W czwartkowej prasie czeka na nas sporo ciekawych tekstów. Wywiady z prezesem Rakowa, dyrektorem sportowym Korony Kielce, trenerem Warty Poznań i Diego Maradoną juniorem. Promocja książek Janusza Filipiaka i Ediego Andradiny. No, nudy nie ma!
Sport
Rozmowa z Adamem Krawczakiem, czyli prezesem Rakowa Częstochowa.
Co należy poprawić w funkcjonowaniu klubu?
– Sporo do wykonania jest od strony marketingowej, organizacyjnej czy operacyjnej. Jeżeli myślimy horyzontem pięciu-dziesięciu lat do przodu, to krok po kroku będziemy w stanie wzmacniać klub, wraz z właściwą poprawą infrastruktury. Jeżeli uda nam się postawić w Częstochowie stadion, to moje doświadczenie w zarządzaniu także się przyda. Taki obiekt poza meczami również może generować zyski. Mówię tu choćby o usługach, pubie sportowym czy imprezach niesportowych. Dzięki wyobraźni i doświadczeniu w biznesie możemy sobie otworzyć wiele wątków. Ciężko jest mi w tym momencie powiedzieć definitywnie, gdzie jest najwięcej pracy do wykonania. Zbyt krótko tutaj jestem. Wizja jest dopiero budowana, a lista zadań bardzo długa. Jedyną kwestią pozostaje właściwy wybór pierwszych kroków i konsekwencja w działaniu. Wszystko będzie zależało od naszego podejścia i podjętych przez nas kroków.
Myślenie na kilka lat do przodu, ale i pasja do piłki, łączy pana z właścicielem klubu…
– Obaj jesteśmy marzycielami. Michał Świerczewski tak o sobie mówi i ja również. Obaj jesteśmy wizjonerami, jednak mam wątpliwości, czy jestem tak wielkim jak on. Jego osiągnięcia w biznesie są dużo większe niż moje. Świetnie się dogadujemy, dobrze rozumiem jego podejście do spraw biznesowych. Gdyby zgłosił się do mnie inny klub i właściciel, to miałbym wiele wątpliwości, czy wskoczyć na taki statek. Dla mnie Michał jest osobą wyjątkową. Jestem bardzo ciekaw, co wspólnie wykonamy w najbliższych pięciu, dziesięciu latach. Obaj patrzymy na to horyzontem czasu. Myślę, że każdy klub czy działacz powinien podążać tą ścieżką, bo skorzystałoby na tym całe środowisko. Można byłoby wtedy zbudować coś trwalszego.
Czym przekonał pana Raków? Pewnie to wypadkowa właściciela, wyników, jak również proces budowania marki w kraju i Europie…
– To prawda, jednak było jeszcze kilka innych czynników Na przykład trener Marek Papszun. Jest osobą, z którą bardzo chciałem się spotkać, zrozumieć i współpracować. Wojciecha Cygana obserwowałem wcześniej. Zawsze robił na mnie bardzo pozytywne wrażenie. To fantastyczny facet z ogromnym doświadczeniem w piłce nożnej. Robert Graf, w mojej opinii, to człowiek z ogromnym potencjałem, szczególnie gdy porównamy go do innych dyrektorów sportowych w tym kraju. Percepcja pracy z tą grupą osób pomogła mi w podjęciu decyzji. Największą rolę odegrał w tym przypadku Michał, jego wizja i podejście. Nie ukrywam, że wyzwania, które mamy przed sobą, jak i miejsce, w którym obecnie jest Raków, niekoniecznie mówiąc o sprawach piłkarskich, to ambitny projekt. Lubię wchodzić w miejsca, gdzie jeszcze nie wszystko jest gotowe, a niektóre segmenty trzeba ułożyć na nowo. Raków na pewno takim jest.
Co jest siłą ludzi pracujących w Rakowie?
– Pierwsza rzecz, która rzuciła mi się w oczy, to oddanie i miłość do klubu. Najtrudniejsze dla menadżera jest „ustawienie” emocji, zbudowanie przywiązania do firmy. Ono jest tutaj od razu. Do tego dochodzi duża determinacja, aby się rozwijać i budować Raków. Każdy chce budować klub jak najlepiej potrafi. To widać na każdym kroku. Być może brakuje nam osób, ale nie determinacji, by stale się rozwijać.
Igor Łasicki wraca do gry. Potwierdza to trener Kosta Runjaić.
– Mariusz na pewno nie pojedzie z nami do Mielca – stwierdził jednoznacznie trener „Dumy Pomorza”, Kosta Runjaić. – Jego twarz nieco opuchła po tym spotkaniu. Potwierdziło się to, czym się martwiliśmy – ma kilka pęknięć, obawiamy się, że jego absencja może potrwać nawet dwa miesiące. Malec wszedł do drużyny za kontuzjowanego Kostasa i od razu pokazał bardzo wysoką jakość. Pierwszy gol, który zdobyliśmy z Zagłębiem, to była w dużej mierze jego zasługa. Gdyby był zdrowy, na pewno znalazłby się w pierwszym składzie na kolejne spotkanie. Przeciwko Stali oprócz Malca zabraknie jeszcze innego środkowego obrońcy, właśnie Kostasa Triantafyllopoulosa. – Obok Benedikta Zecha na środku obrony zagra Igor Łasicki (po raz ostatni zagrał w ekstraklasie przed rokiem, 6 lutego 2021 roku z Cracovią – przyp. BN) – wyjaśnił szkoleniowiec granatowo-bordowych. – Igor od kiedy do nas dołączył, ciągle miał pecha, łapał kontuzje. To jednak zawodnik, w którego wierzymy i to on zagra w najbliższym meczu. W meczach sparingowych staraliśmy się dawać tyle samo czasu gry każdemu z naszych zawodników. Dzięki temu wszyscy pozostają w rytmie meczowym. Sądzę więc, że Igor pokaże się w Mielcu z naprawdę dobrej strony.
Piotr Krawczyk z Górnika Zabrze o ostatnim występie.
– Zabrakło trochę chłodnej głowy i spokoju. Pospieszyłem się z zejściem na prawą nogę. Mogłem zejść na lewą, próbować minąć Michała Pazdana i szukać uderzenia, bo było dużo miejsca – przyznawał Krawczyk. […] W starciu z „Jagą” – nie pierwszy raz w tym sezonie – zabrzanom przytrafił się okres przestoju, całkowitego oddania inicjatywy rywalowi. Tak było choćby w starciach z Cracovią i Niecieczą, w których „górnicy” prowadzili, a ostatecznie remisowali lub przegrywali. Z Jagiellonią było podobnie. – Ciężko powiedzieć, dlaczego to tak wyglądało. Na pewno nie planowaliśmy, żeby dać się zepchnąć tak głęboko. To była woda na młyn przy takim wyniku i możemy powiedzieć, że podaliśmy rywalom tlen. Zdobyli bramkę i choć mieliśmy jeszcze okazje, to nie udało się ich wykorzystać. Taka jest piłka. Straciliśmy gola w doliczonym czasie i ostatecznie zostaliśmy z niczym – punktuje zabrzański napastnik.
Dawid Szulczek opowiada o meczu z Legią Warszawa i początku w Warcie.
W siedmiu meczach pod pańską wodzą współczynnik goli oczekiwanych – tzw. expected goals – mieliście niższy od rywala ledwie raz i to w wyjazdowych derbach z Lechem. Oznacza to, że praktycznie co spotkanie pracujecie na bramki efektywniej niż przeciwnicy. W tabeli punktów oczekiwanych – expected points – za pańskiej kadencji Warta mieści się w czołowej piątce. Jak ważne są dla pana te statystyki?
– Na dłuższą metę bardziej przypadkowo od tych danych wygląda nawet prawdziwa tabela z punktami, ale to ona jest zdecydowanie najważniejsza. Nie ma co ukrywać, że mocno swoją drużynę bodźcowałem tymi danymi – po porażce z Wisłą Płock czy spotkaniach, które remisowaliśmy. Nawet teraz, po remisie z Górnikiem Łęczna, pokazywałem nasze wskaźniki goli oczekiwanych, punktów oczekiwanych. Uświadamiałem, gdzie bylibyśmy w tabeli za okres naszej wspólnej pracy, gdyby nie istniało szczęście i pech, a wszystko było zrównoważone. Wyglądamy tu bardzo przyzwoicie, drużyna w to wierzy. Moi piłkarze udowodnili to na Legii.
Jak to smakuje, gdy w wieku 32 lat wygrywa się pierwszy w karierze wyjazdowy mecz w ekstraklasie akurat na Łazienkowskiej?
– To na pewno wyjątkowe. Od dziecka zawsze pamiętam Legię jako czołowy polski klub, utytułowany, na który każdy mobilizuje się podwójnie. Nie tak dawno, bo w tym sezonie, przegrałem z Legią w Pucharze Polski jako trener Wigier. Skończyło się 1:3 i miałem lekki niedosyt, bo prowadziliśmy, a przy stanie 1:1 była nieszczęsna wymiana podań w naszym polu karnym, która skończyła się stratą gola. Wyciągamy wnioski, Warta już tak nie gra.
Miał pan dobre przeczucia?
– Odkąd jestem pierwszym trenerem, nie przypominam sobie tygodnia, który wyglądałby tak pozytywnie, jak ten poprzedni. Druga jedenastka stawiała czoło pierwszej, a ona robiła dużo rzeczy dobrze. Gdy oglądaliśmy nagrania z treningów, z drona, nabieraliśmy dużej wiary, starając się ją przelewać na drużynę. Chociaż… tak naprawdę nie musieliśmy, bo zawodnicy sami to czuli, podchodzili do mnie i mówili: „Trenerze, dobrze to wygląda”. W niedzielę mieliśmy w sobie dużą pokorę – bo wiedzieliśmy, z kim gramy – ale i wiarę, że jesteśmy w stanie osiągnąć dobry rezultat.
Co dwie wiosenne kolejki powiedziały w kontekście walki o utrzymanie?
– Wiemy tyle, że nie ma jednej drużyny, która mogłaby już szykować się na pierwszą ligę. Przecież może okazać się, że Termalica zdobędzie punkty z Legią i wszystko będzie na styku. Widzimy, że zaangażowane w walkę o utrzymanie może być więcej drużyn, ta walka powinna być fascynująca do samego końca. Mam nadzieję, że będziemy w niej uczestniczyć i w ostatnich meczach to utrzymanie sobie zapewnimy.
Super Express
Diego Maradona junior o meczu Barcelona – Napoli. Syn legendy chwali Piotra Zielińskiego.
„Super Express”: – Jak pan ocenia postawę Piotra Zielińskiego w tym sezonie?
Diego Armando Maradona junior: – W mojej ocenie to jeden z najlepszych pomocników w Europie na swojej pozycji. To wyjątkowy, kompletny zawodnik. Strzela ważne gole, gra lewą i prawą nogą. To ważny gracz i lider Napoli. Mogę powiedzieć, że to piłkarz, który mnie fascynuje. Jestem dumny, że gra w zespole, który lubię.
– Za który występ w tym sezonie wyróżniłby pan Polaka?
– Trudny wybór, bo rozegrał wiele dobrych meczów. Bardzo podobał mi się jego występ z Interem w poprzedniej kolejce. W tym sezonie pokazuje mądrość. Widać doświadczenie, które procentuje.
– Przed Napoli wyjazdowe starcie z Barceloną w Lidze Europy. Zieliński strzeli gola?
– Stać go na to i liczę, że to zrobi. To ważny zawodnik dla zespołu i dużo od niego zależy. Jeśli jednak mu się nie uda, to mam nadzieję, że Napoli wyjdzie zwycięsko z tej konfrontacji.
– W tym sezonie zapowiada się w Serie A pasjonująca walka o tytuł. Czy Napoli sięgnie po mistrzostwo?
– Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby tak się stało. To byłby ogromny wyczyn. Napoli ma charakter. Jestem przekonany, że nie odpuści i będzie walczyło do końca z Milanem i Interem, które grają na wysokim poziomie.
Poprawia się stan zdrowia Cezarego Kucharskiego.
– Cezary Kucharski wciąż znajduje się w szpitalu w Alicante. W tej chwili wiemy, że jego stan jest stabilny. Z niecierpliwością czekamy na dalsze informacje – wyznał w rozmowie z „SE” Ireneusz Raś (50 l.), polityk, a prywatnie bliski przyjaciel „Kucharza”. i. – Wczoraj napisałem SMS-a do jego żony, że jeśli tylko moglibyśmy pomóc, to momentalnie staniemy na baczność. Informacje o jego stanie zdrowia są potwierdzane przez jego najbliższe otoczenie. Wiemy, że w tej chwili jest stabilnie, i wyczekujemy kolejnych wiadomości – podkreśla Raś.
Przegląd Sportowy
Barcelona w Lidze Europy. Dziwnie to wygląda.
Poprzednio zespół z Camp Nou grał w Pucharze UEFA, czyli poprzedniku LE, dokładnie 18 lat temu. Nietrudno zatem obliczyć, że całe pokolenie nie najmłodszych już przecież fanów nigdy nie widziało Barcelony poza Ligą Mistrzów. I nagle trzeba się do takiego obrazka przyzwyczaić. O ile kibice mogą sobie pozwolić na lekkie zdziwienie i konsternację, to już zespół Xaviego Hernandeza nie. Tym bardziej że rywal jest w doskonałej formie, bo Napoli w tym roku jeszcze nie przegrało w lidze i wciąż liczy się w walce o mistrzostwo Włoch. Co prawda nastroje przy Camp Nou też nieco się poprawiły, ale tak jak starcie z Atletico (4:2) w lidze było przez wielu nazywane próbą generalną dla Barcy, tak mecz z Napoli będzie jej kontynuacją. Pierwsza część wypadła okazale, bo wygrana z aktualnym mistrzem Hiszpanii musi robić wrażenie, zwłaszcza że było to zwycięstwo w dobrym stylu.
Czesław Michniewicz będzie oglądał Arkadiusza Milika.
Dzisiejszym rywalem Milika i spółki będzie Qarabag. Drużyna z Azerbejdżanu awansowała do fazy pucharowej z drugiego miejsca w grupie H. Marsylia w 1/16 fi nału zameldowała się z trzeciego miejsca w grupie E Ligi Europy. Francuzi byli gorsi od Galatasaray, Lazio, a wyprzedzili tylko Lokomotiw Moskwa. Nie tylko Sampaoli będzie przyglądał się Milikowi. Na trybunach stadionu w Marsylii zasiądzie także Czesław Michniewicz. Selekcjoner Biało-Czerwonych jest w trakcie tournee po Europie. W jego trakcie spotyka się z reprezentantami i rozmawia z nimi o swoim pomyślę na kadrę. W ostatnich 10 meczach w drużynie narodowej Milik strzelił tylko jednego gola (w starciu eliminacji MŚ z Andorą – 4:1), ale wciąż jest ważnym ogniwem Biało-Czerwonych. Trzeba pamiętać, że każdy skuteczny piłkarz, który znajdzie się w marcu w samolocie do Moskwy na mecz barażowy z Rosją o mundial 2022, będzie na wagę złota.
Jerzy Brzęczek zabrał piłkarzom wolne i zaczął pracę w Krakowie.
Brzęczek pracę przy Reymonta rozpoczął w poniedziałek. Jedną z pierwszych decyzji eks-selekcjonera kadry było zabranie piłkarzom wolnego dnia i przeznaczenie go na testy wydolnościowe. Ich wyniki mają być wskazówką i mogą dać odpowiedź na pytanie, czy piłkarze są zmęczeni okresem przygotowawczym, czy zwyczajnie są dalecy od formy czysto piłkarskiej. Czasu na zmiany nie ma zbyt wiele. W poniedziałek Wisła podejmie na swoim stadionie inny zespół z dołu tabeli – Górnik Łęczna.
Kristoffer Velde zachwycony kibicami Lecha Poznań.
22-latek asystował przy pierwszym golu dla drużyny trenera Macieja Skorży. – Ten dzień był zwariowany. Kiedy wyszedłem już na boisko, zobaczyłem wielki, wielki stadion i szalonych kibiców. Nie wyobrażam sobie lepszego początku – powiedział pomocnik. Klubowe kamery uchwyciły dwie ciekawe sceny. Najpierw przed meczem Adriel Ba Loua pokazywał nowemu kumplowi, na którym sektorze kibice będą najgłośniejsi, a następnie – już po zejściu z murawy w drugiej połowie – Norweg pytał Mickeya van Kristoffer Velde i Jakub Antczak udanie zadebiutowali w Lechu, choć obaj zapowiadają, że… to dopiero przedsmak ich popisów. der Harta, czy to był wyjątkowy wieczór pod względem dopingu. – Nie, tu zawsze tak jest – odparł bramkarz. Velde był zachwycony fanami, a oni nim.
Janusz Filipiak wydaje książkę i odpowiada na pytania.
transferze Lewandowskiego
Trudno ocenić, jak dany zawodnik się rozwinie. Kiedy Lesław Ćmikiewicz, jako asystent trenera Stefana Majewskiego, pojechał na mecz Znicza Pruszków, Lewandowski był na zupełnie innym etapie kariery. Leszek uznał, że jest słaby, ale pamiętajmy, że Lewy nie miał wtedy jeszcze nawet 20 lat. Są różne fazy rozwoju zawodników. Na przykład Michał Rakoczy był najlepszym zawodnikiem Centralnej Ligi Juniorów, potem miał trudniejszy okres, dopiero teraz dochodzi do świetnej formy.
zatrudnieniu Konoplanki
Wiem, że gdyby nie miał tylu kontuzji, to by do nas nie trafi ł. Teraz wszystko w rękach piłkarza i trenerów. Konoplanka musi dojść do odpowiedniej formy. Na pewno nie zobaczymy go w meczu z Jagiellonią. W tej chwili Cracovia to poukładany team, w którym zawodnicy się rozumieją i osiągnęli przyzwoity poziom. Wprowadzanie nowego zawodnika, pod względem sportowym i psychologicznym, nie jest łatwe.
odejściu Čovilo
W książce opisuję, że wszczynał w klubie potężne burdy. Groził pracownikom, krzyczał, że ma czarny pas w sportach walki i da im popalić. Przy tym umiejętnie rozegrał kibiców. Dwa miesiące przed odejściem dostał 2 tys. euro podwyżki i 50 tys. euro za przedłużenie kontraktu, a potem nagle porozumiał się z Lugano i był zdeterminowany, by odejść. A kibice obciążali nas za to odpowiedzialnością. W końcu wziął pieniądze i wyjechał.
Edi Andradina także promuje swoją książkę.
Do innego brazylijskiego klubu, Flamengo, zdecydował się pod koniec ubiegłego roku odejść z reprezentacji Polski Paulo Sousa. Potrafi pan zrozumieć Portugalczyka, który najwidoczniej uznał, że to oferta jego życia?
Tak, to nie jest dziwna decyzja. Pamiętajmy, że Flamengo to w Ameryce Południowej potęga sportowa, ale też fi – nansowa. W Polsce Sousa na pewno nie miałby możliwości zarobienia aż tyle. Poza tym u nas w pewnym momencie w zasadzie każdy go krytykował. Myślę, że mógł też po prostu zatęsknić za pracą w klubie, gdzie z piłkarzami ma kontakt na co dzień.
Jego następcą został Czesław Michniewicz i od razu zaczęło się mówić o jego 711 połączeniach z Ryszardem F., pseudonim „Fryzjer”, szefem grupy, która przez lata ustawiała w Polsce wyniki piłkarskich spotkań. Pan grał w naszym kraju w Pogoni i Koronie w latach 2005–2013. Zetknął się pan z korupcją i w ogóle z postacią „Fryzjera”?
Oczywiście wiem, co się działo w polskiej piłce i sam doświadczyłem konsekwencji tej afery, bo Korona, której byłem graczem, została zdegradowana z ekstraklasy, ale nie grałem w Polsce w żadnym meczu, co do którego miałbym przekonanie, że coś było nie tak. I całe szczęście, dziękuję za to Bogu, bo wyjątkowo gardzę korupcją w sporcie. Zetknąłem się z nią jednak w swojej karierze. Wcześniej, w Rosji, gdy występowałem w Arsienale Tuła.
Co się wtedy stało?
Mieliśmy już zapewnione utrzymanie, a nasi rywale bronili się przed degradacją. Prezes, którego nazwiska nie chcę podawać, bo ten pan już nie żyje, powiedział nam wprost, żebyśmy odpuścili. Miałem pudłować, być nieskuteczny, ale nie zgodziłem się i zdobyłem w tamtym meczu dwie bramki. Przegraliśmy go jednak, chyba 2:3, bo środkowy obrońca i defensywny pomocnik robili wszystko, by przeciwnik strzelał gole. Ewidentnie im pomagali. Byłem tym zażenowany i powiedziałem później, że nie chcę grać z tymi zawodnikami w jednym zespole.
Paweł Golański o Koronie Kielce.
I znów wracamy do Ojrzyńskiego. Dlaczego on? Nie było w tym grama znajomości?
Nie. Może mi pan wierzyć lub nie, ale prywata poszła na bok. Mieliśmy trzech kandydatów na stanowisko trenera: oprócz Ojrzyńskiego jeszcze Piotr Tworek i Pavol Stano. Padło na pierwszego, bo jest najbardziej doświadczony, dobrze zna specyfikę klubu, no i musimy pamiętać, że mamy do rozegrania 14 finałów. Nie możemy sobie pozwolić na wpadki, potrzebowaliśmy szkoleniowca, który będzie potrafił tę drużynę nakręcić.
Kończąc wątek trenera – nie czuł się pan wodzony za nos, gdy szkoleniowiec prowadził negocjacje z Legią?
Nie, bo od początku znałem sytuację. Byliśmy w kontakcie i kiedy trener jechał na rozmowy z szefami klubu z Łazienkowskiej, zadzwonił i uczciwie przedstawił sprawę. Powiedziałem, że kciuków trzymał nie będę, ale czekam na informacje. Musimy pamiętać też o naszym miejscu w łańcuchu pokarmowym. Jesteśmy w I lidze, a ta, jak wiadomo, to styl życia. Musimy czekać aż więksi wycofają się z wyścigu i zazwyczaj dopiero wtedy możemy ruszać na łowy. Legia się wycofała, więc wykorzystaliśmy szansę.
Z piłkarzami pewnie jest tak samo.
Tak. Owszem, robimy wszystko, by ich namówić, przedstawiamy klub z jak najlepszej strony, zapraszamy na miejsce, by poczuli atmosferę, ale później musimy liczyć, że to im zrekompensuje grę na niższym szczeblu. Na Adama Frączczaka na przykład podziałało. Pochodził po klubie i powiedział: „Kurczę, dobrze się tu czuję. Nie sądziłem, że tu jest tak pozytywnie”.
Wierzy pan, że uda się awansować?
Tak. Zbudowaliśmy zespół z piłkarzy mających odpowiednie umiejętności i charakter, by osiągnąć cel. Łatwo nie będzie, ale naprawdę możemy przywrócić ekstraklasę Kielcom.
fot. Newspix