Poniedziałkowa prasa grzeje transfer Lewandowskiego. Są też ligowe echa i rozmowa z Arturem Borucem.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Robert Lewandowski piłkarzem Barcelony! Transfer Polaka w weekend śledzili kibice na całym świecie.
Oczywiście najważniejszą kwestią jest to, że nasz napastnik zostanie zawodnikiem Dumy Katalonii, jeśli tylko przejdzie testy medyczne, co znając jego organizm, wydaje się być jedynie formalnością. Wówczas nastąpi oficjalne podpisanie kontaktów: Katalończyków z Bawarczykami w sprawie wykupienia Lewandowskiego i naszego zawodnika z nowym klubem. Lewy spełni więc marzenie o grze w LaLiga i ostatecznie udało mu się uwolnić z umowy z Bayernem, która obowiązywała do końca sezonu 2022/23.
Wiadomo też, że nasz napastnik kosztować będzie aż 45 milionów euro. Tym samym stanie się najdroższym polskim piłkarzem w historii. Dzięki jego przejściu do Barcelony, sporo zarobią również jego poprzednie kluby. Zwłaszcza dla Varsovii czy Znicza Pruszków kilkaset tysięcy euro to olbrzymia kwota. Lewandowski może się okazać nawet droższy, ponieważ 5 milionów euro wynoszą tak zwane bonusy, które Bayern otrzyma w zależności od sukcesów, jakie z nowym klubem osiągnie RL9. A czasu na to będzie miał całkiem sporo, ponieważ według zgodnych doniesień hiszpańskich i niemieckich dziennikarzy, podpisze kontrakt obowiązujący aż do 2026 roku. Przy czym ostatni sezon, czyli rozgrywki 2025/26, ma zależeć od decyzji katalońskiego klubu, który będzie mógł o ten właśnie rok przedłużyć umowę. Dla Lewandowskiego była to bardzo ważna kwestia, gwarantująca stabilizację jemu i rodzinie. W Monachium mógł liczyć jedynie na kontrakt dwuletni i potem rok w rok miałby go ewentualnie przedłużać. A teraz jest wszystko jasne – w optymalnym układzie będzie występować w LaLiga przez co najmniej cztery lata.
Osoby, które znają Roberta Lewandowskiego, były spokojne, że ta saga transferowa zakończy się szczęśliwie.
– Znając jego charakter, wiedziałem, że wszystko ma perfekcyjnie zaplanowane, że nie ma miejsca na jakikolwiek przypadek – mówi Adam Nawałka, który przez pięć lat prowadził Lewandowskiego w reprezentacji Polski. – Nie obawiałem się, co się wydarzy, bo tej klasy zawodnik jest zupełnie inaczej postrzegany. Nie mogło dojść do sytuacji, by przez pół roku nie grał w klubie. Oczywiście, że były pewne napięcia, ale to normalne przy transferach na takim poziomie. Wiedziałem, że im bliżej rozpoczęcia okresu przygotowawczego, to sytuacja nabierze tempa i się wyjaśni – dodaje były selekcjoner.
– W momencie, w którym Robert oficjalnie powiedział, że jego etap w Bayernie się skończył, byłem pewien, że odejdzie z Monachium tego lata. Piłką rządzą piłkarskie gwiazdy, trudno iść pod prąd. Po jego deklaracji było jasne, że nie będzie już grał w tym zespole, po prostu trzeba było to dobrze rozegrać, działać według odpowiedniej strategii, używa głowy. Spodziewałem się, że ten transfer dojdzie do skutku w połowie lipca, i tak się stało. Ostatecznie wszystkie strony są wygrane. Zadowolona jest Barcelona, szczęśliwy jest Lewandowski. Czytając niemieckie media, można uznać, że usatysfakcjonowany jest też Bayern. W końcu zarobił 50 milionów na zawodniku, którego dalszy pobyt w Monachium byłby sprawą trudną – uważa Zbigniew Boniek, który Lewandowskiego również zna od wielu lat, przez dziewięć lat swojej prezesury w PZPN dobrze poznał mentalność tego piłkarza. Widział, jak w 2010 roku przechodził z Lecha Poznań do Borussii, jak cztery lata później zamieniał Dortmund na Monachium. Teraz zmienia nie tylko klub, ale też ligę, klimat.
Najwyższy czas stwierdzić ze stuprocentowym przekonaniem: pretendujący do mistrzowskiego tytułu Raków ma pełnokrwistego napastnika, który może dawać potrzebną jakość. Właśnie przypomniał o swoich walorach w pierwszym meczu nowego sezonu – pisze Antoni Bugajski o Gutkovskisie.
(…) I właśnie po awansie, w trudnym koronawirusowym 2020 roku, w jego karierze nastąpił przełom – po wygaśnięciu umowy przeniósł się pod Jasną Górą, gdzie pomysł miał na niego wspomniany Papszun. Obecnie jest napastnikiem pierwszego wyboru, ale naciskają go Polacy – Sebastian Musiolik i Fabian Piasecki – więc nie ma mowy o spokojnym egzystowaniu, cały czas jest podłączony do prądu, musi bić się o swoje, a przecież może pojawić się jeszcze jeden, lepszy od dublerów, snajper. I choć klasy o dwa lata starszego Romelu Lukaku nigdy nie osiągnie, Czesław Michniewicz miał jednak wiele racji – w polskich warunkach może być napastnik z gatunku tych, którzy obrońców rywali nawiedzają w nocnych koszmarach.
Czy Artur Boruc zakończyłby karierę wcześniej, gdyby nie oferta z Legii? Czy rok temu poczuł się oszukany propozycją nowego kontraktu? Dlaczego nie chciał zbyt często odzywać się w szatni Legii? Z 42-letnim bramkarzem umówiliśmy się na długą rozmowę podsumowującą jego karierę, zaczynając od wspólnych meczów ze starszym bratem na siedleckim osiedlu, a kończąc na czerwonej kartce w ostatnim meczu z Wartą Poznań.
Czy między tobą i Legią popsuło się po wygranym mistrzostwie?
Artur Boruc: Nie chcę komentować polityki klubu.
Poczułeś się oszukany zaproponowanym kontraktem?
Artur Boruc: Uważałem, że miałem za sobą bardzo udany sezon – zdobyliśmy mistrzostwo Polski, pomogłem w kilku meczach. To zawsze jest dziwne, gdy klub po takim sezonie proponuje ci kontrakt z 40-procentową obniżką. W tym wieku starałem się to zrozumieć, wiadomo, że starzeję się, a z drugiej strony no… Nie tyle czujesz się oszukany, co po prostu niedoceniony. Najzwyczajniej w świecie.
(…) Gdyby to nie Legia, skończyłbyś karierę dwa lata wcześniej?
Artur Boruc: Wydaje mi się, że tak. Już mi się nie chciało, szczerze mówiąc. Po tych dwóch latach, jak usiadłem na ławkę w Bournemouth, nie chciało się trenować dla samej satysfakcji i tego, że trenuję. Od czasu do czasu musisz mieć jakąś puentę. Życie drugiego bramkarza jest znacznie trudniejsze niż pierwszego. Może nie masz takiego obciążenia psychicznego jakie jest w meczach, ale fizycznie jesteś trochę bardziej eksploatowany niż ten pierwszy, bo trenujesz dużo więcej.
Jesteś pionierem jeśli chodzi o psychologię sportową w polskiej piłce. Jako młody piłkarz Legii otwarcie mówiłeś, że korzystasz z pomocy Marka Graczyka.
Artur Boruc: W Polsce dla wielu ciągle od psychologa do psychiatry jest bardzo blisko. Ja nigdy tego nie ukrywałem, bo dlaczego miałbym to robić? Coś ci pomaga, więc to chyba dobrze.
Szybko zauważyłeś poprawę?
Artur Boruc: Czasami meczów po prostu nie pamiętałem.
Trans?
Artur Boruc: Trochę tak. To jest tak, że wypracowujesz swój rytuał, który robisz przed ważnym startem. Miałem też swoje nagrania, które pozwalały mi w jakiś sposób się skoncentrować. Nad tym pracowaliśmy – koncentracją, wyłączeniem się z tego, co dzieje się wokół. I tak robiłem przed meczami.
Dariusz Dziekanowski oczywiście też porusza wątek transferu Lewandowskiego.
Robert chyba po trosze się zagalopował w deklaracjach, że nie widzi swojej przyszłości w klubie, w którym przez osiem lat był czołową postacią. Czołową, wręcz legendarną, ale musiał zdawać sobie sprawę, że jako obcokrajowiec i tak nie będzie przez kibiców tak kochany, jak wychowanek – Thomas Müller.
Przez ostatnie miesiące niepotrzebnie nasz czołowy napastnik stracił w oczach kibiców mistrzów Niemiec. Wydaje mi się, że kluby dogadałyby się i tak, bez tych ostrych deklaracji Lewego, bez ostentacyjnego pokazywania na treningach, że nie będzie się angażował i dawał z siebie wszystko dla tego klubu. Dziś wiemy, że po prostu była to kwestia ceny, Bayern postawił twarde warunki i się ich trzymał.
Nie zgodzę się z opiniami, że po jednoznacznych wypowiedziach najważniejszych postaci niemieckiego klubu (prezydent Herberta Heiner, dyrektor zarządzający Oliver Kahn i dyrektor sportowy Hasana Salihamidžić), iż Lewandowski wypełni swój obowiązujący do czerwca 2023 roku kontrakt, dziś powinni świecić oczami. Że przegrali rozgrywkę z Robertem. Tak naprawdę Bayern został przy swoim, czyli nie zgodził się na dłuższy kontrakt dla 34-letniego reprezentanta Polski (a to ich zasada, że piłkarze po 30-tce nie dostają dłuższych umów). Dostał też ogromne pieniądze za piłkarza, który za rok odszedłby za darmo.
SPORT
Dzisiejsze starcie zabrzan z Cracovią zamknie inauguracyjną kolejkę. – Jeśli coś się na początku nie uda, nie możemy wpadać w panikę – mówi najbardziej ostatnio medialny gracz Górnika Lukas Podolski.
Otwarcie sezonu nie robi specjalnego wrażenia na takim wyjadaczu, jakim jest Lukas Podolski. Na pytanie, jak prezentuje się zespół, odpowiedział: „Zobaczymy”. Ogólnie jednak gwiazdor Górnika jest nastawiony optymistycznie. – Mieliśmy dobre treningi i wygląda to okej. Klub musi popracować jeszcze nad obroną, bo odeszło dwóch zawodników, którzy grali w podstawowej jedenastce i do tej pory nie ma graczy na ich pozycje. Ważne, że drużyna jest gotowa – podkreśla „Poldi”.
37-latek, jak każdy zawodnik Górnika, zauważył, że pod wodzą trenera Bartoscha Gaula wyraźnemu zwiększeniu uległa intensywność zajęć. Można powiedzieć, że do Zabrza zawitały niemieckie wzorce i dziś się przekonamy, w jakim stopniu zostaną zaprezentowane w spotkaniu z „Pasami”. – Mamy nowego trenera i sztab szkoleniowy, więc trochę to zajmie, zanim się ułoży – zauważa Podolski.
Erik Janża z kolei przekonuje, że nie jest tak źle z obroną Górnika.
Tylko w jednym z siedmiu sparingów zachowaliście czyste konto. Jak w tym sezonie będzie z obroną?
– Dobrze będzie! Nie wiem skąd tyle negatywów w stronę naszej obrony, bo nie wygląda tak źle, jak ludzie mówią. Dajcie nam czas. W ostatnim sezonie było słabo, ale nowy trener zapowiedział, że musimy to zmienić i dużo nad tym pracujemy. Wydaje mi się, że z każdym treningiem i sparingiem wygląda to lepiej.
W sparingach był pan jednym ze środkowych obrońców, choć woli pan grać ofensywnie. To jakiś kłopot?
– Jestem lewym obrońcą lub wahadłowym, ale najważniejsze, że gram. Zawsze dam z siebie wszystko, czy na boku, czy na stoperze. Najważniejszy jest Górnik i trzy punkty, które chcemy zdobyć.
Czy obecne treningi mocno różnią się od tych trenera Urbana?
– Największa różnica jest w intensywności treningu, która teraz jest większa. Więcej uwagi kładziemy na defensywę. U trenera Urbana treningi także były dobre i ciekawe, ale większy nacisk był na atak.
Maciej Grygierczyk o pierwszych meczach Ekstraklasy.
Znów potwierdziło się, że można prześcigać się w wymyślaniu różnych prześmiewczych haseł, ale z niektórych spraw najlepiej drwi po prostu życie. Któż wymyśliłby taki scenariusz, że mistrz Polski odpada w I rundzie eliminacji Champions League m.in. z powodu błędów nowego ukraińskiego bramkarza, a kilka dni później przegrywa ligowe spotkanie ze znacznie niżej notowanym rywalem, w którego szeregach świetnie broni młody chłopak wypożyczony z… Lecha? To właśnie stało się w sobotę, gdy „Kolejorza” na deski rzuciła Stal Mielec z Bartoszem Mrozkiem między słupkami. Nie przesądzam, że Artur Rudko to na pewno golkiper słabszy od 22-latka pochodzącego z Katowic, ale ten w swoim debiucie na stadionie przy Bułgarskiej zachował czyste konto i zanotował kilka świetnych interwencji, podczas gdy Ukraińcowi w dwóch poprzednich występach ta sztuka się nie powiodła. Ściągnięcie 30-latka z cypryjskiego Pafos zamiast zaufania swojemu perspektywicznemu zawodnikowi, który trafia w inne ekstraklasowe miejsce: to samo w sobie nie brzmi dobrze. Na podstawie pierwszej kolejki można zażartować, że poznaniacy przestrzelili z oceną wartości tych dwóch bramkarzy tak drastycznie, jak… pomocnik „Nafciarzy” Kristian Vallo, pudłując wczoraj z 4 metrów na pustą bramkę Lechii Gdańsk.
FAKT
Fakt pyta lekarza, jak „Lewy” da sobie radę w gorącym klimacie w Hiszpanii.
FAKT: Jakie zdrowotne wyzwania czekają Roberta Lewandowskiego w związku z jego transferem z chłodnej Bawarii do gorącej Katalonii?
Krzesimir Sieczych, doktor pracujący w Carolina Medical Center: Kluczowa jest temperatura. W Barcelonie jest o wiele bardziej gorąco niż w Monachium. Organizm pana Roberta będzie musiał się zaaklimatyzować do tych nowych warunków. Musi nauczyć się także szybciej schładzać i lepiej tolerować wysoką temperaturę, żeby zwiększyć potliwość. Są badania naukowe przeprowadzone na zawodnikach, dzięki którym wszystko można dokładnie policzyć – statystycznie po 3–4 tygodniach sportowiec aklimatyzuje się do danej temperatury. Nie zapominajmy też o innych rzeczach – to czynniki społeczne i kulturowe. Ważne jest, jak pan Robert będzie dogadywał się z nowymi kolegami w szatni, czy polubi katalońską kulturę i czy się w niej odnajdzie.
SUPER EXPRESS
Jan Tomaszewski w swoim stylu krytykuje Lewandowskiego za sposób, w jaki odszedł z Bayernu.
To najbardziej nieprofesjonalny transfer w historii, jeśli chodzi o zawodnika światowego formatu. Robert zachował się jak dziecko w piaskownicy. Na zgrupowaniu reprezentacji Polski wypalił, że ma dość, to było nieprofesjonalne. Dał się podpuścić swojemu menedżerowi i działaczom Barcelony. To nie był poker, to była gra w Piotrusia Pana. Działacze Bayernu pokazali Lewandowskiemu miejsce w szyku i jeszcze na tym zyskali. Pieniądze, twarz i honor. Powiedzieli: basta, żadnych rozmów, nie ma zgody na futbolowy szantaż. Robert został sprowadzony na ziemię, bo musiał przyjechać do klubu, poddać się badaniom. Prawo stało po stronie Bayernu, oni uratowali honor.
Fot. FotoPyK