– Prawy obrońca powinien ćwiczyć więcej dośrodkowań, napastnik więcej strzałów, a nie spędzać tyle czasu na siłowni. Wielu zawodników trenuje indywidualnie. To jest dobre, tylko pamiętajmy, że gramy w piłkę, a nie podnosimy ciężary. Przygotowanie fizyczne jest ważne, tylko nie może stać się głównym celem. Wielu jest zawodników z wysokimi umiejętnościami piłkarskimi, których nie rozwijają – mówi Paweł Olkowski w “Przeglądzie Sportowym”. Co tam dziś w prasie? Sporo o błędach sędziów.
“SPORT”
Poniedziałek, czyli w “Sporcie” relacje z weekendu. Wisła Kraków wygrała pierwszy mecz w tym roku, na osłodę Górnikowi Zabrze pozostał piękny gol Podolskiego.
Druga połowa zaczęła się od mocnego uderzenia w przenośni i w rzeczywistości w wykonaniu Podolskiego. Zabrzanie rozegrali rzut różny zakończony dobrym dośrodkowaniem Erika Janży. Kieszek wybił piłkę poza pole karne, tyle tylko, że wprost na znakomitą lewą nogę „Poldiego”. Jak się to skończyło? Lider Górnika z woleja huknął tak z 20 metra, że bramkarz Wisły nie miał nic do powiedzenia. Kolejny wspaniały gol mistrza świata z 2014 roku na boiskach ekstraklasy! Zaraz potem miejscowi ponownie mogli wyjść na prowadzenie, ale Daniel Bielica wygrał sam na sam z Dorem Hugim. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i wyszła za boisko. Potem trenerskim nosem wykazał się Jerzy Brzęczek. Wpuścił na boisko duet Heorhij Citaiszwili – Stefan Savić i właśnie po akcji tej dwójki kapitalnym uderzeniem z dystansu popisał się Austriak, ponownie dając krakowianom prowadzenie. W 73 minucie kolejny błąd Górnika, kiedy na bramkę uderzał Poletanović. Bielica wpuścił piłkę z rąk, dopadł do niej Fernandez, będąc jeszcze faulowany przez bramkarza gości. „Jedenastka” i sam poszkodowany zamienił karnego na trzecią bramkę rozstrzygając o losach rywalizacji. Już w doliczonym czasie trafił jeszcze rezerwowy Nikola Kuveljić.
Piast wygrał, ale wygląda na to, że straci dwóch piłkarzy. Sappinen i Kostadinow mogą już nie zagrać w tym sezonie.
Najważniejszymi wydarzeniami były jednak urazy piłkarzy Piasta. Rauno Sappinen po zderzeniu głowami pojechał do szpitala na badania. – Ma podejrzenie złamania kości czaszkowej – poinformował trener Waldemar Fornalik. Jeszcze gorsze wieści dotyczą Tihomira Kostadinowa. Reprezentant Macedonii Północnej najprawdopodobniej zerwał więzadła w kolanie. – To są poważne urazy i to nas najbardziej martwi w tej chwili… Szczegółowe diagnozy będą znane w poniedziałek-wtorek – dodał szkoleniowiec Piasta, a piłkarze byli mocno przybici urazami kolegów. – Wszystkie nasze myśli są teraz z Rauno i Tiho, którzy doznali kontuzji. Jesteśmy razem z nimi! Mam nadzieję, że wrócą do nas szybko i jeszcze silniejsi – przyznał obrońca Alexandros Katranis. Brak obu piłkarzy w najważniejszej części sezonu, to dla gliwiczan może być spory cios i kłopot w walce o czwarte miejsce w lidze, które podobnie, jak przed rokiem, zagwarantuje start w europejskich pucharach.
Ruch Chorzów nadal celuje w bezpośredni awans do I ligi. Właśnie odrobił dwa punkty do drugiego miejsca.
Salto pod „młynem” Ozdobą wieczoru był gol kolejnego zmiennika, co dowodzi, jak szeroką ławką dysponują wiosną „Niebiescy”. Filip Żagiel pociągnął środkiem pola i przymierzył z 25 metrów pod poprzeczkę. – Fajny strzał, soczysty – uśmiechał się Żagiel, który po golu wykonał „cieszynkę” w stylu Cristiano Ronaldo, ale Szczepana nie przebił – on po swojej bramce wykonał przed „młynem” salto. W Chorzowie się mogą cieszyć nie tylko z odrobienia części strat do Chojniczanki, z kolejnego zwycięstwa, ale też faktu, że nikt nie „wykartkował” się przed hitowym, wielkosobotnim wyjazdem do lidera z Rzeszowa. Z tego powodu oszczędzano zagrożonego pauzą Michała Mokrzyckiego, ale w końcówce i tak musiał wejść na boisko, bo urazu doznał Patryk Sikora. – Przy wślizgu poczułem coś w mięśniu dwugłowym. Ale na Stal muszę być gotowy! – deklarował pomocnik.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Artur Bugajski ostro o błędach sędziów w Szczecinie i Poznaniu. Z zasad o zagraniu ręką robi się fizykę kwantową.
Żeby jeszcze chodziło o jakieś skomplikowane zdarzenia, z których nie ma jednego, stuprocentowo pewnego werdyktu, trzeba byłoby zrozumieć, bo tak nakazuje logika. Tymczasem w ostatniej ligowej kolejce mieliśmy dwa incydenty dotyczące zagrania ręką – akurat w doliczonym czasie gry w meczach z udziałem drużyn, które walczą o mistrzostwo. Obydwa na zdrowy rozum należało uznać za zdarzenia kwalifikujące do podyktowania jedenastek dla Pogoni i Lecha. Było tak jak kiedyś w innej sprawie, ale też naszej ligowej, powiedział Ryszard Kulesza: „Polska widziała, a wy jesteście niewidomi”. I teraz zaczęło się niuansowanie, a mówiąc dosadniej: rozbijanie g… młotkiem. Niektórzy eksperci ze środowiska sędziowskiego niesprzyjający obecnym władzom Kolegium Sędziów będą mówić: „powinien być karny”, a ich zwolennicy albo neutralni potwierdzą: „nie powinno być karnego”. Relatywizowanie tych sytuacji powoduje, że poziom żenady gwałtownie strzela w górę. Robienie z prostych zasad na temat zagrania ręką nauki o randze fizyki kwantowej to zarzynanie futbolu na naszych oczach. I winny jest zarówno PZPN, jak i UEFA, FIFA, a może najbardziej mityczny International Board (IFAB), który zajmuje się tworzeniem i interpretacją przepisów gry w piłkę. Tęgie głowy działające w tej organizacji dumnie nazywają się „strażnikami zasad gry”. Dobre sobie.
“Prześwietlenie” z Pawłem Olkowskim. Sporo o tym, co dalej z jego karierą, czy wróci do Górnika Zabrze, czy miał pecha z tym, że trafił na erę Łukasza Piszczka w kadrze. Ale ma też ciekawe spostrzeżenia na temat treningu i zafiksowania się na wszystkim – poza piłką w piłce.
Utarło się, że piłkarz wyjeżdżający z ekstraklasy potrzebuje pół roku, żeby przyzwyczaić organizm do zwiększonego wysiłku. Edward Kowalczuk, który przez lata pracował jako trener przygotowania fizycznego w Hanowerze idzie nawet dalej. Przekonywał, że ten okres na adaptację trwa nawet rok.
Mnie się wydaje, że to są takie tłumaczenia. Wszędzie gra się podobnie w piłkę, prawy obrońca w Niemczech nie robi niczego innego niż prawy obrońca w Polsce.
A pod względem fizyczności?
Ona jest ważna, to na pewno. Wydaje mi się, że w Polsce są naprawdę dobrze przygotowani piłkarze. Powiem nawet, że za dużo patrzymy na przygotowanie fizyczne, a za mało na piłkarskie.
A takie spostrzeżenia miał Mariusz Stępiński, który grał w Niemczech, Włoszech czy Francji: „U nas wszystko jest odwrotnie. Najważniejsze jest odżywianie, psycholog, dobry hotel. Mam wrażenie, że w tym wszystkim zapominamy o… treningu. Jedzenie czy psycholog stały się ważniejsze niż boisko. Trening stał się dodatkiem. Proszę mi wierzyć, za granicą nie jest tak, że ci piłkarze nieustannie myślą o zdrowym odżywianiu. We Francji na podwieczorku przed meczem było mleko z chrupkami albo jedli bagietkę. A później grali mecz i zasuwali, aż miło było popatrzeć”.
To samo widziałem w Anglii. Dla mnie było zaskoczeniem, że w dniu meczu potrafili zjeść tosty, fasolkę i wychodzili na boisko. W Polsce dużo patrzy się naokoło – na przygotowanie fizyczne, psychologa, dietę – a nie na samą piłkę. Młodzi zawodnicy więcej czasu poświęcają na sprawy fizyczne niż piłkarskie.
Pan nie był taki sam?
Byłem. Dziś uważam to za błąd. Prawy obrońca powinien ćwiczyć więcej dośrodkowań, napastnik więcej strzałów, a nie spędzać tyle czasu na siłowni. Wielu zawodników trenuje indywidualnie. To jest dobre, tylko pamiętajmy, że gramy w piłkę, a nie podnosimy ciężary. Przygotowanie fizyczne jest ważne, tylko nie może stać się głównym celem. Wielu jest zawodników z wysokimi umiejętnościami piłkarskimi, których nie rozwijają.
Bayern pokonał Augsburg na oczach Czesława Michniewicza, ale najwięcej mówi się o słowach Rafała Gikiewicza.
Obu piłkarzy, podobnie jak Lewandowskiego, z trybun obserwował selekcjoner Czesław Michniewicz. Gikiewicz wręcz domagał się powołania. – Zagrałem 70. mecz z rzędu w Bundeslidze. Dla mnie argument, że ktoś jest młodszy, perspektywiczny, to możesz wrzucić za siebie i nogą przydeptać. Bartek Drągowski na dzień dzisiejszy nie gra, ja gram. I taka powinna być hierarchia. W Augsburgu dziś nie gra ktoś perspektywiczny, tylko najlepsi – powiedział przed kamerami Viaplay doświadczony golkiper, który w kadrze jeszcze nie zadebiutował, a od prawie trzech lat nie może się doczekać powołania od kolejnych selekcjonerów. Z kolei Gumnego Michniewicz zna z młodzieżówki. – Potrafi ę grać na lewej, na środku jako półprawy, więc jest jakieś pole manewru. Muszę się skupić na sobie. Jeśli będę grał tak, jak w tych meczach, to powołanie przyjdzie – powiedział obrońca Augsburg. Gikiewicz dostał od „Bilda” notę 2, najwyższą w zespole, Gumny został oceniony na 3. Identyczne noty obu zawodnikom wystawił portal sport.de. „Poza okazją Lewandowskiego miał spokojną pierwszą połowę. Bardziej zajęty był w drugiej, gdy bronił strzały Lewandowskiego, Kimmicha i Comana” – uzasadniono notę Gikiewicza. Nieco mniej pozytywnie ocenił postawę jego młodszego kolegi. „Rzadko zmuszany do gry na granicy możliwości przez Gnabry’ego. Sumiennie wykonywał pracę w defensywie. Czasami znalazł miejsce na ofensywne wejścia, ale biegał tam z zaciągniętym hamulcem ręcznym” – napisano w sport.de.
Dariusz Dziekanowski twierdzi, że Vuković nie jest jeszcze trenerem na mistrzostwo i puchary, więc nie dziwi go, że Legia nie planuje z nim przyszłości. A czy z Runjaicem taką przyszłość powinna planować?
Doceniam to, czego udało mu się dokonać, odkąd przejął drużynę po Czesławie Michniewiczu i Marku Gołębiewskim, ale nie zmieniam zdania, że Vuko nie jest na razie szkoleniowcem, który mógłby doprowadzić nawet silny kadrowo zespół do mistrzostwa, a potem skutecznie powalczyć w europejskich pucharach. Jest na pewno trenerem solidnym, który potrafi wyciągnąć zespół z kłopotów na poziom średniej ligowej. Czy Runjaic takim jest? Na pewno z zespołu przeciętnego doprowadził Pogoń do takiego poziomu, że od kilku sezonów jest jedną z drużyn liczących się w walce o mistrzostwo. Jak będzie funkcjonował w tak specyficznym klubie, jakim jest Legia? Odradzałem w tym miejscu Markowi Papszunowi pracę w Warszawie i uważam, że dobrze postąpił, przedłużając kontrakt z Rakowem. Czy Legia jest gotowa na Runjaica? Niestety, mam co do tego wątpliwości. Co prawda prezes i właściciel w jednej osobie Dariusz Mioduski zatrudnił wiceprezesa (Marcina Herrę), który ma go odciążyć z części obowiązków (ale raczej nie tych sportowych), wymienił też dyrektora sportowego, ale wciąż widoczna jest niekompetencja w działaniach. Choćby w sprawie Artura Boruca. Widać, że doszło do jakiegoś konfliktu w zespole, gdyż Aleksandar Vuković wyraźnie odstawił go od pierwszej drużyny, nie zabiera nawet na ławkę rezerwowych, ale obrazek legendy klubu na trybunie gości w Poznaniu jest dla mnie co najmniej dziwny i niezrozumiały. Ta sprawa powinna zostać załatwiona przez dyrektora sportowego natychmiast, tymczasem Jacek Zieliński mówi w wywiadach, że jeszcze nie wie dokładnie kiedy się z nim spotka. Zarówno Artur, jak i Jacek są legendami tego klubu i stać ich na jak najszybsze i najlepsze załatwienie tej sprawy. Żaden poważny europejski klub nie pozwoliłby sobie na to, żeby tak szanowany zawodnik jechał na tak prestiżowy mecz razem z kibicami. Oczywiście Artur Boruc lubi prowokować i mocno, emocjonalnie reagować na pewne wydarzenia, ale ta sytuacja nie świadczy dobrze o Legii. Jest dowodem, że myśląc o przyszłości (vide ostatnia konferencja prezesa Herry i dyrektora Zielińskiego) nie rozwiązuje problemów występujących w teraźniejszości.
“SUPER EXPRESS”
Klasyczna historia “Superaka” – czyli sprawdzanie jakości hotelu, w którym reprezentacja Polski zamieszka podczas mundialu w Katarze.
Wybrany przez Polaków hotel ma oczywiście pięć gwiazdek i szereg udogodnień. W każdym pokoju jest na przykład luksusowy ekspres do kawy, a także duży, 50-calowy nowoczesny telewizor wyposażony w najnowocześniejsze oprogramowanie. Piłkarze mogą ugasić pragnienie napojami ukrytymi w minibarze. Głód zaspokoić można wprawdzie w trzech luksusowych restauracjach, ale dla Polaków i tak będzie gotował kucharz kadry Tomasz Leśniak. Z zewnątrz hotel wygląda jak pałac, a w środku zapiera dech w piersi oszałamiającym blaskiem. Poza luksusem będzie też wszystko, czego tylko potrzeba do przygotowań do meczu. Są baseny, siłownie, a obok hotelu w pełni wyposażone boiska treningowe. Zresztą hotel powstał z myślą właśnie o mistrzostwach świata.
Runjaic i Skorża niepocieszeni z wyników, a w tytule mamy o kradzieży. Czyli weekend w Ekstraklasie.
– Arbiter mi wyjaśnił, że sytuacji sam nie widział, ale z wozu VAR dostał informację, że to czysta sytuacja i ręki nie było. Ja po powtórkach mam wątpliwości, ale tego nie zmienimy. Remisujemy, tracimy dwa punkty inie jesteśmy zadowoleni – powiedział Skorża. Takie same wątpliwości jak Skorża dzień wcześniej miał Kosta Runjaic, trener Pogoni, innego kandydata do mistrzostwa Polski. W Szczecinie, również w doliczonym czasie gry, po strzale Greka Triantafyllopoulosa piłka trafiła w rękę Duszana Lagatora, który trzymał ją daleko od ciała. Na powtórkach aż nadto jest widoczne, że obrońca Wisły przez chwilę praktycznie trzyma piłkę pod pachą, ale VAR nie zareagował. Być może obaj kandydaci do mistrzostwa zostali skrzywdzeni po równo, ale nie rozwiązuje to problemów z interpretacją przepisów i komunikacji arbitrów głównych z VAR-em.
fot. FotoPyk