– Wiele razy już mówiłem, że VAR psuje piłkę. Obojętne, czy chodzi o ofsajd, czy o czerwoną kartkę – przez VAR zabiera się kibicom i zawodnikom emocje. Bardzo się cieszę, że grałem w piłkę w czasach, w których VAR-u jeszcze nie było. To był prawdziwy futbol, z jego dramatami i radościami. Ten dzisiejszy zupełnie mi się nie podoba – mówi Lukas Podolski w “Super Expressie”. Co poza tym dziś w prasie?
“SPORT”
Wraca temat nieuznanego gola Nowaka z meczu Górnik – Raków. Wciąż są pretensje o to, że sędzia go nie uznał.
Mecz w Zabrzu prowadził arbiter z Bytomia, Piotr Lasyk, ale można napisać, że to nie on, a siedzący za monitorem Szymon Marciniak podejmował kluczowe decyzje. Najpierw ta z końcówki I połowy i podyktowanie karnego za starcie Erika Janży z Patrykiem Kunem. Choć „górnicy” mocno protestowali, to arbitrzy na pewno się wybronią. Tutaj dodajmy, co do karnego, co do sędziego Lasyka i Górnika – pamiętne derby z Piastem u siebie w październiku 2017 roku. W końcówce sędzia ten przyznał zabrzanom kontrowersyjnego karnego zamienionego na gola przez Igora Angulo. Skończyło się na 1:0 I czerwonej kartce pokazanej gwałtownie protestującemu Jakubowi Szmatule. Teraz najwięcej dyskusji wywołała oczywiście nieuznana bramka Bartosza Nowaka w doliczonym czasie. Na początku wydawało się, ze pomocnik Górnika zagrywał nakładką. Potem, po długich analizach i wyrysowywaniu słynnych linii, okazało się, że na milimetrowym spalonym był strzelec pierwszego gola w niedzielnym meczu, Piotr Krawczyk, chodziło o jego wyciągnięte kolano… Decyzja była kontrowersyjna. Zresztą na konferencji prasowej trener Jan Urban odniósł się do wszystkiego w krótkich słowach. – Mecz niewygrany przez nas przez sędziego VAR, który jest nieomylny, najlepszy. Ja uważam, że tak nie jest. No ale zostawmy to dla niego… – komentował szkoleniowiec górniczej jedenastki.
Jedenastka kolejki według Sportu: Kuciak – Koperski, Grzesik, Mata – Konczkowski, Łakomy, Luis, Kądzior – Wilczek, Doleżal, Krawczyk.
Martin DOLEŻAL
Zagłębie Lubin od dłuższego czasu cierpiało na brak pełnoprawnego napastnika. 31-letni Czech w swoim pierwszym występie w podstawowym składzie pokazał, że może być jako taki rozpatrywany. 72 minuty na boisku, efekt? Dublet z Wisłą Płock.
Kamil WILCZEK
Napastnik Piasta w starciu ze Śląskiem pokazał dwie twarze. Najpierw sprokurował rzut karny dla gospodarzy. Kilkadziesiąt minut później zabawił się z defensywą Śląska i ośmieszył zespół Jacka Magiery, zdobywając bramkę pieczętującą zwycięstwo gliwiczan.
Piotr KRAWCZYK
27-latek ma za sobą słodko-gorzki występ w meczu z Rakowem. To on otworzył wynik spotkania w 4 minucie. Dołożyłby do tego asystę, jednak sędzia dopatrzył się minimalnego spalonego.
Finansowe problemy Zagłębia Sosnowiec. Prezes klubu wyjaśnia o co w tym chodzi.
Rysa na wizerunku unaoczniła się po tym, jak o trudnej sytuacji klubu opowiedzieli hokeiści, których sekcja także wchodzi w skład sportowej spółki. Do sprawy odniósł się Łukasz Girek, prezes sosnowieckiego klubu. – Miałem zabrać głos, aby podsumować pierwsze półrocze, ale życie uprzedziło mój plan. W ostatnich dniach opinia publiczna dowiedziała się, że nasi pracownicy: hokeiści, piłkarze, pracownicy administracyjni, zarząd, nie otrzymali wynagrodzeń. Za to mogę tylko i wyłącznie przeprosić. Jako prezes biorę za to pełną odpowiedzialność i jest mi z tego tytułu bardzo przykro. Na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Ogólnoświatowa sytuacja, przede wszystkim związana z pandemią, ma wpływ na to, że wiele firm ma problemy. Również nasi sponsorzy, którzy wspierają klub. Jesteśmy uzależnieni od innych czynników i nasza płynność finansowa została zachwiana, ale wszystko wróci do normy – przekazał podczas specjalnego nagrania. Jednocześnie podkreślił, że wszystkie zaległości wobec pracowników zostaną uregulowane do końca miesiąca. Taka deklaracja padła ze strony zarządu klubu po spotkaniu z Arkadiuszem Chęcińskim, prezydentem Sosnowca. Prezes Girek odniósł się także bardziej konkretnie do pytań o przysłowiowe „trupy wypadające z szafy”, niż podczas ostatniego wywiadu na łamach „Sportu”, który ukazał się kilkanaście dni temu. Wówczas opowiedział, że był wieloma decyzjami zaskoczony. – Nie chcę tego ukrywać i odpowiadać, że jestem czymś zdziwiony. Mamy duże problemy i jest to spowodowane tym, co działo się w Zagłębiu w poprzednich latach. Chciałem budować klub na zdrowych zasadach i rozstałem się z ludźmi, którzy go niszczyli, którzy zabijali ten klub i przez których teraz mamy problemy finansowe i przez to cierpią teraz wszyscy pracownicy klubu – podkreślił prezes Girek.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Rezerwowi Pogoni punktują ponad dwa razy lepiej od rezerwowych Lecha Poznań. Wejścia z ławki okażą się języczkiem u wagi w walce o mistrzostwo?
W tym sezonie kibice Portowców nie powinni pytać, co się stało z ponad 20 mln euro, które zarobiono na transferach podczas czteroletniej kadencji trenera Kosty Runjaica. Wystarczy spojrzeć na rezerwę. Sprowadzony za niemal milion Wahan Biczachczjan, pięciokrotny mistrz kraju Michał Kucharczyk czy uczestnik EURO 2016 Rafał Kurzawa, a jesienią choćby najmłodszy debiutant w historii mistrzostw Europy Kacper Kozłowski czy wielokrotny reprezentant Kamil Grosicki. Było kim straszyć, a na strachu się nie kończyło. W 10 z 22 rozegranych meczów rezerwowi Granatowo- -Bordowych mieli bezpośredni wpływ na zdobycz bramkową – z Górnikiem Zabrze (2:0), Lechem (1:1), Górnikiem Łęczna (4:1), Jagiellonią (4:1), Śląskiem (2:1), Lechią (5:1), Wartą (1:1), Piastem (2:0), KGHM Zagłębiem (2:1) i ostatnio PGE Stalą (1:0). Strzelili siedem goli i zanotowali 10 asyst, a więc w klasyfi kacji kanadyjskiej zebrali 17 punktów. Gdyby zabrać ich wkład, zespół ze stolicy Pomorza Zachodniego w ligowej tabeli miałby o osiem punktów mniej i byłby poza podium. Bohaterem początku wiosny został Biczachczjan. Kucharczyk w trakcie styczniowego zgrupowania w Belek tytułował Ormianina „bratko”, a ten dla fanów stał się niczym brat po dwóch ostatnich występach. Co prawda już w debiucie w Gliwicach zdobył bramkę, ale tylko dobił Piasta, Pogoń i tak prowadziła 1:0. Za to z Zagłębiem i Stalą ratował Portowcom zwycięstwa. Po rywalizacji z Miedziowymi, w której huknął zza szesnastki w okienko na 2:1, część kibiców wyzbyła się wątpliwości, czy warto uczyć się wymagającej wymowy nazwiska ofensywnego pomocnika. Po potyczce w Mielcu, gdzie po jego uderzeniu z dystansu w doliczonym czasie samobója wbił Rafał Strączek, przekonali się co do tego ostatni oporni. Biczachczjan w 49 minut strzelił dwa gole i trzeciego wypracował. Wszystko jako dubler.
Sylwetka Antonio Rudigera – o trudnym dorastaniu, karierze i świetnej formie w ostatnim czasie.
Rüdiger dba o kolegów. Czy to na boisku, czy poza nim. – Jest dla nas jak starszy brat – powiedział o nim kiedyś Tammy Abraham, dziś napastnik Romy. Dlatego czasem stanie w obronie, gdy zaczepia kolega ze starszej klasy, a czasem ochrzani, gdy widzi, że nie odrabiasz lekcji. Kiedyś, po jednym z przegranych meczów w Lidze Mistrzów wywołał karczemną awanturę w autokarze, gdy zobaczył, że któryś z kolegów robi zakupy na telefonie, zamiast dokonać rachunku sumienia po porażce. Po blamażu z West Bromwich (2:5) w poprzednim sezonie, w której nawet nie brał udziału, bo siedział na ławce, Rüdiger był tak wściekły, że na treningu rzucił się do gardła bramkarzowi Kepie Arrizabaladze i Tuchel odesłał go do szatni, żeby ochłonął. Jednak kiedy jego partnerom z drużyny dzieje się krzywda, jest pierwszym, który biegnie z odsieczą. Gdy po starciu z Leeds Junior Firpo miał coś do powiedzenia Kaiowi Havertzowi, za chwilę musiał się tłumaczyć większemu od siebie Niemcowi. Kiedy podczas meczu z Leicester (3:0) doszło do przepychanki piłkarzy obu drużyn, w centrum zamieszania oczywiście musiał się znaleźć Rüdiger. – Uwierzcie mi, nie chcielibyście mieć do czynienia z Tonim. On ma w sobie naturalną agresję. Podoba mi się ona, oczywiście dopóki przekłada się na dobrą grę – twierdzi Tuchel. Agresja wyzwoliła się w Rüdigerze w Neukölln, części Berlina, która dziś uchodzi za modną, a kiedyś kojarzyła się z kolonią uchodźców, biedą i przemocą. To tam wychował się 28-letni obrońca. Jego rodzice pochodzą ze Sierra Leone. W 1991 roku uciekli z kraju ogarniętego wojną domową i przylecieli do Niemiec. Dopiero w Berlinie się poznali i pobrali. Warunki do życia mieli trudne: matka siedziała w domu i zajmowała się szóstką dzieci (Antonio jest najmłodszy z rodzeństwa), ojciec harował cały dzień, zmywając naczynia w restauracji, by zarobić na utrzymanie. Żyli w biedzie, cała ósemka musiała się zmieścić w jednym niewielkim pokoju
Felieton Kamila Kosowskiego o kadrze. A dokładnie – o kłopocie bogactwa w ataku. Strzelają Lewandowski, Piątek i Milik, a wobec tego trudno będzie znaleźć miejsce dla cennych ostatnio Buksy i Świderskiego
Nie zamierzam wychwalać w tym felietonie naszych atakujących. Po prostu patrzę w przyszłość i myślami wybiegam już do marcowego meczu w Moskwie oraz do pomysłu, jaki Czesław Michniewicz ma na starcie z reprezentacją Rosji. Nasz selekcjoner słynie z tego, że świetne przygotowuje swoje zespoły przede wszystkim pod względem defensywy. Potrafi ł tak ustawić Legię i reprezentację Polski U-21, że te zespoły wygrywały z drużynami będącymi na papierze poza zasięgiem. Rosja w naszym zasięgu na pewno jest, w dodatku w barażu będzie grała bez swojego najlepszego piłkarza, bo Aleksandr Gołowin pozostaje zawieszony za kartki. Ciekawi mnie, czy wobec świetnej formy naszych w ofensywie selekcjoner uzna, że w barażach o mistrzostwa świata najlepszą obroną będzie atak. Nasza kadra w XXI wieku grała głównie z kontry, ale teraz mamy piłkarzy, którzy mogą prowadzić grę i zdominować rywala. Chciałbym to zobaczyć w Moskwie, bo w tej chwili jedynym atutem Rosji jest własne boisko. Innych nie widzę. Zobaczymy też, jak personalnie w marcu zmieni się nasza kadra. Czasu na eksperymenty brak, jednak trener Michniewicz ma swoich sprawdzonych ludzi i być może jakaś nowa twarz pojawi się w składzie na mecz z Rosją. Osobiście spodziewam się powołań dla Szymona Żurkowskiego, który w końcu osiągnął odpowiedni poziom w Serie A, Sebastiana Szymańskiego, którego Paulo Sousa z nieznanych mi przyczyn pomijał, i Kamila Grosickiego – lidera będącej na pierwszym miejscu w ekstraklasie Pogoni Szczecin. Zmieniła się za to sytuacja dwóch napastników, których powoływał Portugalczyk. Karol Świderski i Adam Buksa w żadnym aspekcie w kadrze nie zawiedli. Idealnie się do niej wpasowali, gdy z powodu kontuzji pauzował Arek Milik, a Krzysztof Piątek był bez formy. Obaj strzelili ważne gole i dołożyli kilka cegiełek do awansu do baraży. Czesław Michniewicz ma więc tu kłopot bogactwa i kogoś będzie musiał pominąć. Najpewniej padnie właśnie na Świderskiego i Buksę. Na ich niekorzyść przemawia też to, że grają za oceanem.
“SUPER EXPRESS”
Andrzej Bolisęga, jeden z pierwszych trenerów Krzysztofa Piątka, komentuje dobrą formę strzelecką swojego wychowanka po powrocie do Włoch.
– Jak pan ocenia powrót Krzysztofa Piątka do Włoch?
– Pozytywnie. Potrzebował impulsu. Kibicowałem mu, aby cokolwiek w jego sytuacji się zmieniło, bo w Niemczech się męczył. I dobrze się stało, że ten impuls zadziałał. Znów jest skuteczny. Niech ta passa trwa jak najdłużej, a on się niech nie zatrzymuje.
– Włoscy dziennikarze przyjadą do Dzierżoniowa?
– Włosi są wnikliwi, szukają smaczków w jego historii. Ostatnio jeden zapowiedział, że się do nas wybierze. Piątek to nasz światowej rangi skarb. Jesteśmy dumni, że u nas się wychowywał i grał w piłkę.
Lukas Podolski jest konsekwentny i znów narzeka na VAR. Mówi wprost, że wideoweryfikacje psują piłkę.
– Jak tu utrzymać nerwy na wodzy, kiedy najpierw z telewizji dyktuje się przeciw wam rzut karny, a potem anuluje bramkę.
– Wiele razy już mówiłem, że VAR psuje piłkę. Obojętne, czy chodzi o ofsajd, czy o czerwoną kartkę – przez VAR zabiera się kibicom i zawodnikom emocje. Bardzo się cieszę, że grałem w piłkę w czasach, w których VAR-u jeszcze nie było. To był prawdziwy futbol, z jego dramatami i radościami. Ten dzisiejszy zupełnie mi się nie podoba. Proszę spojrzeć na nasze ostatnie mecze: nieustannie VAR. A to gola sprawdzają i anulują, a to spalonego, a to karny podyktują. Po co ten sędzia na boisku, skoro on żadnej decyzji nie podejmuje? Podejmują je ci, co na telewizji siedzą i wszystko sprawdzają.
– Długo pan w pierwszej połowie meczu z Rakowem dyskutował z arbitrem. O czym?
– O faulu na mnie. Puścił grę, nie odgwizdał wolnego. Powiedział, że owszem, rywal mnie kopnął, ale… Dlaczego miałbym na ten temat z nim nie podyskutować? Nie wiem, dlaczego dziś się zabrania zawodnikom rozmowy z sędzią. To jest 90 min walki o trzy punkty, 90 min emocji i gadka o faulu powinna być normalną rzeczą.