– To są znajomości, które zostają. Przyjęło się, że jestem kolegą Neymara, wiem, że dla innych to coś niesamowitego, ale piłkarze PSG są zwykłymi ludźmi, którzy bardzo dobrze grają w piłkę. Ja się nie obnoszę znajomością z nimi, to dziennikarze o to pytają – mówi Marcin Bułka w “Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?
“SPORT”
Rozmowa z Josephem Colleyem z Wisły Kraków. O sędziowaniu, Brzęczku, trudnych finiszu sezonu.
Trener Brzęczek zastąpił Adriana Gulę w bardzo trudnym dla Wisły momencie. Da się porównać tych dwóch trenerów?
– Z Adrianem Gulą nie pracowałem długo, choć mówiąc szczerze, obu polubiłem. Ale myślę, że z nowym trenerem jestem bliżej. Uważam go za świetnego fachowca. Ma na nas pomysł i wie, jak go przekazać. Oczywiście możemy mówić o wynikach, a te nie są zbyt dobre, ale jeśli spojrzy się na sposób w jaki gramy, jak spory krok naprzód zrobiliśmy w ostatnich tygodniach, ile okazji bramkowych stwarzamy w porównaniu z początkiem rundy, to zrozumie się, co mam na myśli. Czasem brakuje nam szczęścia i zdobywamy punkt zamiast trzech, ale jestem pewien, że Jerzy Brzęczek to właściwa osoba na właściwym miejscu. Jako piłkarz Wisły jestem wdzięczny widząc, ile pracy wkłada w to, by wydobyć nas ze strefy spadkowej.
Wasza gra uległa poprawie, ale wciąż nie macie z tego zbyt wielu punktów. Skąd problem z wygrywaniem? Nie można wszystkiego sprowadzić do szczęścia czy jego braku…
– Bardzo chciałbym znać odpowiedź na to pytanie. Niby wszystko się zgadza, a punktów nie przybywa w takim tempie, w jakim powinno. W każdym meczu gramy o zwycięstwo i być może brakuje nam odrobiny pragmatyzmu. Gdy mamy korzystny wynik, powinniśmy być nieco bardziej zachowawczy, skupiać się na taktyce, spróbować dowieźć to przykładowe 1:0, postawić na defensywę, zamiast szukać okazji na kolejne bramki. Mam wrażenie, że to kosztowało nas kilka punktów w meczach, które powinniśmy wygrać, a które ostatecznie zremisowaliśmy. Zostały nam trzy spotkania na udowodnienie, że zasłużyliśmy na znacznie więcej niż widać to po tabeli.
W kontekście Wisły bardzo dużo mówi się o sędziach, o ich pomyłkach na waszą niekorzyść. W szatni to też jest żywy temat?
– Oczywiście, dyskutujemy o tym. Najbardziej chyba po meczu z Lechem, gdy strzeliłem bramkę na 2:0, a sędzia odgwizdał faul. Do dziś tego nie rozumiem. Trudno nie być złym po czymś takim, tym bardziej że jestem absolutnie przekonany, że ceną było nasze zwycięstwo. Bywaliśmy sfrustrowani niektórymi decyzjami. Nie chcę teraz zwalać winy na arbitrów, mówić, że to przez nich jesteśmy w strefie spadkowej, ale mogę powiedzieć, że trudno się zgodzić z niektórymi interpretacjami i decyzjami.
Lech spróbuje wytrzymać tempo narzucone przez Raków. Przed poznaniakami jednak trudna przeszkoda w postaci Piasta Gliwice.
– Walka o mistrzostwo Polski to nie koncert życzeń, by wybierać sobie rywali. Widzimy w jakim miejscu jest Piast, ale wierzymy w siebie, mamy wystarczający potencjał, aby wygrać w Gliwicach. I chcemy to zrobić – apeluje bojowo nastawiony Maciej Skorża. Szkoleniowiec poznaniaków wie, że nie może się potknąć. Raków ma tyle samo punktów na koncie, ale lepszy bilans starć bezpośrednich. Jeśli więc „Kolejorz” chce zdobyć mistrza, musi nie tylko wygrywać do samego końca, ale wierzyć w potknięcie częstochowian. A że Raków prowadzi w tabeli zasłużenie, pokazał niedawny finał Pucharu Polski, gdzie Lech uległ rywalom spod Jasnej Góry 1:3. – Przegrany finał weryfikuje moje decyzje. Koncepcja się nie sprawdziła, a mecz ułożył się fatalnie. Szybko straciliśmy gola w prosty sposób, po zagraniu piłki za plecy obrony. To co wydarzyło się w poniedziałek, ma wpływ na przygotowania do kolejnego meczu. Za nami niełatwe dni. W ostatnim tygodniu pracowaliśmy także nad mentalnością. Teraz skupiamy się już tylko na meczu z Piastem, w treningu przemycając cały czas elementy motywacyjne – zwrócił uwagę na istotny element Skorża. To, że mimo kilku wpadek w sezonie Lechowi jakości nie brakuje, wie każdy. W ostatnich spotkaniach sezonu najistotniejsze będą jednak nie tyle nogi, co głowa. Poznaniacy muszą wytrzymać presję, która – rzecz jasna – będzie też towarzyszyć i Rakowowi, i także Pogoni, która jest w najgorszym położeniu, ale której nie można ignorować.
Ivan Djurdjević po sezonie odejdzie z Chrobrego Głogów. A trafić może do Podbeskidzia Bielsko-Biała.
Jak przyszłość czeka Ivana Djurdjevicia? Według informacji, które docierają z kilku źródeł serbski szkoleniowiec ma – podobno – trzy opcje. Jedna z nich mówi o tym, że podejmie pracę w GKS-ie Tychy, druga, że ma oferty spoza Polski. Najciekawszy wydaje się jednak trzeci z potencjalnych kierunków. Otóż nie brakuje opinii, że Djurdjević przejmie trenerskie stery w… Podbeskidziu Bielsko-Biała! Czyli w klubie, z którym zmierzy się w najbliższej kolejce pierwszoligowej. Jak na razie nie udało nam się uzyskać potwierdzenia tych doniesień, ale wiele wskazuje na to, że jeżeli aktualnemu opiekunowi „górali” czyli Mirosławowi Smyle nie uda się awansować przynajmniej do baraży rywalizacji w ekstraklasie, to kontrakt z tym szkoleniowcem w Bielsku-Białej przedłużony nie zostanie. Trzeba przyznać, że szanse na to, by znaleźć się w czołowej szóstce rozgrywek są dla zespołu z Bielska-Białej wręcz iluzoryczne. Nie chodzi o to, że Podbeskidzie nie jest w stanie odrobić czterech punktów straty do Sandecji, ale o to, że by doścignąć wymieniony zespół musi wyprzedzić jeszcze dwie inne drużyny.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Góralski odejdzie z Kairatu Ałmaty wraz z końcem roku. Gdzie może trafić? Pomocnikiem interesują się kluby z MLS.
Jacek Góralski, pomocnik reprezentacji Polski, nie przedłuży kontraktu z kazachskim Kairatem Ałmaty. Umowa 29-letniego defensywnego pomocnika wygasa z końcem roku, ale już dziś jest jasne, iż po 2,5 roku „Góral” pożegna się z Kazachstanem. – To prawda. Taki jest efekt rozmów z klubem. Nie wiem, która wersja jest bardziej prawdopodobna, ale gdybym miał wskazać, to raczej ta z moim letnim transferem. Chyba dla obu stron byłoby to korzystne, bo w grudniu nasza reprezentacja wystąpi w mistrzostwach świata, a ja mam cichą nadzieję, że znajdę się w kadrze, która powalczy w Katarze – wyjaśnia nam Jacek Góralski. Ale piłkarz i tak pozostaje na dziś w miarę komfortowej sytuacji. Chętni do pozyskania jego są, o czym wspomina menedżer zawodnika, Mariusz Piekarski. Dużo wcześniej o Góralskiego pytały kluby z USA, na czele z Seattle Sounders. Piekarski ma świetne kontakty w USA. Zupełnie niedawno 5-letnią, gwiazdorską umowę wynegocjował napastnikowi Karolowi Świderskiemu, dziś ulubieńcowi kibiców FC Charlotte. Sam Góralski z zainteresowaniem wypowiadał się o MLS, a dziś to podtrzymuje. – Ciekawy kraj, fajna liga, czyli interesująca opcja… – przyznaje. – Jacek Góralski nikomu nie zniknął z radarów. Jeśli Kairat zaproponuje rozsądną cenę, to nie ma obaw – znajdę mu odpowiednie miejsce do kontynuowania kariery – zaznacza Piekarski.
Arka Gdynia i Widzew Łódź ścigają się o bezpośredni awans do Ekstraklasy. Ale obie te ekipy mają na rozkładzie Miedź, która jest już pewna awansu.
Drużyna prowadzona przez Wojciecha Łobodzińskiego zapewniła sobie grę w ekstraklasie po wygranej nad Chrobrym Głogów (1:0) i porażce Arki z Resovią (1:4). Dla drużyny z Pomorza ta przegrana była dopiero pierwszą od 27 listopada. W tym czasie gdynianie zdobyli aż 31 punktów i dzięki temu z 9. miejsca po pierwszej części sezonu awansowali do czołówki, równocześnie włączając się do rywalizacji o drugą lokatę. Przez kilka dni Arka była nawet wiceliderem, ale straciła tę pozycję po przegranej w Rzeszowie. Szkoleniowiec Żółto-Niebieskich jest spokojny o swój zespół i przekonany, że ten wynik nie będzie siedział w głowach piłkarzy. – Cały czas jesteśmy w grze. Morale na pewno nie spadnie, bo nie można zapomnieć, co zrobiliśmy do tej pory. Jestem optymistą, jeśli chodzi o mecze, które są przed nami – mówił Ryszard Tarasiewicz. Niewątpliwą zaletą trenera Arki jest jego doświadczenie. Były reprezentant Polski wie, jak gra się o awans. – Każdy zespół miał przynajmniej jedną wpadkę. Czerwona kartka wpłynęła destrukcyjnie na zespół i finalnie przydarzył się wypadek przy pracy. Arka ma jednak zbyt duży potencjał, by zostać w I lidze. Do tego dochodzi osobowość szkoleniowca. Ryszard Tarasiewicz już czterokrotnie wprowadzał drużyny do ekstraklasy. Zwyczajnie wie, jak to się robi i jak wytrzymać trudy ostatnich kolejek – mówi były piłkarz i komentator Polsatu Sport Janusz Kudyba.
Rozmowa z Marcinem Bułką, którego czeka występ w finale Pucharu Francji. Poza tym trochę o jego ścieżce prowadzenia kariery i o bieżącym sezonie.
To będzie najważniejszy mecz w pana karierze?
Finał dla każdego jest najważniejszy. Przygotowuję się do niego od jakiegoś czasu.
Jesteście faworytem tego meczu?
Gdy mówi się faworyt, to nakłada się więcej presji. Nantes jest dobrym zespołem, co prawda w zeszłym sezonie bronił się przed spadkiem, ale teraz pokazuje jakość. W lidze jednak dwukrotnie go pokonaliśmy.
Droga do finału była bardzo trudna, pokonaliście PSG i Olympique Marsylia.
Losowanie mieliśmy nawet jeszcze trudniejsze, bo mogliśmy wpaść na Lyon, ale mieli perturbacje i przeszliśmy bez gry (Lyon został wykluczony z Pucharu Francji za burdy podczas meczu z Paris FC we wcześniejszej rundzie – przyp. red.). Doszliśmy tu w pełni zasłużenie, nie było lekko, ale teraz jesteśmy skoncentrowani na finale.
Za najtrudniejsze trzeba uznać pewnie starcie z PSG w 1/8 finału?
Można tak powiedzieć, choć nie wiem, czy faktycznie najtrudniejsze. Dla mnie chyba najważniejsze, bo jestem wypożyczony z tego klubu i była szansa pokazania się, zwłaszcza, że doszło do karnych. Gdy gra się na Parc des Princes, jednym z najsłynniejszych stadionów świata, i uda się tam wygrać, to rozgłos idzie w świat.
Rozmawiał pan po meczu z kolegami z PSG?
Nie mieliśmy okazji, ale kiedy zwykle gramy w lidze czy w pucharze, to gadamy. Znam tam wszystkich. Kilka osób mi gratulowało.
Na co dzień ma pan z nimi kontakt? Z kim najbliższy?
O tym wolę nie mówić. To są znajomości, które zostają. Przyjęło się, że jestem kolegą Neymara, wiem, że dla innych to coś niesamowitego, ale piłkarze PSG są zwykłymi ludźmi, którzy bardzo dobrze grają w piłkę. Ja się nie obnoszę znajomością z nimi, to dziennikarze o to pytają.
To, że pan ich zna, ułatwiło zadanie na boisku?
Tak. Wiesz, przeciw komu będziesz grać, znasz ich, jest większa dawka motywacji.
“SUPER EXPRESS”
Klaus Fischer, legenda Schalke i całej Bundesligi, opowiada o tym, czy Lewandowski powinien zostać w Bayernie i skąd bierze się tak kosmiczna liczba goli Polaka.
– Był pan zły na Polaka, gdy zabrał panu pozycję wicelidera na liście najlepszych snajperów w historii Bundesligi? –
Nie. To normalna sprawa w sporcie: futbol wciąż się rozwija, pojawiają się nowi, znakomici piłkarze. Grałem w zupełnie innych czasach, transfer do lepszej drużyny nie był prostą sprawą. Robert zawsze grał w Niemczech w świetnych ekipach – w Borussii i w Bayernie, w otoczeniu znakomitych partnerów i perfekcyjnie wykorzystywał wszystkie do zdobycia gola. Jestem przekonany, że stać go na przegonienie Gerda Muellera. Pod jednym warunkiem oczywiście – że zostanie w Monachium. On daje wspaniałą jakość, ale też po prostu znajduje się w doskonałym miejscu, jest świetnie „zaopiekowany” w drużynie. Właściwy człowiek na właściwym miejscu!
– Nie powinien odchodzić z Bayernu do Barcelony?
– Ważne jest, by grać w drużynie, w której wszystko funkcjonuje właściwie. Taki zespół jest w tej chwili w Bayernie, natomiast nie ma go – moim zdaniem – w Barcelonie. Pieniądze? Lewandowski ma dziś 34 lata, w Monachium zarabia bardzo dobrze i dobrze czuje się w zespole. Gdyby zmiana klubu miała nastąpić tylko ze względów finansowych, odradzałbym mu ten krok.
fot. NewsPix