Reklama

PRASA. Kulisy walki w PZPN o zniesienie przepisu o młodzieżowcu i zmian w PJS

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

18 maja 2022, 09:31 • 10 min czytania 11 komentarzy

Wojciech Cygan z zapałem przekonuje kolegów z innych klubów i związkowych działaczy. Zgromadził wokół siebie grupę ludzi, którzy na zarządzie będą go wspierać. Powinno wystarczyć na zniesienie młodzieżowego limitu, a jednocześnie jest zapowiedź podniesienia kwoty przekazywanej na Pro Junior System. Ma ona być przekazywana nie tylko z kasy związku, który oczywiście nie musi mieć interesu, aby w taki sposób wspierać prywatne kluby, ale też z przychodów generowanych przez spółkę Ekstraklasa SA – czytamy w “Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?

PRASA. Kulisy walki w PZPN o zniesienie przepisu o młodzieżowcu i zmian w PJS

“SPORT”

Nieoczekiwany reprezentant – Kamil Pestka powołanie zawdzięcza m.in. zmianie trenera w ekipie Cracovii.

Na Kamila Pestkę idealnie wpłynęła zmiana trenera w Cracovii. Odnowiona współpraca z Jackiem Zielińskim, który przestawił 23-letniego piłkarza na bardziej ofensywną grę, przynosi coraz lepsze efekty. Dowodem na to są gole z meczów ze Stalą Mielec i Zagłębiem Lubin oraz „dwupak” z Wisłą Płock. – Mogę powiedzieć, że od pierwszych rozmów z trenerem po jego powrocie do Cracovii słyszałem, że docelowo jestem przymierzany do dwóch pozycji: zarówno do tego wahadła, jak i do skrajnie lewego obrońcy w ustawieniu trójką – dodaje Kamil Pestka. – Nie zaprzeczę, że pozycja na wahadle mi odpowiada. Lubię tak grać, gdy mogę częściej przechodzić do ofensywy. To wahadło jest o tyle newralgiczną pozycją, że łączy defensywę z ofensywą, więc to też nie jest tak, że grając na wahadle jestem skupiony tylko na ataku. To jest w zasadzie połączenie pozycji bocznego pomocnika i bocznego obrońcy w jednym. Nie ukrywam, że musiałem się z nią oswoić, przyswoić pewne automatyzmy wynikające z tego ustawienia, nabrać w nim obycia, ale efekty są bardzo dobre i mogę się tylko cieszyć.

Lopez, Ishak czy Angielski? Walka o koronę króla strzelców potrwa do ostatniej kolejki. Kto po nią sięgnie?

Reklama

Dość niespodziewanie do walki o koronę dołączył Karol Angielski. Piłkarz Radomiaka nie cieszy się szczególnym uznaniem nowego trenera, Mariusza Lewandowskiego, dlatego w trzech dotychczasowych spotkaniach pod jego wodzą wchodził na boisko z ławki (choć w trakcie zeszłego tygodnia leczył też drobny uraz). To chyba jednak powinno się zmienić, skoro w poprzednim meczu 26-latek zanotował imponującego hat-tricka z Wisłą Kraków! – Tak naprawdę to jest mój pierwszy seniorski hat-trick. Przed meczem nie myślałem o koronie króla strzelców i nadal nie będę tego robił. Jeżeli będziemy grać tak, jak w drugiej połowie z Wisłą, sytuacje będą na pewno, tylko trzeba je będzie wykorzystać – mówił chłodno Angielski. Napastnik Radomiaka ma na koncie 17 trafień, ale warto podkreślić, że aż 9 z nich padło po uderzeniach z rzutów karnych. Dla porównania – Ishak „jedenastki” wykorzystał 4, Lopez – 6. To jednak nie ma większego znaczenia w tej rywalizacji, bo gol jest golem, a w ostatniej kolejce wszystko się może zdarzyć. Każdy z tych trzech piłkarzy gra swój najlepszy indywidualny sezon w karierze. Lech z Ishakiem w ostatnim spotkaniu zagra z pewnym utrzymania Zagłębiem Lubin, Raków z Lopezem podejmie pewną pucharów Lechię Gdańsk, a Radomiak z Angielskiem uda się do Gliwic, by zmierzyć się z Piastem.

Zmiany w sztabie Rakowa – odchodzą Skrzypczak i Tkocz. Ten pierwszy poszuka pewnie pracy na własną rękę.

O ile decyzja trenera Skrzypczaka była znana od dłuższego czasu, tak rozstanie z Tkoczem jest bardziej zaskakujące. Szkoleniowiec pojawił się w klubie latem, zastępując wieloletniego współpracownika Marka Papszuna, Macieja Sikorskiego. Bramkarze chwalili sobie pracę pod okiem doświadczonego trenera, który jednak mógł opuścić Raków wcześniej. Wszystko miało mieć miejsce na początku 2022 roku, gdy w piłkarskiej centrali w Warszawie rozważano kandydatury na nowego selekcjonera reprezentacji Polski. Tkocz współpracował w niej z Adamem Nawałką, który wedle przekazu medialnego miał kontaktować się ze szkoleniowcem Rakowa. Celem miało być porozumienie i ewentualne włączenie trenera bramkarzy do sztabu reprezentacji. Ostatecznie z tych planów i tak by nic nie wyszło, ponieważ selekcjonerem został Czesław Michniewicz. Dodatkowo trener nie dostałby zgody na przenosiny do kadry. Strata Tkocza może być odczuwalna dla sztabu Rakowa. Szkoleniowiec wykonał w klubie dobrą pracę. Pod jego okiem rozwijał się Vladan Kovaczević, ale przede wszystkim Kacper Trelowski. Młody bramkarz Rakowa wskoczył na kolejny szczebel, czego przykładem była dobra gra nie tylko w Pucharze Polski, ale i w lidze. Dzięki temu częstochowianie dysponowali dwoma solidnymi bramkarzami. Na razie nie wiadomo kto zastąpi tak Tkocza, jak i Skrzypczaka.

Awans Miedzi nie przyszedł przypadkiem. Ekipa Łobodzińskiego rozwalcowała resztę stawki w walce o Ekstraklasę.

Reklama

W minioną niedzielę „miedzianka” pokonała łodzian na własnym boisku 1:0, a „złotą” bramkę strzelił Hiszpan Victor Moya Martinez, czyli Chuca. Trener legniczan Wojciech Łobodziński był bardzo zadowolony z postawy swojego zespołu. – Było w tym meczu dużo emocji – powiedział po meczu. – Myślałem, że ciężko będzie nam dzisiaj zebrać zespół. Widzieliśmy szampany, przygotowania do fety. Pomyślałem sobie – tylko nie to… Chłopakom należy się szacunek, bo pokazali nie tylko ogromny charakter, ale i jakość piłkarską. Jeżeli chodzi o sam mecz, na pewno byliśmy zespołem lepszym. W I połowie graliśmy bardzo dobrze. W drugiej mieliśmy problemy, ale wynikały one z tego, że musieliśmy zrobić zmiany. Jeszcze nie widziałem czegoś takiego, żeby sędzia (był nim Tomasz Musiał z Krakowa – przyp. BN) sfaulował zawodnika. Złamał mu nos. Z jednej strony może się to wydać śmieszne, ale Szymon Matuszek wylądował w szpitalu, więc dla nas nie jest to zabawne. Zmiany wprowadziły nam trochę kłopotów. Obroniony przez Mateusza Abramowicza kontrowersyjny rzut karny dodał nam trochę skrzydeł. W przekroju całego meczu na pewno byliśmy lepsi. Tak jak mówiłem tydzień temu w Gdyni trenerowi Ryszardowi Tarasiewiczowi, nie odpuściliśmy Arce, nie odpuściliśmy Widzewowi i nikomu nie odpuścimy.

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

39 powołanych przez Michniewicza do kadry. Co z nieobecnymi? Braki są spowodowane m.in. kontuzjami – Recy, Helika czy Modera. Rybus odpadł przez sprawy związane z grą w Rosji.

Z zawodników pominiętych trener wymienił c z t e r y nazwiska. Arkadiusz Reca ze Spezii ma problemy ze zdrowiem i po sezonie w Serie A będzie miał artroskopię kolana. Zabieg nie jest poważny, ale konieczny. Uraz nie pozwala na idealne przygotowanie do meczu, piłkarz musi być w pełni zdrowy. Brakuje też innego lewonożnego piłkarza, Macieja Rybusa z Lokomotiwu Moskwa. – Rozmawialiśmy w poniedziałek. Maciek jest w specyfi cznej sytuacji. Kończy mu się kontrakt w Lokomotiwie, otrzymał propozycję przedłużenia umowy, ale ma inne oferty. Z Rosji, ale nie tylko. To dla niego trudny czas, chciałem uniknąć zamieszania wokół Rybusa. Liczę, że kiedy ostatecznie wyjaśni się jego sytuacja, we wrześniu może dostać powołanie – mówił Michniewicz. W kadrze jest jeden piłkarz z ligi rosyjskiej – Sebastian Szymański, który razem z Dinamem Moskwa zagra o Puchar Rosji. – Sebek przyjedzie na zgrupowanie już spakowany z Rosji, po meczach nie będzie wracał do Moskwy, prawdopodobnie odejdzie do innego kraju, ten transfer jest prawdopodobny, ale kłopotem mogą być rozliczenia między klubami. Wielu graczy chciałoby odejść, ale nie puszczą ich za darmo – mówił Michniewicz. Na czerwcowe mecze Ligi Narodów trener Czesław Michniewicz powołał aż 39 piłkarzy. Kolejnymi obok Recy zawodnikami, których wykluczyły urazy, są obrońcy Michał Helik i Paweł Dawidowicz oraz pomocnik Jakub Moder. Sytuacja tego trzeciego jest bardziej skomplikowana. W kwietniu zerwał więzadła w kolanie, był operowany w Anglii. Dobra wiadomość jest taka, że jego klub Brighton wyraził zgodę, by rehabilitował się w Polsce. I pod koniec maja przyjedzie do Poznania. Helik pracuje z fi zjoterapeutami Rakowa Częstochowa. – Bardzo byśmy chcieli, żeby Kuba się wyleczył szybko i dobrze, Anglikom zależy wyłącznie na tym, by się wyleczył. Dziś nie wiem, jaka jest szansa, żeby pojechał na mundial, mądrzejsi będziemy we wrześniu. Nie wyobrażam sobie jednak, by w składzie na turniej zmieścił się piłkarz, który w ogóle nie gra w klubie i jest po długiej przerwie – stwierdził Michniewicz.

Rozmowa z Bartoszem Niedźwiedzkim, który jest spikerem i pracownikiem biura prasowego Eintrachtu. Trochę o tym, jak tam trafił, a trochę o szansach Eintrachtu w finale LE.

Czuje się pan już emocjonalnie związany z Eintrachtem?

Tak. Myślę, że w klubie, w którym jest tyle pozytywnych emocji, dzieje się to automatycznie. Osoby, które przyszły do nas z innych klubów, powtarzają, że w Eintrachcie jest coś szczególnego. Czuć, że całe miast o żyje naszymi meczami. Dlatego człowiek, który przebywa tutaj przez dłuższy czas emocjonalnie wiąże się z klubem.

Polacy na takich stanowiskach w zagranicznych klubach to jednak rzadkość. Jak trafił pan do Eintrachtu?

Pod koniec 2013 roku dowiedziałem się z internetu, że Eintracht szuka rzecznika prasowego dla 17 różnych sekcji sportowych oraz dla drużyn do lat 17 i 19. Na tym stanowisku spędziłem 2,5 roku, potem przeniosłem się do sekcji medialnej pierwszego zespołu. Przez sześć lat pracowałem dla telewizji klubowej, z czego cztery lata spędziłem jako spiker. Latem zeszłego roku dostałem propozycję, by zostać rzecznikiem pierwszej drużyny. Ucieszyła mnie ta oferta i zdecydowałem się z niej skorzystać.

Co najbardziej zaskoczyło pana na tym stanowisku?

Gdy rozpocząłem tę pracę, było sporo ciężkich tematów. Amin Younes i Filip Kostić strajkowali, nie przyszli na trening. Jak to wytłumaczyć dziennikarzom? Potem w s p o m n i a n e odpadnięcie z Pucharu Niemiec. Znów kryzysowa komunikacja. Zaraz później porażka 2:5 z Borussią w Dortmundzie… Ten trudny początek wiele mnie jednak nauczył. Uodporniłem się na kolejne kryzysowe sytuacje. Teraz czuję, że nic nie może mnie już zszokować. Myślę, że tamte chwile zostaną wynagrodzone tym wielkim finałem w Sewilli.

Kulisy walki o przepis o młodzieżowcu. Mocnym orędownikiem zmiany tego zapisu jest Raków, a że spore znaczenie w piłkarskiej centrali ma Wojciech Cygan, to możliwe, że zmiany zostaną przeforsowane.

Orędownikiem nowych zmian jest podobno Raków Częstochowa. Jego przedstawiciel Wojciech Cygan to człowiek o rosnącym znaczeniu w piłkarskim środowisku. Jest wiceprezesem PZPN, a jednocześnie zastępcą szefa Rady Nadzorczej Ekstraklasy. Eksponowane funkcje nie dziwią, bo i Raków pnie się w górę, jest dobrze zarządzany, ma imponujące, jak na wartość nakładów, sportowe sukcesy. Brakuje mu porządnego stadionu, takiego na miarę innych wyzwań, ale trudno z tego czynić zarzut wobec klubu. To zdecydowanie problem magistratu, który w przeciwieństwie do innych, nawet mniejszych miast, nie umie zainwestować w obiekt, który służyłby także mieszkańcom i można byłoby się nim pochwalić. Drugim zmartwieniem Rakowa jest brak wartościowych młodzieżowców. Szkolenie nie przynosi jeszcze wielkich efektów, a trzeba przecież stawiać czoła Lechowi Poznań, który ze szkolenia już dawno stworzył maszynkę do robienia pieniędzy. Raków zapewne to docenia, ale musi iść nieco na skróty, brakuje mu czasu i jednak pieniędzy, a przecież o Lidze Mistrzów też lubi sobie cichutko pomarzyć. Na razie więc próbuje wykorzystać swoje atuty, czyli realny wpływ na stanowienie piłkarskich przepisów. Wojciech Cygan z zapałem przekonuje kolegów z innych klubów i związkowych działaczy. Zgromadził wokół siebie grupę ludzi, którzy na zarządzie będą go wspierać. Powinno wystarczyć na zniesienie młodzieżowego limitu, a jednocześnie jest zapowiedź podniesienia kwoty przekazywanej na Pro Junior System. Ma ona być przekazywana nie tylko z kasy związku, który oczywiście nie musi mieć interesu, aby w taki sposób wspierać prywatne kluby, ale też z przychodów generowanych przez spółkę Ekstraklasa SA. W poniedziałek na zarządzie może być więc burzliwie pod warunkiem, że już wcześniej wszystko nie zostało przepracowane w kuluarach. Jeżeli młodzieżowy wymóg zostanie zdjęty, będzie to jeszcze jeden, tym razem dyplomatyczny sukces Rakowa.

“SUPER EXPRESS”

Michniewicz w krótkiej rozmówce mówi o planie na najbliższe zgrupowanie, roli Lewandowskiego i o tym, czy widziałby Polaka w Barcelonie.

– Bierze pan pod uwagę wolne dla Lewandowskiego podczas meczów Ligi Narodów?

– Ustaliliśmy z Robertem, że przed zgrupowaniem nie będziemy robić żadnych wyliczanek, w którym meczu ma zagrać. Zrobię to tylko w przypadku bramkarzy, bo chciałbym, żeby każdy z nich zagrał po jednym spotkaniu. Z Belgią w Warszawie ma zagrać Szczęsny, co do pozostałych spotkań jeszcze nie podjąłem decyzji. A wracając do Roberta – dopiero na zgrupowaniu zdecydujemy, w których meczach i w jakim wymiarze czasowym będzie grał.

– Na co pan zwróci największą uwagę przed meczami Ligi Narodów? Na wynik czy grę?

– Musimy to połączyć. Wynik jest oczywiście najważniejszy, bo zawsze w reprezentacji się o niego gra. Styl – jak najbardziej. Ale musimy zrobić też użytek z tych powołanych zawodników. Zdaję sobie sprawę, że będą też tacy, którzy nie zagrają ani minuty, ale będą przez dwa tygodnie z tą reprezentacją. Wytłumaczyłem im, że są zaproszeni na zgrupowanie, ale zgraniem może być problem, muszą być na to przygotowani. Chcemy utrzymać się w grupie, bo spadek potem wiąże się z problemami, m.in. jeśli chodzi o rozstawienie przy kolejnych eliminacjach. Mamy świadomość, że gramy z zespołami z pierwszej dziesiątki rankingu światowego. Grupa jest piekielnie mocna, ale cieszymy się, bo jeśli mamy dobrze przygotować się do mistrzostw świata, to takie mecze są idealne. Można mieć zastrzeżenia do terminów, bo wielu zawodników jest na urlopach, wiec musimy odpowiednio rotować składem.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...