W dniu finału Ligi Mistrzów temat dominujący w prasie może być tylko jeden. Nie zabrakło jednak ligowej młócki i najważniejszego wydarzenia weekendu – finału barażów o Ekstraklasę.
Sport
Polskie kluby czekają na rywali w pucharach.
Lech w I rundzie niestety nie będzie rozstawiony, więc będzie mógł trafić na kilka silnych zespołów – jak Sheriff Tyraspol, który nie tylko grał w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów, ale nawet wygrał na wyjeździe z Realem Madryt! Z drugiej strony może też trafić na Bodo/Glimt, prawdziwą udrękę Romy (zwycięzcy Ligi Konferencji), z którym jednak dobrze poradziła sobie przecież Legia Warszawa. „Wojskowi” na pewno gorzej wspominają rywalizację z luksemburskim Dudelange, na którego także może trafić Lech. Na taką opcję „Kolejorz” jednak narzekać pewnie nie będzie. Pogoń i Lechia mogą cieszyć się z tego, że będą rozstawione. Nie ma co się jednak oszukiwać – na tym etapie Ligi Konferencji przeciwnicy w większości przypadków są anonimowi. Aczkolwiek ekstraklasowicze mogą trafić np. na dobrych znajomych Śląska Wrocław, których ten ograł w zeszłej edycji pucharów – armeński Ararat i estońskie Paide. Jeśli uda im się trafić do II rundy (a innego scenariusza nie powinniśmy oczekiwać, jakiś minimalny poziom wypadałoby bowiem utrzymać…), Pogoń z Lechią rozstawione już nie będą. To samo tyczy się zresztą Rakowa.
Frantisek Plach opuści Gliwice. To niemal pewne.
Słowackiemu bramkarzowi wraz z końcem roku wygasa umowa z gliwiczanami. Jak mówił na naszych łamach dyrektor sportowy Piasta Bogdan Wilk doszło do kilku spotkań w sprawie nowej umowy, ale negocjacje wciąż trwają. Od początku szanse na pozostanie „Fero” w Gliwicach nie były wielkie. Dlaczego? Plach gra w Piaście od 2018 roku, wygrał niemal wszystko co było do wygrania (mistrzostwo, brązowy medal i tytuł najlepszego bramkarza). Kilka razy był kuszony innymi lepszymi ofertami, ale za każdym razem dawał się przekonać do pozostania. Teraz niejako zasłużył na awans sportowy i finansowy. W jego przypadku bardzo prawdopodobnym był wyjazd za granicę, ale obecnie najaktywniejsze są… polskie kluby. Plach wraz z rodziną odpoczywa w ciepłych krajach, a w temacie jego przyszłości też jest gorąco. Wszystko za sprawą tego, że zarówno Lech, jak i Legia chętnie zatrudniłyby jednego z najlepszych bramkarzy ekstraklasy w ostatnichsezonach. Według informacji Tomasza Włodarczyka z portalu meczyki.pl poznaniacy wydają się bardziej zdeterminowani, bo po tym, jak podziękowali Holendrowi Mickey’owi van der Hartowi, pilnie potrzebują lepszego numeru jeden. Przedstawiciele„Kolejorza” nie pierwszy raz interesują się Plachem, ale w przeszłości Piast odrzucał ich zaloty. Teraz musi jednak rozważyć ich propozycję.
Raków zagra w pucharach w Częstochowie?
Inną kwestią jest miejsce, gdzie Raków będzie rozgrywać mecze eliminacji. Wszystko wskazuje na to, że co najmniej jedno spotkanie zostanie rozegrane na stadionie przy Limanowskiego. W przypadku awansu do trzeciej rundy eliminacji sytuacja się mocno skomplikuje. – Proces weryfikacji naszych obiektów trwa. Jest duża szansa, że drugą rundę eliminacji rozegramy na stadionie przy Limanowskiego. Robimy wszystko, by w kolejnych także zagrać na swoim obiekcie. W tym przypadku musimy uzbroić się w cierpliwość i poczekać na decyzję UEFA czy nasz stadion będzie dopuszczony. Niewykluczone, że dowiemy się o tej decyzji dopiero po rozegranej drugiej rundzie, gdy delegat oceni nasze przygotowanie. Jesteśmy w stanie dostosować nasz obiekt do ich wymagań. Pytanie czy to wystarczy i czy UEFA spojrzy na to przychylnym okiem – dodaje Szprendałowicz.
Krzysztof Bizacki o poszukiwaniach trenera GKS-u Tychy.
– Dzisiaj patrząc na nasz dorobek w ostatnich 10 meczach można powiedzieć, że ta zmiana nic nie dała – dodaje obecnie działacz, a 9 lat temu jeszcze jako 40-latek zawodnik I-ligowego GKS-u Tychy. – Przypomnę jednak, że dokonaliśmy jej po trzech porażkach z rzędu. Widzieliśmy, że coś się już wypaliło i chcieliśmy dolać paliwa drużynie, wstrząsnąć zespołem. Postawiliśmy na człowieka z klubu, bo Jarek Zadylak był na co dzień z nami, a w dodatku dwa lata temu w podobnej sytuacji pociągnął zespół. Liczby pokazują jednak, że tym razem się nie udało i misja ratownicza się nie powiodła. Dlatego szukamy nowego trenera.
– Rozmawiamy z czterema kandydatami i w następnym tygodniu, najpóźniej 3 czerwca ogłosimy nazwisko szkoleniowca, który 13 czerwca spotka się z drużyną i rozpocznie przygotowania do nowego sezonu. Z nim także konsultować będziemy ruchy kadrowe, bo oprócz Łukasza Grzeszczyka, Sebastiana Stebleckiego i Bartosza Biela, którym skończyły się kontrakty oraz Kacpra Janiaka i Krystiana Wachowiaka po wypożyczeniach mamy jeszcze innych piłkarzy, którym wygasają umowy. Prowadzimy też rozmowy z kandydatami na nowych piłkarzy, ale najpierw musi je poznać nowy trener i wtedy będziemy mówić o nazwiskach.
Super Express
Adam Nawałka o problemach Wisły Kraków.
– Oddzielną sprawą jest budowa kadry zespołu, a ta nie miała jakości…
– Tak krawiec kraje, jak materii staje. Od budżetu zależy, na jakie transfery można sobie pozwolić. Nie ma w stu procentach trafionych, ale ważne jest, żeby wyciągnąć wnioski – również ze skautingu – i popełniać jak najmniej błędów w przyszłości. Było kilka aspektów tego spadku. Zamieszanie z trenerami i zbyt późne objęcie zespołu przez trenera Brzęczka. Zawodnicy nie udźwignęli tego wszystkiego w trudnej sytuacji.
– Niektórzy piłkarze będą chcieli odejść, już są pierwsze sygnały.
– Przestrzegałbym przed totalną rewolucją w składzie. Wisła ma na tyle mocną kadrę, że przy odpowiednich uzupełnieniach i wypracowanych już schematach związanych z pracą trenera Brzęczka przez I ligę powinna przejechać jak walec i awans wywalczyć w cuglach. Rewolucyjne zmiany byłyby znacznie większym ryzykiem niż spokojna praca, oczywiście z pewnymi korektami, które muszą być.
Przegląd Sportowy
Sebastian Mila przed finałem Ligi Mistrzów. Były reprezentant Polski skomentuje mecz w TVP.
– Wypowiadał się na ten temat Jürgen Klopp. Stwierdził, że droga Realu Madryt do fi – nału działa na wyobraźnię wszystkich, także jego zawodników. Można sobie wiele mówić, ale to trzeba sobie wypracować i Real to ma. Z drugiej strony Liverpool cały czas był pod parą, mentalnie gracze The Reds musieli być na najwyższych obrotach, więc może mieć to wpływ na ich przygotowanie do meczu. Ostatnio co chwilę grają ważne spotkania, z kolei Real już wcześniej zapewnił sobie tytuł mistrzowski, więc miał czas, aby odpocząć i podejść do fi nału nieco spokojniej. Mam jednak wrażenie, że Klopp zdawał sobie z tego sprawę i gdy tylko miał okazję, to dawał szansę zmiennikom i dokonywał rotacji. Poza tym Liverpool dysponuje szerszą kadrą – mówi nam Sebastian Mila, który razem z Dariuszem Szpakowskim skomentuje fi nał w TVP. – Spodziewam się przede wszystkim dobrego widowiska, za każdym razem przy okazji fi nału Champions League ostrzę sobie na to zęby. Wielki mecz, widowisko, dramaturgia – chciałbym, żeby tak wyglądało starcie w Paryżu. Trudno przewidzieć przebieg spotkania, bo z przyjemnością ogląda się grę Liverpoolu, nawet gdy nie jest się jego kibicem. Z drugiej strony staje drużyna, która uwielbia Ligę Mistrzów i jak tak daje pójdzie, to będzie można nazwać ją ich rozgrywkami. Kiedyś mówiło się, że Liga Europy należy do Sevilli, być może będziemy tak mówić o Królewskich i LM. Strasznie trudno wskazać faworyta, ale to dobrze, bo zapowiada się nam ciekawy spektakl – dodaje były reprezentant Polski.
Jerzy Dudek przed finałem Ligi Mistrzów. Kto ma przewagę na papierze?
Piłkarze Realu mogą mieć przewagę psychologiczną? Wygrali z Liverpoolem finał w 2018 roku, w poprzedniej edycji pokonali The Reds w ćwierćfinale, poza tym dość wcześnie zapewnili sobie mistrzostwo Hiszpanii, więc mieli czas, żeby odpocząć i skupić się na finale. Nie mówiąc już o tym, że Real wygrał LM siedem razy, odkąd rozgrywki toczą się w obecnej formule, Liverpool zdobył trofeum dwukrotnie.
Tak, doświadczenie z pewnością jest po stronie Realu, a to potrafi zaprocentować w kluczowych momentach. Widzieliśmy to właśnie w poprzednich fazach, w trudnych chwilach nawet trener nie jest w stanie odpowiednio zareagować, ten ciężar spada na piłkarzy. To oni decydują, czy chcą podejść wyżej do przeciwnika, czy wolą się wycofać, grać blisko siebie i czekać na kontry. Na tym poziomie zawodnicy umieją kalkulować i to jest przewaga Realu. U Królewskich brakuje mi intensywności, zwłaszcza na początku spotkania. Czasami może to doprowadzić do tego, że piłkarze popełniają błędy, a nie zawsze uda się odrobić straty. W poprzednią niedzielę znakomity powrót zaliczył Manchester City, który przegrywał 0:2 z Aston Villą, a wykorzystał moment i wygrał. Podobnie może być w sobotniej konfrontacji.
Fakt, że Liverpool dopiero co przegrał walkę o mistrzostwo Anglii, może spędzać sen z powiek zawodnikom Kloppa?
Okaże się w meczu, najbardziej obawiam się zmęczenia wyczerpującym sezonem, co przełoży się na mniejszą intensywność. Nie dość, że Liverpool rozegrał mnóstwo spotkań, to w dodatku wiele z nich pod olbrzymią presją. Kibice przypominają 1981 rok, kiedy The Reds rozegrali aż 63 spotkania. Wszyscy marzyli o czterech pucharach, wiadomo, że nie będzie trofeum za mistrzostwo Anglii, ale wciąż jest szansa na trzeci, więc zawodnicy mają prawo czuć zmęczenie. A to wpływa na koncentrację, nawet jeśli to ostatni mecz w sezonie.
Meksyk robi przegląd wojsk. Nasz mundialowy rywal wyjechał na tournee.
Martino w sumie powołał 38 graczy: 25 z ligi MX (6 z Monterrey, 4 z Cruz Azul i 3 z Guadalajary, Pachuki i Clubu America), a pozostałych 13 z Europy (5 z Hiszpanii, po 2 z Anglii, USA i Holandii oraz rodzynki z Belgii i Włoch). Podobnie jak w przypadku Czesława Michniewicza i Polski, argentyński szkoleniowiec chce dokonać przeglądu wojsk. Nie brakuje więc sprawdzonych w boju piłkarzy. Najwięcej pod tym względem oferuje pozycja bramkarza, bo tylko jeden – Carlos Acevedo (Santos Laguna, 26 lat, 2A) – jest w trzeciej dekadzie swojego życia. Rodolfo Cota z Leon (2A) w lipcu skończy 35 lat, kapitan kadry Guillermo Ochoa z Clubu America 37, a Alfredo Tavalerze z UNAM Pumas (38A) we wrześniu stuknie „40”. W linii obrony najstarszy stażem jest Hector Moreno (34 lata, 122A–5), który w 2021 po 13 latach spędzonych w Europie (m.in. PSV, Espanol, Roma czy Real Sociedad) wrócił do Meksyku i gra w Monterrey. Oprócz niego wśród 13 wybrańców Martino z tej formacji jest jeszcze trzech graczy tego klubu: Jesus Gallardo, Cesar Montes i Erick Aguirre (25 lat, 11A). Jest także klubowy kolega Ochoi Jorge Sanchez. To ważne w kontekście zgrania i komunikacji z tyłu. Wśród defensorów są także nowe twarze, z których najbardziej kontrowersyjną jest Julian Araujo. 20-latek z LA Galaxy urodził się w Kalifornii i w latach 2017–2020 reprezentował barwy USA (m.in. zagrał raz w kadrze A). W sierpniu 2021 – po tym jak Gregg Berhalter nie powołał go na Gold Cup – zwrócił się do FIFA, aby umożliwiła mu zmianę barw reprezentacyjnych. Od tamtej pory zdążył zagrać w ekipie Meksyku dwa razy, ale mimo to część kibiców wolałaby widzieć w kadrze 25-letniego Alana Mozo z UNAM.
Michał Michalec z Chrobrego Głogów przed finałem baraży.
Nie lubi pan chyba zmian w życiu. Przez całą karierę reprezentowapan zaledwie dwa kluby, ostatnie 12 sezonów będąc wiernym głogowskiej drużynie. To w dzisiejszych czasach rzadko spotykane.
Najwidoczniej tak dobrze mi w Głogowie… Faktycznie, przywiązuję się do klubów, tutaj mieszkam od wielu lat, tutaj pracuje moja żona, urodziła mi się córka. Głogów jest naprawdę fajnym miastem, blisko moich rodzinnych stron. Wszystko kręci się wokół huty i kopalni. To miasto naprawdę jest zrobione pod ludzi, nie brakuje bulwarów, wielu restauracji, jest to przyjazne miejsce do życia. Dla rodzin z dziećmi wręcz rewelacyjne.
Cofnijmy się teraz w czasie o 11 lat. Trzecia liga była złożona z zaledwie dwóch województw, a wy awansowaliście, mając na koniec pięć punktów przewagi nad Ilanką Rzepin. Pamięta pan czasy, kiedy Chrobry znajdował się w zupełnie innej rzeczywistości?
Swoje lata już mam, ale coś tam jeszcze pamiętam. Na przestrzeni sezonów wykonaliśmy ogromny progres, lecz trzeba powiedzieć, że to nie był nagły przeskok. Raczej małe kroczki, od początku było widać, że klub nie rzuca wszystkiego na szalę, tylko działa z głową. Nigdy w Głogowie nie żyliśmy ponad stan, dlatego wielu osobom może się wydawać, że Chrobry pogodził się z rolą przeciętniaka w I lidze, a jest to pokłosiem tego, że ludzie w klubie wszystko robią z rozwagą. Nie jest sztuką postawić wszystko na jedną kartę, a po dwóch sezonach borykać się z problemami fi nansowymi i wycofać z ligi.
Porażka w finale z Realem była kluczowym momentem w budowie Liverpoolu.
Z Kijowa zespół wrócił około czwartej nad ranem. Klopp nie zamierzał jednak od razu puścić swoich piłkarzy do łóżek. Zebrał ich w sali konferencyjnej ośrodka treningowego i wygłosił przemowę. Powiedział, że jest z nich dumny i że w pełni rozumie ich ból. Zalecił, by nie wstydzili się tego, co czują, tylko wykorzystali to paskudne uczucie. – Użyjcie go. Niech w was pracuje. Wrócimy silniejsi – zapewnił. Słowa dotrzymał. Jednak nie wszyscy wrócili, bo nie wszyscy dotrwali do kolejnego fi nału Champions League. Dotyczy to zwłaszcza bramkarza Lorisa Kariusa, który wówczas w stolicy Ukrainy przeżył największy koszmar w karierze. O porażce The Reds zadecydowały jego dwa kardynalne błędy (najpierw nastrzelił Karima Benzemę i piłka wpadła do bramki, a później futbolówka przełamała mu ręce po uderzeniu z dystansu Garetha Bale’a), po których właściwie do dziś się nie podniósł – w Liverpoolu już nigdy nie zagrał. Był jeszcze co prawda na wypożyczeniu w Besiktasie Stambuł i Unionie Berlin, ale latem ubiegłego roku wrócił na Anfi eld i od tamtej pory tylko trenuje, bez możliwości gry. Nie znaczy to, że niemiecki bramkarz został skreślony od razu. Wręcz przeciwnie. Klopp otoczył go początkowo opieką i wspierał na każdym kroku. Zresztą kilka dni po fi nale po badaniach okazało się, że golkiper ma wstrząśnienie mózgu, którego doznał w feralnym meczu. – Nie traktujemy tego jako wymówkę, ale wyjaśnienie – zaznaczał menedżer Liverpoolu, tłumacząc słaby występ bramkarza. Jednak kiedy po urlopach zawodnicy stawili się ponownie w klubie i w pierwszym meczu sparingowym – z Tranmere Rovers – Karius znów zawalił gola, jasne się stało, że Liverpool potrzebuje nowego bramkarza. Wybór padł na Alissona z Romy, za którego klub z Anfi eld zapłacił 65 mln funtów
Carlo Ancelotti swoje przeżył, ale ważne mecze nadal go stresują.
Jeszcze przed meczem z The Reds Carlo Ancelotti zapisał się na kartach historii. Jako pierwszy po raz piąty awansował do fi nału Ligi Mistrzów. Co ciekawe, trzeci raz jego drużyna zmierzy się z Liverpoolem – wcześniej AC Milan w 2005 roku przegrał z The Reds po serii rzutów karnych, w której błyszczał Jerzy Dudek, a dwa lata później wygrał 2:1 po golach Filippo Inzaghiego. Jeśli 62-latek tym razem także zwycięży, znów dokona czegoś wyjątkowego – jako pierwszy menedżer cztery razy sięgnie po Puchar Europy. Do tej pory tylko on i Zinedine Zidane zrobili to trzykrotnie. Mimo olbrzymiego doświadczenia, Ancelotti przed tak ważnymi spotkaniami odczuwa olbrzymi stres. – W tym sezonie kosztowało mnie to trochę więcej. Najtrudniej jest trzy czy cztery godziny przed rozpoczęciem meczu. Czuję się wtedy trochę źle fi zycznie, zwiększa się potliwość, rytm bicia serca – nie ukrywa Ancelotti. Złe samopoczucie znika jednak wraz z pierwszym gwizdkiem s ę d z i e g o . Wtedy Włoch już doskonale wie, co robić.
Tomasz Jaworek grał z Jurgenem Kloppem. Jak to pamięta?
Z Jürgenem już dawno nie miałem kontaktu. Kilka lat temu kibice Ruchu pytali, czy byłbym w stanie zaprosić go do Chorzowa. Na pewno mnie pamięta, ale ma przecież swoje sprawy i trudno byłoby go namówić. Jeszcze jak trenował Borussię, miałem z nim jako taki kontakt. Z czasów Mainz miał mój adres, wysyłał mi zaproszenia na mecze do loży VIP. Byłem kilka razy w Dortmundzie, zwłaszcza jak grali tam Jakub Błaszczykowski, Robert Lewandowski i Łukasz Piszczek. Po meczach była okazja do krótkiej rozmowy. Bardzo miło to wspominam. Być może Jürgen tak dobrze mnie zapamiętał dzięki sytuacji z meczu z Waldhof Mannheim. Dla Mainz to są derby. Jak zwykle panowała nerwowa atmosfera, przegraliśmy na wyjeździe 0:1. Po końcowym gwizdku miejscowi kibice nas wyzywali, a jeden z nich opluł Jürgena. Niemiec opluł Niemca – wyobraża pan to sobie? Wszyscy się temu przyglądali, a tylko jakiś Polak się za nim wstawił. Pomyślałem sobie: „O nie, nikt nie będzie atakował mojego kolegi”. Wdrapałem się na płot i zbeształem kibica. Potrafi łem już wtedy mówić po niemiecku, więc kilka przekleństw poszło. Ten kibic aż się cofnął, bo myślał, że będę chciał przeskoczyć przez ten płot. Chłopcy w porę mnie złapali, no i dobrze, bo pewnie trzeba by zapłacić jakąś karę. Do rękoczynów nie doszło, w przeciwnym razie zostałbym zawieszony. Kibice się wtedy oburzyli moim odwetem. Myślałem, że mnie zlinczują. Nic mi się na szczęście nie stało. Jürgenowi musiało to utkwić w pamięci. Po latach, gdy w Borussii grało nasze trio, opowiadał w wywiadzie, że ma szacunek do Polaków, bo tylko jeden z nich stanął kiedyś w jego obronie. Człowiekowi aż się miło zrobiło na sercu.
Francisco Buyo, były bramkarz Realu, mówi o Złotej Piłce dla Karima Benzemy.
Największą gwiazdą Realu jest Karim Benzema. Zaskakuje pana, że w wieku 34 lat nadal prezentuje tak niesamowity poziom?
Nie. To wielki profesjonalista, poświęca się dla piłki. Ostatnie lata w jego wykonaniu są znakomite, a ten sezon jest najlepszy. Zasługuje na Złotą Piłkę.
Bardziej niż Robert Lewandowski?
Moim zdaniem tak. Trzeba popatrzeć, jak pracuje przez cały rok. Prezentuje niesamowitą klasę.
Dawniej był oczywiście klasowym napastnikiem, ale jednak nie z tej półki, aby myśleć o Złotej Piłce.
Benzema zawsze prezentował dobry poziom. Tyle że dopóki grał z Cristiano Ronaldo, to pracował dla niego. Po odejściu Portugalczyka pokazał wielkie umiejętności. Teraz to najlepszy piłkarz na świecie.
Ma przy tym wsparcie kolegów jak Vinicius, czy niezniszczalnej drugiej linii z Casemiro, Tonim Kroosem i Luką Modriciem.
Oczywiście, Vinicius prezentuje dużą jakość, jest kandydatem na wielkiego piłkarza, rozwinął się bardzo szybko. Pomocnicy grają razem wiele lat i to niezwykli zawodnicy, dobrzy w każdym elemencie gry.
fot. FotoPyK