– Mam swoje przemyślenia, ale chciałbym zobaczyć, jak to wszystko będzie wyglądało na boisku. Po spotkaniu będzie chwila, aby ewentualnie jeszcze coś w tym zestawieniu skorygować. W meczu ze Szkocją na niektórych pozycjach będę chciał przyjrzeć się dwóm zawodnikom, zobaczymy, w jakim wymiarze czasowym – mówi Czesław Michniewicz w “Super Expressie”. Co poza tym dziś w prasie?
“SPORT”
Rozmówka z Łukaszem Trałką. Raczej zakończy karierę po tym sezonie, choć ma niewielkie wątpliwości co do tej decyzji.
Trener Jan Urban porównał wasze boisko do pola ryżowego. Co pan na to?
– Nigdy nie byłem na polu ryżowym, więc ciężko mi się odnieść do tego porównania. Na pewno nie będę tutaj wchodził w jakieś gierki z moim serdecznym znajomym, jakim jest trener Urban. Bardzo się lubimy, a przy okazji pozdrawiam go i ściskam. Pewnie emocje jeszcze w nim siedziały. A boisko było przecież dla nas takie samo, jak dla Górnika. Nam udało się stworzyć kilka sytuacji i wygrać.
Co dalej z Łukaszem Trałką po zakończeniu sezonu?
– Wszystko wskazuje, że zakończę karierę. Mam jeden procent niepewności, ale raczej jestem zdecydowany. Aczkolwiek przed tym sezonem też już myślałem o zakończeniu kariery, choć szans na kontynuowanie było więcej, może z… siedem procent. Gram i bardzo się z tego cieszę, bo, odpukać, czuję się dobrze, jest zdrowie. Cieszę się więc każdym ligowym meczem, bo koniec zbliża się nieuchronnie i meczów jest coraz mniej. Trzeba czerpać radość z każdego z nich.
Jedenastka kolejki według Sportu: Biegański – Mosór, Trałka, Colley – Vallo, Hateley, Poletanović, Kiełb – Ondrasek, Castaneda, Szysz.
Zdenek ONDRASZEK
„Kobra” po pięciu spotkaniach doczekał się pierwszego trafi enia od momentu powrotu na polskie boiska. Czeski napastnik pięknym uderzeniem lewą nogą w okienko, po podaniu Stefana Savicia, dał Wiśle tuż przed przerwą prowadzenie w boju z Lechem.
Frank CASTANEDA
Gdy w Niecieczy nie wykorzystał rzutu karnego, do którego podszedł wbrew wcześniejszym ustaleniom, trener Dawid Szulczek zmył mu głowę, wyrażając jednocześnie nadzieję, że wkrótce przyczyni się do wygranej Warty. Nie trzeba było czekać długo: Techniczny strzał na wagę wygranej z Górnikiem – palce lizać.
Patryk SZYSZ
Chyba będzie śnić się po nocach obrońcy Bruk-Betu Matejowi Hybszowi. Dwukrotnie był faulowany przez niego w polu karnym i dwukrotnie bezbłędnie wymierzał z 11 metrów sprawiedliwość, zapewniając Zagłębiu cenną zdobycz na boisku czerwonej latarni tabeli.
Piotr Jawny nazywa zachowanie części kibiców Podbeskidzia “zachowaniem na granicy patologii”.
Jakimś pocieszeniem może być to, że dwa zdobyte przez was gole padły po sprawnie przeprowadzonych i przemyślanych atakach?
– Te bramki, które udało nam się zdobyć, a także kilka innych stworzonych sytuacji, to były ładniejsze akcje, aniżeli jakieś wrzutki na bałagan. Jesteśmy zmartwieni, ale cały czas wiemy, że mamy zespół, który się buduje. W ostatnim meczu natrafił na takie, a nie inne warunki. Po spadku do pierwszej ligi została wymieniona cała drużyna. Poszczególne elementy są dodawane. Na pewno ciężko się takiemu zespołowi gra w takich warunkach, jakie panowały na boisku w Niepołomicach. Nie jest to jednak dla nas żadne usprawiedliwienie. Wydaje mi się, że jesteśmy w stanie pokazać klasę i jakość w kolejnych meczach.
Po meczu do grupy kibiców Podbeskidzia podeszło tylko trzech zawodników. Nie było wśród nich kapitana, czyli Kamila Bilińskiego. Wywiązała się wymiana zdań. Jak pan to skomentuje?
– Nie chcę mówić za wszystkich kibiców. Czasami jest jakaś niewielka grupka, która ma wpływ na resztę. Wiadomo, że czasami chamskie zachowania biorą górę nad kulturalnym dopingiem. Okrzyki nie wiem ilu, ale być może kilku kibiców, to była katastrofa. Podkreślam, że nie kieruję tych słów do wszystkich naszych fanów, ale były to zachowania na granicy patologii.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Raków liderem Ekstraklasy, choć nie po raz pierwszy. Ale na dziś to zespół Papszuna jest najmocniejszy w lidze.
Raków już kiedyś prowadził w najwyższej klasie rozgrywkowej. Na czele po raz pierwszy w swojej historii znalazł się jesienią 2020 roku. Wtedy Papszun tonował entuzjazm i mówił, że bycie liderem zawsze smakuje tak samo, bez względu na to, czy gra się w ekstraklasie czy okręgówce. Być może to słuszna obserwacja, pozwalająca zachować spokój oraz koncentrację i tym razem częstochowianie również powinni w ten sposób patrzeć na świat. Takie podejście raczej nie zaszkodzi im w walce o tytuł. W następnej kolejce wicemistrzowie kraju zmierzą się z Legią. Zimą długo spekulowano, że nowym szkoleniowcem stołecznego klubu będzie Papszun. O zatrudnieniu 47-latka ponoć marzył Dariusz Mioduski, lecz ostatecznie trener z Warszawy przedłużył umowę w Częstochowie. Choćby z tego powodu nadchodzące starcie będzie pełne podtekstów i otworzy swoisty dwumecz, bo przecież na początku kwietnia dojdzie także do konfrontacji obu drużyn w półfinale Pucharu Polski. Przez lata na tym etapie sezonu to Legia była pod największą presją. Każdy oczekiwał od niej zwycięstw i triumfu w całych rozgrywkach. Teraz w podobnym położeniu znalazł się Raków, ale jego zawodnicy nie wyglądają na takich, którym z tego powodu zaczęły drżeć łydki.
Dziś powołania ligowe. Według doniesień “PS” – szykuje się powrót Kamila Grosickiego do kadry.
Grosicki rozegrał w narodowym zespole 83 mecze. 52 były o punkty – w eliminacjach, finałach wielkich turniejów oraz w Lidze Narodów. Zdobył dziewięć bramek i miał 17 asyst. Żaden ze skrzydłowych powołanych przez Michniewicza nawet nie zbliża się do takich liczb i nawet jeśli Grosicki nie będzie w stanie pomóc drużynie od pierwszej minuty, na pewno przyda się w którymś momencie spotkania jako zmiennik, który napędzi drużynę. 24 marca reprezentacja Polski zagra towarzyski mecz ze Szkocją w Glasgow, pięć dni później rywalem Biało-Czerwonych będzie Szwecja lub Czechy. Na Stadionie Śląskim w Chorzowie z jedną z tych dwóch drużyn nasi zmierzą się o awans do MŚ. Grosicki marzy o wyjeździe na mundial, który może być ukoronowaniem jego międzynarodowej kariery. Na razie postara się ze wszystkich sił pomóc drużynie narodowej, w której po raz ostatni zagrał 31 marca 2021 roku – wszedł na kilka minut spotkania z Anglią na Wembley (1:2). Później Sousa zrezygnował ze skrzydłowego Pogoni, tłumacząc, że nie pasuje do jego koncepcji. Michniewicz postanowił zaufać Grosikowi. – Po pierwsze, cenię doświadczenie Kamila, po drugie, to chłopak niezwykle oddany reprezentacji, wiem że dla niego to drużyna, którą stawia ponad wszystkie inne. No i wreszcie na skrzydłach mamy pewne braki, więc zawodnik o takiej charakterystyce na pewno się przyda – argumentował jakiś czas temu trener Michniewicz.
Ciekawa rozmowa z Piotrem Jabłońskim, prezesem Korony. Sporo o finansach, ale i planie na Koronę. Doskonały fragment o tym, dlaczego spore straty przynosił… catering dla VIP-ów.
Zna się pan już na piłce?
Wchodząc do klubu w lutym zeszłego roku, nie miałem na ten temat bladego pojęcia. Teraz, może to zabrzmi nieskromnie, ale myślę, że mógłbym wielu zaskoczyć. Ale to nie sprawia, że się odzywam w tematach sportowych. To nie jest moja rola. Owszem, obserwuję i staram się wyciągać wnioski, czasem jak się później okazuje słuszne, ale w sprawach sportowych nie decyduję sam.
Zna się pan za to na kasie. Jak z nią jest?
Wciąż krucho. Wiele osób jest przekonanych, że klub już twardo stoi na nogach i wszystko jest pięknie. Nie, jeszcze nie jest.
A będzie?
Robimy wszystko, żeby tak było. Dla przykładu – jednym z głównych założeń planu naprawczego było doprowadzenie do sytuacji, w której dzień meczowy jest dniem zysku. I tu największą pracę trzeba było wykonać w mentalności niektórych kibiców.
Dlaczego?
Największe koszty w dniu meczu generowały dwie rzeczy: ochrona, co oczywiste, i… catering w strefach VIP.
Klub ponosił straty na sektorze VIP?
Tak. Dużo osób wchodziło tam za darmo.
Darmowy bufet.
I dlatego niektórzy mnie teraz nie lubią, bo skończyłem z tym. Niestety byli tacy, którzy przychodzili do mnie i machali rękoma, że oni tu zawsze mieli za darmo, to teraz też chcą. Wtedy na spokojnie otwierałem szufladę, wyciągałem bilet, który kupowałem dla żony i mówiłem, że skoro ja mogę, to ty też. Wynajmuję też lożę dla pracowników. Wiele razy usłyszałem, że jestem nienormalny. Przecież i jedno, i drugie mógłbym mieć za darmo. Ale klub naprawdę jest w ogromnej potrzebie i liczy się każde wsparcie. I nie mówię tego, by się chwalić. Po prostu uważam, że Korona potrzebuje kasy, to raz. A dwa, do wielu osób inaczej bym nie dotarł.
Zaraz minie rok odkąd Jarosław Jach rozegrał jakikolwiek mecz. W dłuższej rozmowie mówi o tym, że wolałby być teraz w Rakowie niż w Crystal Palace. Ale transferu do Anglii nie żałuje.
Najlepszy czas przeżywał pan w Rakowie?
Zdecydowanie tak. Czułem, że w Częstochowie się rozwijam, panowała tam atmosfera dużej chęci pracy, co bardzo mi się podobało, bo wszyscy dzięki temu robiliśmy postępy. Była szansa, że zostanę w Rakowie dłużej niż tylko pół roku, bo klub miał opcję wykupu mnie po sezonie. Wszystko wysypało się na ostatniej prostej. Byłem akurat w aucie w drodze z Holandii do Polski, kiedy zadzwonił mój agent z informacją, że Crystal Palace wycofało się z klauzuli wykupu. Zastrzegli, że idę tylko na sześć miesięcy, a później mam wracać do Londynu. Już wtedy żałowałem, a później żal był jeszcze większy. To był bowiem świetny czas, zdobyliśmy wicemistrzostwo i Puchar Polski. Czułem stabilizację, organizacja klubu wyglądała tak, jak powinna. I dziś wolałbym cały czas być w Częstochowie, zwłaszcza gdy patrzę, gdzie jest Raków w tabeli ekstraklasy.
Jest pan lepszym piłkarzem niż przed wyjazdem do Anglii?
Na pewno. Myślę, że widać to było podczas dwóch wypożyczeń do Rakowa, któremu na pewno dawałem więcej niż Zagłębiu Lubin przed transferem do Crystal Palace. Zdecydowanie poprawiłem się pod względem fizycznym, motorycznym i taktycznym. I wierzę, że jeszcze sporo przede mną. Jestem zdrowy, nie mam problemów mięśniowych i patrzę z dużym uśmiechem na to, co jeszcze przede mną. Jestem bardzo głodny gry po tym roku bez grania. Brakuje mi atmosfery meczowej, presji i adrenaliny. Ale jeszcze trzy, cztery miesiące i znów będę mógł to poczuć. Jestem o tym przekonany.
Gdyby mógł pan cofnąć czas, wciąż podpisałby umowę z Crystal Palace?
Tak. To była dla mnie duża szansa i nie czułem, że stoję na straconej pozycji. Dziś chłopaki z ekstraklasy wyjeżdżają do Premier League i dają sobie radę. Wiadomo, jednemu się uda, drugiemu nie. Mnie się nie udało, natomiast nie czuję do siebie żalu. Podjąłem walkę i zrobiłem, co mogłem. W międzyczasie zdobyłem wicemistrzostwo Polski, mistrzostwo i Puchar Mołdawii z Sheriffem. Może nie są to jakieś spektakularne sukcesy, ale nie każdy może mieć karierę jak Robert Lewandowski. Każdy puchar i medal mnie cieszy, są to wspomnienia, które zawsze ze mną zostaną, a wierzę, że kolejne takie przede mną.
“SUPER EXPRESS”
Rozmowa z Czesławem Michniewiczem. Sporo o barażach, o sytuacji reprezentantów (Cash, Krychowiak, Kędziora, napastnicy).
– Dużo ma pan wątpliwości, jak będzie wyglądał wyjściowy skład?
– Mam swoje przemyślenia, ale chciałbym zobaczyć, jak to wszystko będzie wyglądało na boisku. Po spotkaniu będzie chwila, aby ewentualnie jeszcze coś w tym zestawieniu skorygować. W meczu ze Szkocją na niektórych pozycjach będę chciał przyjrzeć się dwóm zawodnikom, zobaczymy, w jakim wymiarze czasowym.
– Czy sytuacja związana z meczem z Rosją i wojną w Ukrainie zjednoczyła kadrowiczów?
– Wspólny apel piłkarzy, że nie chcą grać z Rosją, pokazał, że są jednością, tworzą drużynę. To przykre, że to wszystko dzieje się na naszych oczach, w naszych czasach. Każdy z nas myśli o tym, co dzieje się w Ukrainie, gdzie bez powodu giną niewinni ludzie.
– Którego z rywali w finale baraży pan woli: Szwecję czy Czechy?
– To nie ma znaczenia, bo oba zespoły grają dobrze, a na ostatnim Euro wyszły z grupy. W każdym z tych ekip jest piłkarska jakość. To pokazuję skalę trudności, z którymi przyjdzie nam się mierzyć.
– Grzegorz Krychowiak do czasu zgrupowania może nie rozegrać żadnego meczu. To duży problem?
– Widziałem go w meczu sparingowym Krasnodaru z Rostowem podczas zgrupowania w Hiszpanii. Zagrał cały mecz. Wyglądał bardzo obiecująco. Było widać, że przepracował okres przygotowawczy. Szkoda, że nie ma ciągłości w tym wszystkim. Musimy wziąć pod uwagę jego problemy. Będę z nim rozmawiał na zgrupowaniu i przyjrzę mu się w pierwszej kolejności w spotkaniu ze Szkocją, bo to jest bardzo ważny zawodnik dla reprezentacji.
Klasyczny temat “Superakowy”, choć dawno nie udokumentowany – piłkarze Legii poszli na imprezę.
Sobota, godz. 4 rano. Klub Sen nad Wisłą. Zmęczeni zabawą goście powoli zbierają się do domu. Ale nie zuchy z Legii! Po zdobyciu Łęcznej Mateusz Wieteska, Paweł Wszołek i inne gwiazdy z Łazienkowskiej długo opijali zwycięstwo. Awansowali na 12. miejsce w tabeli, więc pewnie uznali, że mogą już świętować utrzymanie. W towarzystwie pięknych pań raczyli się drogą whisky. Mimo zmęczenia po ciężkim piątkowym boju pod Lublinem niektórzy pląsali też przy stolikach.
fot. FotoPyk