Reklama

PRASA. Vesović: W Legii pokazali, że mnie nie szanują

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

29 czerwca 2022, 09:06 • 9 min czytania 12 komentarzy

Lubiłem kibiców, ale miałem problem z ludźmi w klubie. Nie czułem, że mnie szanują. To co robili podczas mojej rehabilitacji, pokazywało, że mnie nie szanowali. Nie podobało mi się to. Moja rodzina, a nawet kibice wiedzieli, co się dzieje. Teraz jestem smutny, gdy patrzę, gdzie jest Legia – mówi Marko Vesović w rozmowie z “Przeglądem Sportowym”.

PRASA. Vesović: W Legii pokazali, że mnie nie szanują

“SPORT”

Frantisek Plach na liście życzeń Slovana Bratysława. Mistrz Słowacji chce pozyskać go już teraz.

W piątek Piast zremisował 1:1 z Sandecją, a wczoraj rywalem była Resovia. Poszło lepiej. Już do przerwy gliwiczanie załatwili sprawę i prowadzili dwiema bramkami. Po dwóch kwadransach do siatki trafił Kamil Wilczek. W końcówce I połowy mógł się jeszcze raz wpisać na listę strzelców, ale z rzutu karnego trafił w poprzeczkę. Do siatki trafił za to obrońca Tomasz Huk. W drugiej części obyło się już bez bramek. We wtorkowym spotkaniu między słupkami Piasta stali Karol Szymański w pierwszej połowie i młody Bartłomiej Jelonek po przerwie. Zabrakło bramkarza numer 1, Frantiszka Placha. Pojawiły się informacje, że nie tylko jest na liście życzeń mistrza Polski Lecha czy Legii, ale też Slovana Bratysława. Mistrz Słowacji szykuje wzmocnienia przed grą w europejskich pucharach. Tam w I rundzie eliminacji Ligi Mistrzów mierzy się z mistrzem Gruzji Dinamem Batumi. Pierwszy mecz 6 lipca w Bratysławie. Plach jest w kręgu zainteresowań najlepszego zespołu za naszą południową granicą, który w ostatnich dniach pozyskał doświadczonego pomocnika Juraja Kuckę. 35-letni zawodnik wiosną występował w Premier League w barwach Watford. Teraz podpisał dwuletni kontrakt ze Slovanem. W przypadku Frantiszka Placha sytuacja dla innych klubów jest o tyle dobra, że za pół roku kończy mu się umowa z klubem z Gliwic, więc już w tym okienku może się związać z nowym pracodawcą.

Ostatnie szlify Rakowa przed startem pucharów. Ostatnio wygrał wysoko z pierwszoligowcem.

Reklama

Ten jednak nie był w pełni zadowolony ze sparingu z Chojniczanką, choć Raków wygrał 5:1. Marka Papszuna martwił fakt, że jego zespół stracił gola z beniaminkiem I ligi. Zespół z Chojnic zdobył go po rzucie karnym. – Zawsze dobrze wykorzystujemy czas, szczególnie że mamy go bardzo mało. Krótkie okresy przygotowawcze charakteryzują się tym, że pracujemy na wysokich obrotach. Było to zresztą widoczne na boisku. Nie jesteśmy jeszcze optymalnie przygotowani fizycznie, ale o to chodzi w tym okresie – powiedział szkoleniowiec Rakowa. – Przede wszystkim chcieliśmy dopełnić nasz mikrocykl, z naciskiem na te elementy, nad którymi pracowaliśmy w tygodniu. Wiele z nich widzieliśmy na boisku. Stworzyliśmy sobie wiele sytuacji, zdobyliśmy 5 bramek. Nie możemy jednak dopuścić, z całym szacunkiem dla przeciwnika, aby stracić bramkę. To był nasz mankament. Zawodnicy zagrali po 45 minut, wszystko jest w porządku – dodaje trener Papszun. Na usprawiedliwienie częstochowian warto podkreślić, że gol padł przy pewnym prowadzeniu wicemistrzów Polski. Ponadto warto podkreślić, że Raków w drugiej odsłonie zagrał w eksperymentalnym zestawieniu defensywy, w którym pojawili się Kacper Trelowski, a wspierali go Tudor, Oskar Krzyżak i Stratos Svarnas.

Ruch wraca do 1. ligi i co się z tym wiąże? Więcej pieniędzy, sensowniejsze transmisje, powrót derbów, sztywne terminy meczów.

Ruch dzięki 3. miejscu w sezonie zasadniczym i zwycięskim barażom wyrwał się z ligi, która uchodzi za finansowo najtrudniejszą w Polsce. Profitów z racji gry w II lidze nie ma wielkich, a koszty są spore – po pierwsze, to logistyka, skoro mówimy już o szczeblu centralnym i wyjazdach po całym kraju. Po drugie – tu też rywalizuje się z całkiem bogatymi klubami, mającymi swoje ambicje, by wspomnieć Stal Rzeszów, Motor Lublin czy nawet hojnie dotowaną przez gminę Radunię Stężyca. Teraz do tego grona dojdą Polonia Warszawa czy Kotwica Kołobrzeg. Budżet płacowy Ruchu oscylował w granicach środka drugoligowej stawki, dlatego tym lepiej smakował awans. Przy Cichej szacują, że sam zysk z tytułu gry w I lidze, w porównaniu z obecnością w lidze drugiej, to około 800-900 tysięcy złotych w skali sezonu, co gwarantują umowy ze sponsorami zaplecza ekstraklasy: Fortuną i Polsatem (na marginesie – Ruch spadał z Nice 1. Ligi, wraca do Fortuna 1. Ligi). Oczywiście, siłą rzeczy część tych środków będzie musiała zostać wydana na pensje. Dzieląc je na 12 miesięcy, widzimy dobrze, że nie mówimy o jakichś oszałamiających kwotach, ale pozwalających na drobne podwyżki, jak i zakontraktowanie 1-2 klasowych jak na ten poziom piłkarzy.

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Marko Vesović opowiada o szansach Lecha w meczu z jego Karabachem, ale wspomina też pożegnanie z Legią. Pada trochę gorzkich słów pod adresem władz Legii.

Reklama

Jakiego przyjęcia spodziewa się pan w Poznaniu jako były zawodnik Legii? Gwizdów?

To może się zdarzyć. Zawsze byłem fair wobec Lecha, nikogo nie prowokowałem, ale mam świadomość, że to największy rywal Legii.

Jak pan dziś ją wspomina?

Lubiłem kibiców, ale miałem problem z ludźmi w klubie. Nie czułem, że mnie szanują. To co robili podczas mojej rehabilitacji, pokazywało, że mnie nie szanowali. Nie podobało mi się to. Moja rodzina, a nawet kibice wiedzieli, co się dzieje. Teraz jestem smutny, gdy patrzę, gdzie jest Legia.

Działacze nie chcieli podpisać z panem kontraktu, bo nie wierzyli, że po kontuzji wróci pan do dawnej formy?

Przed urazem byłem jednym z najlepszych zawodników w ekstraklasie, niestety potem relacje się zmieniły, ale Bóg jest wielki i teraz gram w pucharach.

Czy żałuje pan wpisu żony na Instagramie? Zaatakowała władze Legii i po tym klub nie zaproponował panu nowej umowy.

To g… prawda, że nie zaoferowali mi kontraktu z powodu żony. Gdyby ktoś chciał, to by zadzwonił wcześniej w tej sprawie, tyle że nigdy wcześniej nie kontaktowali się ze mną w kwestii umowy.

Naprawdę?

Zadzwonili tylko raz, gdy powiedzieli, że do rozmów wrócimy za dziesięć dni, a potem po wpisie żony poinformowali mnie, że nie podpiszemy nowej umowy. Tyle że to była wymówka, chcieli, aby kibice im uwierzyli.

Jak się pan wtedy czuł?

Byłem bardzo smutny, bo jestem legionistą i czułem wsparcie od fanów. W ostatnim meczu, gdy świętowaliśmy tytuł (z Podbeskidziem – przyp. red.), płakałem na boisku. To był mój pierwszy występ po kontuzji i naprawdę łzy leciały mi z oczu przez całe pół godziny, które spędziłem na boisku.

Angelo Henriquez to jeden z ciekawszych transferów do Ekstraklasy. Był w Manchesterze United, teraz wylądował w Miedzi Legnica. Jak to się stało?

Angelo nie przepada, kiedy „g” w jego imieniu wymawia się jako „h”. Zawsze wtedy poprawia na „dż”, bo rodzice nadali mu imię mające brzmieć włosko. Włoch Henriquez nigdy nie podbił, ale robi wszystko, by jeszcze zaistnieć w Europie, zwłaszcza, że jego żona jest z Chorwacji. To była jego główna motywacja, kiedy decydował się na na wyjazd z Brazylii i podpisanie kontraktu z Miedzią. Był nawet w stanie znacznie zejść z zarobków, byle tylko jeszcze pokazać się na Starym Kontynencie. Podobno gdyby Chilijczyk utrzymał poziom zarobków, byłby jednym z najlepiej zarabiających piłkarzy w ekstraklasie. Zresztą mówi się, że agent zawodnika proponował swojego klienta do czołowych klubów w Polsce, ale nikt nie był zainteresowany. Miedź – wręcz przeciwnie. Tylko Henriquez musiał znacznie zmniejszyć oczekiwania fi nansowe, na co się zgodził. Nawet baza treningowa mu się podobała. Wszyscy w Legnicy byli zaskoczeni, gdy oświadczył, że Wigan Athletic – gdzie zagrał w Premier League – miało znacznie gorsze warunki. – Dlaczego Miedź? Czułem, że jestem tutaj bardzo chciany. Styl gry zespołu mi pasuje, to była dla mnie ciekawa perspektywa. Nie wiem, dlaczego w Polsce twierdzicie, że ekstraklasa to słaba opcja dla piłkarzy. Macie ładne stadiony, dobre kluby. Nigdy nic złego nie usłyszałem na temat ligi – mówi nam Henriquez. Gdziekolwiek pojawia się w karierze, nagłówki wszystkich gazet i serwisów sportowych szumnie informują, że „Były piłkarz Manchesteru United podpisał kontrakt z…” i tu pada nazwa klubu. Nie było wywiadu, w którym dziennikarz nie zapytałby go o pobyt na Old Traff ord. Angelo zapewnia, że nie jest tymi pytaniami zmęczony ani poirytowany. – To część mojej kariery. Jestem z niej dumny – twierdzi.

Smutna historia Wiesława Ignasiewicza. Kiedyś kierownik techniczny kadry, później przez problemy osobiste znalazł się na zakręcie, a w PZPN-ie wylądował w piwnicy.

Zdarzyło się panu kiedykolwiek zapomnieć koszulkę?

Nigdy, na każdy mecz mieliśmy po cztery komplety. Na wszystko byłem przygotowany.

Na zwolnienie z PZPN też?

Na to akurat nie… Wiąże się z tym dramatyczna historia. W 2013 roku musiałem przejść operację biodra oraz kręgosłupa i potem przez dziewięć miesięcy dochodziłem do pełnej sprawności, długo poruszałem się o kulach. Pod koniec 2013 roku na spotkaniu świątecznym zapytałem selekcjonera Adama Nawałkę, czy o mnie pamięta, bo niedługo kończę rehabilitację. Ucieszył się na mój widok i powiedział: „Wyzdrowiej, zobaczymy, jak będzie”. Wlał we mnie nadzieję. W czerwcu wróciłem do pracy w związku, brakowało mi miesiąca, bym wszedł w okres ochronny przed emeryturą. Mogłem, ale nie chciałem iść na kolejne zwolnienie. Przecież w związku z n a ł e m wszystkich, ze Zbigniewem Bońkiem pracow a ł e m , kiedy był selekcjonerem. Mój mecenas Paweł Broniszewski ostrzegał i radził, żebym poszedł na to zwolnienie, do czego miałem prawo. Ale ja nie wierzyłem, że wyrządzą mi takie świństwo, że zostanę potraktowany w tak obrzydliwy sposób. Trzeciego dnia po powrocie do pracy zostałem zawołany na górę. W gabinecie siedziały trzy osoby: sekretarz generalny Maciej Sawicki, prawnik i jeszcze jedna pani. Na biurku leżały dokumenty i usłyszałem, że jestem zwolniony z powodu likwidacji stanowiska. To była końcówka czerwca 2014 roku, a okres ochronny zaczynał się 1 sierpnia. Wypowiedzenia nie przyjąłem, ale ono weszło w życie. Rok i trzy miesiące pozostawałem bez pracy, żyłem z oszczędności i emerytury żony, która była nauczycielką wf.

Sprawę opisał Mateusz Skwierawski w Wirtualnej Polsce, ale mało kto wie, co było dalej.

Po roku i trzech miesiącach zadzwonił Zbigniew Boniek i przyznał się do pomyłki, powiedział że zwolnienie mnie było błędem. Dostałem pracę w archiwum PZPN. Miejsca przy kadrze już nie było, zajął je ktoś inny.

Czy ktokolwiek powiedział panu, dlaczego został tak potraktowany?

Ekipa prezesa Bońka pozbawiła pracy kilkanaście osób. To miała być korporacja, a ja nie pasowałem do nowej rzeczywistości.

“SUPER EXPRESS”

Giuseppe Dossena, były mistrz świata, zachwala Nicolę Zalewskiego. Mówi, że Mourinho nie zrezygnuje z Polaka po powrocie Spinazzoli.

– Jak widzi pan przyszłość reprezentanta Polski?

– Zalewski zaliczył znakomite wejście do Serie A. W drugiej połowie sezonu należał do pewniaków w drużynie Mourinho. Portugalczyk dał mu szansę, a młody zawodnik odwdzięczył się dobrymi meczami. Asysty w spotkaniach z Bodo Glimt oraz Leicester najlepiej o tym ś w i a d c z ą . Nie śledziłem w czerwcu meczów z udziałem reprezentacji Polski, ale jestem przekonany, że zaprezentował się w niej na tym poziomie, który pokazał w klubie.

– Czy nie uważa pan, że występami w ubiegłym sezonie Polak bardzo wysoko zawiesił sobie poprzeczkę?

– To tylko dobrze o nim świadczy. Z pewnością przed nim trudne miesiące, ale to utalentowany chłopak, który będzie potrafił się obronić na boisku. Czeka go weryfikacja w Serie A, Lidze Europy. Z drugiej strony już jako 20-latek wkracza w świat piłki ze zdobytym międzynarodowym trofeum, a przecież on jest dopiero na początku swojej przygody z futbolem.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
9
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

12 komentarzy

Loading...