– Załóżmy, że trener zrywa kontrakt i odchodzi. Odpada tym samym obowiązek płacenia takiemu trenerowi, bo nie wykonuje usług. Zasadą w naszym systemie prawnym jest, że umowy o świadczenie usług mogą zostać rozwiązane, ale kiedy za tym rozwiązaniem nie stoi jakaś uzasadniona przyczyna, to powstaje roszczenie odszkodowawcze. Jak je obliczyć? W najgorszym razie ktoś powie: nie ma Sousy, więc mu nie płacicie i szkoda wynosi zero. Ale FIFA stoi na stanowisku, że nie można mówić: nie ma trenera, nie ma wynagrodzenia, więc nic się nie stało – mówi prawnik Mateusz Stankiewicz w “Przeglądzie Sportowym” o tym, ile PZPN może oczekiwać odszkodowania od Sousy. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Z okładki “PS” proponuje Nawałkę na nowego selekcjonera. Doświadczenie selekcjonerskie, dobre relacje z Lewandowskim, znajomość ze znaczną częścią kadrowiczów.
Naprawdę mocny następca Sousy, mimo pozornie co najmniej kilku ciekawych kandydatów, jest tylko jeden. Adam Nawałka przewyższa wszystkich innych pretendentów selekcjonerskim doświadczeniem, przygotowaniem do tej pracy, osobistą znajomością z wieloma kadrowiczami i dobrymi relacjami z liderem zespołu, czyli Robertem Lewandowskim, co jest trudne do przecenienia. Ile to znaczy, widać było w drużynie prowadzonej przez Jerzego Brzęczka. Z nim as Bayernu Monachium, najoględniej mówiąc, nie dogadywał się, co wpływało na atmosferę w drużynie narodowej tak znacząco, że według byłego prezesa PZPN Zbigniewa Bońka należało zmienić selekcjonera. Dopiero dzisiaj, już bez cienia wątpliwości wiemy, że było to przeskokiem z deszczu pod rynnę. Istotne również jest to, że choć Nawałka publicznie przynajmniej na razie nie chce zabierać głosu w sprawach kadry, ma dużo ochoty i entuzjazmu, by jeszcze raz jej pomóc. Wprawdzie od blisko trzech lat (w marcu 2019 roku rozstał się po nieudanej przygodzie z Lechem Poznań) jako trener nie podejmował żadnej pracy, ale to nie oznacza, że nie śledził losów reprezentacji i nie interesował się futbolem. Cały czas jest „na bieżąco”, dlatego bez zbędnej zwłoki mógłby ponownie wskoczyć w buty selekcjonera.
Rozmowa z Mateuszem Stankiewiczem, prawnikiem, który wyjaśnia – co PZPN może zrobić w sprawie odszkodowania od Sousy. Czy związek może coś od Portugalczyka wyciągnąć? Jak długo może ciągnąć się ta sprawa?
Kluczowa wydaje się wypowiedź Piotra Szefera, dyrektora biura zarządu PZPN, w rozmowie z „PS” na temat możliwości jednostronnego rozwiązania kontraktu przez Sousę: „W umowie nie przewidziano takiej opcji. Niestety nie znalazły się w niej także mocne obwarowania, które zabezpieczałyby PZPN przed sytuacją, w której Sousa zerwie swój kontrakt. W związku z tym musimy odwołać się do przepisów FIFA – te mówią o odpowiedzialności odszkodowawczej i dyscyplinarnej, gdyby kontrakt został zerwany w tym trybie”.
Zacznijmy od tego, że są dwie możliwości zabezpieczenia w kontrakcie na wypadek odejścia trenera. Można wpisać kwotę, która w razie zerwania umowy przez trenera musi zostać zapłacona. Wtedy sytuacja jest jasna: zgłasza się nowy pracodawca, wpłaca kwotę i kontrakt ulega rozwiązaniu. Można też pozostawić taki przypadek postanowieniom przepisów FIFA.
Czyli temu, o czym mówił Szefer.
Nowe przepisy FIFA zostały wprowadzone 1 stycznia 2021 roku i stosuje się je wyłącznie w relacjach międzynarodowych, a więc kiedy trener jest z innego państwa niż federacja, z którą podpisuje umowę. Dlatego myślę, że kontrakt Sousy jest jednym z pierwszych, do których znajdą zastosowanie. Szefer słusznie zauważa, że wskazanie kwoty w kontrakcie ułatwiałoby dochodzenie roszczeń: w takim przypadku strony wiedzą, na czym stoją. Natomiast jeśli odwołamy się do zasad ogólnych z przepisów FIFA, sprawa robi się dość skomplikowana, bo wypracowano kilka metod obliczania takiego odszkodowania.
Z PZPN płyną też głosy, że związek doprowadzi do sytuacji, w której nie będzie na tym wszystkim stratny.
Załóżmy, że trener zrywa kontrakt i odchodzi. Odpada tym samym obowiązek płacenia takiemu trenerowi, bo nie wykonuje usług. Zasadą w naszym systemie prawnym jest, że umowy o świadczenie usług mogą zostać rozwiązane, ale kiedy za tym rozwiązaniem nie stoi jakaś uzasadniona przyczyna, to powstaje roszczenie odszkodowawcze. Jak je obliczyć? W najgorszym razie ktoś powie: nie ma Sousy, więc mu nie płacicie i szkoda wynosi zero. Ale FIFA stoi na stanowisku, że nie można mówić: nie ma trenera, nie ma wynagrodzenia, więc nic się nie stało. Przecież ktoś miał pracować w określonym terminie, a cały system kontraktów jest oparty na tym, że są to umowy co do zasady bez możliwości wcześniejszego rozwiązania, gwarantujące pewność, że rozgrywki mogą się odbywać w sposób taki, że jest równa konkurencja, każdy ma podobne możliwości. W związku z tym FIFA mówi: nie, jakoś trzeba obliczyć szkodę”.
W jaki sposób?
Należy wycenić, ile kosztują usługi, które ktoś traci. I to może być drogowskaz do obliczenia odszkodowania. Pierwszy problem jest taki, czy bierzemy pod uwagę wartość usług, czyli wysokość wynagrodzenia z kontraktu, który jest zrywany? Czy może rozpatrujemy nowy kontrakt, który być może lepiej odzwierciedla aktualną sytuację rynkową szkoleniowca. Zatem w tym przykładzie zastanawiamy się, czy bierzemy pod uwagę umowę Sousy z PZPN czy z klubem brazylijskim. Jeśli faktycznie ją podpisał. Oczywiście. Rozmawiamy o sytuacji, w której albo Sousa dostarcza oświadczenie, że jednostronnie rezygnuje z kontraktu, albo okazuje się, że podpisał drugą umowę, co może być odczytane, jako tzw. domniemane rozwiązanie poprzedniego kontraktu.
Bogusław Kaczmarek nawet nie chce być delikatny przy komentowaniu sprawy Sousy. Nazywa jego zachowanie zdradą i oszustwem.
Jak można nazwać decyzję Paulo Sousy o chęci odejścia z reprezentacji w tak ważnym dla niej momencie?
„Kasa misiu, kasa…” – parafrazując słowa świętej pamięci Janusza Wójcika. Wszystkie media podają, ile Sousa ma zarabiać we Flamengo. To, co zrobił Portugalczyk, to wyjątkowe draństwo. Trener pracujący na tak zaszczytnym stanowisku musi cechować się uczciwością, która polega na mówieniu prawdy i dotrzymywaniu powiedzianego kiedyś słowa. Sousa mówił, że jedziemy razem do Kataru, to teraz co najwyżej zostawił nas z katarem. Na sam mundial mamy jeszcze daleko.
Od początku podchodził pan do Sousy z dużym dystansem, jednak obawy dotyczyły raczej cech trenerskich, a nie ludzkich.
O tym, jakim Sousa jest trenerem, świadczyło jego CV. Z niego wynikało, że lepiej czuje się w pracy w klubie. Miał co prawda kilkumiesięczny epizod w reprezentacji, ale pracował głównie w zespołach ligowych. W dużej niesławie odchodził z Bordeaux, będąc w Videotonie miał sprzeczkę z dziennikarzem, którego podobno potraktował „z byka”. Teraz pokazał, jak kasa może przysłonić wszelkie więzi emocjonalne. Jak to się ma do słów, które wygłosił na samym początku w sposób pompatyczny, cytując naszego Jana Pawła II? Mówił „Nie lękajcie się”, podkreślał, że tworzymy jedną rodzinę, która w jego przypadku nie okazała się świętą rodziną.
Zna pan słowo, które w sposób adekwatny oddałoby to, co zrobił Portugalczyk?
Zdrada, oszustwo. To jest draństwo największego kalibru, w tej chwili nie przychodzi mi do głowy inne określenie.
Kolejna zmiana koncepcji w Legii Warszawa. Teraz znaczna część władzy wylądowała w rękach Jacka Zielińskiego, nowego dyrektora sportowego. Co w takim razie w Papszunem?
Co się zmieniło przez niespełna trzy tygodnie? Prezes postanowił powierzyć dział sportowy osobie znającej się na piłce, legioniście z krwi i kości. Grał w niej w latach 1992–2005. Był filarem, kapitanem i dziś jest jednym z symboli. Rozegrał 404 mecze, strzelił 9 goli, dostał 55 żółtych kartek i 4 czerwone. Zdobył cztery mistrzostwa Polski (1993, 94, 95 i 2002), trzy Puchary Polski (1994, 95 i 97) oraz Superpuchar (1997), grał w Lidze Mistrzów. Później był trenerem Legii (50 meczów w tej roli), od 2017 pracował w akademii, ale jego rola była marginalizowana. W ubiegłym tygodniu był na rozmowach w Białymstoku – Jagiellonia chciała, by został dyrektorem sportowym Dumy Podlasia. Doświadczenie na tym stanowisku Zieliński zdobył w Wigrach Suwałki, w których pracował od 2014 do 2017 roku. Kiedy wracał do Warszawy, przedstawiciele Jagi zadzwonili do „Zielka” (kontrkandydatami byli Łukasz Masłowski i Artur Płatek), żeby zawrócił i podpisał umowę. Nie chcieli czekać, ale Zieliński, wiedząc że w Legii zostanie przebudowany pion sportowy, poprosił o dwa, trzy dni do namysłu. Rozmowy z prezesem Mioduskim trwały długo, aż właściciel podjął decyzję. Do Legii Zieliński wkracza w bardzo gorącym okresie. Klub jest przedostatni w tabeli, trzeba przebudować kadrę i dość szybko wzmocnić zespół – 6 stycznia drużyna leci na obóz do Dubaju i trener Aleksandar Vuković chciałby mieć nowych piłkarzy już na pokładzie samolotu do Azji. Kolejną palącą kwestią jest nowy szkoleniowiec – kontrakt Vukovicia obowiązuje tylko do końca sezonu. Zieliński na pewno porozmawia z Markiem Papszunem, którego Legia chciałaby od rozgrywek 2022/23. – To najlepszy trener w ekstraklasie albo jeden z najlepszych, jednak niczego nie przesądzam. Na pewno będziemy rozmawiać – wyjaśnia 54-letni Zieliński, który dostał kompetencje, jakich w klubie nie miał dotąd nikt.
“SPORT”
Hubert Kostka przyznaje, że sprawa z Sousą byłą farsą od samego początku i też skandalem to się skończyło. Kto za niego? Niech PZPN się martwi. Ale może Stolarczyk?
Sytuacja z Sousą na ileś lat kompromituje pomysł z zatrudnieniem zagranicznego selekcjonera?
– Nas to kompromituje od początku, od samego zwolnienia Brzęczka. Ale żaden z tych, co go tak krytykowali, a jeszcze ich widzę w telewizji czy internecie, jak z nim „jechali”, jak rwali książki Brzęczka. Nie myślałem, że do czegoś takiego dojdzie. Teraz cicho, nikt się nie odzywa, nikt nie zrobił żadnego błędu. Gdyby choć jeden się znalazł i powiedział „przepraszam panie Brzęczek”. Ale nikogo nie ma, a z Sousą to oczywiście jeden wielki skandal. Z drugiej jednak strony, skoro można zwolnić trenera reprezentacji ot tak, z dnia na dzień, to dlaczego teraz trener nie może powiedzieć, „ja już nie chcę pracować”? To takie odwrócenie sytuacji, prawda?
Kto powinien objąć kadrę na trzy miesiące przed barażami?
– Ludzie w PZPN, którzy biorą za wszystko pieniądze, powinni teraz zdecydować. Ja nie odpowiem na to pytanie, choć oczywiście wszystko śledzę. Na pewno trudno jednoznacznie powiedzieć kto, ale jedno nie ulega wątpliwości, że musi to być polski szkoleniowiec. W końcu mamy swoich trenerów, mamy trenerską akademię, kształcimy szkoleniowców.
Jesus Jimenez może wyfrunąć do MLS. Hiszpanem zainteresowane jest Toronto FC.
Inaczej było tego lata, kiedy parol na 28-letniego napastnika z Leganes zagiął turecki Konyaspor. O sprowadzenie skutecznego gracza o tyle było łatwiej, że w umowie ma ponoć wpisaną niewysoką kwotę odstępnego – mówi się o ok. 0,5 mln euro. Z Turkami piłkarz był już dogadany, także oba kluby osiągnęły porozumienie. Wszystko zablokowała jednak… „Torcida”, a także prezydent Zabrza Małgorzata Mańka-Szulik. Ostatecznie całe zamieszanie kosztowało posadę ówczesnego prezesa Górnika Dariusza Czernika, a potem także, niejako z konsekwencji, odpowiedzialnego za transfery Artura Płatka. Jimenez został w Zabrzu. Zdobył kilka kolejnych bramek i… zastanawia się, co dalej będzie z jego przyszłością. A ta rysuje się za oceanem! Jak informują amerykańskie media piłkarz Górnika może trafić do szukającego wzmocnień Toronto FC. Za ekipą z Kanady fatalny sezon 2021, gdzie w swojej konferencji uplanowali się na przedostatnim 13. miejscu. O play -offie nie było nawet co myśleć. W tej sytuacji „The Reds” zatrudnili jednego z najlepszych szkoleniowców w tamtej części świata, który na dodatek funkcję trenera będzie łączył z posadą dyrektora sportowego. Chodzi o słynnego Boba Bradleya.
Krzysztof Drzazga mocno przepracował okres, w którym leczył poważny uraz. Liczy, że będzie mógł pomóc zespołowi już od początku wiosny, gdy Miedź będzie biła się o awans.
Koledzy z drużyny pamiętali o kontuzjowanym koledze, na rozgrzewkę przed jednym z meczów wyszli w koszulkach z napisem „Krzychu, jesteśmy z Tobą!”. – Te koszulki to bardzo fajny gest ze strony klubu i chłopaków – mówi Drzazga. – Zawsze robi się ciepło na sercu, gdy widzi się coś takiego. Rehabilituję się w Krakowie, ale jak tylko miałem okazję, to przyjeżdżałem na mecze. Mogę też powiedzieć, że praktycznie codziennie byłem w kontakcie z chłopakami i starałem się z nimi w tym wszystkim uczestniczyć. Runda dobiegła końca, udało nam się osiągnąć dobry wynik, więc chyba dobrze ich wspierałem. Co robiłem przez ostatnie pół roku? Zamknąłem się w siłowni i z niej nie wychodzę. Pracuję z osteopatą i fizjoterapeutą. Całą rehabilitację przechodzę na najwyższym poziomie. Jeszcze przed kontuzją wiedziałem, jak działają chłopaki z Gymakers, z którymi teraz pracuję i tylko tam chciałem się rehabilitować. Dzisiaj widzę już tego efekty. Jeszcze trochę pracy przede mną, ale myślę, że zmierza to w dobrym kierunku. Przygotowania do rundy wiosennej „Miedzianka” rozpocznie 6 stycznia. Czy od pierwszego dnia będzie w nich uczestniczył Krzysztof Drzazga? – Nie chcę składać takich deklaracji, że już od samego początku będę trenował na pełnych obciążeniach – zastrzega piłkarz. – Ale według planu mam dołączyć w styczniu do chłopaków w Legnicy, by pracować wspólnie z drużyną. Pewnie na początku jeszcze nie w pełnym, kontaktowym treningu. Będziemy wszystko na bieżąco monitorować. Na obóz też się wybieram. Jeśli mnie spakują, to na pewno się zabiorę.
“SUPER EXPRESS”
Lecimy dalej z tematem Sousy. Kulesza jest oburzony, a “Superak” liczy, że Sousa w Polsce zarobił prawie cztery miliony złotych.
– Powiem krótko. Jestem zbulwersowany. Od kilku tygodni pojawiały się różne spekulacje na temat przyszłości Sousy, które on i jego środowisko konsekwentnie dementowali. Mówili nam prosto w twarz, że nic się nie dzieje, że to tylko dziennikarskie kaczki, że brazylijskie media takie po prostu są. Te zapewnienia okazały się całkowicie nieprawdziwe. Za naszymi plecami toczyły się tajne, zaawansowane negocjacje – przyznał Kulesza.