– W minionej dekadzie dość regularnie braliśmy udział w największych imprezach i tradycyjnie prężyliśmy muskuły, a wyłączając „wybryk” w mistrzostwach Europy 2016, którym był ćwierćfinał, kończyło się płaczem i obietnicą wyciągnięcia wniosków. Widocznie taka u nas tradycja, ha ha ha! Może awans ekipy Czesława Michniewicza jest okazją, by w końcu zerwać ze smutną tradycją i do grudniowego turnieju zachować trzeźwość umysłu? – mówi Radosław Kałużny w “Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?
“SPORT”
Oceny za zwycięstwo nad Szwecją. Szczęsny z ósemką – i to najlepsza ocena w zespole. Najniższa nota dla Góralskiego – cztery.
Wojciech SZCZĘSNY – 8
Na początku spotkania Szwedzi rozgrzali go dwoma strzałami z dystansu, a nasz bramkarz interweniował bez zarzutu. To jemu zawdzięczaliśmy, że nie przegrywaliśmy do przerwy. Idealnie wyczekał Forsberga i udaną paradą zatrzymał najgroźniejszą akcję „Trzech koron”. Na początku drugiej odsłony był świetnie ustawiony, a później raz jeszcze zatrzymał Forsberga. Miał po Euro 2020 coś do udowodnienia Szwedom i pokazał im, a także nam, że jest bramkarzem światowej klasy.
Krystian BIELIK – 6
To po jego bardzo złym przyjęciu piłki w środku pola Szwedzi mieli najlepszą sytuację w pierwszej połowie. Głupio stracił futbolówkę, bo popełnił prosty błąd techniczny. Na szczęście szybko zostawił tę sytuację za sobą, bo później przede wszystkim starał się pomagać obrońcom. I jego pomoc bardzo się przydała.
Kamil GLIK – 7
Początek meczu miał trochę niepewny. Zaliczył bardzo prosty błąd, ale w miarę upływu czasu było znacznie lepiej. Dobrze się ustawiał, wygrywał pojedynki główkowe ze Szwedami również w naszym polu karnym, a w bardzo ważnym momencie zablokował bardzo groźne dośrodkowanie.
Jan BEDNAREK – 7
Był bardzo solidny w defensywie przed przerwą, a trzeba przyznać, że miał co robić. To on zablokował bardzo groźny strzał Kulusevskiego, wydatnie pomagając w tej sytuacji Szczęsnemu. Kiedy prowadziliśmy 1:0 był jednym z najbardziej zapracowanych naszych reprezentantów i stanął na wysokości zadania. Mógł też strzelić gola, ale zabrakło mu nieco szczęścia.
W piątek losowanie grup mundialu, ale w czwartek FIFA ma jeszcze do przegadania sprawę Rosji i Zimbabwe.
W piątek w stolicy Kataru Dausze odbędzie się losowanie grup turnieju finałowego, a dzień wcześniej obradować będzie kongres FIFA. Czwarty punkt porządku obrad to „Zawieszenie członkostwa lub wydalenie z federacji”. Przede wszystkim może to dotyczyć piłkarskich związków Zimbabwe i Kenii. Tymczasowo odmawia im się prawa do pełnienia funkcji członków FIFA z powodu ingerencji rządu w ich sprawy. Kwestia zawieszenia członkostwa tych federacji została przeprowadzona w lutym przez Radę FIFA. Jednak temat nie jest ostatecznie zamknięty i zostanie omówiony na posiedzeniu kongresu. W przypadku zawieszenia członkostwa prawa federacji przestają działać, a inne nie mogą mieć z nim żadnych sportowych kontaktów. Rosjanie zapytali FIFA, czy ten punkt przewiduje także rozpatrzenie sytuacji ich federacji? W ich przypadku zawieszenie już obowiązuje, a usunięcia z FIFA raczej nie należy się spodziewać. RFU planuje wysłać swoją delegację do Dauchy.
Stadion w Bełchatowie nie będzie stał pusty. Skra Częstochowa będzie grać na stadionie upadłego GKS-u.
Podpisana ostatnio umowa udostępnienia obiektu podpisana pomiędzy Skrą Częstochowa, a Miejskim Centrum Sportu w Bełchatowie, dotyczy meczów Fortuna 1. Ligi rozgrywanych do końca bieżącego sezonu i zawiera opcję przedłużenia w przypadku utrzymania się „skrzaków” na zapleczu ekstraklasy. – W podpisanej wcześniej umowie na rozgrywanie meczów w Sosnowcu była klauzula, że nasze spotkania na Stadionie Ludowym, który był naszym pierwszym obiektem wskazanym w licencji, odbywać się będą bez udziału publiczności – mówi Prezes Skry Częstochowa Artur Szymczyk. – Ten zapis spowodował, że po spotkaniach z Sandecją Nowy Sącz i Zagłębiem Sosnowiec Polski Związek Piłki Nożnej nałożył na nas kary za niezorganizowanie imprezy masowej. Dlatego mając w perspektywie płacenie kary po każdym kolejnym spotkaniu w Sosnowcu postanowiliśmy skorzystać z oferty bełchatowian, gdzie w tej chwili obiekt stoi praktycznie pusty. Będziemy więc na nim jedynym użytkownikiem, czyli prawdziwym gospodarzem, a na Stadionie Ludowym nawet jako gospodarz korzystaliśmy z szatni… gości. Nie będziemy co prawda na nim trenować, bo tylko mamy go wynajętego na mecze, ale istotne jest także to, że na spotkania z zespołami rywalizującymi z nami o utrzymanie nie będziemy już musieli grać na boisku przeciwnika i przeciwko dwunastemu zawodnikowi, czyli kibicom rywali. Liczymy, że wreszcie wesprą nas nasi kibice, których zapraszamy do Bełchatowa.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
I noty w “PS”. Szczęsny, Glik oraz Bednarek z ósemkami, Góralski z piątką.
PIOTR ZIELIŃSKI OCENA: 7
Czarodziej z Neapolu wreszcie błysnął w kadrze narodowej. Długo musiał się męczyć, bo Szwedzi bronili się głęboko i nie było miejsca do ofensywy, ale w decydującym momencie wykorzystał pomyłkę przeciwnika, popędził w pole karne i huknął nie do obrony. Ten występ pomocnika Napoli na pewno zapamiętają wszyscy.
SEBASTIAN SZYMAŃSKI OCENA: 6
Wrócił do kadry narodowej po rocznej przerwie i nie zawiódł. Walczył, kreował, dzielnie sekundował Piotrowi Zielińskiemu. Technika, swoboda. odwaga.
ROBERT LEWANDOWSKI OCENA: 7
Zrobił swoje – pewnie wykorzystał rzut karny. Najlepszemu napastnikowi świata nie zadrżała noga i nie zabraknie go na mundialu. Kopany, przewracany, ale nie do złamania.
GRZEGORZ KRYCHOWIAK OCENA: 7
Poprzedni ważny mecz reprezentacji, w którym środkowy pomocnik nie wystąpił w podstawowym składzie, choć mógł, został rozegrany we wrześniu 2012 z Czarnogórą (2:2), za kadencji Waldemara Fornalika. We wtorek 32-latek wszedł w przerwie i szybko pokazał, że posadzenie go w rezerwie było błędem – to po faulu na nim podyktowano rzut karny.
Radosław Kałużny cieszy się z awansu, ale radzi też, by teraz zachować chłodną głowę. Nie unosić się pychą, nie prężyć muskułów i zachować mądrość w selekcji.
Napiszmy krótki poradnik, jak nie zwariować po awansie do dużej piłkarskiej imprezy. Pan doskonale zna smak grzechu pychy, którego dopuściła się przed laty reprezentacja z panem w składzie.
Najważniejsze to nie dać się ponieść euforii, czyli nie powtórzyć potężnego błędu, a raczej błędów, które – jak pan wspomniał – miała na sumieniu „moja” kadra po awansie do mistrzostw świata w Korei Południowej i Japonii w 2002 roku. Wtedy wszyscy byliśmy wyposzczeni, bo polska piłka czekała szesnaście lat na udział w mundialu. No i potraciliśmy głowy! Nie wiem, na ile było możliwe – jeśli w ogóle – zachowanie chłodnego umysłu i pójście za ciosem, ale wiem, że ostatecznie zawaliliśmy sprawę. W całkiem ładnym stylu wywalczyliśmy awans, niestety w mundialowej grupie nie zaistnieliśmy i to był początek końca tamtej reprezentacji. W minionej dekadzie dość regularnie braliśmy udział w największych imprezach i tradycyjnie prężyliśmy muskuły, a wyłączając „wybryk” w mistrzostwach Europy 2016, którym był ćwierćfinał, kończyło się płaczem i obietnicą wyciągnięcia wniosków. Widocznie taka u nas tradycja, ha ha ha! Może awans ekipy Czesława Michniewicza jest okazją, by w końcu zerwać ze smutną tradycją i do grudniowego turnieju zachować trzeźwość umysłu? Oby!
Dodam, że stałym elementem pompowania biało–czerwonego balonika było składanie głupich deklaracji. Pańska reprezentacja w potoku obietnic selekcjonera Jerzego Engela i samych piłkarzy „jechała po Puchar Świata”, cztery lata później kadra selekcjonera „Janosika” – Pawła Janasa – miała rabować bogatych, a skończyła biednie, odpadając w fazie grupowej. Trzeba zaznaczyć, iż wtedy Janas, dokonując kuriozalnych powołań, sam ograniczył szanse prowadzonej przez siebie reprezentacji w niemieckich mistrzostwach świata.
To kolejne niebezpieczeństwo. Zbyt wielkie majstrowanie przy powołaniach albo „zabetonowanie kadry”. Tu potrzeba balansu i mądrości selekcjonera. Wyłączając losowe historie, jak kontuzje lub czyjąś rezygnację z reprezentowania barw narodowych, nie można wywracać kadry narodowej do góry nogami. Wspomniał pan o 2006 roku, kiedy Paweł Janas pominął bohatera eliminacji – Tomka Frankowskiego – oraz innych kluczowych piłkarzy. Jasne, korekty muszą być, a i z nimi należy postępować ostrożnie, by nie rozwalić grupy dobrze rozumiejących się zawodników. Na boisku i poza nim. Do „mojej” kadry na Koreę nie załapał się Tomek Iwan i… atmosfera wyraźnie siadła. Nie przesądziło to o naszym beznadziejnym występie w Korei, lecz zdecydowanie nie pomogło.
Przypomnienie wyboistej drogi na mundial. Od debiutu Sousy w Budapeszcie, przez uratowanie remisu z Anglią na Narodowym i ucieczkę Sousy, po triumf w Kotle Czarownic.
Młodzieżówka zremisowała z Węgrami U21 rzutem na taśmę, ale szanse na awans na Euro są już tylko nikłe.
Co z tego, że zespół Stolarczyka łatwo przedostawał się pod bramkę rywali, a kilka kombinacyjnych akcji było na wysokim poziomie, skoro brakowało szczęścia i skuteczności – przed przerwą po strzałach Benedyczaka i Skórasia piłka odbijała się od słupka, z bliska spudłował Zalewski. W drugiej połowie Węgrzy rzadko wychodzili z własnej połowy, ale też nie na wiele pozwalali Polakom, choć przewaga naszych rosła z każdą minutą. Niewiele dało wprowadzenie na murawę Filipa Marchwińskiego oraz Mariusza Fornalczyka. Skuteczność w ataku się nie poprawiła, a węgierski bramkarz nie popełniał błędów. Polacy grali zbyt wolno, statycznie i przewidywalnie, by czymkolwiek zaskoczyć przyzwoicie zorganizowanych i poukładanych Węgrów. A kiedy już przyspieszyli, brakowało wykończenia i szczęścia – jak Bartoszowi Białkowi w 72. minucie – jego strzał Krisztian Hegyi obronił stopą. Chwilę wcześniej minimalnie pomylił się Kiwior. Kiedy wydawało się, że szanse na awans zostaną zaprzepaszczone bezpowrotnie, Skóraś wyrównał i cień nadziei pozostał.
“SUPER EXPRESS”
Tata Grzegorza Krychowiaka z dumą opowiada o zachowaniu swojego syna. Nie ukrywa, że mocno przeżywał to, co się mówiło i pisało o jego reakcji.
– Bardzo przeżywał pan to, co się działo wokół pana syna?
– Oczywiście, że mocno, a również dlatego, że ukazywało się wiele nieprawdziwych informacji także w polskich mediach. Choćby to, że Grzegorz stał na czele buntu i namawiał innych piłkarzy do opuszczenia Krasnodaru. To było niepotrzebne szukanie sensacji. W następstwie tego głos zabrali były rosyjski piłkarz (A. Kawazaszwili –red.) czy ten były bokser, a teraz deputowany (N. Wałujew), u ż y w a j ą c brzydkich słów pod adresem mojego syna.
– Jednak szybko opuścił Rosję. Jest pan dumny z takiej postawy syna?
– Podobały mi się jego słowa o tym, że każdy odpowiada za siebie i powinien postępować zgodnie ze swoim sumieniem. On tak zrobił. Byłem z nim w kontakcie i to nie była łatwa sytuacja, zmieniała się dynamicznie. Chciał pożegnać się z klasą, ale też zgodnie z przepisami. I myślę, że mu się udało. Nadal ma w Krasnodarze mieszkanie, bo przecież nie wiadomo, co będzie dalej. Jest na wypożyczeniu i może będzie musiał wrócić po 30 czerwca.
– Bał się pan o syna?
– Tak. Jeśli spojrzymy na mapę, to on był blisko wojny. Lotnisko w Krasnodarze nie działało, musieli przemieszczać się na inne najbliższe.
fot. FotoPyk