W sobotniej prasie kilka rozmówek i wieści z ligowych boisk. Jest także segment o losowaniu eliminacji EURO 2024, a Adam Nawałka wybiega myślami nawet dalej i typuje, że w turnieju finałowym biało-czerwoni odniosą wielki sukces.
Sport
Przypominajka przed losowaniem grup eliminacji EURO 2024.
Bezpośredni awans naturniej w Niemczech dają dwa pierwsze miejsca w każdej z grup, a następnie – spośród drużyn, które promocji w ten sposób nie uzyskają – zostaną ułożone trzy ścieżki barażowe. Wszystko na podstawie wyników osiągniętych w Lidze Narodów sezonu 2022/23. W sumie w barażach weźmie udział 12 zespołów i zostaną one rozegrane na zasadzie podobnej, jak miało to miejsce w przypadku eliminacji mistrzostw świata w Katarze. Najpierw odbędą się barażowe półfinały, a następnie finały, które wyłonią trzech brakujących finalistów Euro 2024. Przypomnijmy, że reprezentacja Niemiec, jako gospodarz, ma pewne miejsce w turnieju. Co ciekawe UEFA umożliwiła Niemcom grę w eliminacjach. Zespół ten zostałby dolosowany do jednej z grup, ale wyniki w konfrontacjach z tą drużyną nie byłyby brane pod uwagę. Hansi Flick, selekcjoner „Nationalelf” podjął jednak decyzję o rezygnacji z takiego grania, co uzasadnił bardzo rozsądnie. – Będziemy mieli pełną możliwość wyboru rywali w meczach towarzyskich – skomentował trener Niemców, któremu nie sposób się dziwić. Otóż gdyby Niemcy zostali dolosowani do którejś z grup, to wówczas musieliby mierzyć się z drużynami pokroju np. Wysp Owczych, Gibraltaru czy San Marino. Takie mecze w kontekście przygotowań zespołu do turnieju nic nie dadzą. Wiadomo, że Niemcy grać będą z mocnymi rywalami i są zupełnie słusznie przekonani, że chętnych nie zabraknie.
Piotr Rzepka ocenia reprezentację Polski.
Jaka – pańskim zdaniem – jest pięta achillesowa w grze polskiej drużyny narodowej?
– Oj, tych mankamentów jest dużo i nie wiem, od czego zacząć. Najbardziej martwi mnie gra defensywna obrońców oraz defensywnych pomocników. Ich gra jest niezrównoważona, czy jak mawiają inni trenerzy, nie ma między tymi formacjami należytego balansu. Nie widzę w ich poczynaniach DNA destruktora, najpierw trzeba zacząć od odbioru piłki, a potem ją dopiero rozprowadzać. Przede wszystkim widzę złe reakcje, gdy znajdujemy się w tarapatach, po stracie piłki. Przeraża mnie fatalna szybkość reakcji w takich momentach, brakuje mi Grzegorza Krychowiaka z drugiej połowy meczu barażowego ze Szwedami. Nie zbieramy drugich piłek, dostrzegam brak wiary w naszych poczynaniach i liczenie na to, że „Lewy” załatwi korzystny wynik. Taki Piotrek Zieliński gra genialnie w Napoli, natomiast w reprezentacji nie jest sobą.
Przekonuje pana gra trójką środkowych obrońców?
– Ja na pewno bym nie grał w ten sposób, ale absolutnie nie zamierzam podważać kompetencji selekcjonera, który odpowiada głową za wynik. W tym systemie stoperzy muszą być szybcy i bardzo dynamiczni oraz imponować przeglądem sytuacji, czyli czytaniem gry. Z całym szacunkiem, ale Jan Bednarek, czy Kamil Glik nie są szybcy. Glik nadrabia braki doświadczeniem i ustawianiem się, ale to nie wystarczy, co pokazał mecz z Holandią. Bednarek bardzo rzadko gra w klubie, więc nie ma o czym rozmawiać. Jakub Kiwior jest utalentowany, ale brakuje mu jeszcze doświadczenia, więc siłą rzeczy będzie popełniał błędy. Gra czwórką w obronie z pewnością byłaby łatwiejsza, a przede wszystkim bardziej korzystna dla naszej reprezentacji.
W czym tkwi problem Piasta Gliwice?
Problemy zdrowotne w jakimś stopniu ograniczyły i ograniczają gliwiczan. Sztab szkoleniowy nie może liczyć na pomocnika Tihomira Kostadinowa i obrońcę Tomasza Huka. Obaj są cennymi piłkarzami, ale jednak nie kluczowymi. Brak przepracowanego okresu letniego przez Damiana Kądziora i zamieszanie wokół jego ewentualnego transferu do Lecha, też miało jakiś wpływ na wszystko. Podobnie, jak problem z uregulowaniem formy przez Kamila Wilczka, najjaśniejszej postaci wśród napastników. W dodatku wciąż do meczowej dyspozycji wraca Hiszpan Jorge Felix. Można więc powiedzieć, że wiosną, gdy wszyscy wyżej wymienieni (oprócz Huka) piłkarze powinni być w stuprocentowej formie, o zwycięstwa gliwiczanom będzie łatwiej. Teraz jednak konkurencja wydaje się silniejsza, a bolączki Piasta poważniejsze niż niedobór kilku piłkarzy. Nie ma płynności u gliwiczan, nie ma też swobody w grze ofensywnej. Kreacja akcji i sytuacji bramkowych kuleje. Piast mało atakuje i mało strzela. Stałe fragmenty gry to czasem jedyna broń śląskiej drużyny, a to zdecydowanie za mało na większość ekstraklasowych przeciwników. Piastowi brakuje głodu walki o każdą piłkę, wielkiej determinacji.
Górnik wciąż zmienia defensorów. Ostatnio ze składu wypadł Aleksander Paluszek.
Trzeba powiedzieć, że trener Gaul „miesza” w defensywie. To wynika z dynamicznych zmian w kadrze. W meczu z Cracovią na inaugurację ligi blok środkowych obrońców tworzyli: Paweł Olkowski, Rafał Janicki i Erik Janża. W drugiej połowie ostatniego meczu z Zagłębiem grali z kolei: Kryspin Szcześniak, Emil Bergstroem i Richard Jensen. Zmiany są więc olbrzymie. Nie ma przede wszystkim kontuzjowanego Janickiego, jest za to pozyskany już po zamknięciu okienka były reprezentant Szwecji Bergstroem, który przez kilka miesięcy był bez klubu. – Brak Rafała to bardzo duże osłabienie. Po pierwsze to bardzo dobry zawodnik, a po drugie osoba, która daje pozytywną energię w szatni. Szkoda, naprawdę szkoda, że go nie ma, ale musimy sobie radzić. Szwed został bardzo dobrze przyjęty, jak każdy zresztą, kto przychodził do Górnika. Wiadomo, że potrzebuje trochę czasu, żeby się zgrać idealnie, ale będzie dobrze. Tak jest w kubach ekstraklasy, że jedni odchodzą, a drudzy przychodzą. Trzeba się w tym odnaleźć i myślę, że u nas nieźle to wygląda. Każdy ma swoje cele. My skupiamy się na tym, żeby każdy mecz rozstrzygnąć na swoją korzyść. Co do mnie, to trener na razie decyduje się na Kryspina, a mnie nie pozostaje nic innego, jak walczyć o pierwszy skład – mówi Paluszek.
Ruch Chorzów zagra z odmienioną Resovią.
Teraz przed Ruchem trzecia i ostatnia w tym roku (i w całym sezonie) wizyta w Rzeszowie. Czy najłatwiejsza? Tak wskazywałaby tabela, ale z niej na poziomie I ligi jak wiemy zbyt daleko idących wniosków wyciągać nie ma co. Resovia zaczęła sezon kiepsko, posadę stracił trener Tomasz Grzegorczyk, zastąpił go wracający do klubu po latach Mirosław Hajdo. I… drgnęło to mało powiedziane, bo w 3 spotkaniach pod jego wodzą zespół zdobył 7 punktów, remisując z Chrobrym oraz wygrywając z Puszczą i Stalą w prestiżowych derbach miasta. – Można było zdobyć nawet 9 punktów, zwyciężyć w Głogowie, ale nie bądźmy zachłanni. Mamy w sobie pokorę. Oby derby były przełomowe dla tego zespołu. Wygraliśmy je, odwróciliśmy w trudnym momencie. Punkty nadal są nam bardzo potrzebne, tak jak wiara. Ci zawodnicy potrafią, tylko muszą w to uwierzyć i dzięki takim meczom to się może dziać. Teraz czeka nas rywal z najwyższego miejsca w tej lidze – stwierdził szkoleniowiec Resovii. Bez względu na wszystko Ruch po tej kolejce pozostanie w strefie premiowanej awansem, bo taką przewagę już sobie wywalczył. Postawa beniaminka jest sensacyjna, a regularne punktowanie dokumentuje po prostu dobrą grą w piłkę.
Marek Gołębiewski przed meczem z GKS-em Katowice.
– Wolę mecz, w którym coś się dzieje i kibice są zadowoleni, niż murowanie się i czekanie na błąd – uśmiechnął się Marek Gołębiewski, trener dolnośląskiej drużyny, po remisie 2:2 z Odrą Opole. W porównaniu z sobotnią konfrontacją GieKSy ze Skrą w Bełchatowie (1:0), poniedziałkowe starcie głogowian z opolanami było niczym inna dyscyplina sportu. – Rozegraliśmy chyba jedną z najlepszych połów. Po przerwie byliśmy nawet lepsi niż w zwycięskim meczu w Gdyni, tyle że mniej skuteczni. Stworzyliśmy sporo sytuacji, nadziewaliśmy się też na kontry. Coś nie umiemy wygrywać w Głogowie, ale za mecz muszę zespół pochwalić – mówił Gołębiewski. Chrobry, jak GKS, dużo lepiej punktuje na wyjazdach. Na swoich stadionach jedni i drudzy wygrali w tym sezonie raptem raz (głogowianie – z Wisłą, GieKSa – z Zagłębiem). Podopieczni Rafała Góraka ulegli Arce Gdynia, a remisowali z Sandecją, Tychami i Bruk-Betem. Dziś będą chcieli przerwać świetną serię przeciwnika. – Mamy 7 meczów bez porażki. Czujemy mimo to pewien niedosyt, ale w tej lidze każdy punkt trzeba szanować, bo w tym roku jest wyrównana i trudna. 7. miejsce, 18 punktów… Patrzymy w przyszłość z optymizmem – przyznawał trener Chrobrego.
Super Express
Massimo Ambrosini ocenia Jakuba Kiwiora.
– W tym sezonie barw Spezii broni trzech zawodników z Polski, ale zdecydowanie najgłośniej zrobiło się o Jakubie Kiwiorze. Czy jest pan zaskoczony jego dobrą postawą?
– Kiwior w ostatnich miesiącach należy do pewniaków w drużynie z Serie A. Przyszedł do Włoch w połowie 2021 r. ze Słowacji i na początku miał problemy z regularnymi występami. Jednak różne sytuacje sprawiły, że otrzymał szansę i od tamtej pory stał się wiodącą postacią w drużynie z Lombardii. Doskonale odnalazł się w ustawieniu z trójką z tyłu. Pomaga mu także to, że jego partnerami w linii defensywnej są inni Polacy – Drągowski oraz Reca. Niemniej szybko zaaklimatyzował się w Serie A i można odnieść wrażenie, że on ciągle się rozwija i może być jeszcze lepszy.
– Poradziłby sobie w Milanie?
– Zderzyłby się w tym klubie z zupełnie inną rzeczywistością. Tam każdego dnia musisz być najlepszy, nikogo nie interesuje drugie miejsce. Ten klub ma piękną historię i tylko będąc na szczycie, można się w tym zespole utrzymać. Z drugiej strony Kiwior jest ciągle młodym defensorem i być może jego sprowadzenie „Rossoneri” traktowaliby jako mocną inwestycję na przyszłość.
O Szymonie Żurkowskim opowiada jego brat, Arkadiusz.
Wrześniowe potyczki z Holandią i Walią były ostatnimi przed decyzjami sztabu szkoleniowego Biało-Czerwonych o nominacjach na mundial. – Bardzo bym chciał, żeby Szymon w tej kadrze się znalazł – zaznacza nasz rozmówca. – Selekcjoner zna brata doskonale, przez długi czas współpracowali w młodzieżówce. Doskonale wie, że kiedy dostaje swoją szansę, daje z siebie maksa, zostawia na boisku serducho. Czy to wystarczy, by Żurkowski znalazł się w ekipie na Katar? Na pewno przydałoby się jeszcze kilka gier w barwach Fiorentiny (a jest o nie trudniej niż w barwach Empoli, z którym awansował do Serie A), bo to przecież zwiększa pewność siebie – ot, choćby w takich sytuacjach jak ta z Cardiff z pierwszej połowy. Inna rzecz, że zdobywanie goli nie jest przecież podstawowym zadaniem „Zupy”. – Niech w Katarze strzelają inni. Szymon ma biegać, harować i pracować na ich okazje bramkowe. Bardzo wierzę w to, że tak będzie – kończy rozmowę z „Super Expressem” Arkadiusz Żurkowski.
Diego Maradona junior mówi o Piotrze Zielińskim.
– To już jego siódmy sezon w Napoli. Może jednak przydałaby mu się zmiana otoczenia?
– Nie, a po co miałby zmieniać klub? W Napoli czuje się komfortowo. Zna dobrze Neapol i mentalność jego mieszkańców. Napoli go potrzebuje, więc dobrze, że został. Powtarzam: jako wielki kibic Napoli jestem szczęśliwy, że Polak nadal gra w mojej drużynie. Powiedziałbym mu: „Piotrze, nie ruszaj się stąd”.
– Jak zatem ocenia pan początek sezonu w wykonaniu reprezentanta Polski?
– Rozpoczął go bardzo dobrze i zbiera zasłużone pochwały. Według mnie jest jednym z najlepszych pomocników Serie A. Udowodnił, że w tym sezonie to właśnie on może być jednym z głównych liderów drużyny, szczególnie po odejściu Insigne. Zieliński jest ważną częścią Napoli i gra zespołu wdużej mierze zależy od niego. Dlatego bardzo się cieszę, że tak wyśmienicie zaczął rozgrywki, bo bardzo mu kibicuję. Uważam, że jak najbardziej zasługuje na te wszystkie zachwyty, które otrzymał w ostatnim czasie.
– C z e g o oczekuje p a n w tym s e z o n i e od Polaka i Napoli?
– Mam nadzieję, że indywidualnie Zieliński zaprezentuje się jeszcze lepiej niż do tej pory. On ma duże możliwości i doświadczenie. Taki piłkarz jest bardzo pożyteczny dla drużyny. Mam nadzieję, że pomoże Napoli zajść jak najdalej w Lidze Mistrzów i odegra ważną rolę w walce o tytuł. Wydaje mi się, że ten sezon to dobry moment na zdobycie mistrzostwa Włoch. W Neapolu czekamy na nie od 1990 r., gdy w zespole grał mój ojciec Diego.
Fakt
Adam Nawałka mówi o losowaniu eliminacji mistrzostw Europy.
Na kogo Polska mogłaby trafić w kwalifikacjach do turnieju w Niemczech, a kogo lepiej omijać z daleka?
Przede wszystkim reprezentacja ma bardzo dobrą pozycję startową, bo przez to, że utrzymała się w Dywizji A Ligi Narodów, znalazła się w pierwszym koszyku. Dzięki temu unikniemy tak znakomitych drużyn jak Belgia, Holandia czy Hiszpania oraz Włochów, mistrzów Europy. W drugim koszyku absolutny poziom światowy to Francja i Anglia. Zostawmy sobie te drużyny na później, a reszta przeciwników z drugiego koszyka, nie mówiąc już o trzecim, czwartym czy piątym, jest w naszym zasięgu.
Ostatnio krytycy Grzegorza Krychowiaka nawołują, żeby trener Michniewicz nie zabierał go na mundial w Katarze. Mają rację?
Uważam, że Grzegorz Krychowiak jest najlepszym polskim pomocnikiem defensywnym. Jego doświadczenie, charyzma i umiejętność mobilizacji powodują, że wciąż jest bardzo wartościowy dla reprezentacji. Jestem przekonany, że Grzegorz jeszcze w i e l e dobrego da kadrze narodowej, a trener Michniewicz odpowiednio wykorzysta jego potencjał.
Czy za dwa lata Biało-Czerwoni mogą powtórzyć sukces pańskiej reprezentacji z Euro 2016?
Polska może osiągnąć jeszcze lepszy wynik. W zespole Czesława Michniewicza jest grupa młodych zawodników, którzy bardzo dobrze grają w klubach, systematycznie robią postępy. Choćby Sebastian Szymański, Szymon Żurkowski, których powołałem na zgrupowanie kadry przed mundialem w Rosji. Wtedy było dla nich za wcześnie. Teraz jest ich czas. W tym gronie trzeba też wymienić Nikolę Zalewskiego, Jakuba Kiwiora, Karola Świderskiego. Za dwa lata ich dyspozycja będzie jeszcze lepsza. Dlatego na przyszłość polskiej reprezentacji patrzę z optymizmem.
Lindsay Rose czuje więź z przyrodą. I Mauritiusem.
Przeciętny kibic zapytany o piłkarza z Mauritiusa będzie miał duży problem. Na wyspie leżącej na Oceanie Indyjskim futbol jest jednak popularny. – Talentu nam nie brakuje – podkreśla stoper. – Na meczach reprezentacji zawsze jest wielu kibiców. Stadion mamy mały, ale możemy liczyć na doping 5, 7 czy 10 tys. fanów. Mecz jest dla nich jak impreza. Przychodzą zobaczyć, jak dajemy z siebie wszystko – zapewnia piłkarz, który podobnie jak Maurytyjczycy czuje silną więź z naturą. Grając w Arisie Saloniki, potrafił wyjść z dziećmi na plażę i zebrać kilka worków śmieci. Zrezygnował też z jedzenia mięsa.
Andrzej Buncol wspomina swoją karierę.
– Nie chciałem iść do Legii. Broniłem się przed przeprowadzką do stolicy rękami i nogami. Ale wyciągnęło po mnie ręce wojsko i nie było wyjścia – wspomina Buncol. – Z perspektywy czasu nie żałuję, że zostałem graczem CWKS. Mieliśmy bardzo dobrą drużynę. Do dziś nie wiem, dlaczego nie udało nam się wtedy zdobyć mistrzostwa Polski. Mam w dorobku jedynie dwa tytuły wicemistrza kraju – dodaje. […] – Za komuny, kiedy przyjąłem niemieckie obywatelstwo, spadły na mnie gromy. Odsądzano mnie od czci i wiary, a przecież zachowałem również polski paszport. Nie rozumiałem tej nagonki. Byłem, jestem i zawsze będę Polakiem. Od lat mieszkam w okolicach Leverkusen. Pracuję w Bayerze, gdzie szkolę młodzież. W tym sezonie indywidualnie uczę techniki piłkarzy U-15.
fot. Newspix