W czwartkowej prasie dominuje temat meczów Lecha i Rakowa w europejskich pucharach. Są także ciekawe rozmowy.
SPORT
W dzisiejszym wydaniu króluje długi wywiad z prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej – Cezarym Kuleszą. Znajdziemy w nim wątki reprezentacyjne, ligowe, a także te dotyczące działań związku.
Co było dla pana najtrudniejsze w ciągu tych 12 miesięcy?
– Poważnych wyzwań nie brakowało. Można nawet powiedzieć, że jedno goniło drugie. Na pewno do takich należały negocjacje z Paulo Sousą. Szczególnie jeśli chodzi o rozwiązanie jego kontraktu. Portugalczyk miał wpisaną pokaźną premię w przypadku awansu na mundial i ona po rozwiązaniu kontraktu nadal mu przysługiwałaby, z racji tego, że większość eliminacji kadra rozegrała z nim na ławce trenerskiej. Wybraliśmy skuteczną taktykę negocjacyjną i udało się porozumieć z obozem Sousy na naszych zasadach. Kolejną ważną decyzją był wybór nowego selekcjonera, który wzbudził emocje w mediach i u kibiców, ale ostatecznie obronił się pod względem sportowym. A to było dla mnie od początku najważniejsze. Celem był awans na mundial i go zrealizowaliśmy
Czego pan najbardziej żałuje z ostatnich dwunastu miesięcy?
– Porażki reprezentacji U-21 w eliminacjach mistrzostw Europy. Była duża szansa awansu. A wiadomo, że najbliższe młodzieżowe Euro będzie również kwalifikacją do igrzysk 2024 w Paryżu. Mieliśmy mocną drużynę, wielu utalentowanych piłkarzy – z Kozłowskim, Kamińskim, Kiwiorem, Skórasiem, Benedyczakiem. To była naprawdę ciekawa grupa. Niestety, nie udało się, trochę na własne życzenie. Szkoda, bo dzięki wygranej Łotwy z Izraelem mogliśmy do końca walczyć o miejsce w barażach. Była szansa na piękny dublet – udział w dorosłych mistrzostwach świata i młodzieżowych ME.
Zostaje więc nam mundial w Katarze. Jaki cel stawia PZPN przed reprezentacją?
– Chcemy wyjść z grupy. W Korei Południowej w 2002 roku nie wyszliśmy, podobnie w 2006 w Niemczech i w 2018 w Rosji. Oczekiwania federacji, ale też selekcjonera, piłkarzy, kibiców są takie, żeby wreszcie – po raz pierwszy w XXI wieku – znaleźć się w fazie pucharowej mundialu
Co pan pomyślał, gdy Polska trafiła na Argentynę, Meksyk i Arabię Saudyjską?
– Na pewno były trudniejsze grupy, natomiast oczywiście nikogo nie lekceważymy. Mamy ciekawą drużynę, której przewodzi najlepszy piłkarz na świecie – Robert Lewandowski. Czesław Michniewicz jest ponadto trenerem, który jak mało kto umie przygotować drużynę do konkretnych spotkań decydujących o dużych rzeczach. Mam nadzieję, że nie będzie kolejnych kontuzji. Żałujemy, że wypadł Jakub Moder, bo stanowił bardzo ważne ogniwo reprezentacji.
Nie ustają zachwyty nad postawą Stali Mielec. Sport porusza dziś wątek potencjalnego transferu Saida Hamulicia do Górnika Zabrze, do którego ostatecznie nie doszło.
Kiedy 21-latek tak dobrze spisywał się na murawie przy Roosevelta, piłkarski menedżer Sebastian Paulus zamieścił na Twitterze wpis o następującej treści: „Said Hamulić, scenariusz jaki można było przewidzieć, chłopak mocno zmotywowany przed dzisiejszym meczem. Zimą miał trafić do Zabrza, niestety ktoś w klubie podjął bardzo dziwne decyzje nie wpuszczając go nawet na trening. Szkoda, bo klub miałby z niego pociechę”. Kto wtedy zdecydował o tym żeby nie dać szansy Hamulićowi? Trudno dociec, może był to sztab szkoleniowy, może zarząd. Ostatecznie zimą Hamulić trafił do litewskiego klubu Suduva Mariampol, który w zeszłym roku rywalizował z Rakowem w europejskich pucharach. Spisywał się tam wiosną bardzo dobrze, w 13 meczach strzelając 6 bramek. Latem znalazł się w Polsce, a konkretnie w Stali, która szukała wzmocnienia przedniej linii ataku. Postawiono na duet Hamulić – Lebedyński, który teraz jest postrachem w ekstraklasie.
FAKT
Dziennik zapowiada mecz Lecha z Dudelange, jako faworytów wskazuje na zespół z Luksemburga.
I jakkolwiek to brzmi, w obecnej formie piłkarze mistrzów Polski nie są faworytem w starciu z drużyną z Luksemburga. Bo dyspozycja Lecha jest po prostu bardzo, bardzo słaba. W ekstraklasie piłkarze Johna van den Broma (56 l.) uciułali ledwie punkt w czterech meczach i rażą nieskutecznością. Jak na złość nie nadrabiają też w europejskich pucharach. Z eliminacjami Ligi Mistrzów pożegnali się na pierwszej przeszkodzie, i to w kompromitującym stylu przegrywając z Karabachem 1:5 w drugim meczu. Później niby były awanse, ale też wymęczone.
Werner Liczka ocenia szanse Rakowa w meczu ze Slavią Praga.
FAKT: Jakie nastroje panują w Pradze przed czwartkowym meczem Rakowa ze Slavią?
Werner Liczka: Nikt nie dopuszcza myśli, że Slavia mogłaby odpaść, mimo że do Częstochowy
wicemistrzowie Czech przyjadą mocno osłabieni brakiem kilku kontuzjowanych zawodników. Trener Jindřich Trpišovský ma problem w ofensywie, bo latem sprzedano bardzo bramkostrzelnych, świetnych w polu karnym Jana Kuchtę i Rumuna Nicolae Stanciu. I jeśli gdziekolwiek miałbym szukać szans Rakowa, to przede wszystkim w tym, że Slavia ma mocno przemeblowany atak.
To kim wicemistrz Czech postraszy wicemistrza Polski?
– Grają bardzo nowoczesną piłkę. Potrafią błyskawicznie przejść do kontrataku czy ataku pozycyjnego. Trpišovský ogromny nacisk kładzie na przygotowanie fizyczne. Jego piłkarze są w stanie zabiegać każdego
SUPER EXPRESS
W tym dzienniku także znajdziemy rozmowę z Wernerem Liczką.
Lička podkreśla, że wielkim atutem rywali Rakowa jest wyrównana i szeroka kadra, licząca obecnie
aż 33 osoby i konstruowana pod długie jesienne granie w europejskich pucharach. Wskazuje jednak dwie piłkarskie perełki. Jedna to reprezentant Czech Tomaš Holeš – mózg drużyny, środkowy pomocnik, w razie potrzeby znakomicie radzący sobie także na stoperze. Drugi lider – ofensywny – to Peter Olayinka. – To taki „zwycięski typ” – uśmiecha się Werner Lička na wspomnienie Nigeryjczyka. – Strzela fantastyczne bramki, ale też w razie potrzeby świetnie broni. Potrafi grać dla zespołu – dodaje szkoleniowiec
Jerzy Chwiałek rozmawiał z Franciszkiem Smudą na temat sytuacji Lecha Poznań.
Czemu Lech drepcze w miejscu, a nawet się cofnął? W zasadzie ciągłość zarządzania jest zachowana, skoro władzę po Jacku Rutkowskim przejął syn.
– Lech już dosyć szczęśliwie zdobył mistrzostwo Polski, gdy miał furę szczęścia na finiszu, bo Raków był silniejszy. Gdyby nie zremisował meczu z Cracovią, to byłby mistrzem. Lech miał i ma największy potencjał, a dlaczego tak się morduje w swojej grze, tego nie wiem. Problemem, nie tylko Lecha, są zmiany trenerów co rok albo częściej. Jeśli mam koncepcję i przygotowuję zespół w okresie zimowym, letnim, to później wiem, co zmienić za rok. Taka kontynuacja musi być, a przykładem jest praca trenera Papszuna w Rakowie. Ale to niejedyny problem polskich klubów.
Lech przejdzie Dudelange?
– Przez myśl mi nie przechodzi, że może być inaczej. Jeśli tak by się nie stało, to można wtedy zgasić światło i zamknąć klub. Wiem, że kiedyś Luksemburczycy wyeliminowali Legię, ale myślę, że Lech, wiedząc tym, ich nie zlekceważy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
PS oferuje nam dziś sporo tematów pozapiłkarskich. Na fanów futbolu czeka rozmowa z Wojciechem Cyganem, przewodniczącym rady nadzorczej Rakowa Częstochowa.
Jaka jest stawka tej rywalizacji dla Rakowa? To jak dotąd najważniejszy mecz w historii?
– Na pewno jest to najważniejszy mecz w naszej krótkiej historii związanej z europejskimi pucharami. To bardzo duże wydarzenie dla całego klubu, bo stajemy przed szansą zrobienia w Częstochowie czegoś naprawdę wielkiego. Jednak jakiegoś ogromnego napięcia, przynajmniej ja, nie odczuwam.
Przed rokiem Raków w decydującej fazie eliminacji został zastopowany przez Gent. Na ile zmniejszył się w tym czasie dystans dzielący częstochowian od piłkarskiej Europy?
– Na pewno posunęliśmy się do przodu. Od dwóch meczów zależy, czy znajdziemy się w fazie grupowej. Podchodzimy do tego z nadzieją i wiarą, że nasz atak może skończyć się sukcesem. Jednak, czy dystans uległ znacznemu zmniejszeniu, czy zrobiliśmy tylko kilka kroków naprzód, pokażą właśnie mecze ze Slavią. Zobaczymy, w którym miejscu jesteśmy na tle silnego, ale też nie najsilniejszego europejskiego przeciwnika
Raków jest w tej chwili chyba ostatnią drużyną, którą można by podejrzewać, że nie poradzi sobie z łączeniem gry na dwóch frontach. Punkty w lidze jednak uciekają…
– Tak, tylko pytanie, czy to jest moment na wyciąganie jakichś daleko idących wniosków? Jeśli spojrzymy na ubiegłoroczną przygodę Legii Warszawa czy obecny start Lecha Poznań, to tam wyszło to o wiele gorzej. W meczu z Jagiellonią straciliśmy bramkę w sposób, w jaki bardzo rzadko je tracimy. To dało rywalom realną szansę powalczenia o punkt. Uciekły nam dwa oczka, ale jedziemy dalej. To nie jest tak, że gdzieś osiedliśmy w tabeli na dnie i rozpaczliwie szukamy ratunku.
Przegląd pochyla się także nad fenomenem Stali Mielec.
To się znowu miało nie udać, a jednak się udaje. Przed sezonem w Mielcu doszło do prawdziwej rewolucji. Z klubu odeszło 18 zawodników, w ich miejsce przyszło 16. Tworzona na nowo ekipa wydawała się słabsza pod względem nazwisk niż ta z poprzedniego sezonu. Filar drugiej linii Grzegorz Tomasiewicz odszedł do Piasta Gliwice, bramkarz Rafał Strączek wyleciał do Francji, odeszli wszyscy napastnicy i jeden z najważniejszych obrońców Marcin Flis. Te zmiany zdawały się prowadzić zespół ku desperackiej walce o utrzymanie. I choć oczywiście taki scenariusz wciąż jest możliwy, pamiętamy bowiem, co się wydarzyło w poprzednim sezonie (Stal była najgorzej punktującym zespołem na wiosnę), to łatwiej dziś pomyśleć, że mimo wszystko drużynie bliżej będzie do bycia rewelacją sezonu.
fot. FotoPyk