Czwartkowa prasa serwuje nam duże materiały. W „Przeglądzie Sportowym” znajdziemy przedstawienie sztabu szkoleniowego Czesława Michniewicza oraz omówienie zmian w przepisie o młodzieżowcu, które popiera część klubów Ekstraklasy. W „Sporcie” zaś wywiad z Marcinem Stromeckim. – Każdy klub próbuje utrzymywać trzech, czterech, nawet pięciu młodych piłkarzy i efekt jest taki, że wielu z nich jest w szerokiej kadrze pierwszego zespołu zwłaszcza bogatszych klubów tylko „na wszelki wypadek”, właśnie z uwagi na ten wymóg – mówi Wojciech Cygan.
Sport
Raków zrobił sobie „filię” w Poznaniu. Szukają jednak klubu dla kolejnego piłkarza.
Wybór Warty nie jest także zaskoczeniem, gdy spojrzymy na inną stronę tych transakcji. Dyrektor sportowy Rakowa, Robert Graf, do niedawna pracował w Poznaniu. Stąd też negocjacje między stronami nie były zbyt trudne, szczególnie że szlaki między klubami przetarł wcześniej Szymon Czyż – choć w odwrotnym kierunku. Raków jednak nie ogranicza się jedynie do Warty. Częstochowianie mają w planie wypożyczenie jeszcze jednego młodego zawodnika. Jest nim wspomniany wcześniej Vieira, który jako jedyny z wymienionego grona nie zagrał choćby minuty w oficjalnym meczu Rakowa, a dodatkowo nie pojechał (podobnie jak Luis) na zgrupowanie do Turcji. Pod względem piłkarskim młody Portugalczyk mógłby mieć trudności z przebiciem się do składu klubu ekstraklasy. Dlatego Raków rozważa wypożyczenie go na niższy szczebel rozgrywkowy, do zespołów pierwszej czy drugiej ligi. Vieira w sparingach na początku sezonu pokazywał się z niezłej strony. Jeżeli więc poradzi sobie na niższym szczeblu rozgrywkowym, to jego droga do pierwszego zespołu Rakowa będzie łatwiejsza.
Roman Kaczorek o stracie Jesusa Jimeneza.
Sprawa ciągnęła się cały styczeń, Jimenez nie zagrał już w sobotnim ligowym spotkaniu ze Stalą w Mielcu, a w poniedziałek podpisał z klubem zza oceanu 3-letni kontrakt, z opcją przedłużenia o kolejny sezon. Już za kilkanaście dni będzie miał okazję do debiutu w MLS, która rusza w ostatni weekend lutego, a pierwszym – wyjazdowym – rywalem drużyny prowadzonej przez legendarnego amerykańskiego szkoleniowca Boba Bradleya będzie FC Dallas; mecz odbędzie się 26.02. – Kiedy byłem w Hiszpanii i namawiałem Jesusa na transfer do Górnika, jednym z argumentów było to, że może tutaj podnieść swoje umiejętności, pokazać się i za większe pieniądze odejść gdzieś indziej. Teraz to się spełniło. „Hessi” sprawdził się w Zabrzu i docenili go w innych ligach. Ważne jest i to, że dograł u nas praktycznie do końca kontraktu, nie licząc tych trzech miesięcy, które są przed nami. Górnik zatem zrobił bardzo dobry interes. Wszyscy będziemy wspominali jego bramki i życzyli mu wszystkiego najlepszego w nowym klubie – podkreśla Roman Kaczorek, który po odejściu z Górnika Artura Płatka odpowiada teraz za transfery.
Marcin Stromecki w rozmowie ze „Sportem”.
Grał pan w wielu klubach. Czy kiedyś miał pan wrażenie, że zawodowstwo może się zakończyć i trzeba będzie szukać na siebie innego pomysłu?
– Miałem trudny okres w 2017 roku, w Stomilu Olsztyn, do którego przeszedłem z Siarki Tarnobrzeg. W ogóle nie grałem wtedy u trenera Tomasza Asenskiego. Zabierał mnie na mecze, ale nie dał zadebiutować w pierwszej lidze. Był moment zwolnienia, do tego doszedł też zakręt w życiu prywatnym. Los pokazał mi, że o marzenia trzeba walczyć. Postanowiłem wtedy, że dam sobie szansę; że postawię na piłkę jeszcze raz, na maksa, by zobaczyć, co się stanie. Poszedłem w dietę, w dodatkowe treningi motoryczne. Absolutnie wszystko podporządkowałem wtedy każdej kolejnej jednostce treningowej. W Stomilu doszło do zmiany trenera, przejął nas trener Kamil Kiereś. Zadebiutowałem, grałem dobrze, dostawałem coraz więcej szans. To mnie budowało. Jak się okazało – z trenerem Kieresiem było mi w życiu bardzo po drodze. Po latach w Łęcznej świętowaliśmy dwa awanse, a w Olsztynie dokonaliśmy niemalże niemożliwego.
Dlaczego niemożliwego?
– Klub miał bardzo duże problemy finansowe. Po pierwszej rundzie mieliśmy stratę punktową do bezpiecznego miejsca. W ostatnich sześciu kolejkach musieliśmy wygrać pięć razy, by się utrzymać. To się nam powiodło. Pokonało nas wtedy tylko Zagłębie Sosnowiec, które potem awansowało. My utrzymaliśmy się dzięki wygranej w Głogowie 1:0 po moim golu. Przejąłem piłkę na 16. metrze, rozprowadziłem, przebiegłem niemal całe boisko i trafiłem do pustej. Dobiłem strzał Wołodymyra Tanczyka. Smakowało to chyba jeszcze lepiej niż te dwa awanse w Łęcznej.
Był pan mocno rozczarowany, musząc odchodzić latem z Górnika po wywalczeniu ekstraklasy?
– Trochę byłem zawiedziony, że nie dostanę szansy debiutu w ekstraklasie. Do samego końca liczyłem, że zostanę w Łęcznej. Rozmowy długo trwały. Trener Kiereś jasno powiedział mi, że chce, bym nadal grał w Górniku, ale coś nie wypaliło. Nie zostało to do końca wyjaśnione, ale Lubelszczyzna w moim sercu będzie już zawsze. Utożsamiałem się z tamtym miejscem, tam też poznałem swoją miłość. Latem wylądowałem jednak w Skrze, która była takim wariantem szybkim, trochę rezerwowym.
Super Express
Jan Tomaszewski doradza Czesławowi Michniewiczowi. Czyli umówmy się: nic wartego uwagi.
Przegląd Sportowy
„PS” przedstawia sztab nowego selekcjonera. Kim są ludzie Czesława Michniewicza?
Sześciu z nich było w sztabie Michniewicza w reprezentacji U-21, którą trener prowadził w latach 2017–20, natomiast Dawidziuk pojawiał się na zajęciach młodzieżówki jako koordynator ds. szkolenia bramkarzy PZPN. Można rzec – sami swoi. Najdłużej u boku selekcjonera jest Potrykus – od 2015 roku, kiedy Michniewicz jako trener Pogoni Szczecin zdecydował się powiększyć grupę współpracowników. Odpowiadał za analizę i bank informacji. Najpierw wchodził na najwyższe piętro jednego z klubowych budynków, otwierał okno, ustawiał kamerę i rejestrował obraz. Lepsze to niż nic, ale efekty nie były zadowalające, więc po pewnym czasie kupił drona, którym nagrywano zajęcia, a w szatni Portowców pojawił się telewizor, na którym wyświetlano analizy (usunięty na wniosek kolejnego szkoleniowca Granatowo-Bordowych Kazimierza Moskala). Dzięki rejestrowaniu ćwiczeń z góry sztab m.in. mierzył odległości pomiędzy zawodnikami i formacjami czy śledził ścieżki ruchu piłkarzy. Za czasów Bruk-Betu Termaliki Nieciecza pojawiły się iPady, na które wgrywano dopasowane do każdego z graczy fragmenty spotkań. Własnych lub przeciwników. To samo było w kadrze U-21, choć nie ograniczano się do elektroniki. Ot, choćby pierwszego dnia zgrupowania poprzedzającego baraże z Portugalią (0:1 i 3:1) każdemu z piłkarzy wręczono książeczkę na temat rywali. Były tam informacje, kto gdzie gra i jakie ma atuty oraz wady. Przygotował to przede wszystkim Potrykus. 37-latek to wierny towarzysz selekcjonera, określenie „prawa ręka” nie będzie nadużyciem. Gdzie Michniewicz, tam Potrykus. Od Szczecina przez Niecieczę po Warszawę. Kiedy trener zdecydował się zamieszkać w centrum treningowym Legii w Książenicach, by bardziej skoncentrować się się na pracy, oczywiście to samo zrobił jego asystent. Z pewnością właśnie Potrykusa darzy największym zaufaniem.
Jednym z piłkarzy, których obserwuje Czesław Michniewicz, jest Jakub Kiwior.
Polak trafił do Spezii ostatniego dnia sierpnia za 1,5 mln euro z MŠK Žilina, debiutanckie spotkanie rozegrał w grudniu przeciwko Interowi (0:2). Kolejne starcie – z Sassuolo (2:2) – przesiedział w rezerwie, a w następnym jeszcze w pierwszej połowie zastąpił w środku pola kontuzjowanego Jacopo Salę i… tak już został. Kiwior od siedmiu kolejek gra wszystko od początku do końca, a ekipa z Ligurii w tym czasie pokonała m.in. Napoli (1:0) i Milan (2:1). Biorąc pod uwagę wyniki osiągane w tym czasie, Aquilotti są czwartą drużyną Serie A! Kiwior – jak na stopera przesuniętego do drugiej linii przystało – przede wszystkim imponuje umiejętnościami defensywnymi. Średnio na 90 minut notuje 2,95 przechwytu (najlepszy w zespole, licząc zawodników, którzy wystąpili przynajmniej w 30 procentach meczów, jak Polak), 3,18 odbioru (drugi wynik), 22,6 prób pressingu (drugi), 2,84 zablokowanego strzału lub podania (drugi). Natomiast pod względem kontaktów z piłką (46,9) czy podań (34,2, wszystkie dane za fbref.com) ma gorsze statystyki od kolegów, z którymi grał w centrum pomocy – Sali, Simone Bastoniego czy Giulio Maggiore. Aczkolwiek warto zauważyć, że ze spotkania na spotkanie Kiwior jest aktywniejszy w fazie rozegrania (więcej podań i kontaktów z futbolówką) i widać, że w środku pomocy czuje się swobodniej. To nie powinno dziwić, w końcu nigdy wcześniej nie występował w drugiej linii na poziomie seniorów, a nawet w piłce młodzieżowej zdarzyło się to dawno temu, jeszcze przed wyjazdem do Anderlechtu (grał tam w latach 2016–19). Dopiero Motta zobaczył w pochodzącym z Tychów zawodniku materiał na pomocnika.
Ekstraklasa szykuje zmiany w przepisie o młodzieżowcu. O co chodzi?
To jest moment, kiedy dajemy sobie jeszcze nieco czasu, aby przedyskutować z klubami szczebla centralnego nie tyle nawet wymóg wystawiania młodzieżowca, co kwestię działania Pro Junior System. A więc to, czy wypłacane pieniądze na pewno są dobrze dzielone, czy przyjęte zasady są efektywne – mówi Wojciech Cygan, szef rady nadzorczej Rakowa Częstochowa i wiceprezes PZPN do spraw piłki profesjonalnej. – Natomiast na pewno nie widzę możliwości prostego zniesienia wymogu wystawiania młodzieżowca i na tym zakończenia tematu. Bardziej zależy mi, aby był to system motywujący i nagradzający, czyli mówiąc obrazowo: mniej kija, a więcej marchewki – tłumaczy. Przedstawia jedną z wersji, która też ma zwolenników. – Kluby, które chcą stawiać na młodych piłkarzy i ten cel traktują priorytetowo, niech dostają powiedzmy 5 milionów złotych, a nie 2 miliony. Jeżeli natomiast ktoś obrał inną strategię, bo nade wszystko skupia się na walce o mistrzostwo Polski albo o europejskie puchary, niech też ma prawo iść tą drogą, tyle że ze świadomością, że zarobi znacznie mniej z promowania młodych piłkarzy, jeżeli faktycznie graliby znacznie rzadziej – zwraca uwagę Cygan. […] Wojciech Cygan, zastrzegając, że wyraża swoje prywatne zdanie, przyznaje, że nie jest zwolennikiem obecnego przepisu. – Każdy klub próbuje utrzymywać trzech, czterech, nawet pięciu młodych piłkarzy i efekt jest taki, że wielu z nich jest w szerokiej kadrze pierwszego zespołu zwłaszcza bogatszych klubów tylko „na wszelki wypadek”, właśnie z uwagi na ten wymóg. […] – Przepis o młodzieżowcu ma mnóstwo zalet, bo jednak mobilizuje trenerów, by dawali szansę utalentowanym i dopiero zbierającym doświadczenie zawodnikom, dla których jest to bezcenne wyzwanie. Może jednak też powodować skutek negatywny, najlepiej dostrzegalny z punktu widzenia trenera realizującego cel sportowy, który dziwi się, jak to się dzieje, że nie może wystawić jedenastu po prostu najlepszych zawodników, bo istnieje dodatkowy przepis o młodzieżowcu. To na pewno nie jest sprawa zero-jedynkowa – ocenia prezes Pogoni Jarosław Mroczek.
Co Zdenek Ondrasek wniesie do Wisły Kraków?
Trener Wisły Adrian Gula zna Ondraška doskonale. W 2020 roku Zdenek wrócił do Europy, konkretnie do jednego z czołowych zespołów ligi czeskiej, Viktorii Pilzno. Ten klub prowadził wtedy obecny szkoleniowiec Białej Gwiazdy, który dobrze wspomina współpracę z 33-letnim dziś piłkarzem. – W Pilźnie brakowało nam takiego charakteru i agresji w polu karnym. Już w pierwszym spotkaniu Zdenek strzelił gola. To zawodnik, który zawsze wniesie coś do gry. W Viktorii przegrał rywalizację, ale w dużym klubie to naturalna kolej rzeczy, że wybór na danej pozycji jest spory – mówi „PS” Gula. – Z mojej perspektywy dziś jest jeszcze lepiej przygotowany pod względem fizycznym niż wtedy. Ważną cechą u niego jest charakter, który pokazuje nie tylko w trakcie spotkań, ale i po prostu w szatni – dodaje Słowak. Sam Ondrašek wypowiadał się na temat szkoleniowca w samych superlatywach. […] W Viktorii Ondrašek miał okazję grać częściej, ale osiągnięcia napastnika już tak nie powalają. Strzelił w Pilźnie dwa gole mniej niż w Teksasie. Dla porównania krytykowany Jan Kliment, dziś klubowy kolega z Wisły, w tym samym sezonie ligi czeskiej zdobył 10 bramek, grając w takiej samej liczbie spotkań. Oczywiście wiadomo, że teraz na napastników patrzy się nie tylko przez pryzmat strzelanych goli, ale też umiejętności gry bez piłki, tworzenia przestrzeni kolegom czy inteligentnego absorbowania uwagi obrońców. Niemniej jednak tylko zespoły z dołu tabeli ekstraklasy mają mniej goli strzelonych od Wisły, więc ten klub potrzebuje gwarancji bramek, którą Zdenek w ostatnim czasie nie jest.
Sponsorzy reagują na to, że Kurt Zouma nadal gra w West Hamie. Obrońcę ma też ścigać policja w dwóch krajach.
Obrońca West Hamu znęcał się nad kotem, co nagrał jego brat, a fi lm zamieścił w internecie. Widać na nim, jak znany piłkarz najpierw kopie zwierzaka, potem rzuca w niego butem, wreszcie uderza otwartą dłonią. Zouma miał zdenerwować się, że kot stłukł wazon i zerwał oświetlenie szafki. Wybuchł skandal, na zawodnika zewsząd leciały gromy, a mimo wszystko wystąpił we wtorek w pierwszym składzie w meczu z Watfordem i przyczynił się do zwycięstwa 1:0. Był wygwizdywany przez fanów gości, a gdy leżał po starciu z Joshuą Kingiem, kibice Watfordu śpiewali „tak czuje się twój kot”. Menedżer David Moyes nie chciał go odsunąć od gry. Pytany, czy nie miał wątpliwości w tej sprawie, odpowiedział: – Nie, bo to jeden z naszych najlepszych piłkarzy, a klub prowadzi dochodzenie w tej sprawie. Klub w końcu odsunął go jednak od gry w najbliższym spotkaniu z Leicester i nałożył maksymalną w Premier League karę za niewłaściwe zachowanie w wysokości dwóch tygodniówek, czyli 250 tysięcy funtów. West Ham ugiął się, bo wystawienie piłkarza spotkało się nie tylko z krytyką ze strony obrońców praw zwierząt czy ekspertów telewizyjnych. Rozczarowanie wyraził też m.in. mer Londynu Sadiq Khan i sponsor klubu Experience Kissimmee. „To było przygnębiające, gdy dowiedzieliśmy się, że Kurt Zouma wystąpił w podstawowym składzie West Ham United. Czekając na dalsze informacje z WHU, będziemy oceniać nasze relacje i sponsoring z klubem” – oświadczył sponsor, co brzmiało jak groźba zerwania współpracy. To nie koniec kłopotów Zoumy. Sprawą zajęła się angielska policja, a zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa złożono także we Francji. Według tamtejszego prawa można ścigać obywatela Francji również za łamanie francuskiego prawa za granicą. Nad Sekwaną za znęcanie się nad zwierzętami grożą cztery lata więzienia, a w Wielkiej Brytanii nawet pięć.
fot. FotoPyK