Reklama

PRASA. Lewandowska: Hiszpanie pytali, dlaczego w Polsce ciągle nas krytykują?

Kacper Bagrowski

Autor:Kacper Bagrowski

26 sierpnia 2022, 09:19 • 9 min czytania 50 komentarzy

W piątkowej prasie znajdziemy przede wszystkim zapowiedzi mistrzostw świata w siatkówce, ale i fani futbolu nie powinni czuć się zaniedbani.

PRASA. Lewandowska: Hiszpanie pytali, dlaczego w Polsce ciągle nas krytykują?

SUPER EXPRESS

Nene opowiada o swoim pięknym golu, strzelonym ostatnio dla Jagiellonii Białystok i… poznawaniu disco polo.

„Super Express”: – Często zdarzało się panu w Portugalii zdobywać tak piękne gole zza „16”, jak ostatnio w ekstraklasie?

Nene: – Grając w Santa Clarze, strzeliłem gola w meczu z FC Porto, ale było to w rozgrywkach o Puchar Portugalii, a strzał był oddany z pola karnego. Wcześniej trafiałem w spotkaniach niższych klas rozgrywkowych, więc bramki z Częstochowy i ostatnia w meczu przeciwko Miedzi były moimi pierwszymi trafieniami na najwyższym poziomie rozgrywkowym. I prawdą jest, że jeszcze nigdy nie strzeliłem tak ładnego gola, chociaż nieraz próbowałem.

Pański gol spotkał się z olbrzymim entuzjazmem w mediach społecznościowych. A jak pan na niego zareagował?

Reklama

– Sam oglądałem tę bramkę wiele razy i za każdym razem miałem gęsią skórkę. To jest coś nieprawdopodobnego, trudne do opisania.

Koledzy często puszczają panu w szatni piosenkę disco polo zespołu Akcent, w której wokalista śpiewa „Oj ne ne ne”?

– Owszem, puszczał mi ją m.in. kierownik drużyny. Fajnie, bo to chyba pierwsza piosenka o mnie (śmiech). A na poważnie: nie znałem wcześniej tego wykonawcy, chyba będę musiał uważniej przyjrzeć się jego twórczości.

FAKT

W dzienniku cytowane są dziś wypowiedzi Roberta i Anny Lewandowskich z wywiadu dla „Forebsa”, którzy opowiadają o swoich pierwszych dniach w Barcelonie. Kapitan reprezentacji Polski podkreślał, że niezwykle cieszy się z transferu, jego żona zaś zwróciła różnice pomiędzy mentalnością Polaków i Hiszpanów.

– W moim przypadku istniała pewna strefa komfortu. Ostatecznie nie bałem się decyzji, co do których wiedziałem, że na pewno rozwiną mnie nie tylko zawodowo, ale też prywatnie: poznamy nową kulturę, nowe miasto, nowy klub, nowe osoby. To wszystko było w naszych założeniach, żeby zagrać jeszcze w innym kraju – powiedział Lewandowski […]

Reklama

Jego żona Anna zwróciła uwagę na inny sposób życia w Hiszpanii. Jak zaznaczyła, mają tam do czynienia z zupełnie inną mentalnością.

– Już po kilku tygodniach w Barcelonie mam skalę porównawczą, w jaki sposób media tutaj i w Polsce piszą o Robercie, o mnie czy o nas. Nawet hiszpańscy dziennikarze pytali nas i nasze otoczenie o to, dlaczego w Polsce jest takie skupienie na negatywnych informacjach i szukanie okazji do ciągłej krytyki. Częściej dotyczy to mnie niż Roberta – powiedziała Lewandowska.
– Mnie ocenia się jako kobietę, matkę, żonę. Z biegiem czasu nabrałam do tego dystansu, ale szkoda, że czasem z trudem przychodzi nam cieszenie się z czyichś sukcesów i życzenie innym dobrze – dodała.

SPORT

Na Śląsku zastanawiają się, kto zajmie miejsce między słupkami w Górniku Zabrze.

Ponoć kiedy Bartosch Gaul przyszedł do klubu i pooglądał oraz przeanalizował wszystkie mecze zabrzan, w pierwszej kolejności postanowił szukać bramkarza. Padło na Kevina Brolla, bramkarza zza zachodniej granicy, który ma polskie korzenie, a który w poprzednim sezonie występował w zdegradowanym z 2. Bundesligi Dynamie Drezno. 27-latek urodzony w Mannheim nawet nieźle zaczął, ale nie popisał się ze Stalą w spotkaniu 5. kolejki. […]Mecz w Warszawie miał być szansą dla Bielicy. 23-latek, jak w poprzednim sezonie, miał pokazać, że nie postawiono na tego, kogo trzeba. I trzeba przyznać, że kilkoma świetnymi interwencjami naprawdę pomógł swojej drużynie. […] Bielica swoją wartość potwierdził występem na Legii. Teraz ostateczną decyzję podejmie trener Gaul, ale też oczywiście wiele do powiedzenia będzie miał szkoleniowiec bramkarzy, którym jest Mateusz Sławik.

Bogdan Pikuta, były piłkarz m.in. GKS-u Katowice, Górnika Zabrze, Rakowa Częstochowa i Widzewa Łódź podejmuje próby zdiagnozowania problemów polskich klubów grających w Europie.

Po kiepskim początku przebudził się Piast. O trzecie zwycięstwo powalczy w niedzielę w Poznaniu. Postawiłby pan w tym meczu na gliwiczan?

– Jak najbardziej. Drużyny prowadzone przez Waldka Fornalika mają to do siebie, że jak już odpalą, to nie  popuszczą. Lech ma problemy, nie potrafi połączyć gry w pucharach z ligową rzeczywistością, zaczęły się wzajemne żale, kibice wyrażają frustrację. Piast wszedł na właściwe tory i w Poznaniu może sięgnąć po wygraną.

Wspomniał pan na przykładzie Lecha o problemach polskich drużyn grających w europejskich pucharach, które w większości przypadków zaliczają ligowy falstart. Pucharowe boje odbijają się czkawką także w Gdańsku. Ten scenariusz powtarza się niemal co sezon. Dlaczego?

– Trudno mi racjonalnie odpowiedzieć na to pytanie. Jeszcze za moich czasów, na początku lat 90., do meczów pucharowych, czy to w Widzewie, czy GKS-ie Katowice podchodziło się z wyjątkowym podekscytowaniem. Wiadomo, wyjazd za granicę, chęć pokazania się i potem człowiek wracał do tej szarzyzny, a często był myślami gdzie indziej. Wówczas jednak tych spotkań było mniej, szybciej wpadało się na zespoły naprawdę utytułowane. Teraz mamy kwalifikacje, rundy wstępne, przedwstępne. Zespoły szybko wchodzą w grę w pucharach, często kadry jeszcze się domykają, do tego trafiają się niepowodzenia w pucharach, odpadamy z zespołami z krajów, z którymi do niedawna wynik znało się przed meczem i potem jest frustracja, rywal na krajowym podwórku to wykorzystuje. Możemy gdybać czemu jest tak, a nie inaczej. Są jednak zespoły, które sobie radzą. Moim zdaniem taką drużyną jest Raków Częstochowa, też klub bliski mojemu sercu, bo lata temu miałem przyjemność tam występować. Moim zdaniem tam puchary czkawką się nie odbiją. Pod Jasną Górą mają plan, widzą co chcą osiągnąć w najbliższych latach. Jest wizja, którą cierpliwie realizują. Życzę temu klubowi jak najlepiej, bo to dziś wzór do naśladowania.

W dzienniku znajdziemy dziś także podsumowanie trzech lat rządów Marka Szczerbowskiego w GKS-ie Katowice.

Mistrzostwo hokeistów, awans piłkarzy, rozpoczęcie budowy stadionu, a z drugiej strony pretensje kibiców o sposób funkcjonowania spółki zwieńczone decyzją o bojkotowaniu meczów przy Bukowej, podjętą u progu tego sezonu. Prezesura Marka Szczerbowskiego w GKS-ie Katowice to szalony czas. Dzisiaj biec zacznie jej czwarty rok. Rozpoczęła się dokładnie 3 lata temu – 26 sierpnia 2019. Szczerbowski trafił na Bukową, przedstawiając samego siebie jako mieszkańca Koszutki kibicującego GieKSie od zawsze, w niełatwym momencie – 3 miesiące po spadku do II ligi (skutkującym rozstaniem z jego poprzednikiem Marcinem Janickim) na sam koniec letniego okna transferowego, podczas którego budowano naprędce niemalże nową drużynę. Nowy prezes miejskiej spółki przekonywał, że odegrał swoją rolę już w tym, co działo się wcześniej, czyli zatrudnieniu dyrektora sportowego Roberta Góralczyka i trenera Rafała Góraka. Mówił o nich, że pracują na najwyższym możliwym poziomie przygotowania merytorycznego i życie pokazało, że w to nie zwątpił.

PRZEGLĄD SPORTOWY

W tym tytule jak co piątek znajdziemy mnóstwo treści zapowiadających najbliższy piłkarski weekend. Dziennikarze podsumowują eliminacje do europejskich pucharów w wykonaniu Lecha i Rakowa. Więcej uwagi poświęca się częstochowianom.

Piłka jest okrutna. Znaczenie tego wyświechtanego sloganu mocno się już strywializowało, a najboleśniejszej formie poznali je kibice Rakowa, których ulubieńcy w ostatnich sekundach dogrywki zostali wygnani z piłkarskiego raju na – nomem omen – Edenie. Eden w postaci fazy grupowej był blisko, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, wręcz niewiarygodnie blisko… Raków przybliżył się do Europy bardziej, niż na długość dogrywki ostatniej rundy eliminacji. Przed rokiem w Gandawie na tym samym etapie nie miał szans z Gent, przegrywając 0:3. Trzeba zdać sobie sprawę, z kim konfrontował się Raków. Slavia dawno już zgłosiła i potwierdziła swoją przynależność do europejskiej klasy średniej. Częstochowianie przy całej sympatii i pozytywnych emocjach, jakie wzbudza ta drużyna, to ekipa na dorobku.

Kristian Vallo w rozmowie z Maciejem Frydrychem mówi o tym, jak wiele dobrego jemu samemu i całej Wiśle Płock zrobiło przyjście do klubu Pavola Stano.

– Wiedziałem, że po przyjściu trenera Stano będzie lepiej. Znałem jego podejście i metody treningowe. Nasza współpraca na Słowacji układała się bardzo dobrze. Wspólnie zajęliśmy drugie miejsce, co było sporym sukcesem. Tam też nastawiał zespół na grę ofensywną. Zanim przyszedł do Wisły, mieliśmy problem z meczami wyjazdowymi, po prostu często je przegrywaliśmy. Byłem przekonany, że kiedy on obejmie drużynę, to zaczniemy wygrywać.

Stano był trenerem klubu z Żyliny od stycznia 2020 roku do października kolejnego. Vallo grał w tym zespole do lutego 2021 roku, więc pracowali ze sobą nieco ponad rok. Drużyna pod wodzą byłego zawodnika między innymi Korony Kielce radziła sobie świetnie, a Vallo stał się jej ważnym piłkarzem. Naturalne wydawało się, że Słowak będzie beneficjentem zmiany szkoleniowca w zespole Nafciarzy.

– Trener Stano ma swoje zasady i plan, jak ma wyglądać trening. Od kiedy przyszedł, zaczęliśmy bardzo ciężką pracę, która procentuje. Sądzę, że widać w naszej grze rękę trenera oraz jego sztabu. Czy miałem u szkoleniowca łatwiej? Nie. Konkurencja w Wiśle jest spora, więc musiałem dać z siebie wszystko – kończy Vallo.

Jacek Magiera opowiada o swoich relacjach z Adamem Majewskim, szkoleniowcem Stali Mielec.

Czy Adam Majewski od zawsze chciał być trenerem?

Nie. Ja sam nie spodziewałem się, że zostanie przy piłce akurat w tej roli. Kiedy graliśmy razem, wielokrotnie rozmawialiśmy na ten temat, ale nigdy nie padła z jego ust stuprocentowa deklaracja, że chce być samodzielnym trenerem. Kiedyś był asystentem Marcina Kaczmarka w Wiśle Płock, potem dostał szansę od Wojtka Kowalewskiego, który był prezesem Stomilu Olsztyn i go zatrudni. Tam nabrał pewności i przekonania, że chce iść w tym kierunku. A teraz nieźle sobie radzi w Stali Mielec. Jego zatrudnienie w tym klubie w lipcu 2021 roku było swego rodzaju niespodzianką, ale pozytywną. Wykonuje dobrą pracę, choć z wielu względów nie jest mu łatwo – klub jest na etapie rozwoju, szukania sponsorów, żeby wiązać koniec z końcem, a „Maja” sobie radzi. Bez kłopotów i w niezłym stylu się utrzymali. To odpowiedni człowiek w odpowiednim miejscu.

Jako piłkarz był cichy, skromny, małomówny i trochę wycofany.

Taki był – wyważony, spokojny, ale konkretny. Jak już coś powiedział, to był w tym sens, treść i jasny przekaz. Na boisku wykonywał mnóstwo tzw. czarnej roboty. Miał niesamowite płuca do biegania, nieziemską wydolność. Był wszędzie, właściwie się nie męczył. W 2002 roku, zdobywając tytuł, mieliśmy niezwykle wydolny zespół. Większość rywali zwyczajnie zabiegaliśmy, strzelaliśmy gole w ostatnich minutach, właściwie się nie zatrzymywaliśmy. Ja, Adam, Maciek Murawski, Sylwek Czereszewski, Czarek Kucharski, Aco Vuković – wszyscy lubiliśmy biegać.

Damiana Kądziora w swojej sondzie przepytał Piotr Wołosik.

Hejt boli?

Nawet dziś, kiedy coś tam się dzieje wokół mnie, mam na myśli wiązanie mnie z Lechem Poznań, nie brakuje krytyki: „Tyle płacić za 30-latka?!”. Gdybym wbijał sobie do głowy podobne opinie, hejt, pewnie by bolał, a że nigdy tego nie robiłem – nie dokucza ani trochę. Na co dzień liczę się z opinią żony, a w sprawach piłkarskich słucham trenera i taty. A jakieś bzdury wypisywane przez anonimów w necie – wiszą mi i powiewają!

Twoja najsilniejsza strona?

Ambicja, pracowitość, dążenie do celu. Kiedy miałem 18 lat, skreślano mnie w Jagiellonii, później też ze mnie rezygnowano, bo miałem kłopoty zdrowotne. „Nie będziesz grał w piłkę” – przepowiadano.

Czy odpowiednio wysoko zawieszasz sobie
poprzeczkę?

Niekiedy zbyt wysoko.

Czego nie cierpisz?

Kłamstwa i niechlujstwa.

Czego żałujesz?

Jak szczerze, to szczerze – tego, że odszedłem z Dinama Zagrzeb.

fot. Newspix

Rodem z Wągrowca, choć nigdy nie pokochał piłki ręcznej. Woli tą kopaną, w wydaniu polskim i chorwackim. Student dziennikarstwa, który lubuje się w felietonach i reportażach. Miłośnik absurdu i Roberta Makłowicza.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

50 komentarzy

Loading...