się za sam udział w rozgrywkach. Różnica między Ekstraklasą a I ligą jest ogromna. Jednak „być w Ekstraklasie” rozumiem jako grę w niej przez cztery, pięć lub więcej sezonów. Awansować tylko po to, by zaraz spaść, mija się z celem. Dlatego lepiej najpierw zbudować solidną drużynę na I ligę, mieć plan na przyszłość i z głową go realizować.
Coś można było zrobić inaczej, żeby pół roku temu Górnik nie spadł z Ekstraklasy?
Może zimą zabrakło nam trochę odwagi przy podejmowaniu decyzji transferowych? Ale i tak uważam, że wstydu nie przynieśliśmy, biorąc pod uwagę drogę, jaką przeszliśmy w rok od II ligi. W pewnym momencie w tabeli wyszliśmy nad kreskę i nie poddaliśmy się zupełnie bez walki.
Newcastle zrobiło furorę, ale działało po cichu.
Od kiedy były szkoleniowiec Bournemouth przejął zespół, tylko Manchester City, Tottenham, Liverpool i Arsenal zgromadziły więcej punktów w lidze. Zatrudnienie tego trenera okazało się strzałem w dziesiątkę. Podczas gdy po przejęciu klubu przez Saudyjczyków angielska prasa puściła wodze fantazji, wsadzając na stołek menedżera Newcastle takie postaci jak Jose Mourinho czy Zinedine Zidane, nowi szefowie Srok postawili nie na trenera bez nazwiska rodem z Hollywood, ale po prostu na cenionego fachowca, który wcześniej dał się poznać jako architekt awansu Bournemouth do Premier League. Oczywiście Howe dostał fundusze na transfery, z których chętnie skorzystał. W dwa okna transferowe wydał na nowych graczy ponad 200 mln funtów. Ale nie jest tak, że Anglik zupełnie pozbył się zastanych w klubie zawodników i zastąpił ich nowymi. 44-latek potrafi ł wydobyć potencjał z niektórych piłkarzy, którzy wcześniej zawodzili. W spotkaniu przeciwko Tottenhamowi (2:1), uznawanym za najlepszy mecz Newcastle za kadencji Howe’a, w pierwszym składzie wyszło sześciu zawodników sprzed ery saudyjskich bogaczy. Fabian Schär jest ważną postacią w obronie, Joelinton wreszcie może czuć się potrzebny, ale to nic w porównaniu z metamorfozą Miguela Almirona. „Daily Telegraph” pisze, że Paragwajczyk jest graczem, który w Premier League zrobił największy postęp.
Kamil Kosowski uważa, że mundialowi towarzyszy cisza.
Zanim dojdziemy do pucharowych emocji, czeka nas mundial i o tym należy przypominać. Dziwi mnie brak hałasu na ten temat. W telewizji cisza, w radiu nie słychać specjalnej piosenki na turniej, w mediach społecznościowych to też nie jest dominujący temat. Dlaczego tak jest? Czy fakt, że mistrzostwa są rozgrywane zimą ma tu największe znaczenie? Nie wiem. Być może zmieni się to 10 listopada, gdy Czesław Michniewicz ogłosi ostateczną kadrę na turniej w Katarze. Zapewne wśród 26 nazwisk znajdzie się jakieś nieoczywiste. Chciałbym, by to Michał Karbownik załapał się na bilet. Odnalazł się w Niemczech, gra zarówno na boku defensywy, jak i w środku pola i wygląda naprawdę solidnie. A reprezentacja Polski na nadmiar wahadłowych nie narzeka. O Michale Skórasiu nawet tu nie wspominam, bo dla mnie jest pewniakiem do wyjazdu. Za tydzień będziemy wiedzieć więcej i obyśmy w końcu poczuli atmosferę mundialu, bo na razie nie ma jej nigdzie.
fot. FotoPyK