Reklama

PRASA. Lewandowski wrócił do Bayernu tylko na badania. Dostawał pogróżki

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

13 lipca 2022, 09:26 • 11 min czytania 6 komentarzy

Wszystko jednak wskazuje na to, że Lewandowski dopnie swego i długo w Niemczech nie zabawi. Zresztą gdyby miał zostać w Monachium, na badania przyjechałby oficjalnym autem klubu – audi. Poza tym coraz więcej źródeł podaje, że transfer do Barcy zostanie ogłoszony jeszcze w tym tygodniu. A do Niemiec przyleciał z wakacji sam, bo dostawał pogróżki. Grożono mu nawet śmiercią – czytamy w „Fakcie”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA. Lewandowski wrócił do Bayernu tylko na badania. Dostawał pogróżki

„SPORT”

Śląsk Wrocław cały czas rozgląda się za lewonożnym obroną na lewą flankę defensywy. Pod uwagę brany jest piłkarz, który ograł ostatnio w Ekstraklasie.

W ubiegłym tygodniu pojawiła się informacja, że na radarze klubu z Oporowskiej znalazł się 25-letni Chorwat Marijan Czabraja z Dinama Zagrzeb. Urodzony w Puli obrońca miał trafić do Śląska na zasadzie transferu czasowego, ponieważ w zespole aktualnego mistrza Chorwacji nie miał szans na regularne występy. W poprzednim sezonie Czabraja najpierw grał w węgierskim Ferencvarosi TC, a w rundzie wiosennej grał w słoweńskim zespole NK Olimpija Ljubljana (13 meczów w lidze, jedna asysta). Półtora roku temu były młodzieżowy reprezentant Chorwacji przeszedł z HNK Gorica do Dinama za 1,6 mln euro, ale zagrał zaledwie 10 razy w koszulce drużyny z Zagrzebia. Było więc jasne jak słońce, że ponownie zostanie wypożyczony, bo jego kontrakt z 23-krotnym mistrzem Chorwacji wygasa dopiero 30 czerwca 2026 roku. Okazuje się jednak, że jego kolejną przystanią nie będzie Śląsk, tylko szkocki Hibernian. Czabraja na Wyspy Brytyjskie ma się przenieść na zasadzie transferu definitywnego, więc Dinamo Zagrzeb jeszcze na tej transakcji trochę grosza zarobi. Od ponad miesiąca sugerowano, że do stolicy Dolnego Śląska może przenieść się Matej Hanousek, który w poprzednim sezonie zakładał koszulkę Wisły Kraków (31 meczów w ekstraklasie). 29-letni Czech wrócił właśnie do Sparty Praga, z której był wypożyczony do „Białej gwiazdy”. Jego kontrakt w klubie ze stolicy Czech obowiązuje jeszcze do końca przyszłego sezonu, jednak podobno otrzymał wolną rękę w poszukiwaniu nowego pracodawcy. Czy Śląsk się na niego skusi? Mało prawdopodobne, bo Sparta Praga, owszem, jest skłonna go sprzedać, jednak za kwotę odstępnego sięgającego 200 tysięcy euro.

Wiceprezes z trybun, czyli Marcin Stokłosa, który przed tym, jak został wiceprezesem Ruchu Chorzów, to dopingował „Niebieskich” z sektora.

Reklama

Miał pan obawy, że w środowisku biznesowym, miejskim, będzie pan postrzegany jako wiceprezes-kibol?

– Były takie myśli już wchodząc do rady nadzorczej. Ale sądzę, że czas spędzony w niej pokazał ludziom z miasta, z biznesu, iż jestem normalnym facetem. Zawsze starałem się zachowywać klasę, rodzice dobrze mnie wychowali, dobrze się uczyłem. Dopóki ktoś mnie nie poznał, mógł na mnie patrzeć przez ten pryzmat, ale na koniec zawsze broni cię robota. Gdy już ktoś cię pozna, porozmawia, posłucha, co masz do powiedzenia, to może zmienić zdanie. Jeśli odbierano by mnie jako „kibola”, nie zostałbym wiceprezesem, akcjonariusze by się na to nie zgodzili. Prezesi Bik i Kurczyk znali mnie od dłuższego czasu, osoby z miasta – podobnie. Myślę, że czas pokazał, potych trzech latach, że warto było zaufać kibicom. Jestem przekonany, że jeśli dalej tak będzie, to razem dotrzemy do celu, a hasło „Ruch to kibice” nie będzie musiało się nikomu źle kojarzyć.

Czy z racji faktu, że pograł pan trochę w piłkę na III-ligowym poziomie, czuje pan dodatkową odpowiedzialność za to, co dzieje się z Ruchem na boisku?

– Odpowiedzialność jest zbiorowa. Taką przyjęliśmy zasadę, że jako zarząd decydujemy o wszystkich transferach wraz ze sztabem. Do mnie należy proces negocjacji, kontaktu z zawodnikiem czy agentem, zachęcenie do przyjścia, pokazania dobrych stron i wynegocjowania jak najlepszej dla klubu umowy. Dobór chłopaków? To dzieje się wspólnie. Przez cały poprzedni sezon sporo analizowaliśmy, dyskutowaliśmy ze sztabem. Często opinie w kontekście transferu są różne, a decyzja musi zapaść. Mamy taką zasadę, że każdego zawodnika oglądamy wszyscy i musi uzyskać jednomyślne poparcie, żeby przejść do następnego etapu. Na pewno nie jest tak, że czuję się jakimś dyrektorem sportowym. Nie mamy go i uważam, że w tym momencie to właściwe podejście. Ja dotknąłem piłki, prezes Siemianowski grał w ekstraklasie, Marek ma bardziej analityczne spojrzenie, wczytuje się w statystyki, a sztab jest bardzo doświadczony, zna się na swojej robocie i wie, czego chce, więc łatwo nam się dogadać. To nam w zupełności wystarcza. Oczywiście ten proces, zabiera też ogrom czasu, ale jest to kluczowa pozycja w egzystencji klubu i nie stać nas na zbyt wiele pomyłek.

Lewandowski wrócił do Monachium i przeszedł badania. Strajku nie będzie, ale on i jego otoczenie liczą na szybkie wyjaśnienie transferu do Barcelony.

Reklama

– Robert zawsze otrzymywał mnóstwo wsparcia od kibiców Bayernu i cieszył się ich wielkim szacunkiem. Jednakże mnóstwo kłamstw, które pojawiło się w ostatnim czasie, sprowokowało niepokojące reakcje, szczególnie jeśli chodzi o jego rodzinę. Fani nie wiedzą, jak naprawdę wyglądały rozmowy między Robertem a klubem. Ich postrzeganie bazuje na jednostronnych doniesieniach i często jest zniekształcone – mówił „Bildowi” Tomasz Zawiślak, przyjaciel piłkarza, a zarazem osoba odpowiedzialna za jego PR. Lewandowski liczy na to, że sprawa szybko się wyjaśni. Nie chce wdawać się z Bayernem w żadne przepychanki i strajki – o których spekulowało się w ostatnim czasie. Do całej sprawy podchodzi profesjonalnie i jeśli będzie musiał trenować z Bawarczykami, zrobi to. Należy jednak spodziewać się, że sprawa jego transferu do Barcelony rozwiąże się w najbliższych dniach, a może i nawet jeszcze w tym tygodniu. Redakcja Sky podaje, że lada moment Katalończycy mają wysłać do Monachium swoją czwartą ofertę, która tym razem zadowoli wymagających mistrzów Niemiec. Ma to być propozycja opiewająca na 50 mln euro oraz jakieś drobne bonusy, co wpasowuje się w oczekiwania Bawarczyków.

„PRZEGLĄD SPORTOWY”

Zabrakło w Baku – Lech dostał manto od Karabachu i wyleciał z eliminacji do Ligi Mistrzów. Teraz może liczyć tylko na Ligę Konferencji.

Niedługo po wznowieniu gry po strzale z wolnego Rudko odbił piłkę przed siebie, a Kevin Medina wpakował do siatki z dobitki, przewracając się. Tyle że był na spalonym. W tej rundzie eliminacji nie ma jednak systemu VAR i, jak za dawnych czasów, znów błąd arbitra miał wpływ na wynik meczu. Inna sprawa, że prawdopodobnie nawet bez tej pomyłki gospodarze awansowaliby do kolejnej rundy, bo piłkarze Kolejorza w pewnym momencie jakby przestali grać. Bramka nie podziałała na Lecha otrzeźwiająco. Dalej nie stwarzał groźnych sytuacji, za to Qarabag nie zamierzał się zatrzymywać. Piłkę stracił rezerwowy Filip Szymczak, Kady wpadł w pole karne, zakręcił obrońcami Lecha (Pedro Rebocho nie chciał faulować, Milić dał się minąć) i posłał piłkę do siatki między nogami Rudki. Brazylijczyk urodził się w Kurytybie (jak Thiago Cionek), gdzie jest liczna polska diaspora, a rodzina ze strony ojca nosi nazwisko Malinowski. Bynajmniej nie miał litości dla słabnących „rodaków”. A drugi gol Malinowskiego nie był wcale końcem nieszczęść Kolejorza. Mistrzowie Polski grali po prostu fatalnie, a każda akcja Qarabagu pachniała golem, gospodarze panoszyli się w polu karnym czekających na ostatni gwizdek lechitów. Rezerwowy Abbas Hüseynov, który chwilę wcześniej wszedł na murawę, podwyższył na 5:1. Gospodarze po tej bramce dalej atakowali, a Lech dalej prezentował się tak, jakby pogodził się z wynikiem meczu.

Kacper Trelowski odhaczył egzaminy maturalne i teraz skupia się na grze w europejskich pucharach. Raków czekają starcia z Astaną.

Trelowski, który w sierpniu skończy 19 lat, jest uznawany za duży bramkarski talent. Rodowity częstochowianin z Rakowem związany od ośmiu lat, ma już za sobą pierwsze występy w PKO BP Ekstraklasie – siedem meczów w ubiegłym sezonie – a przed sobą szansę na grę w europejskich pucharach. W ostatnich miesiącach głowę zaprzątała mu jednak przede wszystkim… szkoła. W tym roku Kacper zdawał maturę. I ma się czym pochwalić. – Wszystkie wyniki były pozytywne. Zdałem egazminy maturalne bez większych problemów. Cieszę się, że już mam to za sobą, bo to też był dla mnie taki mały finał. Teraz czas na studia. Jeszcze się zastanawiam nad wyborem kierunku, ale na pewno będzie on związany ze sportem – zdradza bramkarz Rakowa. Po szkolnych emocjach wkrótce przed Trelowskim – i jego kolegami z drużyny – te związane z występami w europejskich pucharach. 21 lipca częstochowianie podejmą w eliminacjach Ligi Konferencji Europy kazachską Astanę, a tydzień później rozegrają rewanż w Azji. – Do tej pory mój najdłuższy lot samolotem trwał nie więcej niż trzy godziny. Nie przepadam za długimi podróżami, dlatego na pewno wyprawa do Kazachstanu, która może potrwać nawet dziesięć godzin, będzie dla mnie wyzwaniem, choć mam nadzieję, że jej efekt będzie pozytywny. Wierzę, że ten długi lot wynagrodzi nam wygrana i awans do kolejnej rundy – mówi Trelowski.

Piotr Wołosik rozmawia sobie z Radosławem Kałużnym. O Ekstraklasie, Wieczystej i jak zwykle – o historiach z przeszłości.

Ekstraklasa wraca z urlopu. „Liga broni, liga radzi, liga nigdy was nie zdradzi!”.

Przerwa była niczym przygoda naszych drużyn w europejskich pucharach – krótka. A może w tym roku coś pyknie? W ubiegłym sezonie, długo przed końcem ligi, wytypowałem Lecha Poznań jako mistrza Polski i choć nowe rozgrywki jeszcze nie ruszyły, już mam swojego faworyta do tytułu. To Raków Częstochowa. Imponuje zarządzanie tym klubem. Przede wszystkim sportowe, bo trener Marek Papszun i jego szefowie dokonują przemyślanych transferów, na które wydają konkretne pieniądze. Nie biorą zgranych kart za „Bóg zapłać”. I wciąż mają świetnego bramkarza. Vladan Kovačević jest w stanie wybronić częstochowianom z piętnaście meczów w sezonie. Ten facet to robot. Raków nadal jest głodny. Wicemistrzostwo Polski wcale nie było dla niego sufitem, a to, co zrobili ostatnio w Superpucharze z Lechem na jego boisku to bajka. Byli o klasę lepsi. Mało mnie interesuje, że Lech grał składem takim, śmakim. Nikt nie bronił wystawić im najsilniejszego. Podoba mi się też, że Raków działa dyskretnie, a nie pajacuje, że co to nie oni.

Przed nami pierwszy od lat sezon, przed którym nie mówi się o Legii jako faworycie.

Biednie wyglądają te jej transfery. Legia to zawsze Legia, ale niezrozumiała polityka transferowa, na którą w ostatnich latach poszła kupa kasy, długo będzie dawać się we znaki. Generalnie klub działał na wariackich papierach.

Trzecią ligę wkrótce spróbuje podbić nasz dobry znajomy Franciszek Smuda.

Ten to potrafi się ustawić! Do Wieczystej ma z domu rzut beretem, pewny i konkretny pieniądz, a w drużynie grajków, którzy z zawiązanymi oczami każdego mogliby opędzlować. W trzeciej lidze będzie im pewnie trudniej niż w poprzednich sezonach, ale w razie czego właściciel dokupi kogo trzeba.

Antoni Bugajski pisze o problemie polskich klubów z kibicami – czyli układem niemal mafijnym, gdzie albo się z nimi poukładasz, albo będziesz miał kłopoty.

Mecz piłkarski to nie spektakl teatralny, choć dla efektów retorycznych lubimy czasem takie porównania. Piłkarze muszą mieć grubą skórę, działacze też. Podczas spotkania aż więdną im uszy, ale zdegustowanego kibica należy zrozumieć, jeśli nawet czasem wymaga to zaciskania zębów i puszczania może nawet inwektyw mimo uszu. „Zawaliliśmy na boisku i w gabinetach, więc teraz te wszystkie wykrzyczane szorstkie pretensje bierzemy na klatę” – tak to mniej więcej odbierają piłkarze, działacze, prezesi, właściciele. Nie udawajmy, że jest inaczej. Gorszące incydenty ze stadionu Lechii wskazują jednak na coś innego. Tu na pierwszy plan wysunęli się ludzie, którzy wcale nie pchają się przed mikrofony czy kamery. Dopuścili się przemocy, bo w poczuciu bezkarności uznali, że raz na jakiś czas warto, a nawet trzeba jej użyć. Teraz już każdy wie, że jeżeli tylko będą chcieli, są w stanie przerwać mecz w dowolnej chwili i sprawić, że nie zostanie wznowiony. Bandyci, którym wygodnie chować się pod nazwą kibiców (a niechby i nawet pseudokibiców), załatwiają swoje mroczne sprawki, bezczelnie szantażując klub. Oczywiście Lechia nie jest tu żadnym wyjątkiem. Wręcz przeciwnie – ze świecą szukać klubów, które nie mają takiego problemu. Działa to na zasadzie systemu mafijnego: jeżeli się poskarżysz, jesteś skończony, najlepiej będzie dla ciebie, jeżeli zwiniesz swój interes i szybko się wyniesiesz. Wtedy możesz sprzedać swoje udziały za bezcen, no i dobrze się też zastanów, komu, bo bandyci nowego właściciela muszą zaakceptować. Oczywiście masz wybór – możesz nadal mieć klub, ale musisz się z bandytami dogadywać, dopuszczać ich do pańskiego stołu, pozwolić im zarobić.

„FAKT”

Powtórka wcześniejszego tematu – czyli Lewandowski wpadł do Bayernu, ale tylko na badania. 

Wszystko jednak wskazuje na to, że Lewandowski dopnie swego i długo w Niemczech nie zabawi. Zresztą gdyby miał zostać w Monachium, na badania przyjechałby oficjalnym autem klubu – audi. Poza tym coraz więcej źródeł podaje, że transfer do Barcy zostanie ogłoszony jeszcze w tym tygodniu. A do Niemiec przyleciał z wakacji sam, bo dostawał pogróżki. Grożono mu nawet śmiercią. Niektórzy pamiętają, jak w trakcie konferencji reprezentacji Polski przed czerwcowymi meczami kadry powiedział: – Moja przygoda z Bayernem dobieg ła końca. Ostatnio szefowie Barcelony mieli zaproponować za kapitana reprezentacji Polski około 50 milionów euro, czyli dokładnie tyle, ile chce Bayern. W tej chwili trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym do transakcji nie dojdzie.

„SUPER EXPRESS”

Karol Angielski nie ukrywa, że przy transferze do Sivassporu znaczenie miało to, że klub na pewno zagra w fazie grupowej europejskich pucharów.

– Będzie miał pan też szansę na grę w europejskich pucharach…

– To bardzo ważny, o ile nie najważniejszy argument. Przyjąłem ofertę Sivassporu, bo skusiły mnie puchary. Klub ma zapewniony udział w fazie grupowej Ligi Konferencji, a jeśli wygramy dwumecz w czwartej rundzie eliminacyjnej, to wskoczymy do fazy grupowej w Lidze Europy. To pokazuje, gdzie jest ten klub w porównaniu z polskimi, gdzie nawet mistrz Polski musi zaczynać grę w pucharach od pierwszej rundy eliminacji.

– Miał pan oferty z innych klubów?

– Była oferta zArabii Saudyjskiej, a także zainteresowanie klubów z Portugalii, Azerbejdżanu i z MLS. Zimą miałem ofertę zRosji, ale dobrze się stało, że nie wyjechałem. Z zarządem Radomiaka uzgodniliśmy, że zostanę na rundę wiosenną, a latem klub nie będzie mi robił problemów z odejściem. To był odpowiedni moment na wyjazd, bo przecież nie mam już 20lat. Kilku starszych kolegów radziło mi, żebym wyjechał za granicę, bo wprzyszłości mogę żałować, że tego nie zrobiłem. Myślę, że Radomiak jest również zadowolony z warunków transferu (dostał ok. 650tys. euro –red.)

fot. NewsPix

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...