Reklama

PRASA. Citko: W Polsce chce się robić szachy na boisku. Kreatywność jest zabijana

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

21 kwietnia 2022, 09:55 • 9 min czytania 31 komentarzy

Kreatywność jest zabijana. Zawodnik, który uczyni coś wbrew taktyce, uznawany jest za szalonego, wręcz zawalidrogę w tajemniczym planie taktycznym szkoleniowca. Niedobrze mi się robi, kiedy słyszę: podwajanie, pressing wysoki, niski, średni, cienki, gruby. Ludzie, piłka nożna to nie kebab! Pomija się technikę, przerzut, podanie, drybling. Mam wrażenie, że rozmawia się, jak przenieść szachy na boisko – mówi Marek Citko w “Przeglądzie Sportowym”. Co tam dziś w prasie?

PRASA. Citko: W Polsce chce się robić szachy na boisku. Kreatywność jest zabijana

“SPORT”

Górnik Zabrze kompletnie przygasł na finiszu sezonu. Trzy porażki z rzędu, sporo niewykorzystanych okazji i chyba też nieco obniżone morale.

Drużyna dowodzona przez Jana Urbana sezon zaczęła od dwóch przegranych w kiepskim stylu z Pogonią w Szczecinie 0:2 i z Lechem u siebie 1:3. Nastroje nie były wtedy najlepsze, ale dwie kolejne wygrane ze Stalą i „Jagą” na wyjeździe uspokoiły sytuację. Teraz Górnik „złapał” już serię trzech kolejnych przegranych, z dwiema Wisłami, najpierw tą z Płocka, a potem z Krakowa, no i na niestrawny deser wielkanocna porażka na swoim stadionie z Lechią 1:3. W tych meczach zabrzanie stracili aż 10 bramek! Często, jak z gdańszczanami, po głupich oraz indywidualnych błędach. Pytamy o te porażki Rafała Janickiego, lidera formacji defensywnej Górnika, który z „biało-zielonymi” rozgrywał swój 300 mecz w ekstraklasie. – Nieważne, które było to spotkanie. Po takim meczu jak ten z Lechią, to ciężko coś normalnego powiedzieć. Od pięciu meczów człowiek wychodzi, mówi to samo, a na boisku wszystko się powtarza. Tworzymy sytuacje stuprocentowe, dwustuprocentowe, a nie trafiamy. Do tego bramki jakie tracimy to sami kibice widzą… – mówi doświadczony obrońca.

Wisła Kraków wciąż wierzy w utrzymanie. Śląska nie udało się ograć, ale Brzęczek widzi światełko w tunelu.

Reklama

Krakowianie plasują się na 16. pozycji i do zajmującego pierwsze bezpieczne miejsce Zagłębia Lubin tracą 2 punkty. Jeżeli jednak będą do końca sezonu na tej fali wznoszącej, prezentowanej od pewnego czasu, to są w stanie wydostać się ze strefy spadkowej. – Jesteśmy w takim, a nie innym miejscu, ale ta drużyna zrobiła duży postęp – zwraca uwagę szkoleniowiec „Białej gwiazdy”. – W meczu ze Śląskiem też to było widać. W drugiej połowie dążyliśmy przecież do zdobycia bramki, ale rywale bardziej się wycofali, więc był taki moment, w którym nie masz dużo przestrzeni i musisz uważać na kontry przeciwnika. Mieliśmy sytuacje, ale zbyt mało. Gdybyśmy zdobyli bramkę na 2:0, to bylibyśmy bliżej zwycięstwa. Wróciliśmy jednak do Krakowa z punktem, który szanujemy. Odrobiliśmy oczko, ale mamy jeszcze kilka ważnych spotkań. Plusem jest to, że drużyna realizowała plan dobrze. Strzeliliśmy gola i mieliśmy inne sytuacje, ale straciliśmy gola przez naszą nonszalancję i nad wyeliminowaniem błędów cały czas musimy pracować.

Rozmowa z Serhijem Zajcewem, dyrektorem Akademii Ruchu Lwów. Trochę o szkoleniu, ale też o tym, jakie nastroje panują obecnie na Ukrainie.

Jak określić to, co robią Rosjanie w Ukrainie?

– Co tutaj można powiedzieć? Może jedno słowo: skur…. Nic innego nie można o nich powiedzieć po tym, co wyprawiają. Normalnemu człowiekowi to nie może się w głowie pomieścić. Jak dla mnie, to tej nacji już nie ma. Zresztą, tak myśli każdy mieszkaniec Ukrainy. Pyta pan co o nich można powiedzieć… Tutaj zacytuję naszych obrońców ze słynnej Wyspy Węży, którzy na wezwanie rosyjskiego okrętu do poddania się odpowiedzieli: „rosyjski okręcie wojenny, pie…. się!”.

Jakie są w tej chwili nastroje w Ukrainie, we Lwowie, który przecież w poniedziałek ponownie został ostrzelany rakietami dalekiego zasięgu?

Reklama

– Nie tyko u nas, ale w całej Ukrainie nastrój jest jeden: wygramy wojnę, zwyciężymy, będziemy spokojnie żyć i odbudujemy naszą Ukrainę, wszystko będzie w porządku. Innego nastroju, innego nastawienia nie może być.

 Co chciałbym pan przekazać Polakom?

– Przede wszystkim słowa podziękowania dla tych wszystkich, którzy nam pomagają, a takich ludzi naprawdę nie brakuje. To tyczy zarówno zwykłych mieszkańców, ale też polskich klubów, polskich działaczy i piłkarzy, którzy wspierają nas, jak mogą. Muszę powiedzieć, że bardzo mocno pomógł nam Górnik Zabrze, z którym współpracujemy. Tutaj słowa podziękowania dla Łukasza Milika, który jak ja jest dyrektorem akademii. To pokazuje, że jesteśmy bratnimi narodami. To wielka sprawa.

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Nie ma mocnych na Raków. Zespół Papszuna wygrał w Szczecinie, jest liderem i nie wygląda na ekipę, która ma potracić punkty na finiszu sezonu.

Mecz cieszył się ogromnym zainteresowaniem, biletów brakowało już dobre osiem godzin przed początkiem, ale tym razem – w przeciwieństwie do lutowego szlagieru z Lechem (0:3) – gospodarze wytrzymali ciśnienie. A że i przyjezdnym oczekiwania niestraszne, na obiekcie przy Twardowskiego oglądaliśmy spotkanie godne miana ligowego hitu. I jedni, i drudzy nie zamierzali odpuścić i potrafi ą grać w piłkę, więc trzeci – widzowie – mieli przednią zabawę. A na końcu najlepszą kibice Rakowa. W tym roku we wszystkich meczach (także towarzyskich) drużyna trenera Marka Papszuna przegrała raz – na inaugurację przygotowań z Rapidem Bukareszt (1:2). I ponieśli tego konsekwencje. Pierwotnie po rywalizacji mieli w ramach rozrywki na żywo obejrzeć starcie Antalyaspor – Fenerbahce, ale dwie bramki stracone w ostatniej fazie potyczki doprowadziły Papszuna do wściekłości i nie było o tym mowy. Od tamtej pory zespół z Częstochowy już nie przegrywał.

Kapustka po 271 dniach wrócił na boisko. Trzeba go jeszcze odbudować meczami, regularnością, ale co przed nim?

Kapustka zerwał więzadła krzyżowe w kolanie po raz drugi. Pierwsza jego przerwa trwała od 30 marca do 29 grudnia 2019 roku. Doznał urazu, występując w Belgii. Wtedy chodziło o lewą nogę, w lipcu 2021 ucierpiała prawa. Znał już cały proces, wiedział, ile może stracić – w końcu ta kontuzja wyeliminowała go z występu w mistrzostwach Europy do lat 21. Trenerem reprezentacji młodzieżowej był wówczas Czesław Michniewicz, który później prowadził go w Legii. Obecny selekcjoner zawsze powtarzał, że bardzo ceni tego gracza. Kiedy więc wróci do wysokiej formy, może mieć nadzieje na powołanie do drużyny narodowej, na 15. występ w jej barwach. Potencjał wciąż ma ogromny. – W Legii, gdy doszedł do wysokiej formy, szybko stał się niezwykle ważną postacią tej drużyny. I nawet akcja, po której zdarzyła się ta nieszczęsna kontuzja, właśnie to pokazywała. To był ten Bartek, którego pamiętamy z Cracovii lub reprezentacji. Ma ogromny potencjał, świetny charakter. Jest pewny siebie, ale w dobrym znaczeniu: piłkarsko, pokazuje to nogami na boisku. Nie jest butny – charakteryzuje piłkarza Podoliński. Kiedy więc jest szansa, że znów zobaczymy Kapustkę w wysokiej formie? – Myślę, że potrzebuje na to cztery, pięć miesięcy. Na razie musimy być ostrożni – twierdzi jego były trener, przekonany, że możemy myśleć o tym zawodniku w kontekście mistrzostw świata. – To naturalna i potrzebna opcja, szczególnie w obliczu kontuzji Kuby Modera. Bartek ma podobny profi l jak Mateusz Klich i właśnie jak Moder, i jako ósemka, i jako dziesiątka. Wszechstronność, kreatywność i coraz lepsza gra w odbiorze to jego mocne cechy. Piłkarz o takiej charakterystyce przydałby się w kadrze – nie ma wątpliwości Podoliński. Najbliższe zgrupowanie kadry jest w czerwcu, co oznacza, że Kapustka miałby zaledwie pięć ligowych kolejek, by pokazać, na jakim jest poziomie. To dość mało, ale już jesień może należeć do niego.

Marek Citko narzeka na szkolenie i poziom Ekstraklasy. Nie ma dryblerów, piłkarze skupiają się na przeszkadzaniu, odchodzi pokolenie podwórka.

Poważna piłkarska Europa nie ucieka się do nakazów, jak z młodzieżowcem. Nie dzieli punktów i tabeli. Ale my zawsze staramy się być mądrzejsi. I koncentrujemy się nie na tym, co istotne. W niemal dwumilionowej Warszawie na ostatni mecz Legii przyszło około 10 tysięcy kibiców, w 300-tysięcznym Białymstoku średnia frekwencja kręci się wokół 5 tysięcy, podobnie w dużo większym Krakowie na spotkaniach Cracovii. W Lubinie na popisy Zagłębia skusiło się niedawno nieco ponad 2 tysiące fanów. Moja teoria nie jest odkrywcza – poziom atrakcyjności naszej ekstraklasy odstrasza ludzi.

Nie chcę pluć na to, co nasze, ale z atrakcyjnością jest rzeczywiście kłopot. Kiedyś w rozmowie z panem podkreślałem, że nie są u nas w cenie piłkarze kreatywni. Ekstraklasa, i nie tylko, mocno idzie w taktykę, przesuwania. Na tym skupiają się trenerzy. Niestety, nie na zawodnikach robiących różnicę, uwielbiających dryblować, niekonwencjonalnie zagrać, nawet rywalowi założyć siatkę. Kreatywność jest zabijana. Zawodnik, który uczyni coś wbrew taktyce, uznawany jest za szalonego, wręcz zawalidrogę w tajemniczym planie taktycznym szkoleniowca. Niedobrze mi się robi, kiedy słyszę: podwajanie, pressing wysoki, niski, średni, cienki, gruby. Ludzie, piłka nożna to nie kebab! Pomija się technikę, przerzut, podanie, drybling. Mam wrażenie, że rozmawia się, jak przenieść szachy na boisko. Kto ma się skusić na show, w którym obie strony w tym taktycznym klinczu jedynie czekają, aż przeciwnik popełni błąd?

Piłka nożna to jest showbiznes. Przykro, lecz w Polsce ani to show, ani biznes…

Liga nie kreuje też gwiazd. Dramatycznie brakuje piłkarzy, na których się chodzi. Popisujących się czymś nieszablonowym, niecodziennym. Konkursy pianistyczne wygrywają niekonwencjonalni artyści, zawody kulinarne kucharze z nutką szaleństwa. W każdej dziedzinie tak jest. A w ekstraklasie najczęściej jest grane to, czego za bardzo nie da się oglądać. Przypuszczam, że w tygodniu piłkarze nieczęsto mają kontakt z piłką. Przynajmniej tak to wygląda w praniu. Gra na jeden kontakt, przesunięcie i broń Boże drybling, bo możesz stracić piłkę. I dziś kreatywny zawodnik stara się dostosować do systemu taktycznego. Nie myśli jak zrobić przewagę dryblingiem, a o tym, by odpowiednio „przesunąć”. Weźmy Kamila Grosickiego, jednego z mikroskopijnej grupki z pierwiastkiem boiskowego wariactwa. Jeśli kurczowo trzymałby się wyłącznie założeń taktycznych, nie wprowadzał autorskich pomysłów w życie, kiwki, niekonwencjonalności – przepadłby w tej ligowej szarości. No, ale nie każdy zawodnik ma taką odwagę, bo jeszcze trener objedzie. Kamil za chwilę zejdzie ze sceny i z żalem muszę przyznać, że razem z nim właściwie zniknie pokolenie „podwórkowego” grania.

“SUPER EXPRESS”

Jerzy Brzęczek twierdzi, że jego kadra miała styl, a plotki o złej atmosferze w kadrze za jego kadencji są nieprawdziwe.

– Czy przy okazji losowania grup mundialu odżyły wspomnienia? Jeden z piłkarzy powiedział, że został pan skrzywdzony, a Paulo Sousa dostał finały Euro w prezencie. 

– Jak zostałem zwolniony, to rozmawiałem praktycznie ze wszystkimi zawodnikami z kadry. Pisaliśmy do siebie SMS-y. Chociaż usłyszałem gdzieś w mediach, że tylko trzech oficjalnie podziękowało mi za współpracę, co jest nieprawdą, ale nie wychodziłem z tymi tematami do mediów, bo tak jestem wychowany. To były nasze nasze prywatne kontakty i tworzyliśmy bardzo dobrą grupę. Wbrew temu, co się mówi, ta reprezentacja miała swój styl, a to, co się wydarzyło po moim odejściu, każdy może ocenić.

– W jednym z wywiadów powiedział pan, że prezes Boniek pana zwolnił, bo tak chcieli dziennikarze.

– To ja zadam pytanie, tak na logikę. Jeśli nie podlegał presji, to dlaczego zwolnił mnie faktycznie w grudniu, po meczu z Holandią? Wiem, jaka była sytuacja i ocena po meczu z Holandią.

Czesław Michniewicz spotkał się z Gabrielem Sloniną, który imponuje w MLS. Skauting PZPN zna chłopaka, on chce grać dla Polski.

– Jesteśmy w kontakcie z zawodnikiem i mamy deklarację, że chce reprezentować Polskę – mówił „Super Expressowi” szef skautingu PZPN Maciej Chorążyk po nominacji Słoniny do kadry USA. – Wcześniej powiedział, że jeśli dostanie powołanie do jakiejkolwiek reprezentacji młodzieżowej Polski, to przyjdzie. Wczesną wiosną nie mamy zgrupowania żadnej reprezentacji kategorii młodzieżowej, więc musimy poczekać na nadarzającą się okazję – dodał wtedy Chorążyk. Za to nie chciał dłużej czekać Czesław Michniewicz, który podczas wizyty u kadrowiczów z M L S spotkał się w Chicago ze Słoniną. Selekcjoner wręczył bramkarzowi Strażaków bluzę reprezentacji Polski z numerem 1. Rodzice piłkarza są Polakami, a on sam mówi biegle po polsku.

fot. NewsPix

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Narodów

Live: Co dziś wymyślą nasze orły? Będą punkty i utrzymanie czy wpierdziel od Szkocji?

redakcja
9
Live: Co dziś wymyślą nasze orły? Będą punkty i utrzymanie czy wpierdziel od Szkocji?

Komentarze

31 komentarzy

Loading...