Czwartkowa prasa nie rozpieszcza, ale znajdziemy w niej parę rozmów, które przykuwają uwagę. Wciąż sporo o reprezentacji, zwłaszcza o Gabrielu Słoninie.
Przegląd Sportowy
Tomasz Frankowski o problemach “Białej Gwiazdy”. Napastnik analizuje spadek Wisły.
Wisłę tworzył zlepek piłkarzy z zagranicy, umówmy się, w większości kiepskich.
Ale zdarza się, że taki zlepek tworzy solidny zespół. Uważam, że akurat narodowość nie była decydującym czynnikiem w kwestii niepowodzeń drużyny Wisły. Bardziej upatrywałbym kłopoty w słabym mentalu piłkarzy. Oni nie dorośli albo nie potrafi li się przygotować, by wyszarpać pozostanie w Ekstraklasie. Myślałem, że z pętlą zaciskającą się na szyi zespół zareaguje inaczej i za wszelką cenę poświęci się zadaniu utrzymania. Tuż przed startem ligi, w Arłamowie widziałem się z Kubą Błaszczykowskim. Porozmawialiśmy trochę o sytuacji Wisły. Kuba miał nadzieję, że z Jurkiem Brzęczkiem wspólnymi siłami uda im się wyciągnąć klub z nieprzyjemnych okolic tabeli. Miał pewne obawy co do formy niektórych piłkarzy, ale był dobrej myśli. Przypuszczaliśmy, że będą słabsze od Wisły zespoły i to one opuszczą ligę. Trzeba wziąć też pod uwagę, iż Wisła za przeszło 4 miliony euro sprzedała swoich wyróżniających się graczy – Yawa Yeboah oraz Aschrafa El Mahdiouiego. Kuba zdawał sobie sprawę, że ucierpi jakość drużyny, ale jednocześnie podkreślał, że te pieniądze pomogą Wiśle przetrwać. W miejsce tych, którzy odeszli, zatrudniono „tańsze opcje”.
Wisłę piętnują za nepotyzm. Jakub Błaszczykowski w roli prezesa obsadził brata – Dawida, zaś w roli trenera wujka – Jerzego Brzęczka.
Właściciel wydaje, inwestuje swoje pieniądze i zatrudnia, kogo uważa za stosowne. Nie uważam, że to było decydujące w niepowodzeniu. Niezależnie, czy Jurek jest wujkiem Kuby, bratem czy dziadkiem, ostatecznie wybroni go lub nie wynik sportowy. A że pozytywnego rezultatu zabrakło, to gniew niektórych skumulował się na analizowaniu pokrewieństwa wśród zarządzających Wisłą. Gdyby drużyna się utrzymała, jestem pewien, że nie miałoby to miejsca.
Maciej Żurawski także wyraża swoje zdanie na ten temat. Jak jego zdaniem będzie wyglądał przyszły sezon?
Nie wyobrażam sobie, żeby Wisła, będąc w takiej formie, wróciła po roku do Ekstraklasy. Chciałbym się mylić, ale ta drużyna nie gwarantuje walki o awans. W I lidze nawet ekipy z dołu tabeli potrafi ą grać atrakcyjnie i skutecznie, może nie w każdym meczu, ale umieją napsuć krwi faworytom. Plusem dla takiej drużyny jak Wisła jest format rozgrywek i fakt, że można awansować do Ekstraklasy przez baraże. Wystarczy zająć szóste miejsce, nie trzeba zdominować ligi. Widzę dla Wisły dwie drogi. Pierwsza to awans w pierwszym sezonie, co musi być poprzedzone zastrzykiem gotówki i kilkoma transferami. Bez tego trudno będzie o wzmocnienia i zbudowanie jakościowej kadry. Drugą drogą jest postawienie na spokojny rozwój i budowę drużyny. Trzeba wówczas założyć sobie cel powrotu do elity w ciągu dwóch-trzech lat, wtedy nie będzie tak dużych nerwów. Wiem, że kibice chcieliby natychmiastowego powrotu, ale dobrze wiadomo, jak to wyglądało w innych klubach. Część z nich na tyle się rozpędziła, że spadła jeszcze niżej, dlatego sam jestem ciekaw, jaką strategię przyjmą w Krakowie.
Jakub Kiwior trafił do kadry. Kim jest piłkarz Spezii?
– Jest inteligentny i wykonuje mnóstwo ciężkiej roboty. Choć pełni trudną rolę, daje świetnie radę i gwarantuje nam balans, którego szukaliśmy – chwalił Kiwiora Motta na antenie stacji DAZN. 22-latek w swoim premierowym sezonie na Półwyspie Apenińskim rozegrał 21 spotkań, z czego 20 w podstawowym składzie. Odkąd z Empoli (1:1) – sześć dni po meczu z Romą – wskoczył do wyjściowej jedenastki, nie wystąpił tylko raz – z powodu zawieszenia za żółte kartki z Juventusem (0:1). Poza tym nie opuścił choćby minuty. Z nim na murawie Aquilotti przeciętnie zdobywali 1,14 punktu na spotkanie. Bez niego – 0,75. Jak na stopera przesuniętego do drugiej linii przystało głównie sprawdza się w defensywie. 1,9 przechwytu na mecz to 8. wynik Serie A, 2,2 odbioru – 12., a średnio przebiegnięte 11,42 km – 5. Jeden z analityków na Twitterze na podstawie statystyk sprofilował najlepszych pomocników U-23 europejskich lig TOP 5 i Kiwior został zaklasyfi – kowany do grupy „niszczyciel/ specjalista defensywny”, co dobrze oddaje jego rolę w klubie z miasta La Spezia. Ale dla Czesława Michniewicza tyszanin to wciąż przede wszystkim środkowy obrońca (nawet na grafi ce przedstawiającej powołania znalazł się właśnie w grupie lewych stoperów, z Janem Bednarkiem i Marcinem Kamińskim).
Tomasso Guercio wybrał grę dla Polski. Młody zawodnik na co dzień reprezentuje Inter.
Jak miał 10– 11 lat, skauci Interu wypatrzyli go podczas jednego z meczów. Zaprosili na treningi i tak im się spodobał, że zaproponowali transfer. Powiedzieli, że Tomek ma taką siłę wewnętrzną. W wieku 11 lat było to tym bardziej istotne, że był najmniejszy w składzie. Teraz ma 186 cm wzrostu. Przydaje mu się w obronie, grał zresztą tam od początku. Widać było, że jest zadziorny. Wcześniej były inne oferty, ale wybraliśmy Inter, bo przekonali nas, że bardzo na niego liczą. To był strzał w dziesiątkę. Teraz pojawiają się różne propozycje, ale nie jesteśmy nimi zainteresowani. Dopóki Inter będzie go chciał, nie zamierzamy rozpatrywać innych opcji. Nawet gdyby zgłosił się Real Madryt. Dwukrotnie został zaproszony na zgrupowanie reprezentacji Włoch do lat 15. Za pierwszym razem je przyjął. Poinformowaliśmy Macieja Chorążyka, który skontaktował się z nami wcześniej, że syn chce spróbować i jednego, i drugiego. Potem przyszło powołanie na polską kadrę. Po powrocie z jej zgrupowania Tomek już wiedział, że to jest to. Przy wyborze Polski kierował się sercem. Wiedział, że drugi raz powołania od Włochów już nie przyjmie. A przyszłoby ono na 100 procent, gdybyśmy chcieli. Syn postawił na Polskę. W Interze nikt nie robił problemów z tym wyborem. Dla nas sprawa jest zamknięta. Będziemy gotowi za każdym razem, gdy PZPN będzie miał Tommaso w swoich planach. Syn jest zadowolony z wyboru. Chociaż nie mówi płynnie po polsku, to bardzo dużo rozumie. Na zgrupowaniach czuje się świetnie.
Super Express
Amerykanie chcą, żeby Gabriel Słonina grał dla nich. Kuszą go i wysyłają powołania.
Zauważył go selekcjoner reprezentacji Stanów Zjednoczonych Gregg Berhalter, który powołał go na grudniowy mecz towarzyski z Bośnią i Hercegowiną. Teraz z kolei powołanie na mecze Ligi Narodów wysłał mu Michniewicz, który wcześniej spotkał się z piłkarzem w Chicago i wręczył mu koszulkę reprezentacji Polski z jego nazwiskiem. – Słonina otrzyma powołanie, wykupimy mu bilet i więcej nie możemy nic zrobić – mówi Czesław Michniewicz. – Rozmawiałem z nim, zadałem mu pytanie: „Czy jeśli cię powołam na reprezentację, to przyjedziesz, czy nie? Jeśli nie chcesz przyjechać, to nie będziemy ci wysyłać powołania”. Powiedział: „Tak, przyjadę”. Później sytuacja się troszeczkę zmieniła, bo trener USA też gościł w Chicago i namawiał go na różne sposoby, by jednak został w reprezentacji Stanów Zjednoczonych. Wierzę, że to, co ustaliliśmy, będzie realizowane. Nie dawał żadnych sygnałów, że nie przyjedzie. Łukasz Gawrjołek wysłał do niego propozycję biletu, Gabriel odpisał, że mu pasuje. Myślę, że nic się nie wydarzy, ale to jest życie, niczego nie mogę zagwarantować.
Orest Lenczyk ocenia Wisłę Kraków.
– Kto najbardziej zawinił, bo wielu wskazuje na Jerzego Brzęczka, który z 12 meczów wygrał jeden?
– Złego słowa o Jurku nie powiem jako były trener. Jestem pytany o Wisłę, a jednocześnie słucham ludzi, którzy są w temacie i mówią, że spadek jest pokłosiem tego, co się działo w klubie trzy–cztery lata temu. Kuba Błaszczykowski, gdy ratował klub, kierował się sercem, a nie głową. Podziwiałem go jako piłkarza. Gdy wszedł do Wisły, to myślałem, że wie, co robi, ale tak się nie stało. Jak patrzyłem na grę Wisły, to bardziej podobała mi się Termalica, a nawet Łęczna grała od czasu do czasu dobrze, nie mówiąc o Zagłębiu i Śląsku. Wisła prosiła się o spadek i nie może mówić o braku szczęścia.
Sport
Katarzyna Przepiórka przybliża postać Gabriela Słoniny.
Jak to jest z jego przynależnością reprezentacyjną i tożsamościową? Kilka miesięcy temu został już powołany do kadry USA na mecz towarzyski, chociaż nie zagrał w nim.
– On był powoływany nawet na eliminacje mistrzostw świata. W strefie CONCACAF przez covid było trochę inaczej, więc przerwa w lutym i marcu była wykorzystana do gier eliminacyjnych i on znalazł się na tamtym zgrupowaniu. Oczywiście nie zagrał w żadnym meczu, ale pojawił się tam i było wokół niego dużo szumu. Od samego początku występował we wszystkich młodzieżowych reprezentacjach USA, chociaż dostawał powołania z Polski, co może potwierdzić Maciej Chorążyk (koordynator skautingu zagranicznego PZPN – przyp. red.). Sloninę zaproszono do polskiej młodzieżówki, ale wybrał Stany. Teraz widzimy typową walkę o piłkarza o podwójnej narodowości, co dla USA jest akurat normą. Nie wierzę też we wszelkie doniesienia o tym, że jest zastraszany w klubie. To są tylko domysły, których nikt nie potwierdził, a takie zachowania mogą w MLS skutkować śledztwem i ogromnymi karami.
W Polsce jest Wojciech Szczęsny, Łukasz Skorupski czy Bartłomiej Drągowski. Jakby to wyglądało dla Sloniny w USA?
– To nie jest tak, że w reprezentacji Stanów w bramce będzie miał mniejszą rywalizację. Zarówno w Polsce, jak i w USA ta pozycja jest mocno obsadzona. Nie ma pewności, że wybierając jedną z tych drużyn ma się krótszą drogę do bramki. Oczywiście w przypadku Stanów trzeba podkreślić, że ta reprezentacja jest konsekwentnie odmładzana i z tych przyszłościowych bramkarzy Slonina jest na pewno najlepszy. Z tego względu może mu być łatwiej, ale nie dlatego, że w USA nie ma bramkarzy. Gdyby patrzeć po doświadczeniu i tym, co golkiper może zrobić na turnieju, jak sobie tam poradzić, to zarówno w Polsce, jak i w Stanach mówimy o dobrze obsadzonej pozycji, na której jest spora rywalizacja. To nie jest tak, że wybór jednej z nich to lepsza droga. Przeciwnie. To bardzo trudna decyzja. Patrząc po tym, kto go chce, to – mówiąc szczerze – USA chcą go bardziej, bo widzą go w cyklu 2026, kiedy będą współorganizować mistrzostwa świata. W Polsce narracja jest trochę inna. Kiedy Zbigniew Boniek wyliczał, ilu mamy bramkarzy lepszych od Sloniny, to złapałam się za głowę. Ale to też nie jest tak, że w Stanach nie ma dobrych golkiperów – bo są.
Pod względem piłkarskim – jakim bramkarzem jest Slonina?
– Ma kosmiczne warunki fizyczne. Patrząc na niego, w życiu nie powie się, że to nastolatek. Jest olbrzymi i wykorzystuje to, przez co na linii bramkowej jest bardzo dobry. Do poprawy ma grę nogami i podobne aspekty techniczne, ale to jest kwestia do wypracowania w każdym klubie. Jego instynkt pokazuje wielki talent, dlatego nie jestem w szoku, że chcą go mieć u siebie i jedni, i drudzy. Chociaż przypuszczam, że gdyby nie trochę sztuczne wykreowanie zainteresowania jego osobą, to w Polsce raczej nikt nie powoływałby go teraz do kadry. Bo to nie jest tak, że się nim nikt z Polski nie interesował i nie dostawał powołań do kadr młodzieżowych.
Sergiu Hanca upamiętnia zmarłego kolegę.
Nie znaczy to jednak, że w życiu reprezentanta Rumunii były tylko dobre chwile. Na boisku był nawet świadkiem śmierci kolegi. 6 maja 2016 roku, w trakcie spotkania Dinamo Bukareszt – Viitorul Constanta, wprowadzony do gry w 63 minucie reprezentant Kamerunu Patrick Ekeng po 7 minutach biegania po murawie upadł i mimo podjętej błyskawicznie pomocy zmarł na atak serca. – Od tamtego czasu co roku w okolicy 6 maja wspominam mojego kolegę z Dinama – zapewnił Sergiu Hanca. – Gram i strzelam, myśląc o Patricku. Dlatego w tym roku, po strzeleniu gola Rakowowi, ciesząc się z wywalczonego dzięki niemu remisu, przypomniałem o nim. Wychodząc na boisko w Częstochowie, choć zaczynałem mecz jako rezerwowy, byłem pewien, że ulokuję piłkę w siatce i będę mógł zadedykować tę bramkę Patrickowi – zdradził Hanca. Przypomnijmy, że gol ten w praktyce oznaczał otwarcie drogi do mistrzostwa Lechowi Poznań. Nic więc dziwnego, że sympatycy „Kolejorza”, projektując mistrzowski szal, połączyli barwy i herby obydwu klubów, a Sergiu Hanca ma otrzymać pierwszy egzemplarz.
GKS Katowice i jego finanse. Jak mają się te sprawy?
– Miasto wspiera klub kwotą 17,5 miliona złotych. Wartość bezwzględna jest bardzo wysoka, ale za te pieniądze mamy konkretne wyniki w różnych dyscyplinach pod jednym brandem. Myślę, że są to rozsądnie wydane pieniądze. W przyszłym roku miasto zamierza wesprzeć klub podobną kwotą, oczywiście realizując to poprzez formułę konkursową i uzależniając od tego, czy klub spełni kryteria. Liczymy także na większe zaangażowanie sponsorów. Klub staje się coraz cenniejszą marką, przemawiają za tym wyniki – twierdzi wiceprezydent Katowic. Wiceprezydent wylicza: – Trzy lata temu jednym z priorytetów było dla nas ustabilizowanie sytuacji finansowej, uporządkowanie struktury, wydatków oraz szkolenie dzieci i młodzieży. Wynik sportowy jest konsekwencją tego, że w sferze finansów dzieje się tak, jak powinno. Trzy lata temu wydatki roczne na klub oscylowały w kwocie około 25-26 milionów złotych. W tej chwili to kilka milionów mniej, mimo że ceny usług i energii, wynagrodzenia – to wszystko rośnie. Wielkie wyrazy uznania dla prezesa, wiceprezesa, za wprowadzenie tej drakońskiej diety, która, jak się okazało, nie odbiła się negatywnie na wynikach sportowych – zaznacza Sobula.
fot. Newspix