Reklama

PRASA. Kto asystentem Nawałki – następca selekcjonera? A może Piszczek?

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

18 stycznia 2022, 07:17 • 11 min czytania 42 komentarzy

Kto powinien być asystentem Nawałki – potencjalny następca w kadrze czy Łukasz Piszczek? O tym dziś sporo w prasie sportowej. Poza tym rozmowy z Michałem Pazdanem, Jarosławem Skrobaczem, Jakubem Bokiejem oraz piłkarzem-strażakiem, który uratował dwójkę małych dzieci.

PRASA. Kto asystentem Nawałki – następca selekcjonera? A może Piszczek?

“SPORT”

Z Górnikiem Zabrze do Belek nie polecieli Bainović i Tosevski. A ponadto kontuzjowani Sobczyk i Wojtuszek.

Do Turcji nie poleciało kilku zawodników, którzy w poprzednim roku bronili górniczych barw. Oprócz kontuzjowanych Aleksa Sobczyka i Norberta Wojtuszka są to obcokrajowcy – serbski pomocnik Filip Bainović czy macedoński napastnik David Tosevski. Ten ostatni, sprowadzony latem jeszcze przez Artura Płatka z rosyjskiego FK Rostów, w naszej lidze nie zaistniał. Przez pół roku młodzieżowemu reprezentantowi Macedonii Północnej uzbierały się ledwie… 3 minuty. Pokazał się jedynie w Pucharze Polski, zdobywając bramki z Radomiakiem i Ślezą Wrocław. Teraz ma wrócić do Rostowa. Z kolei Bainović przegrywał rywalizację w środku pola z kilkoma zawodnikami. Już w zeszłym roku był wypożyczony do FK Radnik, być może teraz na dobre pożegna się z górniczym klubem, tym bardziej że za pół roku kończy mu się kontrakt z klubem 14-krotnego mistrza Polski. Warto dodać, że Górnik zapłacił za niego około miliona złotych. Przez 2,5 roku Serb zagrał w 36 grach, w większości będąc rezerwowym. W Górniku wiosną nie będzie też występował Aleksander Paluszek. W pierwszej części rozgrywek ten wysoki obrońca zaliczył 10 ligowych występów w barwach słowackiego FK Pohronie Ziar nad Hronom/Dolna Zdana. Ostatni klub tamtejszej ekstraklasy zimą zrobił czystkę w kadrze, a jednym z zawodników, którego się pozbyto, był właśnie Paluszek. Co z jego przyszłością? – Będzie wypożyczony do innego klubu – poinformował trener Jan Urban.

Janusz Kupcewicz nie ma ci przeciwko powrotowi Nawałki, ale chciałby, żeby do sztabu kadry dołączył Łukasz Piszczek.

Reklama

Mówimy o Adamie Nawałce, ale wielu, w tym choćby Hubert Kostka, uważa, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki…

– Dlaczego nie ma się wchodzić dwa razy do tej samej rzeki? Są przykłady, że nie raz, nie dwa razy wychodziło. No co, weźmie pan teraz najlepszego trenera, powiedzmy z ligi angielskiej, z Manchesteru City czy Liverpoolu najlepiej. I co on tutaj zrobi w krótkim czasie? Jasne, będzie znał zawodników, ale czy coś zaradzi? Myślę, że każdy z nas, każdy z tych kilkudziesięciu milionów kibiców reprezentacji też ustawiłby skład, ustawiłby „defensywkę” na mecz z Rosją w barażu, bo wiadomo, że będzie to bardzo specyficzne spotkanie pod wieloma względami. Sousa mówił, że będziemy grali piękną ofensywną piłkę. To niech sobie ją ku… gra, ale we Flamengo. My mamy swój styl, który nam pasuje, bo technicznie to nie jesteśmy najmocniej zaawansowani. Taktykę trzeba dostosować do umiejętności, do materiału jaki się ma. Wielu innych znawców wcześniej tak mówiło, ja tego nie wymyśliłem. Ważne, żeby objął ich teraz ktoś, kto ma wśród nich autorytet. I jeszcze jedno zastrzeżenie…

Tak?

– Dobrze byłoby, żeby w sztabie szkoleniowym nowego selekcjonera znalazło się miejsce dla kogoś takiego, jak Łukasz Piszczek. Nie znam go osobiście, ale to osoba, o której można się wypowiadać w samych superlatywach. Ma doświadczenie, wiedzę, zna zespół. Dobrze, by PZPN wpłynął na nowego trenera, aby w sztabie szkoleniowym kadry znalazło się miejsce właśnie dla Piszczka.

Jarosław Skrobacz, trener Ruchu Chorzów, opowiada o zimowych transferach – zarówno tych do klubu, jaki tych wychodzących.

Reklama

Sporo dzieje się tej zimy w waszym ataku. Wypożyczenie ze Ślęzy Wrocław króla strzelców III ligi, Piotra Stępnia, to jest coś.

– Od napastnika wymaga się strzelania goli, a on w dwóch ostatnich sezonach był na III-ligowym szczeblu bardzo skuteczny. Mam nadzieję, że to przełoży się też na nasz grunt. Potrafi znaleźć się w sytuacji, szuka go piłka, ma dobre wykończenie. Cechuje go chłodna głowa i również stąd zdobywa tyle bramek. Ale… pamiętamy, że latem do Chorzowa ze Ślęzy trafił obrońca Tomek Dyr, a dziś możemy już powiedzieć, że II liga to były dla niego trochę zbyt wysokie progi. Jasne – mieliśmy inne oczekiwania, był przymierzany na inną niż wcześniej pozycję i do nieco innego systemu. Ale to też sygnał dla Piotrka Stępnia, że trzeba się mocno postarać, by odnaleźć się poziom wyżej.

Stępień będzie rywalizował z Danielem Szczepanem czy tworzył z nim duet?

– Wyobrażam sobie jedno i drugie. Jesienią próbowaliśmy też gry na dwóch napastników, choćby w nieszczęsnym, przegranym spotkaniu w Pruszkowie w jedenastce wybiegli Szczepan i Damian Kowalczyk. Tej zimy będziemy próbować systemu 3-4-1-2 i kto wie, czy to nie będzie nasze główne ustawienie. Dlatego pozyskanie skutecznego zawodnika na „dziewiątkę” zwiększa nam pole manewru. Damian Kowalczyk taką typową „dziewiątką” nigdy nie był, a dla Michała Biskupa cała jesień była nijaka. Więcej kontuzji, przerwy niż walki… Teraz w zamian mamy Stępnia, czyli chłopaka zdrowego, głodnego gry, ze swoimi planami i ambicjami. Liczymy, że nam pomoże.

Biskup został wypożyczony do Stalowej Woli, Kowalczyk trafił na listę transferową, a w zamian ściągnęliście Stępnia oraz Kamila Chilińskiego z Rakowa Częstochowa.

– Co prawda Kowalczyk zaczął z nami zimę – jestem przeciwny, by komuś utrudniać życie, zmuszać do czegoś – ale jest świadomy, jak wygląda jego sytuacja. Jeśli tylko będzie miał możliwość, zmieni klub. A Chiliński to młody chłopak. Oglądaliśmy go jesienią, gdy był wypożyczony do Odry Wodzisław. Jest perspektywiczny, fajnie porozumieliśmy się z Rakowem odnośnie wypożyczenia, dlatego do nas dołączył.

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Robert Lewandowski z nagrodą FIFA The Best dla najlepszego piłkarza świata 2021 roku. Drugi raz z rzędu nagroda trafiła w ręce Polaka.

W Paryżu Lewandowski przeżył rozczarowanie. Co prawda niejako na pocieszenie został wybrany na najlepszego napastnika roku, ale marzył o najcenniejszej nagrodzie. Ta przypadła – po raz siódmy w karierze – Lionelowi Messiemu. Teraz było inaczej. Lewandowski nie otrzymał jednak nagrody podczas gali, gdyż ta toczyła się w formule online. W ceremonii brali udział tylko prowadzący – brytyjska dziennikarka Reshmin Chowdhury i były reprezentant Anglii Jermaine Jenas oraz ogłaszający zdobywców poszczególnych nagród. Z laureatami łączono się za pomocą internetu. Wyjątkiem był Cristiano Ronaldo, który osobiście odebrał nagrodę specjalną. W końcu prezydent FIFA Gianni Infantino oznajmił zwycięzcę kategorii, na którą wszyscy najbardziej czekali. Nagrodę wręczył Polakowi prezes Bayernu Oliver Kahn, a po chwili pogratulowali mu dyrektor sportowy Hasan Salihamidžić i trener Julian Nagelsmann. – Bardzo dziękuję, jestem zaszczycony, że mogę wygrać tę nagrodę. Ona jest także dla zespołu. Wszyscy bardzo ciężko pracujemy, by zwyciężać – komentował po angielsku Lewandowski. Choć oczywiście koledzy bardzo pomogli mu triumfować, to jednak o sukcesie Polaka bardziej zdecydowały jego bramki niż zdobyte trofea. W zeszłym roku sięgnął co prawda z monachijskim zespołem po mistrzostwo Niemiec, triumfował w Klubowych Mistrzostwach Świata i Superpucharze Niemiec, ale przede wszystkim zdobył uznanie, bijąc rekord Gerda Müllera 40 goli w jednym sezonie Bundesligi. – Nigdy nie marzyłem o pobiciu rekordu. 41 goli w 29 meczach to coś niesamowitego. Gdybyś zapytał mnie kilka lat temu, powiedziałbym, że to nie jest możliwe. Chciałbym podziękować Gerdowi, bo bez niego nie mógłbym go pobić. To krok dla następnej generacji, aby znowu to zrobić – powiedział Lewandowski.

Jakub Bokiej, skaut akademii Manchesteru City, opowiada o tym, jak trafić do takiego miejsca. A jak już się trafi, to co się robi. I czy szukanie piłkarzy do akademii The Citizens… w ogóle ma sens?

Po co Manchesterowi City skauci w akademii? Przecież i tak wiadomo, że zamiast zdolnego wychowanka będzie grała gwiazda sprowadzona za wiele milionów. 

Nie do końca. Przecież jest Phil Foden, powoli wchodzi Cole Palmer. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że to jednostkowe przypadki. Nie ukrywam: moja praca jest momentami frustrująca. Będąc w tak wielkim klubie, masz świadomość, że musisz wyszukiwać najlepszych z najlepszych, tu nie ma miejsca na dobrych. Mogę trafi ć na świetnego piłkarza z fantastycznymi umiejętnościami, ale wciąż nie na tyle wielkimi, by przebił się w City. Jadon Sancho trafi ł do nas w wieku 13 lat, przeszedł każdy szczebel, świetnie prezentował się w zespołach U-18 oraz U-23 i nie dostał szansy w seniorach. Sytuacja jest trudna, bo wiesz, że w 99 procentach pozostałych klubów zostałby wiodącą postacią. Z drugiej strony to ogromne wyzwanie. Wiem, na co się piszę.

Na syzyfową pracę.

Mam świadomość, że to nierealne, by znaleźć całą jedenastkę topowych graczy, którzy przejdą przez system szkolenia City i wejdą do pierwszej drużyny. Ale głęboko wierzę, że znajdę jednego lub dwóch, których potencjał da im przepustkę aż do seniorów. To jest argument, który często słyszę od klubów Premier League, gdy składają mi oferty: że u nich liczba zawodników, którzy awansują z akademii do pierwszej drużyny, jest znacznie większa, więc będę miał łatwiejszą i o wiele bardziej wydajną pracę. Ale jakoś na razie nikt mnie nie przekonał. Jestem związany z Etihad Stadium. Dziś, po sześciu latach, mogę powiedzieć, że Manchester City to mój klub. Imponuje mi tutaj normalność ludzi, która w obecnych czasach jest unikatowa. Doceniam także, że to ten klub postawił na mnie, kiedy miałem 19 lat i w środowisku byłem zupełnie anonimowy.

Jakich piłkarzy pan wyszukuje?

Jestem odpowiedzialny za region Yorkshire. Szukam chłopców w wieku od 8 do 18 lat. Zadanie jest o tyle skomplikowane, że w Polsce możesz jechać na mecz juniorów, znaleźć superutalentowanego 12-latka i bez problemu zabrać go do akademii Legii Warszawa czy Lecha Poznań. Tutaj trafienie na „perełkę”, która jeszcze przez nikogo nie została wyskautowana, jest praktycznie niemożliwe. Konkurencję mamy ogromną. W okolicy znajdują się przecież nie tylko kluby z Manchesteru, ale także Liverpool, Everton, Leeds, Sheffield United, itd.

Michał Pazdan opowiada między innymi o tym, że zastanawia się już – co dalej. Powoli nadchodzi koniec kariery, a coś ze sobą trzeba zrobić. Może branża kawy?

W tym roku skończy pan 35 lat, pewnie bliżej niż dalej do końca kariery. Myśli pan o tym, co po niej?

Zastanawiałem się nad wieloma ewentualnościami. Różne mam myśli, co będzie dalej. Czasem mi się wydaje, że pozostanę przy futbolu, a czasem, że nie. Na pewno bardzo dużo wiem na temat piłki i w jakiejś formie – nie wiem jeszcze w jakiej – mógłbym się przydać. Wiedzę praktyczną mam ogromną. Z drugiej strony – czuję trochę przesyt futbolem i zastanawiam się, czy może nie potrzebuję odskoczni. Tyle że, jak to w życiu bywa, są różne chwile i czasem budzę się z nastawieniem, że wszystko jest OK i jednak zostanę przy piłce, a kiedy indziej jest całkowicie odwrotnie. Przy czym najważniejsze, że nie mam wewnętrznego poczucia, że muszę za wszelką cenę zostać np. świetnym trenerem. Jeśli tak się stanie, to fajnie, a jak nie, to nie. Zobaczymy, jak potoczą się losy.

Jakie uczucia budzi w panu ewentualna kompletna zmiana branży?

Ciekawość, doskonalenie siebie, ciągła nauka. Cieszę się na myśl o czymś nowym. O futbolu wiem tyle, że trudniej przychodzi przyswajanie nowości, informacji. Natomiast perspektywa innych profesji jest kusząca ze względu na konfrontację z czymś nieznanym. Z czymś, co może mnie nakręcić, pchnąć do przodu. Dlatego absolutnie nie zamykam się na inne rzeczy poza piłką. Wychodzę z założenia, że nie tylko futbolem człowiek żyje.

Stąd pomysł współpracy z kawiarnią i stworzenie własnych kaw „Mocny strzał” i „Strzał energii”?

Między innymi. Spotkałem się z jednym z właścicieli kawiarni, pogadaliśmy, bo zawsze chętnie dowiaduję się nowych rzeczy, i tak to wyszło. Na początku chciałem się związać z czymś, co lubię, co sprawia mi przyjemność, co mnie interesuje, żeby nie patrzeć na to tylko pod względem biznesowym. Fajnie dowiedzieć się, jak wszystko funkcjonuje dookoła. Wcześniej miałem dużo różnych możliwości, by zacząć tego typu współpracę, ale byłem bardziej skoncentrowany na piłce, nie miałem na to czasu lub nie wiedziałem, jak go wygenerować.

Kamil Kosowski pisze, że jeśli Nawałka zostanie selekcjonerem, to dobrze by było, żeby przy jego boku pracował młody trener, który mógłby Nawałkę zastąpić na tym stanowisku.

Adam Nawałka jest rygorystyczny, co do swojego wyglądu, ale także względem swoich zasad. Mieliśmy tego próbkę w latach 2013-2018, gdy prowadził kadrę. Wiemy, że jest profesjonalistą w każdym calu, a to najważniejsza cecha u selekcjonera. Dalej będę się upierał, że jeśli Adam obejmie kadrę, wraz z nim pracę rozpocząć powinien też jego teoretyczny następca. Młody trener, który już coś osiągnął, potwierdził, że ma dobry warsztat i silną psychikę. Taki szkoleniowiec miałby za zadanie uczyć się od Nawałki i później skonsumować tę wiedzę. Tak jak Adam zrobił to, asystując Leo Beenhakkerowi. To zdało egzamin, pozwoliło mu poznać zasady, na jakich funkcjonuje kadra, a te są zupełnie inne od tych panujących w klubach. Na tę chwilę widziałbym trzech kandydatów na asystentów w reprezentacji. Każdy z nich sprawdził się już w klubach ekstraklasowych, pracował z niektórymi piłkarzami z drużyny narodowej i wie, jak funkcjonuje się w świecie dużej piłki. Ta trójka to Marcin Brosz, Jan Urban i Marek Papszun. Przy Nawałce mogliby się sporo nauczyć o piłce reprezentacyjnej. Taki asystent mógłby równolegle prowadzić którąś z młodzieżowych kadr, by mieć świetne rozeznanie w potencjale zawodników, którzy aspirują do pierwszej reprezentacji.

“SUPER EXPRESS”

IV-ligowy piłkarz uratował dwójkę dzieci i ich babcię. Duży szacunek dla młodego strażaka!

Łukasz Gryciak, piłkarz IV-ligowego Dębu Dębno, uratował z pożaru dwójkę małych dzieci i ich babcię. W pożarze bloku mieszkalnego udzielił natychmiastowej pomocy i ewakuował zagrożone osoby. Stan trójki poszkodowanych jest dobry, a pan Łukasz po jednodniowym pobycie w szpitalu wrócił do pracy. – Kiedy zobaczyłem małe dzieci i zagrożenie ich życia, to nie zastanawiałem się ani przez chwilę, trzeba było pomóc jak najszybciej – wraca w rozmowie z „Super Expressem” do dramatycznych wydarzeń z minionego piątku pan Łukasz. – To były małe dzieci, chłopiec ok. trzech, czterech lat, dziewczynka ok. 1,5 roku. A, że sam mam malutkie dziecko, więc to był jeszcze dodatkowy impuls, żeby dać swoją maskę dziewczynce, która zaczęła tracić oddech. Ta akcja była najtrudniejsza w mojej pracy – mówi młodszy ogniomistrz Gryciak, który od 10 lat pracuje na posterunku w Dębnie i kontynuuje tradycje rodzinne, bo jego ojciec był strażakiem.

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

42 komentarzy

Loading...