We wtorkowej prasie miks tematów ligowych i reprezentacyjnych (trwają poszukiwania nowego selekcjonera). Nie ma jednak tekstu wyraźnie wybijającego się ponad resztę.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Kamil Kosowski o spodziewanym transferze Kacpra Kozłowskiego do Brighton.
Problemem dla zawodnika Pogoni może być jednak konkurencja w walce o miejsce w składzie Mew. Są tam Adam Lallana, Yves Bissouma, Alexis Mac Allister, no i Moder. Przy tym zestawie Kozłowski byłby bardzo daleko od składu. To mogłoby się zmienić, gdyby któryś ze wspomnianych graczy odszedł do innego klubu. Myślę, że to tylko kwestia czasu, gdy z Brighton pożegna się Bissouma, bo to zawodnik z umiejętnościami na grę w czołowym klubie ligi. Czytałem też o możliwości transferu Kozłowskiego do Brighton i natychmiastowego wypożyczenia do któregoś z klubów belgijskich. To byłoby dobre rozwiązanie. Gdyby Kacper sprawdził się w słabszej lidze niż Premier League, ale lepszej niż nasza ekstraklasa, jego notowania by wzrosły.
Żałuję, że scenariusz nie zakłada transferu Kozłowskiego do któregoś z czołowych klubów ligi angielskiej i wypożyczenia go do Brighton. Niestety, na to jeszcze sobie poczekamy. Ekstraklasa nie ma w Anglii najlepszej renomy. Tylko niektórzy nasi przebijają się na Wyspach. Udało się Moderowi i Janowi Bednarkowi, ale niepowodzeniem zakończyły się transfery Jarosława Jacha, Michała Karbownika czy Joela Valencii. Fiaskiem nazwać trzeba też przejście Bartka Kapustki do Leicester. Gdyby on się sprawdził, nikt nie miałby oporów, by sprowadzać do siebie piłkarzy z polskiej ligi. A tak wciąż jesteśmy traktowani jak piłkarski zaścianek, w którym co jakiś czas można wyłowić jakiś talent.
Ranking europejskich reprezentacji za 2021 rok. Pierwsza piątka to Włochy, Anglia, Francja, Hiszpania, Belgia. Polska dopiero dwudziesta.
To był rekordowy i historyczny rok pod względem liczby meczów. Jeszcze nigdy nie zdarzyło się, by europejskie reprezentacje rozegrały ponad 400 spotkań, tymczasem w 2021 roku licznik zatrzymał się na 403. To niemal dwa razy tyle, ile grano w poprzednim, bardzo dotkniętym pandemią koronawirusa roku 2020. Wtedy członkowie UEFA wychodzili na boisko tylko 220 razy.
Przełożone o rok mistrzostwa Europy tym razem nie uległy już przesunięciom, a najlepsi okazali się Włosi i to ich klasyfikujemy oczywiście na czele rankingu „PS”, przymykając oko na gorszą postawę w eliminacjach MŚ. Nowo koronowani czempioni Starego Kontynentu ustąpili w grupie Szwajcarii i w marcu czekają ich baraże. W rozgrywanym na własnych boiskach turnieju o medale Ligi Narodów ulegli w półfinale Hiszpanii, ale to ich jedyna porażka w tym roku (w starciu o brąz pokonali Belgię) i nie rzutowała ona na nasz werdykt.
Ramsdale, Livramento, Gray… – czyli przegląd najlepszych transferów w Premier League w tym sezonie.
Conor Gallagher (21 lat, Crystal Palace)
Człowiek orkiestra na Selhurst Park. Nie ma piłkarza Crystal Palace, który w tym sezonie miałby od Gallaghera więcej goli (6), asyst (3), strzałów celnych (14) i wykreowanych sytuacji (27). Dziewięć goli, w których miał udział (bramki plus asysty) to drugi najlepszy wynik ligi spośród graczy do lat 21. Pomocnika Orłów wyprzedza jedynie Emile Smith-Rowe (10). Gallagher wreszcie trafił do miejsca, gdzie może rozwinąć skrzydła i pokazać pełnię talentu. Piłkarz Chelsea do tej pory wypożyczany był do Charltonu, Swansea i West Bromwich. Latem tego roku też wiedział, że musi spakować walizkę i czekać na sygnał, gdzie tym razem zostanie rzucony. Na szczęście dla niego pozostał w Londynie, co jest zasługą Patricka Vieiry. Gallagher miał oferty z Newcastle i Leeds, ale nowy szkoleniowiec CP przekonał go, by wybrał południe Londynu. Chelsea zastrzegła sobie co prawda możliwość wezwania swojego piłkarza z powrotem w styczniu, ale już wiadomo, że nic takiego się nie stanie. Jako warunek wcześniejszego zakończenia wypożyczenia przyjęto rozegranie przez niego mniej niż połowy minut, a niespełna 22-letni zawodnik występuje zawsze, gdy tylko może.
Jose Sa (28 lat, Wolverhampton)
Legenda Premier League Gary Neville określa jego transfer jako najlepszy w tym sezonie. O tym można dyskutować, ale jedno nie podlega wątpliwości – portugalski bramkarz musi się znaleźć w gronie najbardziej trafionych letnich nabytków. Były golkiper Olympiakosu Pireus nie miał łatwego zadania, bo musiał zastąpić sławniejszego rodaka Rui Patricio, jednak z tym zadaniem radzi sobie więcej niż dobrze. Dowodzona przez Sa obrona znajduje się w ścisłej czołówce najszczelniejszych tylnich formacji ligi. Sa jest najlepszy ze wszystkich bramkarzy Premier League pod względem skuteczności interwencji (78,2 proc.), ale potrafi jednocześnie dokładnymi dalekimi podaniami wykreować sytuacje kolegom z ataku. Ma na koncie jedną asystę.
Dominik Hładun latem odejdzie z Zagłębia Lubin, za niego przychodzi Jasmin Burić.
Bramkarz Miedziowych dostał ofertę przedłużenia wygasającego z końcem obecnego sezonu kontraktu, ale nawet nie podjął negocjacji, bo poinformował klub, że zamierza zmienić pracodawcę. – Postawił sprawę uczciwie. W przyszłości chce spróbować sił w innej drużynie, dlatego nie chciał się wiązać z nami nową umową. Dla nas to z kolei sygnał, że musimy mieć przygotowanego godnego następcę – przyznaje dyrektor pionu sportowego KGHM Zagłębia Piotr Burlikowski.
SPORT
Rozmowa z Henrykiem Wawrowskim, srebrnym medalistą igrzysk, 25-krotnym reprezentantem Polski. Tematem – sprawy selekcjonerskie.
Ma pan nieskrywaną satysfakcję odnośnie tego, co stało się z Paulo Sousą? Praktycznie od początku, gdy został selekcjonerem, był pan jego zdecydowanym przeciwnikiem.
– Od razu mówiłem, zaraz na początku, że się nie nadaje, bo dużo gada, a mało robi. Zresztą tak samo jak Ricardo Sa Pinto, którego pamiętamy jeszcze z Legii, gdzie krzyczał, krzyczał, a… nic przecież nie zrobił. Nie mam przekonania do zachodnich trenerów. Kiedy widzę, jak dziennikarze wypisują, że u nas nie ma szkoleniowców i potrzebny jest zagraniczny, to ja się pytam, ile on meczów w kolejce zobaczy? Jaki on ma przegląd tego, co się dzieje? Tym bardziej że jak w przypadku takiego Sousy, to cały jego sztab też był zagraniczny. Ja zawsze uważałem i nadal uważam, że powinien być polski selekcjoner. Niby mamy taką superszkołę trenerów, którzy stamtąd wychodzą, no i co?
Czyli definitywnie Polak?
– Mamy Papszuna czy innych – jak Magiera, Probierz, Kaczmarek. Nie wiem, czy nie mają siły przebicia, czy coś innego decyduje? Trudno powiedzieć, czym związek się kieruje. Nasz trener ma szansę zobaczyć więcej niż jego zagraniczny odpowiednik, którego w kraju zresztą na ogół nie ma. Niby są skauci, obserwatorzy, ale te ich opinie też nie do końca są adekwatne, bo jednemu podoba się blondynka, a drugiemu brunetka.
A zagraniczne kandydatury takich trenerów, jak Andrea Pirlo, Fabio Cannavaro czy Dick Advocaat pana nie przekonują?
– I co? Znowu ściągnie ze sobą sztab zagranicznych współpracowników, jak Sousa? Ja się pytam – po co? Moim zdaniem trener zagraniczny w reprezentacji to nie jest dobry pomysł i szukałbym na swoim podwórku. Z drugiej strony słyszę, że jak byłby ktoś od nas, to taki Lewandowski miałby coś w tym temacie do gadania. On jest piłkarzem i jest od grania, a nie gadania. Dostaje powołanie, przyjeżdża i jak jest wystawiony, to ma grać, a czy szkoleniowcem będzie Wawrowski, Jaworski czy ktoś inny, to nie ma znaczenia. Jest trener kadry narodowej i on o wszystkim decyduje, on wszystkim zarządza. Nikt nie ma się prawa obrażać. Łatwy kawałek chleba to na pewno jednak nie jest.
Górnik Zabrze raczej jest pogodzony z odejściem Adriana Gryszkiewicza po zakończeniu sezonu.
W tym czasie działaczy klubu z Zabrza czekają rozmowy z zawodnikami, którym kończą się umowy. Sprawa jest paląca, bo w tej grupie jest aż 9 graczy. W grudniu umowę o dwa lata udało się prolongować z Erikiem Janżą. Z pozostałymi rozmowy się toczą. Nie są one łatwe, jak mówi pełniący obowiązki prezesa Górnika Tomasz Młynarczyk. Wśród wielu graczy, którym z końcem czerwca tego roku wygasa umowa, jest 22-letni Adrian Gryszkiewicz. „Adi” trafi ł do Zabrza zimą 4 lata temu ze słynącego z dobrej pracy z młodzieżą Gwarka Zabrze. Z miejsca zaczął grać. Na swoim koncie ma już 75 ligowych występów i jedną bramkę. Zdobył ja w dobrej dla siebie rundzie jesiennej w końcówce emocjonującego meczu z Pogonią Szczecin w grudniu, kiedy to jego trafienie w samej końcówce dało zabrzanom cenny punkt, w zremisowanym 2:2 spotkaniu.
Niestety zanosi się na to, że wkrótce utalentowany i dobrze grający obrońca, opuści górniczy klub. – Nie ma raczej takiej możliwości, żebyśmy z Adrianem Gryszkiewiczem przedłużyli umowę. Zawodnik jest zdeterminowany i bardzo chce wyjechać za granicę. To, jak mówi, jest dla niego szansa rozwoju i chce wyjechać. Jesteśmy w stanie to zrozumieć – mówi p.o. prezesa Tomasz Młynarczyk.
Napastnik, młodzieżowy skrzydłowy i zawodnik do środka pola znajdują się na liście życzeń trenera GKS-u Tychy, Artura Derbina. Z kolei Marcel Misztal niespodziewanie odszedł teraz do Podbeskidzia.
– Rozmawiałem z Marcelem po jego debiucie w I lidze w meczu z Resovią oraz po jego kolejnym meczu z Miedzią, który rozpoczął w wyjściowym składzie – dodaje opiekun „trójkolorowych”. – Już wcześniej był co prawda na ławce rezerwowych, ale wejście do gry opóźniła mu choroba. Dlatego wcześniej niż on zagrali Miłosz Pawlusiński i Krzysztof Machowski. Pokazał się jednak w dwóch ostatnich ubiegłorocznych meczach, po których chwaliłem go za dobre wejście do I ligi i mówiłem o jego bardzo dużej szansie na grę w naszym zespole w rundzie wiosennej. Wybrał jednak inaczej, a to znaczy, że musimy wypełnić kolejną lukę w kadrze, do której potrzebujemy przede wszystkim: napastnika, bocznego pomocnika ze statusem młodzieżowca oraz zawodnika do środka pola. Rozmowy są prowadzone i liczę, że niebawem pojawią się konkrety, bo po pierwsze potrzebujemy świeżej krwi, a po drugie fakt, że zajmujemy szóste miejsce w tabeli, też jest naszym atutem na progu roku i staramy się z tego korzystać – zdradza Artur Derbin.
Jan Woś przeszedł do legendy Odry Wodzisław Śląski, bo jako jedyny zagrał w jej pierwszym i ostatnim meczu w ekstraklasie.
Latem 2000 roku Jan Woś przeniósł się z Odry do chorzowskiego Ruchu. Początek „znajomości” z nowym klubem był dla niego koszmarny, bo podczas tournee po Stanach Zjednoczonych zerwał więzadła krzyżowe. Szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że stało się to w Chicago i tam miał operację oraz początki rehabilitacji. Na boisko wrócił dopiero wiosną 2001 roku, wystąpił w 15 spotkaniach „Niebieskich”, w których strzelił 7 bramek. Trzy poszły na jego konto w dramatycznym pojedynku z Groclinem/Dyskobolią Grodzisk Wielkopolski (13 czerwca 2001 roku w Chorzowie), który zakończył się zwycięstwem chorzowian 4:3, mimo że ci dwukrotnie przegrywali 0:2 i 2:3. Szalę zwycięstwa na stronę gospodarzy przechylił właśnie Woś, zdobywając gole w 87 i 90 minucie. Tego drugiego z rzutu karnego.
– Mecz z Groclinem w Chorzowie był dla mnie szczególny z kilku powodów – przypomina Jan Woś. – Po pierwsze strzeliłem swój pierwszy hat trick w karierze i to nie byle komu, bo Wojciechowi Kowalewskiemu, który później był reprezentantem Polski. Po drugie – to zwycięstwo sprawiło, że Ruch był najlepszą drużyną w rundzie wiosennej. Zdobyliśmy wtedy, o ile mnie pamięć nie myli, 29 punktów. Po trzecie – wcześniej miałem pół roku przerwy z powodu kontuzji, której nabawiłem się w USA, i wiosną czułem autentyczny głód piłki. Dla mnie tamten sezon mógłby się nie kończyć w tym momencie. Może ten mecz nie był najlepszym występem w sezonie, ale dzięki dramatycznej końcówce spotkanie było emocjonujące. Po czwarte – był to pożegnalny występ naszego bramkarza Jakuba Wierzchowskiego, który odchodził do Werderu Brema. W tym meczu między słupkami nie stał jednak on, lecz „Grzana”, czyli Waldemar Grzanka. Pierwszego karnego, po faulu Piotrka Piechniaka na Rafale Kwiecińskim, strzeliłem w prawy górny róg bramkarza, przy drugim „wapnie” za zagranie ręką któregoś z piłkarzy Groclinu. Kowalewski mnie wyczuł, ale piłka szczęśliwie wpadła do siatki. W tym strzale było mniej precyzji, a więcej siły. Gol z akcji padł po znakomitym podaniu Roberta Górskiego, wyszedłem sam na sam z „Kowalem” i przelobowałem go z 16 metrów.
Warto dodać, że po końcowym gwizdku naszego „eksportowego” wówczas arbitra Ryszarda Wójcika z Opola rozpętała się prawdziwa burza, w której prym wiódł Wojciech Kowalewski. – Kto dotknął ręką tę piłkę? – zapytał w drodze do szatni sędziego. – Chyba Kozioł – usłyszał w odpowiedzi. – Chyba to jest taka ryba – grzmiał dalej bramkarz Groclinu. – Najpierw pan mówił, że Araszkiewicz, teraz, że Kozioł. A prawda jest taka, że to byłem ja.
SUPER EXPRESS
Trenerzy prowadzący Kacpra Kozłowskiego we wczesnej młodości w jasnych barwach widzą jego przyszłość na Zachodzie.
– Wierzę, że będzie dobrze, a pewność siebie, którą budowaliśmy u Kacpra i innych chłopaków od najmłodszych lat, pomoże mu w tym – mówi Łukasz Korszański, wychowawca Kacpra w klasie sportowej SP nr 7 w Koszalinie, a jednocześnie koordynator w Bałtyku Koszalin. – Wielu twierdzi, że Kacper jest zbyt pewny siebie, ale rozwój zawodnika powinien się zaczynać od budowania pewności i odwagi. Piłkarz nie może bać się podejmowania trudnych decyzji w rywalizacji z innymi. Kacper był w jednej klasie z Adrianem Bukowskim (obecnie w Śląsku Wrocław – red.), i nie mogłem spuścić ich z oka, bo tak rywalizowali ze sobą. Nawet dochodziło do przepychanek między nimi. Ale tak być powinno, bo tylko najtwardsi przetrwają przy olbrzymiej konkurencji, jaka obecnie jest w piłce – dodaje były opiekun „Koziołka”.
RZECZPOSPOLITA
Stefan Szczepłek uważa, że powrót Jerzego Brzęczka do reprezentacji byłby usprawiedliwiony.
Selekcjonera poznamy 19 stycznia. 18 stycznia 2021 roku odwołany został Jerzy Brzęczek. Czy równo rok później może wrócić? A dlaczego nie. Jest jedynym selekcjonerem w dziejach reprezentacji, który został zwolniony po wywalczeniu awansu na wielki turniej i nie dokończył swojej pracy. Nie odchodził przegrany. On, podobnie jak Nawałka, zna tę reprezentację, gra jeszcze kilku jego zawodników, nie musiałby się jej uczyć. Ten powrót byłby sprawiedliwy.
Czy to możliwe? O tego typu wyborach nie zawsze decydują argumenty merytoryczne. Trener reprezentacji musi podobać się kibicom, spotykać się z dziennikarzami, sprzedawać ciekawostki z szatni i życia osobistego. Brzęczek tego nie robił, dlatego od początku miał pod górkę. A może gdyby został, dziś nie byłoby tylu problemów.
Fot. FotoPyK