Reklama

Dwóch napastników na Rosję? „Czytelny sygnał”

redakcja

Autor:redakcja

12 lutego 2022, 08:03 • 11 min czytania 7 komentarzy

Sobota w prasie to mieszanka rzeczy z ligowej kolejki, zagranicznej piłki i reprezentacji Polski. „Przegląd Sportowy” rozważa, czy na barażowy mecz z Rosją Czesław Michniewicz wystawi dwóch czy jednego napastnika. – Wystawienie dwóch napastników byłoby też czytelnym sygnałem dla Rosjan: przyjechaliśmy wygrać, odważnie idziemy po swoje, nie będziemy czekać, chcemy jako pierwsi strzelić gola i wtedy wy będziecie się martwić – uważa Andrzej Juskowiak.

Dwóch napastników na Rosję? „Czytelny sygnał”

Sport

Raków ma swoje problemy, które mogą zadziałać na korzyść Radomiaka. Zapowiedź hitu kolejki.

Mimo niezbyt udanego spotkania Radomiak będzie niezwykle groźnym rywalem dla częstochowian. Tym bardziej że Raków ma swoje problemy. Kluczowe będzie zestawienie defensywy. Trener wicemistrza Polski nie będzie mógł skorzystać z Milana Rundicia, a występ Andrzeja Niewulisa stoi pod znakiem zapytania. Można spodziewać się, że szkoleniowiec Rakowa postawi na ten sam skład, jak w ostatnią niedzielę: Fran Tudor, Tomasz Petraszek i Zoran Arsenić. W odwodzie jest jeszcze Bogdan Racovitan, który dobrze czuje się jako półprawy stoper, stąd tutaj może nastąpić korekta. Wówczas uwolniłoby to Tudora, który wróciłby na prawe wahadło. Szkoda byłoby jednak Wiktora Długosza, który ma za sobą udany występ. 

Grzegorz Sandomierski o udanych tygodniach bramkarzy Górnika Zabrze.

Reklama

Te obrony dwóch jedenastek były kluczowe w wygraniu meczu. Jaka była recepta na skuteczne interwencje?

– Z trenerem bramkarzy Mateuszem Sławikiem przed tą serią karnych rozmawialiśmy, którzy zawodnicy zostali, ale koniec końców trener oddał wszystko w moje ręce. Powiedział, że mogę wziąć podpowiedzi pod uwagę, ale ostatecznie sam mam zdecydować co zrobić, jak się zachować. Dobrze, że finał jest taki i w rozgrywkach o Puchar Polski gramy dalej.

W lidze bramkarzem numer 1 jest teraz Daniel Bielica. Jak ta rywalizacja między wami wygląda?

– Najważniejsze w tym wszystkim jest to, żebyśmy pomagali drużynie. Daniel zagrał fantastyczny mecz w Mielcu i to w dużej mierze dzięki niemu zdobyliśmy tam 3 punkty. To coś czego wymaga od nas sztab szkoleniowy i czego wymagają też sami zawodnicy. Kilka uratowanych punktów, wyjście z trudnych sytuacji, tak trzymać dalej, a co do tej mojej sytuacji, to w karierze byłem kilka razy w takim miejscu, wiem jak z tym sobie radzić. Skupiam się na tym co będzie, bo tego co było już nie zmienię. Będę pomagał Danielowi, jak tylko będę umiał, a jak nadarzy się okazja, jak będzie szansa, to będę gotowy do grania. 

Piast Gliwice czeka na gole swoich strzelb.

Reklama

Szkoleniowiec gliwiczan i kibice oczekuję przede wszystkim większego zagrożenia pod bramką rywali. Rauno Sappinen i Kamil Wilczek czekają na premierowe trafienia w tym roku. – Liczę na to, że z każdym meczem będziemy groźniejsi i skuteczniejsi. Na tę chwilę nie zdobyliśmy bramki w 2022 roku, a przecież w tym sporcie chodzi właśnie o to, żeby strzelać gole. Sprowadziliśmy zawodników, którzy maja bogate CV jeśli chodzi o zdobywanie bramek i mam nadzieję, że wkrótce to potwierdzą na boisku – podkreśla szkoleniowiec Piasta. Piłkarze gliwickiego klubu zapowiadają poprawę. – Jak w każdym meczu, także z Górnikiem były pozytywne akcenty i te negatywne. Będziemy mieć odprawę, przeanalizujemy sobie to, co się stało. Musimy się poprawiać każdego dnia, żeby być jeszcze lepszą drużyną i żeby Piast wygrywał, bo wszyscy tego chcą, zarówno kibice jak i my – stwierdza pomocnik Michał Chrapek.

Super Express

Adrian Lis opowiada o strzelonej bramce.

Tego gola musiał chyba strzelić w tym meczu, bo na trybunach była jego żona Joanna wraz z dwiema małymi córeczkami (1 r. i 2 l.). – Proszę sobie wyobrazić, że żona była pierwszy raz od dawien dawna na moim meczu. Po strzelonym golu mogłem zrobić i pokazać jej serduszko, bo raczej nie będę miał ku temu wielu okazji w czasie meczu. Kolegów też wprawiłem w dobry nastrój, śmiali się, że mam więcej goli strzelonych niż niektórzy piłkarze z naszej szatni – dodaje. W niedzielę przed Lisem i jego kolegami mecz z Legią w Warszawie. – Okoliczności, w jakich wywalczyliśmy punkt z Łęczną, podbudują nas i nie jedziemy do Warszawy jak na stracenie.

Mateusz Wdowiak o Rakowie.

– Czego się pan nauczył w Rakowie?

– Powiem może ogólnie: dużo lepiej rozumiem piłkę nożną. Wiele rzeczy zrozumiałem, jeśli chodzi o grę w ofensywie i defensywie, nauczyłem się poruszania bez piłki. Wszystkie ćwiczenia mamy w formie gier, nie ma nic „na sucho”. Są duża intensywność i rywalizacja. Wszystko, co robimy na treningu, przenosimy póź niej na mecz. Jedna sprawa to powiedzieć iprzedstawić piłkarzowi coś pięknie na wideo, a druga – przenieść to na boisko. Unas te automatyzmy funkcjonują.

– Lepiej się pan czuje na pozycji nr 10?

– Jest to coś innego, mam więcej możliwości gry ofensywnej isytuacji do strzelenia gola. Nigdy wcześniej nie zdobyłem sześciu bramek w sezonie w ekstraklasie, więc wypada się cieszyć i śrubować wynik. Na wahadle jest dużo zadań defensywnych. To pozycja, która wymaga balansu pomiędzy ofensywą abronieniem. Chciałbym być opcją na obu pozycjach, bo wiem, że mam ku temu predyspozycje, a trener Marek Papszun lubi i szuka piłkarzy uniwersalnych.

Przegląd Sportowy

Filip Mladenović wraca do gry. To duże wzmocnienie dla Aleksandara Vukovicia.

– Nigdy nie ingerowałem i staram się nie ingerować bezpośrednio w transfery. Będąc poprzednio trenerem Legii, zaangażowałem się osobiście w sprowadzenie tylko jednego piłkarza, właśnie Filipa. Ale głównie z tego powodu, że obaj porozumiewamy się po serbsku. Niestety, w sezonie 2020/21 nie dane nam było długo razem pracować, teraz więc na niego liczę – mówił trener Vuković. 31-letni piłkarz miał nieudaną jesień, z powodu urazu opuścił pięć spotkań ligowych, a w trzynastu, w których zagrał, zaliczył tylko dwie asysty. Słaby wynik, jak na kogoś, kto w całych rozgrywkach 2020/21 strzelił osiem goli i miał dziesięć asyst, a potem – przez innych graczy ekstraklasy – został wybrany na najlepszego piłkarza ligi. Teraz chce znowu imponować statystykami i być motorem napędowym akcji ofensywnych zespołu. W tej kwestii sporo zależy od Serba – przed rokiem kilka razy to po jego dośrodkowaniach do siatki rywali trafi ał Tomaš Pekhart. Czeski król strzelców ekstraklasy poprzednich rozgrywek rozegrał do tej pory trzy spotkania przeciwko Zielonym i strzelił w nich trzy gole.

Napastnicy reprezentacji Polski są w świetnej formie przed barażem z Rosją.

– Ważne, by trener trafi ł ze składem na mecz w Moskwie. Uważam, że obok Roberta powinien grać jeszcze jeden typowy napastnik, może z boku, może ustawiony za nim, ale jest potrzebny. Do tej roli najbardziej pasuje mi Świderski. Jest mobilny, dobry technicznie, radzący sobie poza polem karnym, ale kiedy trzeba, potrafi znaleźć się w szesnastce. Buksa z Piątkiem to typowi egzekutorzy, Milik też coraz chętniej jest typową dziewiątką od wykończenia akcji. Najważniejsze, że piłkarze są zdrowi i strzelają, a trener ma komfort wyboru i może ich swobodnie dopasować do taktyki oraz założeń na mecz z Rosją. Trzeba brać pod uwagę różne scenariusze: co robimy, kiedy rywal strzela gola, a jak zareagujemy, gdy będzie 1:0 dla nas. Każdy z tych napastników może pomóc w konkretnej sytuacji, w zależności od potrzeb – mówi Juskowiak. Wiadomo, że rosyjscy obrońcy najwięcej uwagi będą poświęcać Lewandowskiemu, który w kadrze czasem cofa się pod linię środkową boiska i tam bierze piłkę pod nogi, by starać się kreować okazje kolegom. – Wtedy musi być wymienność pozycji, czego czasem brakowało w zespole Jurka Brzęczka. Lewy zbiegał do środka i nie było nikogo w polu karnym rywala. Wydaje mi się, że Rosjanie nie rzucą się na nas, też postawią raczej na defensywę, będą starali się uprzykrzać życie naszym napastnikom, przeszkadzać, nie pozwalać na stwarzanie zbyt wielu okazji. Dlatego trzeba będzie grać szeroko, uciekać z tłoku, wygrywać pojedynki. I w takiej grze sprawdzi się drugi, obok Roberta, typowy egzekutor. Wystawienie dwóch napastników byłoby też czytelnym sygnałem dla Rosjan: przyjechaliśmy wygrać, odważnie idziemy po swoje, nie będziemy czekać, chcemy jako pierwsi strzelić gola i wtedy wy będziecie się martwić – kończy Juskowiak.

„PS” serwuje nam także reportaż z Abu Zabi.

Na ulicach Abu Zabi wręcz oddycha się atmosferą święta, jaką przyniósł tu futbol. Kibice rywalizujących o trofeum drużyn nie przepuszczają okazji, by wymienić pozdrowienia, gadżety w klubowych barwach, wspólnie śpiewać wersy swoich przyśpiewek. Pasja cudzoziemskich fanów udziela się też Emiratczykom, obserwującym z bliska show, na jakie zwykle patrzą z daleka, nie mogąc doświadczyć czegoś takiego na własnej skórze. Hamza urodził się w Al-Ain i oprócz śledzenia tamtejszej drużyny, pasjonuje się angielską piłką. – Dla mnie Premier League to najlepsza liga na świecie! – mówi nam. 22-latek lada moment spełni swoje marzenie i zobaczy swoją ulubioną Chelsea na żywo. W towarzystwie swojego taty Abdullaha Hamza przejechał 180 km, jakie dzieli miasto z południa kraju i Abu Zabi. Spotkaliśmy ich przy stadionie w centrum Al-Wahda. – Wiadomość o przeniesieniu turniejów do Emiratów dała synowi mnóstwo frajdy – opowiada 52-letni Abdullah. Zainteresował się futbolem dzięki pasji syna i po raz pierwszy obejrzy mecz Klubowych MŚ na żywo. – Na poprzednie cztery edycje ani razu nie kupiłem biletu. Tym razem zdecydowałem się na to ze względu na Hamzę – wyjaśnia. Klubowe MŚ są również wizytówką UAE Pro League, zawodowej ligi Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Kraj prezentuje najnowocześniejsze stadiony i obiekty na najwyższym poziomie, to jeden z kroków w procesie rozwoju lokalnego futbolu. Na czele tabeli jest aktualnie Al-Ain z miasta o tej samej nazwie w emiracie Abu Zabi. Ten klub sięgał po mistrzostwo 13 razy, siedmiokrotnie zdobywał klubowy puchar i pięć razy po superpuchar. Dziś, z ukraińskim trenerem Serhijem Rebrowem u steru, Al-Ain kroczy po kolejny tytuł po czterech latach przerwy. Turniej FIFA przywołuje w Al-Ain wyjątkowe wspomnienia. Po tytule wywalczonym w 2018 roku emiracki klub zakwalifi kował się do KMŚ jako mistrz kraju-organizatora i zdołał dojść do finału.

Atalanta Bergamo wpadła w dołek. Analizują go włoscy eksperci.

– Według mnie kwestia nie dotyczy ustawienia, ale podejścia do gry i do meczu – zauważa Donati, który był zawodnikiem Gasperiniego w Palermo, a dziś jest komentatorem DAZN. – Atalanta wcale się nie zmieniła pod tym względem, bo jest agresywna i atakuje. Tak, to prawda, że Nerazzurri przeżywają kłopoty, ale czasami takie trudności mogą się pojawiać. Po prostu jeżeli chodzi o ten zespół, odzwyczailiśmy się od  tego – podkreśla Donati. I eksperci, i kibice zgodnie uznają, że od paru lat Atalanta gra świetnie i zasłużenie jest w czołówce tabeli, ale równocześnie wielu z nich podkreśla, że w tym okresie nie zdobyła żadnego trofeum. Dla Włochów wyniki są w piłce najważniejsze. Podobna sytuacja była z Napoli prowadzonym przez Maurizio Sarriego czy z Sassuolo trenowanym przez Roberto De Zerbiego. Obie drużyny zajmowały wysokie miejsca w rankingach, ale nie wywalczyły znaczącego triumfu. Na szczęście w Atalancie biorą pod uwagę także inne aspekty, istotne dla rozwoju klubu, ale po porażce z Fiorentiną nastroje są nieuchronnie kiepskie. Klub mocno pragnął zdobycia Pucharu Włoch, ponieważ to postawiłoby kropkę nad i w procesie wzrostu, który rozpoczął się kilka lat temu. Z drugiej strony Atalanta pozostaje w grze w Lidze Europy i może się jeszcze zakwalifi kować do Ligi Mistrzów. To zdarzyłoby się po raz czwarty z rzędu. „Nigdy się nie poddajemy” – powtarzają w lokalnym dialekcie kibice Atalanty, co niedawno słusznie podkreślał w swoim fi lmie dokumentalnym dotyczącym Nerazzurrich komentator Serie A w Eleven Sports Mateusz Święcicki. Dziś trzeba to powiedzieć głośniej niż kiedykolwiek. 

Manchester United czeka na lepsze dni.

Jak pisze „The Telegraph”, najważniejsi gracze drużyny zasugerowali szefom, z kim najchętniej pracowaliby od lata. Tym menedżerem jest Mauricio Pochettino. Argentyńczykowi wciąż pamiętana jest dobra praca w Tottenhamie (chociaż bez trofeów), zwieńczona grą w fi nale Ligi Mistrzów w 2019 roku. Według zazwyczaj świetnie poinformowanego dziennikarza Fabrizio Romano właśnie obecny trener PSG oraz Erik ten Hag z Ajaksu Amsterdam mają największe szanse, by od przyszłego sezonu pracować na północy Anglii. Media we Francji już zresztą poinformowały, że Pochettino usłyszał od prezesów PSG, iż po sezonie zamierzają się z nim rozstać, co tym bardziej podsyca plotki o jego przyjściu do Manchesteru. Zaletą Argentyńczyka, jak i Ten Haga, jest to, że potrafi ą działać długodystansowo. To nie są trenerzy w typie Jose Mourinho, którzy przyjdą na chwilę i przeprowadzają rewolucję. Czerwonym Diabłom potrzebna jest gruntowna przebudowa, która może zająć lata. Potrzebny jest więc patrzący perspektywicznie strateg. Kolejny argument za którąś z tych kandydatur to umiejętność podsycania rozwoju poszczególnych piłkarzy. W MU trudno znaleźć gracza, który ewidentnie wzniósłby się na wyższy poziom pod wodzą Ole Gunnara Solskjaera. A pod opieką Pochettino Christian Eriksen, Harry Kane, Dele Alli czy Eric Dier przeżywali w Tottenhamie najlepsze lata kariery.

Reforma Bundesligi? To możliwe.

Dyskusję o zmianach ligowego systemu rozpoczęła kilka dni temu Donata Hopfen, nowa szefowa spółki DFL, organizującej rozgrywki Bundesligi, czyli odpowiednika naszej Ekstraklasy SA. – Dla mnie nie ma świętych krów. Jeśli pomogą nam play off y, to o nich konkretnie porozmawiajmy – powiedziała w wywiadzie dla gazety „Bild am Sonntag”. Słowa najważniejszej osoby w niemieckiej piłce musiały się odbić szerokim echem, tym bardziej, że pani Hopfen chce dokonać zamachu na coś, co dla Niemców jest bardzo ważne. Czyli tradycję. A już Bundesliga to niemal świętość. Jednak ta świętość coraz bardziej nudzi, skoro od 2013 roku mistrz jest tylko jeden. W żadnej innej czołowej europejskiej lidze nie ma aż takiej dominacji jednej drużyny. I stąd obawa, że niemieckie rozgrywki przestaną być atrakcyjne dla kibiców, spadną ceny ze sprzedaży praw do transmisji telewizyjnych i tym samym Bundesliga stanie się słabsza w porównaniu z konkurencją z Premier League, LaLiga, Serie A czy Ligue 1. Dlatego trwają poszukiwania sensownych rozwiązań, chociaż najbardziej sensowne nasuwa się samo. Po prostu RB Leipzig, Borussia Dortmund, Bayer Leverkusen i inne drużyny, którym marzy się walka o tytuł do samego końca, powinny więcej inwestować, więcej pracować. Ale z drugiej strony: łatwo to powiedzieć lub napisać, a trudniej zrealizować. Na razie jest za wcześnie na  konkrety, ale preferowany jest model rodem z amerykańskich lig, gdzie po sezonie zasadnicznym rozpoczęłyby się play off y, które miałyby wyłonić mistrza oraz drużyny kwalifi kujące się do europejskich pucharów. 

fot. FotoPyK

Najnowsze

Francja

Kolejny francuski klub w poważnych tarapatach. Właściciel zapowiada wielką wyprzedaż

Paweł Marszałkowski
1
Kolejny francuski klub w poważnych tarapatach. Właściciel zapowiada wielką wyprzedaż

Komentarze

7 komentarzy

Loading...