Wtorkowa prasa to rozważania na temat sytuacji naszych kadrowiczów w Rosji, druga część historii Serhija Krykuna i echa zawieszenia Rosjan w światowej piłce.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Szefowie światowej federacji ugięli się pod presją i zawiesili Rosję, odbierając jej możliwość gry w rozgrywkach FIFA. Ale nie łudźmy się, dla nich liczy się tylko kasa.
Na szczęście nie wszyscy na świecie myślą tylko przez pryzmat pieniądza. Szefowie PZPN wraz z naszymi piłkarzami pchnęli pierwszą kostkę domina i dalej już poszło. „Decyzja FIFA jest dla nas nie do zaakceptowania. W sytuacji wojny na Ukrainie nie interesuje nas gra pozorów. Nasze stanowisko pozostaje bez zmian: reprezentacja Polski NIE ZAGRA z Rosją w meczu barażowym, niezależnie od nazwy rosyjskiej drużyny” – napisał wieczorem w niedzielę na Twitterze prezes naszego związku Cezary Kulesza.
Na tym działania PZPN się nie skończyły, bo chwilę później jego przedstawiciele rozesłali do wszystkich europejskich federacji piłkarskich oficjalny list, przedstawiający stanowisko Polski. „Zachęcamy, by stanęli u naszego boku. Bo tylko zjednoczeni będziemy silni. Żadnej pobłażliwości dla rosyjskiej agresji na Ukrainę!” – to kolejny wpis Kuleszy w mediach społecznościowych.
– Echo było ogromne. Tak naprawdę co chwilę dostajemy wiadomości od kibiców i dziennikarzy z różnych zakątków świata z gratulacjami. Mam nadzieję, że będzie to miało realne przełożenie na decyzje FIFA – dodaje rzecznik PZPN. Kolejnymi kostkami domina były związki: Anglii, Albanii, Czech, Danii, Irlandii, Norwegii, Szkocji, Szwajcarii, Szwecji i Walii, które również zadeklarowały, że z agresorem nie mają zamiaru grać. Nawet jeśli ktoś przypudruje jego nazwę i założy maskę. Do powyższej listy można dopisać Francuzów żądających wykluczenia Rosji z mistrzostw świata w 2022 roku. A w poniedziałek władze MKOl wydały rekomendację, by wyrzucić Rosjan i Białorusinów z międzynarodowych imprez sportowych.
Jak reprezentanci Polski, na co dzień grający w lidze rosyjskiej, mają dotrzeć na marcowe mecze kadry?
Przestrzeń powietrzna nad Unią Europejską została dla samolotów z Rosji zamknięta, lot więc odpada, chyba że liniami tureckimi (one w tym momencie wciąż latają) do Stambułu i stamtąd mogliby ruszyć w dalszą podróż, ewentualnie przedostać się samochodem lub pociągiem do innego kraju – w przypadku Krychowiaka byłaby to Gruzja. Rozwiązań jest kilka, jednak większym kłopotem może być nastawienie rosyjskich zespołów. Jeśli kluby i drużyna narodowa zostaną wykluczone z rozgrywek, można się spodziewać, że nie będą chciały ułatwiać życia zagranicznym piłkarzom, szczególnie Polakom, którzy byli prekursorami bojkotowania ich reprezentacji.
W teorii będą zobowiązane puścić zawodników w oficjalnych terminach FIFA na mecze swoich drużyn narodowych, ale jeśli federacja wykluczy ich z międzynarodowych rozgrywek, to nie będzie narzędzi, by ten przepis wyegzekwować. Szczególnie że rosyjskie zespoły tracą na wojnie już teraz. Klub Szymańskiego – Dynamo Moskwa – był kontrolowany przez powiązany z Putinem bank VTB, który został ukarany srogimi sankcjami przez Stany Zjednoczone, Unię Europejską i Wielką Brytanię, został także odcięty od międzynarodowego systemu SWIFT. Efekt: oddał klub w ręce Wszechrosyjskiego Towarzystwa Sportowego Dynamo. To jednak tylko zmiana formalna, bank wciąż będzie sponsorował klub Polaka. Jednak problemów nie uniknie, niezależnie od rozwoju sytuacji, Rosja traci na każdym froncie: finansowym, wizerunkowym, sportowym.
W tej rzeczywistości nie ma co liczyć na to, że władze klubów będą chciały pomóc piłkarzom z kraju, który – w ich mniemaniu – przyczynił się do tych problemów. Można się więc spodziewać, że w marcu polscy piłkarze sami będą musieli decydować, czy iść na wojnę ze swoimi pracodawcami i na własną rękę wydostać się z kraju agresora, czy zrezygnować z meczów kadry. Chyba że do tego czasu uznają, że niezależnie od rozwoju wypadków, nie będą reprezentować rosyjskich drużyn. Moralnie byłaby to decyzja jak najbardziej zrozumiała i słuszna, jednak niełatwa do realizacji – łączą ich z klubami umowy, jednostronne zerwanie kontraktów mogłoby skutkować zawieszeniem przez FIFA. A patrząc na dotychczasowe, skandaliczne działania międzynarodowej federacji piłkarskiej, naiwnym byłoby liczenie na zrozumienie w tej sytuacji.
Druga część opowieści o Serhiju Krykunie. Jak ukraiński piłkarz przebijał się do ekstraklasy? Czy pracę jako barman można łączyć z grą w pierwszej lidze?
25-latek w Polsce mieszka od 2014 roku, a zaczął od studiów w Białej Podlaskiej. Kariera piłkarza? Trudno było o niej myśleć, gdy zajmowało go usuwanie kłód.
BEZDOMNY MILIONER
Przed wyjazdem do Polski dostałem od rodziców dwa i pół tysiąca złotych – opowiada Krykun. – Nie zarabiali najlepiej, ale chcieli, żebym w pierwszych miesiącach w nowym kraju miał jakieś zabezpieczenie. Czułem się jak milioner. Spakowałem walizkę i wsiadłem w autobus. Paszport mam, jadę do Białej Podlaskiej. Bez zapewnionego mieszkania, nic, wiedziałem tylko, że zaczynam tam studia. Na miejscu okazało się, że w akademiku nie ma miejsc, wszystkie są zarezerwowane. Wieczór, a ja zostałem bez noclegu. Poznałem innego Ukraińca, Maksima z Odessy. Pożaliłem się, że nie mam gdzie spać. Niedaleko uczelni trwała impreza. Zaproponował, żebyśmy tam poszli. – Może coś się znajdzie – rzucił. Nikogo nie znałem. Zobaczyłem pokój, myślałem, że będą mógł się położyć, ale łóżko było zajęte. Pierwszą noc przespałem na swojej walizce. Następnego dnia zaczęliśmy szukać z Maksimem mieszkania do wynajęcia. Znaleźliśmy obok uczelni. Miałem pokój, w którym mieszkałem przez dwa lata.
HALUCYNACJE PO PRACY
Gdy zaczynałem studia, złotówka kosztowała 2,5 hrywny, ale to się zmieniło. W efekcie wojny w Donbasie za złotówkę płaciło się 10 hrywien. Co miesiąc musiałem wydawać 600–700 złotych za mieszkanie. Rodzice starali się pomóc, ale banki zaczęły pobierać gigantyczne prowizje. Mama wysyłała 400 złotych, a bank zatrzymywał dla siebie 170 złotych. Przez takie naliczenia mamą z tatą przestali słać pieniądze. Zresztą nadwyrężyli się finansowo przy opłacie czesnego za moją uczelnię – kosztowała rocznie 1,5 tysiąca euro. Najkrócej mogę podsumować tamten czas: dupa, pieniędzy brak i nie mam za co żyć. Musiałem znaleźć pracę. Pierwszą dostałem w hotelu As w Białej Podlaskiej i tak na dwa lata zostałem recepcjonistą. Głównie zatrzymywali się tam Białorusini, Rosjanie. Ze wszystkimi dogadywałem się po rosyjsku, więc nie było problemu. Zapisywałem się na nocki od 21 do 6 rano, bo w ciągu dnia studiowałem i trenowałem.
Kamil Kosowski też uważa, że daliśmy przykład całemu światu.
Niestety, sportowcy muszą ponieść konsekwencje działań swojego kraju. Slogan mówiący, że sport i politykę należy kategorycznie rozdzielić jest zwyczajnie pusty. Nie da się tego zrobić. Na stadionach, basenach, halach sportowych i torach co kilka tygodni mamy jakąś manifestację poglądów politycznych. To weszło już do świata sportu i z niego nie wyjdzie. Z jednej strony to Rosja jest agresorem i należy ją potępiać, ale jest też drugą, na którą chcę zwrócić uwagę. Nie wszystkim mieszkańcom Rosji bliskie są poglądy Władimira Putina. To ogromny kraj i są tam ludzie, którzy pragną pokoju, a nie dominacji swojego kraju na arenie międzynarodowej. Ich też jest mi żal. Chore ambicje jednego człowieka doprowadziły do całkowitej zmiany ich życia. Rubel i rosyjskie spółki zaliczają potworne starty na giełdzie i w tydzień ekonomia Rosji całkowicie się zmieni. Bardziej dotknie to nie oligarchów, ale zwykłych ludzi, którzy wojny nie chcą. A chcą jej tylko źli ludzie. Wszyscy doskonale wiemy, że wojna dla milionów jest tragedią, ale dla kilku jest doskonały biznesem. Nie mieści mi się to w głowie, jak można robić biznes na ludzkich tragediach. Piszę tu nie tylko o przemyśle zbrojeniowym, ale też o publicznych osobach, które za pośrednictwem social mediów próbują się podpiąć po temat wojny i coś na nim zarobić, to obrzydliwe.
SPORT
FIFA i UEFA długo – zbyt długo – zwlekały z podjęciem decyzji w sprawie wyrzucenia Rosji z europejskiego i światowego futbolu. Jednak w końcu dokonało się.
Biało-czerwoni działali najostrzej, bo to oni 24 marca mieli zagrać z najeźdźcą swojego sąsiada. W tej sytuacji barażu oczywiście nie będzie, ale nie wiadomo, co dalej. Przewiduje się trzy scenariusze. Najbardziej optymistyczny z punktu widzenia sportowego oznacza oczywiście automatyczny awans do finału, gdzie będzie czekał ktoś z pary Szwecja – Czechy. Drugi scenariusz sugeruje zastąpienie Rosji Węgrami, które były następną niezakwalifikowaną do mundialu i baraży reprezentacją w zestawieniu Ligi Narodów. Trzeci scenariusz, równorzędny do drugiego, zakłada mecz ze Słowacją, która zajęła 3. miejsce w eliminacyjnej grupie H, gdzie występowała Rosja.
– Zawieszone (suspend) to nie wykluczone (excluded). Spokojnie trzeba poczekać na dalsze decyzje, w szczególności te dotyczące baraży. Zostawili sobie furtkę na rozwój wydarzeń – napisał na Twitterze dziennikarz-statystyk TVP Sport, Wojciech Frączek. Niewykluczone, że jeśli sytuacja na wschodzie uspokoi się przed 24 marca, FIFA wycofa się z decyzji, pozwalając jednak Rosji grać. Nie można zapominać, że prezydent światowej federacji, Gianni Infantino, ma świetne kontakty z Putinem, a w 2018 roku – gdy razem z Kremlem zorganizował mistrzostwa świata – otrzymał rosyjski Order Przyjaźni.
Oczywiście razem z FIFA zadziałała też UEFA. W jej przypadku chodziło o europejskie puchary – Ligę Mistrzów, Europy i Konferencji. Tam także nie zobaczymy rosyjskich klubów. W przypadku bieżącej edycji chodziło już tylko o znanego Legii Spartaka Moskwa, występującego w LE. W 1/8 finału miał się zmierzyć z RB Lipsk, a pierwsze spotkanie planowane było na 10 marca w Niemczech. Nie wiadomo co prawda, jak moskwianie mieli dostać się do Saksonii, ale przedstawiciel Bundesligi… chciał grać i „nie mieszać sportu do polityki”.
Podczas meczu z ŁKS-em pomocnik GKS-u Jastrzębie Farid Ali głowę miał zaprzątniętą wydarzeniami w swojej ojczyźnie.
Farid Ali urodził się w Kijowie, jest wychowankiem tamtejszego Arsenała. Pytany o swoje poglądy, nie tylko polityczne, niezmiennie powtarzał: „Cenię pokój, nienawidzę kłótni o politykę, czy historię. W każdym kraju są źli i dobrze ludzie, ale każdy kraj trzeba szanować”. Te słowa nabrały dla niego szczególnego znaczenia przed kilkoma dniami, gdy Rosja najechała jego ojczyznę. Z tego właśnie powodu mecz z ŁKS-em był dla niego wyjątkowy. – Na ten mecz wyszedłem z napisem „NO WAR” na podkoszulce – tłumaczy pomocnik GKS-u Jastrzębie. – Chciałem przekazać tym małym gestem, żeby po jednej osobie – ja, a później może inni Ukraińcy, którzy grają w Europie, zwrócili się o pomoc, bo Ukraina jest w Europie i Unii potrzebuje. Robimy wszystko i prosimy, żeby nam inne państwa pomogły, bo jesteśmy w trudnej sytuacji. Ludzie giną, a my chcemy żyć w zgodzie. Sytuacja jest taka, że chce nam się wszystkim płakać. Codziennie, praktycznie co minutę, ja, Vlad i trener Aleks śledzimy doniesienia. Moja narzeczona, nasze rodziny i koledzy, zostali na Ukrainie. Sytuacja jest dramatyczna, wszyscy wiemy, co się dzieje. Ludzie są atakowani i giną. Bardzo się tym przejmujemy. W głowie cały czas to siedzi i ciężko się skoncentrować na meczach, ale razem z Vladem daliśmy z siebie na boisku wszystko. Ciężko iść spać, ciężko się skupić na czymś innym, bo przeżywamy to, co dzieje się z naszymi rodzinami i z naszym krajem.
Jeden z największych niemieckich klubów, kosztem utraty finansowej stabilizacji, zerwał umowę z rosyjskim koncernem. Na pomoc Schalke rzucił się natychmiast… największy rywal!
Działacze z Gelsenkirchen nie próżnują. Rozpoczęli intensywne poszukiwanie nowego sponsora, który w teorii, zważając na wielką renomę klubu i ogromną rzeszę kibiców, nie powinien być trudny do znalezienia. Na korzyść Schalke działa także fakt, że wielu Niemców solidaryzuje się z Ukrainą, więc – mówiąc cynicznie – klub stał się dla potencjalnych sponsorów łakomym kąskiem marketingowym. Oprócz tego S04 rozważa działania crowdfundingowe, tzn. angażujące społeczność (w domyśle kibicowską) w finansowanie klubu. Poza tym pomocną dłoń do Schalke wyciągnęła… Borussia Dortmund. Odwieczny rywal w obecnej sytuacji chce postawić się ponad podziałami i wspomóc zespół z Gelsenkirchen, tak jak sam w 2003 roku otrzymał pomoc od Bayernu Monachium (choć wtedy nie było tak zażartej rywalizacji między BVB a FCB, jak obecnie). Zresztą takie akcje są w Niemczech dość popularne, bo Bayern pomógł też w podobny sposób swojemu lokalnemu rywalowi TSV 1860 czy hamburskiemu St. Pauli. Doszło już do rozmowy telefonicznej pomiędzy dyrektorem zarządzającym Borussii Hansem-Joachimem Watzke a prezesem Schalke Berndem Schroederem. Szczegóły na razie nie są znane.
SUPER EXPRESS
Jan Tomaszewski apeluje do Polaków z ligi rosyjskiej, żeby przestali grać w tamtejszych klubach.
Robert Lewandowski i jego koledzy z reprezentacji Polski odmówili gry z putinowską Rosją w barażu o MŚ, wzbudzając podziw na całym świecie. Kiedy do bojkotu rosyjskich związków przyłączają się kolejne związki i federacje, w bogatych klubach w kraju agresora polscy sportowcy wciąż grają mecze i zarabiają pieniądze. – Naturalnie, że Polacy powinni przestać grać w Rosji! Wszyscy ich bojkotują, a dlaczego Sebastian Szymański właśnie strzelił dla Dynama Moskwa bramkę? Na pewno wszyscy podpisali się pod apelem Lewandowskiego? – pyta Jan Tomaszewski, który apeluje do wszystkich polskich sportowców występujących w rosyjskich ligach, aby też odmówili gry: – Dlaczego gracie dla rodaków ludobójców? To wcale nie jest wojna, to ludobójstwo! Wojna była wtedy, kiedy oni weszli do Donbasu. Konsekwencje ludobójstwa powinni ponieść zarówno Putin, jak i cały naród – dodaje legendarny bramkarz.
Fot.