Wtorkowa prasa nas nie rozpieszcza. Mamy raport z Grudziądza, gdzie Olimpia spróbuje zatrzymać Lecha Poznań czy też rozmówkę z Kamilem Grosickim o minionym zgrupowaniu i losowaniu grup mundialu.
Sport
Ilia Szkuryn zadebiutował w pierwszym składzie Rakowa. Jakie zostawił po sobie wspomnienia?
Inaczej wyglądała sytuacja Szkuryna. Białoruski napastnik pojawił się pierwszy raz na murawie w ligowym starciu z Legią. Choć rozegrał 9 minut, to można było go pochwalić za walkę i pracę na boisku. Stąd decyzja szkoleniowca częstochowian, by Szkuryn wybiegł w pierwszym składzie na Wartę, nie mogła dziwić. Vladislavs Gutkovskis, podstawowy napastnik wrócił do klubu ze zgrupowania reprezentacji Łotwy na kilka dni przed meczem. Zazwyczaj w takich sytuacjach trener Papszun daje mu odpocząć i zostawia go na ławce rezerwowych. Pozostali napastnicy – Jakub Arak i Sebastian Musiolik – nie grzeszą w obecnych rozgrywkach skutecznością, stąd wybór Szkuryna miał podstawy, szczególnie że w sparingu ze Skrą także zagrał poprawnie. Mecz z Wartą nie był jednak w jego wykonaniu najlepszy. Białorusin miał kilka sytuacji, lecz ich nie wykorzystał, co zresztą wpisuje się w częstochowskie tradycje kultywowane od kilku sezonów. Szkuryn miał także problemy, jeżeli chodzi o pressing i ustawienie się w ataku. To może tłumaczyć, dlaczego został zmieniony już w 54 minucie rywalizacji.
Jedenastka kolejki “Sportu”.
Filip MAJCHROWICZ – Niecieczanie oddali na jego bramkę 21 strzałów, a z gola cieszyli się tylko raz. Golkiper Radomiaka zaimponował zwłaszcza, gdy zatrzymał uderzenie z bliska Murisa Mesanovicia. Poza tym – bardzo pewny na przedpolu.
Ivi LOPEZ – Dwa egzekwowane przez Hiszpana stałe fragmenty podziurawiły Wartę. Najpierw dośrodkowanie z rożnego skończyło się „swojakiem” Roberta Ivanova, potem strzał z wolnego – klopsem Adriana Lisa i drugą bramką dla Rakowa.
Paweł WSZOŁEK – Gdyby szukać odpowiedzi na pytanie, czemu jesienią było z Legią tak źle, a teraz jest tak dobrze – jedną z jej składowych byłby z pewnością 30-letni prawoskrzydłowy. Z Lechią najpierw strzelił, a następnie asystował.
Kamil WILCZEK – Noga nie zadrżała mu przy rzucie karnym, potem najwyżej wyskoczył w „szesnastce”, robiąc użytek z centry Jakuba Czerwińskiego. Pierwszy dublet 34-letniego napastnika od momentu powrotu do Gliwic.
Bruk-Bet nie popisał się skutecznością w meczu z Radomiakiem, jednak Latal narzeka na sędziów.
To, co wkurzyło z kolei Latala, miało miejsce w 30 minucie gry. Bruk-Bet wykonywał rzut wolny, dośrodkował w pole karne, a tam… Daniel Łukasik „ściągał” Tekijaskiego za koszulkę do parteru. Przybył nie użył gwizdka, potem po szybkiej konsultacji z VAR-em nie zmienił decyzji, z czym Latal ewidentnie się nie zgadzał. – Po przerwie mieliśmy 4-5 okazji, żeby zdobyć bramkę, ale chodzi tutaj o to, że decyzje sędziów były przeciwko nam. W pierwszej połowie był karny, ciągnął go za koszulkę, a tu, k…a, nic nie ma! Możemy gadać o naszych okazjach, ale każda decyzja jest przeciwko nam. Dwa razy na Zagłębiu, raz na Górniku, teraz dwa razy – żalił się trener z Niecieczy. A czy faktycznie Bruk-Betowi należał się wtedy karny? Trudno stwierdzić. Sędzia wybroni się z każdej decyzji, bo co by nie mówić – Tekijaski także odgryzał się Łukasikowi. Poza tym Serb raczej nie doszedłby do dośrodkowania, więc nie pozostaje nic innego, jak użyć tylko słynnego sędziowskiego stwierdzenia wytrychu – kwestia interpretacji.
GKS Jastrzębie niemal na pewno pożegna się z ligą.
Wracając do meczu z Zagłębiem Sosnowiec, ale również wcześniejszych potyczek, gdy GKS musiał „gonić” wynik, zastanawiała i zdumiewała nadmierna asekuracja ze strony sztabu szkoleniowego jastrzębian. Objawiała się ona między innymi tym, że mimo niekorzystnego wyniku z uporem maniaka zespół grał tylko jednym napastnikiem, brakowało elementu ryzyka, odwagi w podejmowaniu takich decyzji. W przeszłości wielokrotnie spotykaliśmy się z zarzutami, że taka nadmierna odwaga mogłaby skutkować dotkliwą porażką. Nie zaprzeczamy, ale w sytuacji, w jakiej w tej chwili znajduje się GKS Jastrzębie, jakie ma znaczenie, czy przegra 0:1, czy 0:5? Żadnego, bo nie ma żadnej zdobyczy punktowej. A rywale nie śpią (oprócz Stomilu Olsztyn) i dosyć regularnie ciułają punkty. Górnik Polkowice w trzech ostatnich spotkaniach ligowych zdobył 7 punktów i przekazał czerwoną latarnię drużynie z Harcerskiej.
Podbeskidzie nadal bez wygranej.
– Mieliśmy w tym meczu wiele szans, by zdobyć bramkę. Ale… także pecha. W mojej opinii gramy dobry futbol, lecz musimy bardziej w siebie wierzyć. Jeżeli będziemy kontynuować taką grę, to wyniki przyjdą. Przede wszystkim musimy jeszcze popracować nad wykończeniem akcji – podkreślił estoński golkiper drużyny spod Klimczoka. Na refleksję o meczu z rywalem z Łodzi nie było zbyt wiele czasu, bo już dziś bielszczanie zagrają kolejny mecz o ligowe punkty. W Kielcach zmierzą się z Koroną. Warto podkreślić, że od siedmiu spotkań Podbeskidzie nie wygrało. – Uważam, że wszystko jest w naszych głowach i nogach. Musimy ciężko pracować na treningach. Ta sytuacja na pewno nie jest dla nas łatwa, ale wierzę w to, że się poprawi. W meczu z ŁKS-em, po golu na 1:1, mieliśmy kolejne sytuacje. Kreowaliśmy okazje i to był taki czas, kiedy powinniśmy zdobyć drugiego gola. Szkoda, że nie udało się ich wykorzystać. Mentalnie trudno to potem udźwignąć. Dlatego końcówka spotkania, ostatnie 15 minut, to był dla nas ciężki czas – przyznał bramkarz Podbeskidzia i trudno się z nim nie zgodzić. Istotnie końcówka piątkowego meczu nie należała dla „górali” do udanych.
Super Express
Kamil Grosicki o powrocie do kadry i losowaniu grup mundialu.
– Tęskniłeś za nią, za atmosferą w szatni?
– Tęskniłem. Nie muszę powtarzać, że gra w reprezentacji zawsze była moim celem i marzeniem. Wróciłem do niej po roku. Zagrałem 20 min ze Szkocją, a przeciwko Szwecji nie zagrałem, ale byłem gotowy wejść na boisko, gdyby trener potrzebował mojej pomocy. Trener zna moją wartość i wie, że jestem doświadczonym piłkarzem.
– Wojciech Szczęsny mobilizował drużynę przed wejściem na boisko mocnymi słowami – że dla kilku z was to ostatnia ważna impreza. Były podobne motywacje ze strony innych piłkarzy?
– Każdy z nas wiedział, jak ważny to mecz, a dla starszych piłkarzy to ostatni mundial. Ja podchodziłem do tego tak – powalczyć z kadrą i pojechać na mundial albo powiedzieć „pas”. W mojej głowie były myśli o zakończeniu kariery reprezentacyjnej w przypadku, gdybyśmy nie awansowali. W takiej sytuacji pewnie budowano by nowy zespół, stawiając na nowych zawodników. Awansowaliśmy, więc moja kariera w kadrze może jeszcze trwać.
– Jak oceniasz wszystkich rywali w grupie? Mamy szanse na awans?
– Bardzo ciekawa grupa i fajnie, że mamy rywali spoza Europy. Dobrze będzie zagrać z takimi drużynami, a nie z tymi, z którymi gramy zazwyczaj w eliminacjach do wielkich turniejów, nawet jeśli to świetne drużyny – Włochy, Niemcy czy Holandia. Układ gier jest korzystny, więc jest duża szansa na awans. Ktoś powie, że na poprzednim mundialu też graliśmy z drużynami spoza Europy i nie daliśmy rady. Wierzę, że teraz będzie inaczej, ale musimy grać z pełną determinacją.
Przegląd Sportowy
Krajobraz w Grudziądzu przed meczem sezonu. Olimpia liczy na sensację.
Organizatorzy spodziewają się kompletu widzów, czyli około 4 tysięcy ludzi. Z Poznania także ma przyjechać liczna grupa (około 600 osób). Bilety dla fanów Olimpii kosztują od 15 do 40 złotych. Można także kupić bilet okolicznościowy, dzięki któremu z wejściówką otrzyma się pamiątkowy szalik z limitowanej serii. Jego koszt to od 65 do 85 złotych. Sukcesy w tej edycji Pucharu Polski zostały z a u w a ż o n e przez lokalną społeczność. Co ciekawe, wszyscy zawodnicy Olimpii mieszkają w Grudziąd z u . Po wygranej z Wisłą piłkarze oraz sztab zostali zaproszeni do ratusza, by odebrać gratulacje. – Prezydent miasta Maciej Glamowski zaprosił nas do siebie na kawę i pogratulował, co jest miłe. Czujemy wsparcie, ale dla nas to mało. Jesteśmy ambitną drużyną i chętnie przyjmiemy gratulacje za awans do fi nału. Już jednego Lecha pokonaliśmy, a historia lubi się powtarzać – podkreśla Piotr Witasik, który nie wystąpił w meczu z Wisłą. Teraz kapitan ma pomóc w rywalizacji z Lechem. W tej edycji Olimpia wyeliminowała już jego rezerwy, wcześniej wygrała z Wartą, więc to kolejne starcie z poznańską drużyną. – Spodziewam się trudnego meczu, ale mogę zapewnić, że nie położymy się przed Lechem i nie będzie to jednostronne widowisko. Owszem, piłka nożna pisze różne scenariusze, jesteśmy gotowi na wszystko, ale na pewno nie zabraknie walki. Jesteśmy aktualnie w III lidze, ale mam przekonanie, że z tym składem i z tym sztabem spokojnie poradzilibyśmy sobie w I lidze. Może to kwestia czasu, kiedy tam będziemy. Będziemy walczyć do upadłego, bo nie mamy nic do stracenia. Czeka nas ciężkie zadanie, ale nie wychodzimy na pożarcie, tylko po to, żeby sprawić sensację – zapewnia Adrian Karankiewicz.
Krótka rozmowa z trenerem grudziądzan, Marcinem Płuską.
Fakt, że zagracie u siebie, jest kluczowy? Jednak dla drużyn z ekstraklasy są to nowe warunki, nieco inne boisko i atmosfera, o czym przekonali się gracze Warty i Wisły.
Mecz na swoim boisku to duży atut. Udało nam się porwać publiczność w starciu z Wisłą. Czuliśmy jej wsparcie przez całe spotkanie. Liczymy, że pomoże nam również w starciu z Lechem.
Pokonał pan tu Piotra Tworka i Jerzego Brzęczka. Czuł pan, że rywale w jakiś sposób zlekceważyli pańską drużynę?
Przede wszystkim wygrał cały zespół, każdy dołożył do tego cegiełkę. Myślę, że przed meczem mogą być u zawodników Lecha myśli, że jesteśmy zespołem z czwartego poziomu rozgrywkowego i że czeka ich łatwe zadanie. Jednak uważam, że każdy piłkarz po pierwszym gwizdku odkłada – a przynajmniej powinien – kalkulacje na bok i daje z siebie wszystko, by wygrać. Po to się gra w piłkę, żeby zwyciężać, niezależnie od tego, czy jest to podwórko, czy szkoła podstawowa i rywalizacja klasa na klasę. Zawsze wychodzi się na boisko po to, żeby udowodnić coś przeciwnikowi. Zresztą przebieg naszych poprzednich spotkań także pokazuje, że rywalom zależało na awansie.
Joao Felix kontra Pep Guardiola. Trener City ceni piłkarza Atletico, który może wyrzucić go z Ligi Mistrzów.
Niespodzianki, bo Atletico nie jest faworytem ćwierćfi nałowego dwumeczu z Manchesterem City, który bardzo chętnie widziałby Felixa w swoich szeregach. Kiedy w 2019 roku zawodnik odchodził z Benfi ki, to właśnie Obywatele byli głównym rywalem Atletico w walce o jego podpis pod kontraktem. Pep Guardiola widział w nim gracza idealnego do tak lubianego przez niego ustawienia z fałszywą dziewiątką. Felix ma wszystko, czego potrzebuje zawodnik grający na tej pozycji. Potrafi idealnie wykończyć akcję, ale też nieźle drybluje, rozgrywa, a jak trzeba, schodzi do skrzydła i stamtąd stwarza zagrożenie pod bramką przeciwnika. Fani Atletico musieli czekać dwa i pół roku, by zobaczyć te wszystkie cechy, ale dziś nikt nie ma wątpliwości, że cierpliwość się opłaciła. Bez Felixa atak Rojiblancos prezentowałby się znacznie mniej okazale.
Sylwetka Luisa Diaza z Liverpoolu.
W 2015 roku zgłosił się na testy zorganizowane przez Atletico Junior. Musiał pokonać pięć godzin trasy, żeby się tam dostać, ale opłaciło się. Z grona aż trzech tysięcy chłopaków okazał się jednym z najlepszych. Imponował dryblingiem i instynktem strzeleckim, więc zdecydowano się zaprosić go do klubu. Wątpliwości trenerzy mieli tylko co do wagi piłkarza. Wychudzony chłopak pod względem budowy ciała nie był przygotowany na poważne granie. Wdrożono więc plan, mający na celu zbudowanie masy mięśniowej zawodnika na takim poziomie, by spełniał wymogi profesjonalnego futbolu. Dieta zawierała jedzenie makaronu z sosem nawet na śniadanie, ale przyniosło to efekt – Diaz dość szybko przybrał osiem kilogramów i zamiast 50, ważył 58. Na początek wystarczyło. Luis był zawodnikiem wyjątkowym. Tak bardzo, że specjalnie dla niego klub utworzył zupełnie nową drużynę, by miał, gdzie grać. Na skład U-17 był za stary, na U-20 wciąż za młody. Atletico nie miało pośredniego rocznika, więc na szybko go zorganizowano. Ale jak się okazało… zupełnie niepotrzebnie, bo Diaz szybko pokazał, że jednak jest w stanie rywalizować z dwudziestolatkami. Momentem przełomowym w jego karierze było zatrudnienie przez A t l e t i c o na stanowisku trenera Julio Comesana ( k w i e c i e ń 2017), słynącego z dobrej pracy z młodzieżą. – Wtedy jego talent eksplodował na dobre. Dojrzał fi zycznie i był już gotowy do regularnej gry w najwyższej klasie rozgrywkowej – wspomina w rozmowie ze SkySports Carlos Paniagua, który pracował z piłkarzem w reprezentacji Kolumbii U-20.
Kamil Kosowski chwali Aleksandara Vukovicia.
Chyba możemy oficjalnie to ogłosić – Legia pokonała kryzys! Widać, że mistrzowie zostali naprawieni przez Aleksandara Vukovicia, który całkowicie zasłużenie odebrał nagrodę dla najlepszego trenera miesiąca. W grze jego zespołu widać wyraźną poprawę, szczególnie pod względem fizycznym. Gdy porównamy sobie, jak legioniści biegali w końcówce poprzedniego roku, do tego, jak biegają teraz, to mamy… dwa inne zespoły. Jestem ciekaw, jak potoczy się kariera Vuko przy Łazienkowskiej. Wrócił do klubu jako strażak i ugasił pożar, ale czy dostanie kolejną szansę? To nie jest oczywiste. Z doniesień medialnych dowiedzieliśmy się, że to Kosta Runjaic może poprowadzić Legię w przyszłym sezonie. Nie jestem co do tego przekonany. Ten trener pokazał w Pogoni, że potrzebuje czasu, by jego zespół odpalił. Tego czasu w Legii nie ma. Kibice i władze klubu chcą wszystko na już – mistrzostwa, gry w Lidze Mistrzów i kolejnych Pucharów Polski w klubowej gablocie. Oczekiwanie przez dwa sezony na efekty pracy Niemca byłoby zbyt długie, a znając impulsywność Dariusza Mioduskiego i częstotliwość zmian na stanowisku trenera Legii, należałoby się spodziewać raczej krótkiej kadencji Runjaica.
fot. FotoPyK