W środowej prasie znajdziemy głównie zapowiedzi rozgrywanej awansem kolejki Ekstraklasy, a także dużą rozmowę z Andrijem Woroninem. Ukrainiec, który pracował w Dinamie Moskwa, mówi o Sebastianie Szymańskim i wojnie na Ukrainie.
Sport
Jan Urban prosi kibiców o wyrozumiałość.
Po kolejnych straconych bramkach kibice w dość niewybredny sposób wyrazili swoje zdanie na temat wyniku i serii ostatnich porażek w lidze. – Rozumiem frustrację kibiców, bo mogą się czuć zawiedzeni. Nasza drużyna jest w stanie wygrać z każdym, ale ostatnio jest inaczej. Musimy się jednak szanować. Możemy wspierać Lukasa Podolskiego za to co robi, ile daje, ale wspierajmy też naszych młodych graczy i innych, jak choćby Piotra Krawczyka. Ja często porównuję kibiców Górnika do fanów Athletic Bilbao, gdzie jest taka jedna rodzina. Kibice Górnika to taka trójkolorowa rodzina. Musimy się wspierać, bo są i lepsze i gorsze momenty, taka jest piłka. A niech kibice mnie zostawią do oceny to, czy jeden czy drugi gagatek nie biega, nie walczy, nie daje z siebie wszystkiego. Tak jednak nie jest. Piłkarze robią, co mogą. Jedną kwestią jest szczęście, a drugą umiejętności, a nam w niektórych momentach ich brakuje. Natomiast zapewniam kibiców, że walczymy o jak najwyższą pozycję w tabeli, bo też mamy swoje ambicje – zaznacza trener Urban.
Piast Gliwice wiosną działa jak maszyna. Powalczy o czwarte miejsce?
– Na pewno to zwycięstwo dało nam takie same trzy punkty, jak każde inne, natomiast świetnie jest wygrać na Łazienkowskiej. Jak do tej pory, w swoim życiu jeszcze tutaj nie zwyciężyłem. Cieszy mnie również postawa całej drużyny. Wyszarpaliśmy to zwycięstwo… W drugiej połowie grało się już bardzo ciężko, byliśmy bardzo zmęczeni. Chwała za naszą organizację gry – począwszy od Franka, poprzez całą obronę i aż do napastników. Te trzy punkty wywalczyliśmy serduchem – mówi pomocnik Damian Kądzior i dodaje: – Mamy swoje cele. Gliwiczanie pokazali, że końcówka sezonu wcale nie musi być już o nic. Będąc w takiej formie, są chyba jedyną drużyną, która może zagrozić Lechii Gdańsk w walce o czwarte miejsce, premiowane grą w europejskich pucharach. Nie będzie to oczywiście łatwa sprawa. – Od kiedy jestem w Piaście, to nie mówiliśmy o tym, koncentrowaliśmy się na każdym kolejnym meczu i tak też jest teraz. Zobaczymy, co to nam przyniesie po 34. kolejce – przyznaje Waldemar Fornalik.
Czy Raków Częstochowa poradzi sobie z presją najważniejszego spotkania w sezonie?
Spora odpowiedzialność za wynik dzisiejszego spotkania spadnie na barki Ivana Lopeza i Vladana Kovaczevicia. Bośniak jest bramkarzem z największą liczbą spotkań bez straty bramki (10) na równi z Frantiszkiem Plachem z Piasta, który rozegrał jednak więcej meczów. Lopez z kolei to najskuteczniejszy strzelec ligi. – Ivi jest jednym z liderów zespołu, choć nie jedynym. Ma duży wpływ na wyniki, nie tylko poprzez bramki, ale i postawę na murawie. Lider to nie tylko zawodnik, który się wyróżnia w ostatniej fazie działań ofensywnych, ale spełnia na boisku, jak i poza nim także inną ważną rolę. Ma on również wpływ na innych zawodników – mówi o Lopezie trener Papszun. Hiszpan obecnie ma 16 trafień na swoim koncie. Pokazywał już, że w ważnych spotkaniach jest w stanie przechylić szalę zwycięstwa na korzyść Rakowa. Tak było w tym sezonie w Poznaniu, gdy jego gol dał częstochowianom trzy punkty. Podobnie było w ubiegłorocznym finale Pucharu Polski. Jego bramka doprowadziła do wyrównania i natchnęła Raków do końcowego zwycięstwa. Mecz w Szczecinie będzie jednak miał spory ładunek emocjonalny. Pytanie, czy jeden z liderów Rakowa wytrzyma presję i pomoże swojej drużynie w odniesieniu ważnego zwycięstwa w kontekście walki o mistrzostwo Polski?
Kamil Biliński apeluje o spokój.
Kamil Biliński, jako kapitan i najlepszy strzelec drużyny, doskonale zdaje sobie z tego sprawę. – To był już któryś kolejny mecz, w którym ciągniemy w drugiej połowie i musimy odrabiać straty. Coś jest nie tak z tymi naszymi pierwszymi połowami. Nie do końca dobrze wchodzimy w mecz. Doskwiera nam niepewność. Dopiero po jakimś „gongu” od przeciwnika staramy się odrabiać straty. Remis z Miedzią, wywalczony w ostatniej akcji meczu, trochę cieszy. Ale tak naprawdę kolejne remisy już nas za bardzo nie cieszą. Bardzo brakuje nam zwycięstwa. Wiem, że wszystkich dookoła to boli. Nie tylko nas, zawodników, czy też trenerów. Wszystkich w klubie. A przede wszystkim kibiców – mówi najlepszy snajper I ligi, który w starciu z Miedzią zdobył 17. gola w sezonie. – Chciałbym zachować spokój. I o to do wszystkich chcę zaapelować. Dopóki piłka w grze… Do zebrania jest jeszcze trochę punktów. Karta musi się odwrócić. To, co dzieje się w tym sezonie w sytuacjach, które nie do końca nam sprzyjają, jest nieprawdopodobne. Czemu tak się dzieje, że wszystkie stykowe sytuacje VAR rozstrzyga nie na naszą korzyść? – dziwi się napastnik Podbeskidzia, który ma na myśli kilka sytuacji, które wydarzyły się w ostatnich spotkaniach.
Daniel Rumin, czyli łowca poprzeczek.
Rumin zanotował hat tricka… poprzeczek. Zamiast trafić do siatki, trzykrotnie obijał górne obramowanie bramki, będąc dosłownie kilka metrów od niej. Najpierw uczynił to po rzucie rożnym Łukasza Grzeszczyka, a piłka zanim „zadzwoniła” w poprzeczkę, została odbita przez Błażeja Sapielaka. Jeśli 19-letni golkiper Odry zaciągnął przed tym meczem kredyt szczęścia w jakimś piłkarskim parabanku, to teraz długo będzie go spłacał. Kolejny raz konstrukcja bramki ratowała go po próbach blondwłosego napastnika już przy stanie 1:0, po centrach Marcina Koziny. Za tym ostatnim razem „młyn” kibiców Odry po prostu… wybuchł śmiechem. Ale po zakończeniu meczu już tak wesoło im nie było, bo Rumin postąpił w myśl zasady do… czterech razy sztuka i w trzeciej doliczonej przez arbitra minucie wreszcie trafił. Po stałym fragmencie gry piłka wróciła w opolskie pole karne za sprawą sprytnego zagrania Grzeszczyka, Rumin głową przechytrzył wychodzącego Sapielaka, a o spalonym – mimo analizy VAR – nie mogło być mowy. Dopełniając obrazu występu tyskiego napastnika trzeba jeszcze nadmienić, że maczał palce również przy… golu dla Odry. Nie wybił czysto piłki dośrodkowanej przez Tomasa Mikinicza z rzutu rożnego, a powinien to uczynić, dlatego z bliska do siatki wpakował ją Łukasz Kędziora.
Super Express
Rozmowa z Dante Stipicą przed meczem z Rakowem.
Rekordu 17 meczów bez gola z ubiegłego sezonu nie pobijesz, ale ten sezon masz też udany.
– Mniejsza liczba czystych kont wynika z tego, że gramy inaczej. Poprzedni sezon pokazał, że nawet dużą liczbą meczów bez straty gola nie zrobi się mistrzostwa. Teraz gramy bardziej ofensywnie.
Ivi Lopez to ich najgroźniejsza broń?
– Nie skupiam się na Ivim. Analizujemy cały zespół rywala i wiemy, że są silni jako zespół, mają też kilka indywidualności. Nie czujemy się słabsi od nich, dlatego to będzie trudny mecz dla obu drużyn. Razem z trenerem przygotujemy się najlepiej, jak możemy, a wszystko się wyjaśni wieczorem na boisku. Na takie mecze się czeka. Ale patrząc na to, jak wygląda tabela, to każdy do ostatniej kolejki będzie ważny.
Przed hitem w środku tygodnia mamy także rozmowę z Ivim Lopezem.
Czy Raków jest gotowy na to, aby sięgnąć w tym sezonie po mistrzostwo i zdobyć Puchar Polski?
– Tak, jesteśmy na to gotowi. Ostatnio mieliśmy problemy przez kontuzje czy przez kartki, ale najważniejsze jest to, że zespół wie, czego chce. Stoimy przed wielką szansą, bo możemy sięgnąć po dublet. Dla wielu z nas to życiowa szansa, która może się nie powtórzyć. Dlatego najważniejsze jest, aby zachować spokój i wierzyć we własne możliwości. W żadnym wypadku nie panikować, gdy przydarzy się po drodze porażka.
– W tym sezonie strzelił pan 16 goli i jest najlepszym strzelcem w lidze. Jak pan podchodzi do tego, że może zostać królem strzelców?
– Każdy piłkarz lubi zdobywać nagrody indywidualne i ja nie jestem wyjątkiem. Jednak nie mam obsesji na punkcie wygrania w tej klasyfikacji. Najważniejsze, aby Raków zyskiwał na moich golach i asystach, bo ten nasz wysiłek przełoży się na sukces w postaci wygrania ligi czy zdobycia Pucharu Polski.
Przegląd Sportowy
Pogoń ma najlepszy czas w erze Runjaicia, ale to dziś może odpaść z walki o tytuł.
W ostatnią sobotę lutego Pogoń podejmowała Lecha Poznań. Jako lider z punktem przewagi, po najlepszym starcie wiosny na najwyższym poziomie ligowym (trzy wygrane z rzędu) w historii. Zainteresowanie meczem było ogromne, kibice przylatywali do Szczecina z zagranicy, np. w ojczyźnie zjawił się fan z Norwegii, w ciemno, bez kupionego biletu i liczył, że w ostatniej chwili uda mu się nabyć wejściówkę. Za tę przyjemność był gotów wyłożyć nawet tysiąc złotych, czyli wielokrotnie powyżej standardowej ceny… Tyle że zawód występem Portowców był równie duży, co zainteresowanie potyczką z Kolejorzem. Drużyna ze stolicy Wielkopolski sprawiła gospodarzom lanie 3:0 i po kolejce przerwy wróciła na pierwsze miejsce w tabeli. Kibicom przypomniała się klęska z początku kwietnia 2021 w Warszawie. By wciąż liczyć się w boju o tytuł, Granatowo-Bordowi musieli wygrać w stolicy. Wówczas strata do Legii zmalałaby do czterech punktów i wszystko mogłoby się jeszcze zdarzyć. Ale miejscowi w 29 minut zdobyli cztery bramki i było pozamiatane. Dwa gole zmniejszyły rozmiary porażki na 2:4, jednak nie zmieniły oceny całokształtu. Wyrok – presja spętała nogi zawodnikom ze Szczecina. Przegrana z Lechem go podtrzymała. Dzisiaj prawdopodobnie ostatnia szansa Pogoni, by się od niego skutecznie odwołać. Znów jest mnóstwo chętnych na obejrzenie spotkania z trybun, ponownie grupa kibiców przyleci do kraju specjalnie z powodu rywalizacji z Rakowem. Co więcej, ewentualna porażka będzie jeszcze bardziej kosztowna niż ta z Lechem.
Dawid Kownacki wpasował się do Lecha Poznań.
Jedną z wielu zalet Kownackiego jest wszechstronność. Skorża może korzystać z niego w roli wysuniętego napastnika, ofensywnego pomocnika oraz skrzydłowego. – Nie jestem wybredny i nie będę sobie wybierał miejsca, tam gdzie trener mnie widzi i chce ze mnie skorzystać, tam zagram i dam z siebie maksa – podkreśla piłkarz. Na jakiej pozycji wystąpi w meczu z Górnikiem Łęczna? Jeśli zdrowy będzie Ishak, a Amaral wróci do pełni formy, Kownacki zacznie na skrzydle. Jeśli Szwed i Portugalczyk (lub jeden z nich), nie znajdą uznania w oczach szkoleniowca Kolejorza, to Polak wskoczy bez problemu na każdą z tych pozycji. Nie oznacza to, że w trakcie spotkania nie zmieni miejsca. Skorża dysponuje szeroką ławką rezerwowych, ma możliwość wprowadzenia skrzydłowych: Adriela Ba Louy, Michała Skórasia czy Kristoff era Velde – i to niekoniecznie ściągając z boiska Kownackiego, a przesuwając go gdzie indziej. Jeśli w Poznaniu byli tacy, którzy kręcili głową na powrót wychowanka na stare śmieci, to dziś muszą przyznać, że ten ruch opłacił się wszystkim.
Aleksandar Vuković odchodzi z Legii Warszawa z podniesioną głową.
Obejmując po raz drugi stanowisko samodzielnego szkoleniowca Legii mówił wprost, że robi to wyłącznie z sentymentu oraz wdzięczności do klubu. Jest człowiekiem uczuciowym i honorowym. W jego sercu jest miejsce tylko dla dwóch drużyn: Partizana Belgrad oraz Legii. Kiedy kończył karierę piłkarską w stołecznym zespole był obcokrajowcem z największą liczbą meczów w ekstraklasie (242). Potem został wyprzedzony przez kilku zawodników. Z Legią przeżył wiele, miewał wzloty i upadki, ale tegoroczna misja była trudniejsza od poprzednich. Bo nie walczył o zaszczyty, tylko musiał wydźwignąć ją z ogromnej zapaści. Na koniec 2021 roku drużyna była przedostatnia w tabeli, a z 18 meczów przegrała 13. Do tego było jasne, że dyrektor sportowy Jacek Zieliński rozgląda się za nowym szkoleniowcem. Wybrał prowadzącego Pogoń Kostę Runjaica, który – jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego – podpisze trzyletnią umowę. Vuković zgodził się na pracę w ekstremalnych warunkach, zamiast w wygodnym fotelu, usiadł na gwoździach. Wiedział, że jedyną nagrodą będzie wdzięczność, z tyłu głowy miał poczucie, że jest trenerem tymczasowym. Ale zgodził się na wszystkie warunki, stawiając Legię ponad nie.
Andriej Woronin, były asystent trenera w Dinamie Moskwa, mówi o wojnie i Sebastianie Szymańskim.
Na dodatek rosyjska armia dokonała zbrodni w Buczy i innych miejscowościach.
Jak mówiłem, nie przypuszczałem, że w ogóle dojdzie do wojny na taką skalę, a to, co się teraz dzieje, to straszny horror i katastrofa dla mojego kraju. Przyjdzie taki czas, że każdy, kto popełniał zbrodnie w Buczy czy w Mariupolu, zostanie ukarany.
Pan wyjechał z Rosji, ale wielu obcokrajowców zostało, w tym Sebastian Szymański, który gra w Dinamie, mimo że FIFA umożliwiła zagranicznym piłkarzom z Rosji grać w innym zespole do końca sezonu. Co pan o tym sądzi?
Wymieniałem wiadomości z Sebą i wspierałem go w tej decyzji. Miałby odejść na dwa miesiące nie bardzo wiadomo, gdzie? To nie najlepsze rozwiązanie. Jest liderem Dinama i jednym z kluczowych zawodników drużyny, która walczy o mistrzostwo. Słusznie zrobił, że został. Liga zakończy się za miesiąc, potem może zdecydować czy odejść, czy zostać. Każdy sam dokonuje takich wyborów, ja nikogo nie mogę oceniać. To dobry zawodnik i dobry człowiek. Obecna sytuacja jest trudna dla wszystkich. Dalej ma kontrakt, nie można o tym zapominać.
Niektórzy chcieli mu zabronić występów w kadrze.
Słyszałem o tym i nie sądzę, aby było to słuszne. Jestem Ukraińcem, odszedłem z Dinama, bo mój kraj, gdzie mieszkałem i się urodziłem, został zaatakowany, ale jeszcze raz powtarzam, że nie będę nikogo oceniać. Przed meczami kadry napisałem mu, że nie może słuchać innych, w tym dziennikarzy, tylko siebie. Zaakceptowałbym każdą jego decyzję. Jeszcze raz powtarzam, nie zrobił nic złego. Kadra z jego udziałem weszła na mundial. Mam nadzieję, że jego kariera dobrze się potoczy.
Jaką widzi pan przed nim przyszłość?
Zrobił wielki skok do przodu, chociaż miał kontuzję. To profesjonalista, wiele razy rozmawialiśmy. Mam nadzieję, że w bliskiej przyszłości trafi do czołowej ligi. Może latem, a może po mundialu.
Co dalej będzie z Rosją?
Jak tak dalej pójdzie, to rosyjskiemu futbolowi będzie bardzo ciężko, zarówno finansowo, jak i pod względem konkurencyjności. Większość dobrych piłkarzy, jeśli nie wszyscy, z Zenita, Dinama, Spartaka czy Lokomotiwu chce grać w pucharach, a zwłaszcza w Lidze Mistrzów. Gdy nie będzie takiej możliwości, to zaczną odchodzić. Liga rosyjska będzie bardzo słaba.
fot. FotoPyK