– Szykujący się do nowej pracy Portugalczyk działał – i to była akurat okoliczność sprzyjająca polskiej stronie – pod presją czasu. Przecież choć formalnie nie rozstał się z reprezentacją Polski, w istocie był już trenerem Flamengo Rio de Janeiro. Oczywiście PZPN także nie miał czasu zbyt wiele. Bo dopóki trzymał się wersji, że Sousa jest selekcjonerem naszej reprezentacji, wiązał sobie ręce w poszukiwaniu nowego trenera. Mógł to robić tylko nieoficjalnie i w największej tajemnicy. Tak wielkiej, że na środowym posiedzeniu temat w ogóle nie był poruszany – czytamy w „Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
Kulisy wczorajszych obrad w PZPN-ie. Każdy z członków zarządu zabrał głos podczas zebrania, wszystko działo się pod presją czasu, ale ostatecznie związek osiągnął sukces w rozmowach z Sousą.
Szykujący się do nowej pracy Portugalczyk działał – i to była akurat okoliczność sprzyjająca polskiej stronie – pod presją czasu. Przecież choć formalnie nie rozstał się z reprezentacją Polski, w istocie był już trenerem Flamengo Rio de Janeiro. Oczywiście PZPN także nie miał czasu zbyt wiele. Bo dopóki trzymał się wersji, że Sousa jest selekcjonerem naszej reprezentacji, wiązał sobie ręce w poszukiwaniu nowego trenera. Mógł to robić tylko nieoficjalnie i w największej tajemnicy. Tak wielkiej, że na środowym posiedzeniu temat w ogóle nie był poruszany. Bo to, że zatrudnienie następcy Sousy jest nieuniknione, było dla wszystkich oczywiste. Na wszelki wypadek zarząd przygotował także plan B, który można nazwać opcją atomową. A więc na przykład rozwiązanie kontraktu z winy selekcjonera, który zadeklarował chęć natychmiastowego porzucenia pracy w PZPN i tym samym utracił wiarygodność oraz zaufanie niezbędne do dalszego pełnienia tej funkcji. To wiązało się jednak z wejściem na długotrwałą drogę sądową, z trudnym do przewidzenia fi nałem. Na szczęście nie trzeba było z tej opcji korzystać. Pytanie, co dalej i kto zajmie miejsce Portugalczyka. Kolejne posiedzenie zarządu ma się odbyć 19 stycznia, ale ten termin był ustalany, kiedy jeszcze nikt nie miał pojęcia o wolcie Sousy. Dlatego do tej daty nie należy się przywiązywać. Prezes Kulesza zapowiedział, że w razie potrzeby jest w stanie zorganizować obrady władz PZPN z dnia na dzień.
Rozmowa z Michałem Listkiewiczem. Między innymi o tym, jak mocno trzeba się dobrać do portfela Sousy przez prawników PZPN.
Uważał pan, że strony dojdą do porozumienia i PZPN puści Sousę, jeśli zapłaci odszkodowanie?
Nawet jeśli będzie to złotówka, to ważne, aby Sousa poniósł konsekwencje. PZPN musiał wyjść z tego z twarzą, walczyć o dobre i m i ę związku, bo nie jesteśmy jakąś podrzędną reprezentacją, tylko poważną federacją dużego kraju i tak powinniśmy być traktowani.
Do końca roku powinniśmy znać nazwisko nowego selekcjonera?
Niekoniecznie. Pamiętam sytuację z 2002 roku. Zbigniew Boniek zrezygnował z prowadzenia kadry w grudniu, a dopiero na początku lutego zawarliśmy porozumienie z Pawłem Janasem. Tyle że wtedy decydowały kwestie zdrowotne. W obecnej sytuacji czas nas nie nagli, bo nowy selekcjoner rozpocznie pracę za miesiąc, gdy ruszą ligi, a z zawodnikami spotka się dopiero na marcowym zgrupowaniu, cztery dni przed meczem z Rosją. Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby powierzenie tego zadania Adamowi Nawałce i Jerzemu Engelowi. Wszyscy mi dogryzają, że dziadki leśne się wspierają, ale ja w takim razie pytam: ile lat miał Ferguson, gdy odnosił sukcesy z Manchesterem United? Albo Vicente del Bosque, gdy prowadził Hiszpanię? Selekcjoner nie jest od biegania po boisku, tylko od myślenia. A to Engel potrafi .
Podsumowanie powrotów do Ekstraklasy. Grosicki się rozkręcił, Kądzior punktował, ale nie wszystkie powroty wypaliły.
Piłkarzem, na którego czekano w Polsce był Kamil Grosicki. Skrzydłowy nie podbił angielskiej Premier League. Pod koniec poprzedniego sezonu w West Bromwich Albion grywał już tylko w zespole rezerw i musiał działać. Saga z jego powrotem do Polski ciągnęła się kilka tygodni, ale w końcu Grosik podpisał dwuletni kontrakt z Pogonią Szczecin – klubem, w którym zaczynał swoją karierę. W pierwszych tygodniach 33-latek nadrabiał zaległości treningowe z ostatnich miesięcy i kibice musieli uzbroić się w cierpliwość. Dopiero w siódmym występie Grosicki strzelił gola (przeciwko Jagiellonii – 4:1). Trafienie dodało mu pewności siebie i skrzydłowy na dobre się odblokował. W kolejnych pięciu spotkaniach zdobył dwie bramki, miał cztery asysty i piłkarską jesień zakończył na drugim miejscu w klasyfikacji kanadyjskiej wśród graczy Pogoni (za Luką Zahovičem). Jeśli wiosną forma Grosickiego nadal będzie rosła, może on doczekać się powrotu do reprezentacji Polski. Na nadmiar klasowych skrzydłowych nasza kadra od lat nie narzeka. W lipcu, po trzech latach do ekstraklasy wrócił Damian Kądzior. Za granicą pomocnik grał w chorwackim Dinamie Zagrzeb, hiszpańskim Eibarze oraz tureckim Alanyasporze. Trudno ocenić jego przygodę jako jednoznacznie nieudaną. Kądzior wrócił do Polski z dwoma mistrzostwami Chorwacji, udało mu się też dwukrotnie wystąpić w Lidze Mistrzów. Mając 29 lat piłkarz stwierdził, że najlepiej będzie mu kontynuować karierę w Polsce i dołączył do Piasta. Z miejsca stał się ważnym elementem zespołu Waldemara Fornalika. Były selekcjoner korzystał ze świetnie ułożonej stopy pomocnika i powierzył mu wykonywanie stałych fragmentów. Efektem zaufania są dwa gole i sześć asyst (najwięcej w lidze wspólnie z Ivim Lopezem z Rakowa i Flavio Paixao z Lechii).
Felieton Sebastiana Parfjanowicza o Sousie. Nie powinniśmy być zaskoczeni jego zachowaniem, bo w przeszłości wykręcał podobne numery.
A sam Sousa? Czym nas tak naprawdę zaskoczył? Co w Polsce zrobił inaczej niż w dotychczasowym dryblingu przez świat? Okłamał kibiców i piłkarzy Maccabi, by uciec do Bazylei. Z Videotonu odszedł z powodu kłopotów rodzinnych, które – jak się okazało – oznaczały rozmowy kontraktowe w Nowym Jorku. Z Bordeaux zwolnił się sam zmęczony atmosferą i brakiem transferów, po czym… zażądał wypłaty prawie 3,5 miliona euro za rozwiązanie umowy. Ba, już jako piłkarz nie czuł najmniejszych skrupułów, by po ośmiu latach zostawić Benfi cę na rzecz lokalnego rywala. Co ciekawe, miał ważny kontrakt, ale wykorzystał opóźnioną wypłatę, by unieważnić porozumienie z winy klubu. I tak – za kilka groszy więcej – został piłkarzem Sportingu. I tak stracił szacunek w Portugalii, a potem w zasadzie w każdym kraju, w którym pracował. Z takim CV powinien mieć u nas szansę wyłącznie na główną rolę w remake’u kultowego fi lmu „Konsul” o oszuście w skórze dyplomaty… Ale Zbigniew Boniek ujrzał w nim klasę TOP. To niestety miłości własnej byłego prezesa PZPN, jego alergii na dzielenie się władzą i kluczowymi decyzjami zawdzięczamy obecny galimatias. Popularne portugalskie przysłowie mówi, że każde wino chciałoby być szampanem. Paulo Sousa chciałby być trenerem Juventusu Turyn. Na razie jednak zostawia po sobie wyłącznie cierpki posmak. Nie płaczmy za nim, bo nie warto. Wszystkiego najlepszego w nowym roku, Paulo. Założę się z tobą o miesięczną wypłatę, że za rok w sylwestra już nie będziesz pracował w Brazylii. Łatwy pieniądz, lubisz takie biznesy. Przyjmujesz?
„SPORT”
Finansowa strona rozstania z Sousą. PZPN nie będzie musiał mu płacić 75 tysięcy miesięcznie, w Brazylii zarobi jeszcze więcej.
Kontrakt Paulo Sousy z PZPN obowiązywał do 31 marca, a jego przedłużenie uzależnione było przede wszystkim od powodzenia w barażach o awans na mundial w Katarze. Gwarantował selekcjonerowi miesięczną pensję rzędu około 75 tys. euro. W Rio de Janeiro zarabiać ma 100 tys. euro i związać się z wicemistrzem Brazylii 2-letnią umową z opcją prolongaty. Uda się tam razem z 6-osobowym sztabem, z którym pracował też z naszą kadrą. Według brazylijskiego „Universo Online”, piłkarze Flamengo mieli prosić działaczy, by… przemyśleli jeszcze sprawę i zdecydowali się na zatrudnienie nie Sousy, a Jorge Jesusa. Szkoleniowiec w tym tygodniu rozstał się z Benficą Lizbona, a wcześniej był numerem 1 na liście życzeń klubu z Rio de Janeiro. – To kłamstwo. Zawodnicy nie kontaktowali się z zarządem klubu. Nigdy nie próbowali wstawiać się za jakimkolwiek trenerem – zaprzeczył Bruno Spindel, dyrektor wykonawczy Flamengo. Wiceprezes klubu, Marcos Braz, „był widziany” z kolei w Porto i zapytany przez jednego z kibiców przyznał, że nowym trenerem będzie Paulo Sousa, a swoją pracę rozpocznie 4 stycznia. Tę historię opisały brazylijskie media.
Zawodnicy Pogoni Szczecin dochodzą do siebie po zabiegach, które mają im pomóc ze zdrowiem. Do początku rundy wiosennej powinni już wrócić do treningów.
Przerwę w treningach i meczach kilku piłkarzy szczecińskiej Pogoni wykorzystało na podreperowanie swojego zdrowia. Zaraz po zakończeniu rundy jesiennej bramkarz „portowców” Dante Stipica przeszedł zabieg przepukliny pachwinowej. W jego przypadku program rehabilitacyjny potrwa 3-4 tygodnie. – Dante przeszedł zabieg w klinice w Monachium – powiedział szef sztabu medycznego Pogoni, Bartosz Paprota. – Czuje się dobrze. Po okresie rehabilitacji zawodnik rozpocznie pełny trening. Na szczęście to taka technika, która umożliwia bardzo szybki powrót po rehabilitacji i do treningów. Na wykonanie zabiegu zdecydowano się także w przypadku Alexandra Gorgona, który od dłuższego czasu zmagał się z kontuzją. – Alex miał problem z naderwanym więzadłem pobocznym w kolanie – wyjaśnił Bartosz Paprota. – To więzadło wygoiło się. Piłkarz cały czas miał jednak dolegliwości bólowe, szczególnie przy oddawaniu strzałów czy zmianach kierunku ruchu. Rehabilitacja zawodnika prowadzona była najpierw w klubie, a następnie w Niemczech u lekarzy, u których Gorgon leczył się wcześniej. Wówczas działania były koordynowane z klubowym sztabem medycznym. – Ta rehabilitacja nie przynosiła jednak oczekiwanych efektów – opowiada lekarz Pogoni. – Podjęliśmy zatem decyzję, żeby zrewidować miejsce uszkodzenia. Więzadło wygoiło się, natomiast powstała też blizna, która powodowała nieprawidłową pracę ścięgna i nerwu w okolicach więzadła.
„SUPER EXPRESS”
Jerzy Dudek mówi, że Sousa potraktował Polskę biznesowo i to nieetyczne. Nie chciał czekać do marca i skorzystał z innej oferty.
Jak zareagował pan na informację, że Paulo Sousa zwrócił się do prezesa PZPN z prośbą o rozwiązanie umowy?
– Tak jak wszyscy jestem zdziwiony tym ruchem. Jest niesmak, bo wyszło nieelegancko. Wszyscy czują się oszukani. Odnosiłem wrażenie, że praca Sousy z reprezentacją Polski była traktowana przez jego agenta w kategoriach promocji. Według mnie Sousa podszedł do tego biznesowo, co z naszego punktu widzenia jest nieetyczne. Podejrzewam, że nie otrzymał podczas ostatniego spotkania z prezesem gwarancji, że współpraca będzie kontynuowana. Gdy dostał propozycję z dużego klubu za większe pieniądze, to nie chciał czekać do marca.
Liczył się ze zwolnieniem i nie czekał na ruch prezesa PZPN?
– Mówi się, że piłka jest jak szachy. Trzeba przewidzieć ruchy, korzystać z pomyłek i niezdecydowania przeciwnika. Sousa po meczu z Węgrami zdawał sobie sprawę, że jego posada nie jest pewna, że mogą być konsekwencje jego decyzji. Nie kalkulował, zaczął działać. Prezes Kulesza przyzwyczajony jest do sytuacji, że to on zwalnia, ale tutaj to trener go ubiegł i wybrał ofertę lepszą finansowo.