Piątkowa prasa to już nie tylko tematy reprezentacyjne, są także ciekawe wątki ligowe.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Po lekcji w Brukseli biało-czerwoni muszą szybko się podnieść, by kończyć czerwcowe zgrupowanie w dobrych nastrojach.
Po meczu selekcjoner był przygaszony jak rzadko kiedy. Czwartkowy trening w Rotterdamie przeniósł z godziny 11 na 16, ponieważ w nocy lał deszcz i boisko nie nadawało się do zajęć. Zabrakło na nim zawodników, którzy przeciwko Belgii spędzili na murawie minimum 45 minut. Adam Buksa ma kłopoty z kostką i pojechał na badania, Krystian Bielik ćwiczył indywidualnie. Treningowi przyglądał się mieszkający w Rotterdamie Euzebiusz Smolarek. Były reprezentant Polski przyjechał z dwoma synami. Kiedy okazało się, że brakuje Roberta Lewandowskiego, ośmio- i dwunastoletni chłopcy zrobili zawiedzione miny – na autograf kapitana kadry muszą chwilę poczekać. – Żal było patrzeć na wydarzenia w Brukseli, ale wynik jest za wysoki, nie zasłużyliśmy na taką porażkę – mówił Ebi.
Jeszcze dobrze nie wybrzmiał ostatni gwizdek sędziego w środowy wieczór, a Kamil Glik już schodził szatni. Znaleźć się wtedy na jego drodze groziło poważnymi konsekwencjami. Doświadczony stoper nie zwykł kończyć meczów w takich okolicznościach i z takim rezultatem. On i Robert Lewandowski byli na murawie stadionu w Murcji, kiedy przed południowoafrykańskim mundialem Hiszpanie strzelili kadrze Franciszka Smudy sześć goli. Piłkarzom trudno było pogodzić się z tak zawstydzającym wynikiem, ale wiedzieli, że klęska była zasłużona. – Sił starczyło tylko na godzinę, potem rywale stwarzali okazję za okazją – podsumował Robert Lewandowski.
To będzie gorące lato pod znakiem transferów kilka ważnych reprezentantów Polski.
Nie wszyscy są w tak komfortowej sytuacji jak Kamiński, Buksa i Góralski. We wtorek na konferencji prasowej przed spotkaniem z Belgią o swojej sytuacji opowiadał Grzegorz Krychowiak. Jako jedyny z kadrowiczów wyjedzie ze zgrupowania już po sobotnim meczu w Rotterdamie z Holandią. Dwa tygodnie później musi się zjawić w Krasnodarze, z którym wiąże go umowa, by zacząć przygotowania do sezonu. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że po zbrojnej napaści Rosji na Ukrainę Krychowiak, jako jeden z pierwszych, ogłosił, że nie zagra w tym kraju i w połowie marca wyjechał na wypożyczenie do AEK Ateny. W Rosji uznali go za „jednego z przywódców buntowników”. Teraz domagają się powrotu i żądają dalszych występów.
– Gra w piłkę powinna sprawiać przyjemność. Mundial jest pod koniec roku, każdy marzy, żeby jak najlepiej się przygotować i pojechać do Kataru. Nie wiem, jak rozwinie się moja sytuacja, muszę wrócić do Rosji. Porozmawiam z przedstawicielami klubu, jak oni to widzą. Mam kontrakt, a więc i zobowiązania. Trudno mi powiedzieć, co się zdarzy, bo znaków zapytania jest wiele. Są różne opcje, rozmawiam z agentem, przedstawiciele innych klubów dzwonią, ale decyzja nie zależy tylko ode mnie i musi odpowiadać wszystkim – mówił Krychowiak. Sezon w Dinamie Moskwa dokończył Sebastian Szymański, który pożegnał się z tym klubem. Jego menedżer, Mariusz Piekarski prowadzi rozmowy, zainteresowanie 23-letnim ofensywnym pomocnikiem jest spore – podobno najbliżej mu do Sevilli.
W niedzielny wieczór grający towarzysko Meksyk zaledwie zremisował 0:0 z Ekwadorem, ale w środę Polska doznała klęski 1:6 w Brukseli. Kto na pięć miesięcy przed rozpoczęciem mundialu ma większe kłopoty?
Na konferencji po meczu z Ekwadorem, na którą przyszli Guillermo Ochoa i selekcjoner Gerardo Martino, nie panowały jednak minorowe nastroje. Niemal 37-letni golkiper El Tri bronił szefa i mówił, że bez względu na wyniki nie wolno tracić koncentracji i że to od takich graczy jak on, doświadczonych w boju, trzeba wymagać tego, aby dać całej grupie spokój umysłu i nie pozwolić im stracić głowy. – Zagraliśmy dobrze przeciw niewygodnemu rywalowi. Takie spotkania pomogą nam w kontekście tego, co zobaczymy w mundialu – zakończył wybrany na piłkarza meczu Ochoa, wtrącając też, że zdaje sobie sprawę z krytyki, jaka spadła na zespół, ale „rozmawiają o tym w grupie, analizują i są pierwsi do tego, aby sprawy poprawić”.
W podobny ton uderzał Martino, który najpierw chwalił „uporządkowanego i wierzącego w swoje umiejętności” rywala, a potem tak tłumaczył aktualną dyspozycję swojego zespołu: – Każda drużyna narodowa obecnie eksperymentuje ze składem. Niektórym idzie to dobrze i jest postrzegane jako nadzieja na przyszłość, ale u innych takie eksperymenty kończą się porażkami.
Dodał też, że ma system gry, który pozwoli piłkarzom prezentować się lepiej i czuć się swobodnie, ale nie wszyscy go jeszcze rozumieją. Na pytanie dotyczące krytyki odrzekł: – Nigdy nie byliśmy grupą, która uciekała przed krytyką. Wiemy, kiedy gramy źle i staramy się to poprawić. Jesteśmy ludźmi, którzy chcą robić rzeczy dobrze i ze szczerymi intencjami.
Rozmowa z Marcinem Animuckim, prezesem Ekstraklasy SA, o sprzedaży praw telewizyjnych do pokazywania ligowych meczów.
(…) Wspomniał pan o pokazywaniu tak jak do tej pory jednego meczu w kolejce w telewizji otwartej. Będzie to możliwość czy wymóg?
Najlepsza byłaby sytuacja, gdyby już na etapie przedstawionych ofert został wskazany nadawca, który wykupi sublicencję. Pokazywanie jednego spotkania w TVP było bardzo dobrym pomysłem i w dalszym ciągu chcielibyśmy, aby któraś z telewizji otwartych dalej z nami współpracowała. Pięć lat temu, gdy mówiliśmy o takiej opcji, rynki zagraniczne trochę się dziwiły. A teraz słyszę że na przykład niemiecka Bundesliga zastanawia się, czy nie pokazywać jeszcze więcej meczów w ogólnodostępnym kanale. Moim zdaniem dotarcie do większego grona odbiorców z najlepszym meczem w kolejce to zaleta trudna do przecenienia. Zaznaczam jeszcze raz, że nie musi to być telewizja w tradycyjnym rozumieniu. Widzimy bardzo dużą dynamikę na rynku w tej kwestii.
Czy to oznacza, że rosną szanse platformy Viaplay, która już przejęła atrakcyjne prawa telewizyjne – między innymi do piłkarskiej Bundesligi a od nowego sezonu także do Premier League?
Doceniamy współpracę z Canal Plus i TVP, bo w trudnych czasach, spowodowanych między innymi koronawirusem i zmniejszeniem liczby meczów w Ekstraklasie, mogliśmy nawzajem na siebie liczyć. Myślimy jednak o przyszłości i o tym, co będzie najkorzystniejsze dla polskich klubów – nie tylko pod względem czystej wartości finansowej kontraktu, lecz także innych uwarunkowań. Dlatego nie chcemy się zamykać na żadną opcję. Pan wspomniał o Viaplay, a na tej samej zasadzie mogę powiedzieć choćby o Amazonie, który też wchodzi na polski rynek, a ma już pakiet główny w lidze francuskiej, gdzie przecież przez wiele lat był Canal Plus. Dodam, że z Viaplay już mamy bardzo dobre relacje, choćby dlatego, że nasza spółka Ekstraklasa Live Park wspiera tę platformę technologicznie przy prowadzeniu studia meczowego Bundesligi, a w przyszłości też Premier League. Wysłaliśmy oferty do 25 podmiotów i na tym etapie nie chcemy mówić, czy ktoś ma większe albo mniejsze szanse.
Prezes Lechii Gdańsk, Adam Mandziara uważa, że to dobry moment na sprzedaż klubu.
Jakie są obecnie największe problemy klubu albo wyzwania, z którymi pewnie zmierzy się już nowy właściciel?
Jak to w piłce, żyje się z dnia na dzień i z tygodnia na tydzień. Pewnie największym wyzwaniem jest awans do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy i zbudowanie w krótkim czasie drużyny, która będzie miała realne szanse tego dokonać. Taki cel trzeba sobie postawić, skoro to są kwalifikacje, to nie chcemy jedynie zaliczyć jednej rundy. Warto spróbować wejść do grupy.
Dlaczego warto kupić Lechię? Co jest plusem dla potencjalnych inwestorów?
Tradycja, historia, stadion, bliskość lotniska i położenie. Podobnie jak komfort życia, nie tylko dla właścicieli, ale także piłkarzy i pozostałych pracowników. Jest też spora grupa kibiców, choć trzeba popracować nad frekwencją. Podobnie jak nad lokalnymi inwestorami, których jest niewielu, wyjątkiem jest Energa.
Dlaczego w ogóle chcecie państwo sprzedać Lechię?
Jestem tu blisko dekadę, pan Josef Wernze ma 73 lata, ja skończę niedługo 55 lat i to dobry moment, żeby się zastanowić nad dalszym życiem. Przed nami sporo pracy, aby wszystko uporządkować.
To dobry moment na sprzedaż?
Uważam, że tak, czwarte miejsce i udział w kwalifikacjach LK pozwala się klubowi rozwinąć. Poza tym nie zostawimy żadnych długów właścicielskich, jak ma to miejsce w innych przypadkach. To też pierwszy sezon, w którym wykażemy zysk. Nasz Excel wreszcie świeci na zielono, a nie na ciemnoczerwono, pokazując alert.
Kibice mogą być spokojni, że nie wpuszczą panowie do klubu przypadkowych i podejrzanych osób?
Myślę, że zaplecze naszych prawników i doradców biznesowych odpowiednio weryfikują potencjalnych kupców i nie będzie podobnych niespodzianek do tych, które miały miejsce w innych klubach. Byle kogo do Lechii nie wpuścimy. Jesteśmy też umówieni tak, że gdy będzie dwóch najpoważniejszych kandydatów, to spotkamy się razem z prezydent Dulkiewicz, aby współpraca z miastem funkcjonowała na odpowiednim poziomie.
Lech gorączkowo poszukuje trenera. Wśród kandydatów John van den Brom, Henning Berg i Nenad Bjelica.
Na razie w Poznaniu zdają się szukać za granicą. Jak się dowiedzieliśmy, szefowie Lecha rozpoczęli rozmowy z Holendrem Johnem van den Bromem. 55-letni szkoleniowiec, niegdyś reprezentant kraju, spełnia główny z wymogów. Aż pięć razy prowadził swoje zespoły w fazie grupowej europejskich pucharów – Anderlecht w Lidze Mistrzów (2012 i 2013), a Alkmaar (2015, 2016) i Genk (2021) w Lidze Europy. W jego dorobku jest mistrzostwo Belgii, puchar i (dwukrotnie) superpuchar tego kraju. W marcu tego roku objął klub saudyjskiej Professional League Al-Taawon, z którym zajął 10. miejsce. Pytanie, czy zechce wracać do Europy i czy Kolejorz będzie w stanie spełnić jego oczekiwania finansowe.
Szukając innego trenera z europejskim, ale także ekstraklasowym doświadczeniem, trafiamy na Henninga Berga, który – przynajmniej na papierze – mógłby być łakomym kąskiem dla prezesów Kolejorza. Jako były szkoleniowiec m.in. Legii Warszawa może pochwalić się sporym doświadczeniem w europejskich pucharach. Berg dwa lata z rzędu osiągał fazę grupową Ligi Europy, zna też specyfikę polskiej ligi, oraz – co istotne – obdarzony jest charyzmą nie mniejszą od Skorży. Przy międzynarodowej szatni Lecha 52-latek nie miałby więc żadnych problemów z komunikacją. Istotną kwestią jest jego obecny status, bo od lutego i rozstania z Omonią Nikozja, z którą w dwóch ostatnich latach awansował do fazy grupowej Ligi Europy i Ligi Konferencji Europy, Norweg jest wolny.
SPORT
Rozmowa z trenerem Januszem Białkiem, byłym selekcjonerem reprezentacji U-19 i U-20.
Wynik środowego meczu w Brukseli odzwierciedla różnicę dzielącą reprezentacje Belgii i Polski?
– Odpowiem nieco kontrowersyjnie – uważam, że ta różnica nie jest taka wielka, jak wskazuje na to wynik środowego meczu. Belgia na pewno pod względem sportowym jest od nas lepsza, ale nie w takim stopniu, jak pokazał to wynik.
Zostaliśmy zmiażdżeni, bo…
– Na pewno mamy ograniczoną liczbę piłkarzy nadających się do gry w reprezentacji i ten mecz to pokazał. Wadliwy jest system budowy drużyny narodowej, nie powinniśmy do niej wciskać przypadkowych zawodników, tak to nie działa. Reprezentant musi być przygotowany do gry na tym poziomie, wprowadzany do niej konsekwentnie, ale stopniowo. Tymczasem my ciągle wystawiamy kogoś nowego, wprost kochamy debiutantów. Reprezentacja Polski to nie poligon doświadczalny, jej wyniki mają wpływ nie tylko na wizerunek polskich piłkarzy, ale również trenerów pracujących w lidze. Nie odkryję Ameryki, gdy powiem, że nie mamy najlepszej marki w oczach polskich kibiców. Belgowie po porażce z Holandią mieli podrażnioną ambicję i odkuli się na nas. Tymczasem my ciągle coś kleimy, łatamy, bez kilku piłkarzy drużyna narodowa nie wygląda najlepiej, a zaplecze mamy takie, jakie mamy. Ja nie wystawiłbym przeciwko Belgom takiego składu, zrobiłbym inaczej, bo to co oglądaliśmy w środę nie służy polskiej piłce.
Priorytetem w letnim okienku transferowym dla Górnika Zabrze jest pozyskanie obrońców.
Z naszych informacji wynika, że w grze do pozyskania są zawodnicy zagraniczni. Mówił o tym nawet niedawno podczas konferencji prasowej, gdzie Lukas Podolski przedłużył z Górnikiem kontrakt o rok, prezes Arkadiusz Szymanek. Zabrzanie mieli czy mają pozyskać w najbliższym czasie czterech graczy, w tym jednego zagranicznego. Dwóch już jest, to Paweł Olkowski i Szymon Włodarczyk. Były doświadczony reprezentant Polski pewnie zagrałby jako środkowy pół prawy defensor, ale jego nominalna pozycja to raczej hasanie po całej prawej stronie niż pilnowanie strefy w tyłach. Na pewno w Zabrzu pod względem wzmocnienia defensywy mają co robić, bo sezon z powodu mundialu jest specyficzny, a pozyskanie jednego czy dwóch graczy nie załatwia sprawy. Jedno jest pewne, na takie straty jak wiosną Górnik nie może sobie pozwolić!
SUPER EXPRESS
Andrzej Niedzielan po klęsce w Brukseli.
„Super Express”: – Polacy się gapili, Belgowie grali w piłkę. Momentami trudno było na to patrzeć…
– Piłkarski gwałt. Dostać tyle bramek? Taki łomot ostatnio dostaliśmy za Franciszka Smudy z Hiszpanami (0:6 – red.). To też pokazuje, że z przeciwnikami najwyższej klasy mamy ogromne kłopoty. Oni obnażają nasze deficyty, w każdym aspekcie rzemiosła piłkarskiego byliśmy po prostu słabsi. Przyjęcie, podanie, zagranie do przodu, gra pozycyjna, nawet bieganie. Jeżeli popatrzymy na to spotkanie, to my jesteśmy dekadę za Belgami. U nich każde przyjęcie, każde zagranie jest przemyślane, nie ma paniki. Ten Eden Hazard… Dwa lata chłop nie grał w piłkę w Realu, a z Polską się bawił. Proszę zobaczyć, jak oni prowadzą piłkę – zawsze z głową uniesioną do góry. Tam nikt nie patrzy, co się dzieje na dole, bo wiadomo, że na dole się wszystko zgadza.
– Kto cię najbardziej rozczarował?
– Wszyscy. Nie było zawodnika, o którym moglibyśmy powiedzieć, że coś dał zespołowi. W pierwszej połowie jako całość wyglądaliśmy dobrze w defensywie, ale sama obrona to za mało. W destrukcji byliśmy zawsze mocni, ale w elementach ofensywnych jesteśmy nieobecni. To mnie martwi. Robert Lewandowski? OK, jedna akcja fajna, ale on też nie pokazał się z najlepszej strony. Generalnie, jeśli chodzi o ofensywę, zawiedli wszyscy.
Fot. Newspix