Czwartkowa prasa skupia się głównie na meczu Legii w Neapolu.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Legia słabo grająca w lidze i wygrywająca z włoskim potentatem w Europie. To już się zdarzyło.
Dzisiejszy ekspert stacji Eleven Sports od Serie A Piotr Czachowski na początku lat 90. dwa razy był zawodnikiem Legii. Występował też we włoskim Udinese. 45-krotny reprezentant Polski wspomina sezony 1990/91 i 1991/92, kiedy warszawski był bardziej zaangażowany w utrzymanie w ówczesnej I lidze, a doszedł do półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów (opadając po dwumeczu z Manchesterem United 1:3 i 1:1) w 1991 roku, pokonując po drodze włoską Sampdorię (1:0 i 2:2). Obecna sytuacja Legii w ekstraklasie (3 zwycięstwa i 6 porażek) nieco przypomina tamte czasy.
– Nie chciałbym, żeby gra Legii w Neapolu wyglądała jak w lidze. To co się dzieje z mistrzami Polski jest niespotykane. Na początku lat 90., kiedy sam broniłem barw warszawskiego zespołu, zdarzały się sezony, w których świetnie wyglądaliśmy w europejskich pucharach, ale aż tak źle nie było z naszymi wynikami w lidze. Był przynajmniej środek tabeli, a teraz bliżej jest miejsc spadkowych – mówi Czachowski.
Choć trener Napoli przekonuje, że mecz z Legią to priorytet, pośle w bój dotychczasowych dublerów.
W ogóle w kadrze na potyczkę z mistrzami Polski nie znajdzie się Piotr Zieliński. Nasz reprezentacyjny pomocnik nabawił się urazu w meczu z Il Toro i w środę ćwiczył indywidualnie w siłowni. Dzisiaj w wyjściowej jedenastce zastąpi go Macedończyk Elif Elmas, w dalszej perspektywie może to zrobić Dries Mertens. Co gorsza, według „Corriere del Mezzogiorno” Spalletti ma rozważać taki ruch niezależnie od stanu zdrowia Zielińskiego. Belg po zakończeniu mistrzostw Europy poddał się operacji barku, z tego powodu nie uczestniczył w letnich przygotowaniach i dopiero pod koniec września pierwszy raz usiadł w rezerwie w obecnych rozgrywkach, a w październiku zanotował premierowe dwa występy w Serie A – w sumie był na boisku przez niecałe pół godziny.
Rozmowa z Mirko Valdifiorim, byłym piłkarzem Napoli, który kilka lat temu w barwach tego klubu grał przeciwko Legii w pucharach.
Także Napoli, pana była drużyna, jest gotowa, żeby zmierzyć się z Legią. Czwartkowy mecz może budzić w panu wiele wspomnień.
Tak jest. W październiku 2015 roku zadebiutowałem w europejskich pucharach w meczu Ligi Europy i zrobiłem to w Warszawie z Legią. Nie wyobrażałem sobie, że zagram kiedykolwiek na tym poziomie. Miałem 29 lat, wcześniej spędziłem większość kariery w Serie C i w Serie B, dopiero sezon wcześniej dotarłem do Serie A. Dla mnie było to czwarte spotkanie w koszulce Napoli i pierwsze wygrane. Z tych powodów nigdy nie zapomnę tamtego wieczoru.
Napoli pokonało Legię 2:0, a pan spisał się świetnie.
Mertens zdobył pierwszą bramkę, a Higuain drugą. I była wspaniała. Pamiętam dobrze, że po tym golu dobiegłem szybko do Gonzalo, aby go przytulić. W tamtym momencie poczułem się, jakby spadł mi kamień z serca po trudnym początku sezonu.
Co się działo?
Trener Maurizio Sarri, razem ze mną, przeszedł do Neapolu z Empoli latem. W pierwszych trzech starciach tamtych rozgrywek, dokładnie tak jak w Empoli, korzystaliśmy z systemu 4-3-1-2, ale zdobyliśmy tylko jeden punkt. Ja występowałem w wyjściowym składzie. Widząc wyniki, szkoleniowiec zdecydował się coś zmienić. Przeszedł do ustawienia 4-3-3, moją rolę powierzył Jorginho i zespół wyrósł na jedną z najskuteczniejszych ekip Europy. Pokonaliśmy Brugge i Lazio po 5:0, przed grą w Polsce wygraliśmy z Juventusem 2:1. W Warszawie wróciłem do wyjściowego składu i ja też odnosiłem korzyści dzięki nowemu ustawieniu wybranemu przez trenera.
Teqball mocno zyskuje na popularności. Rozmowa z Kajetanem Listkiewiczem, wiceprezesem Polskiego Związku Teqballa.
Mignął mi kiedyś obrazek piłkarza naszej reprezentacji – Jacka Góralskiego grającego w teqball w swoim kazachskim klubie, Kairacie Ałmaty.
Dodam, że w teqball rąbią w wielu, stricte piłkarskich klubach, Wiśle Kraków, Lechu Poznań, Termalice Niecieczy. Teqball nie jest też obcy kadrowiczom, bo na co dzień mają go w klubach. A grywali na przykład w Arłamowie, w trakcie zgrupowanie przed mistrzostwami świata. I całkiem niedawno, gdy reprezentacja Paulo Sousy w Sopocie szykowała się do tegorocznego Euro, to cała kadra cięła w teqballa. Udostępniliśmy reprezentacji dwa stoły. Zgłosił się do nas PZPN, podejrzewam z inspiracji Paulo Sousy, bo teqball jest niezwykle popularny w jego ojczyźnie. Mają rewelacyjnych ambasadorów – Luisa Figo, czy Nuno Gomesa. Uzupełnię, że na świecie zarejestrowanych jest 120 federacji, ale realnie i prężnie działa około trzydziestu w tym nasza, o czym z dumą informuję.
Teqball świetnie uzupełnia techniczny trening piłkarzy, o czym wiedzą na przykład w Premier League. Dosłownie każdy klub ma w swoich ośrodkach stoły do gry w teqball. Mój tato, czyli prezes federacji, latał do Wybrzeża Kości Słoniowej na spotkanie z tamtejszym ministrem sportu. Ambasadorem na afrykańskim kontynencie został Didier Drogba. W całej Afryce mocno wzrosło zainteresowanie tą grą. Światową „jedynką” promującą nasz sport jest wspomniany przez pana Ronaldinho. Wielkich nazwisk w teqballowej rodzinie nie brakuje, jak choćby obecnego szkoleniowca Barcelony – Ronalda Koemana. Jakiś czas temu dołączyliśmy do rodziny olimpijskiej w roli członka zwyczajnego Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Przekazaliśmy stół Polskiemu Komitetowi Paraolimpijskiemu. Co istotne, w dzisiejszym, pandemicznym czasie jesteśmy dyscypliną „Covid free sport”, wolną od zakażeń, bo między zawodnikami nie ma kontaktu fizycznego. „Bezpieczne” odległości są przestrzegane. I cieszymy się, że mistrzostwa w Gliwicach odbędą się z udziałem publiczności na które serdecznie zapraszamy. Zaplanowaliśmy imprezy towarzyszące, jak mecz futsalowy między reprezentacją Śląska i Budapesztu.
SPORT
Żaden z zawodników ekstraklasy nie pokonał w ostatnim czasie tylu kilometrów, co Yaw Yeboah. Wszystko przez wyjazdy na reprezentację Ghany.
– Ten sezon i Wisła, i ja zaczęliśmy bardzo dobrze. Ostatnio nie było najlepiej, ale teraz wszystko wraca na dobre tory. Z Górnikiem wygraliśmy i już powinno być lepiej – stwierdza.
Sam wrócił do Krakowa dzień przed meczem w Zabrzu. W podróży pokonał tysiące kilometrów. Najpierw podróż do rodzinnej Ghany i mecz z „Wojownikami” z Zimbabwe, potem mecz w Harare i powrót do Europy. – Przyjechałem bardzo zmęczony, stąd trener w tym ostatnim meczu dał mi zagrać kilka minut – opowiada.
Kiedy Yeboah był na kadrze, to – jak mówi – wszyscy pytali go o niesamowitego gola zdobytego w meczu z Górnikiem Łęczna, kiedy to w polu karnym zatańczył z obrońcami beniaminka. To była jedna z najładniejszych bramek w bieżących rozgrywkach na ekstraklasowych boiskach. – Takie zagrania powodują, że jeszcze bardziej chcesz, jeszcze ciężej pracujesz, żeby to powtórzyć. A rzeczywiście – koledzy z kadry dużo o tym trafieniu rozmawiali i pytali o nie – uśmiecha się Yeboah.
Kamil Biliński wraca do składu Podbeskidzia. Brak kapitana i lidera zespołu spod Klimczoka był w ostatnich spotkaniach aż nadto odczuwalny.
Bo też bielszczanom w meczach tych brakowało cwaniactwa i boiskowego wyrachowania, które niewątpliwie doświadczony napastnik posiada. – Cieszymy się, że Kamil wraca do składu. To dobry duch zespołu i nasz kapitan – nie pozostawia wątpliwości trener Jawny, a najbardziej o tym, jak brakowało Bilińskiego w ostatnich spotkaniach, świadczą liczby. Otóż z 10 spotkań, w których napastnik wziął udział, Podbeskidzie przegrało tylko 2. A w 2, w których go nie było, drużyna doznała 2 porażek. Wszystkie zdobyte w tym sezonie punkty Podbeskidzie wywalczyło zatem, kiedy kapitan grał, a za wiele z nich odpowiedzialny był bezpośrednio. Gdyby nie trafił do siatki w meczach z Polkowicami i Katowicami, to Podbeskidzie te spotkania by przegrało. Gol ze Skrą Częstochowa dał „góralom” 3 punkty, a w starciu z Puszczą – wygranym 4:0 – Biliński strzelił bramkę i zaliczył asystę. Podawał również przy jedynym golu, jakiego bielszczanie zdobyli w wygranym meczu w Jastrzębiu-Zdroju. To jeszcze nie wszystko, bo w starciu z ŁKS-em, przy stanie 1:1, kapitan bielszczan asystował przy trafieniu Marko Roginicia.
Bartłomiej Kulejewski jeszcze kilka miesięcy temu był młodzieżowcem, a może pochwalić się już ponad setką występów w oficjalnych meczach Ruchu Chorzów!
Od działaczy usłyszał, by druga setka kończyła się już w wyższej lidze… Bartłomiej Kulejewski, bo o nim mowa, dopiero rozstał się ze statusem młodzieżowca, ale już od kilku sezonów jest podstawowym środkowym obrońcą „Niebieskich”. – Dalej jest młodym zawodnikiem, nawet bardzo, a już doświadczonym. Oby szedł do góry. Życzę mu nawet tysiąca występów! – żartował Seweryn Siemianowski, prezes klubu z Cichej.
Kulejewski otrzymał w sobotę nie tylko okolicznościową koszulkę z nr 100, ale też antyramę, w którą oprawiono kolaż zdjęć wykonanych w różnych okresach jego pobytu w Ruchu. To, na którym jako bardzo młody chłopak odbiera puchar od Gerarda Cieślika, symbolizuje jasno, jak długo chłopak ze Świętochłowic związany już jest z chorzowskimi barwami. – Gdy myślało się o roczniku 2000, to od razu do głowy przychodzili dwaj zawodnicy: Przemek Bargiel i właśnie Bartek. Często bywał wyróżniany. Bardzo szybko, bo już w pierwszych klasach podstawówki, jeździł z naszym rocznikiem 1999 na turnieje – wspomina Dominik Małkowski, rok starszy od Kulejewskiego. Obaj grali ze sobą od zmagań młodzików aż po pierwszą ligę. „Kulej” zadebiutował w niej bardzo szybko – w sierpniu 2017 roku, u trenera Krzysztofa Warzychy. Ruch był wtedy spadkowiczem z ekstraklasy, klubem sypiącym się organizacyjnie i finansowo, obciążonym zakazem transferowym. W meczu w Bytowie młodzian wszedł na boisko na ostatni kwadrans przy stanie 1:1, zmieniając Bartosza Nowaka. Skończyło się porażką 1:2. Miał wtedy 17 lat, był krótko po zdobyciu wicemistrzostwa Polski juniorów młodszych. Chorzowianie o włos przegrali finałowy dwumecz z Lechem Poznań.
Seniorska piłka to jednak zupełnie inna materia. Odważnie na 18-letniego Kulejewskiego postawił dopiero kilka miesięcy później Dariusz Fornalak. Zwracał uwagę, że w trudnych czasach – „Niebiescy” dryfowali wtedy ku II lidze – trzeba odważnie stawiać na swoich ludzi. – Trener Fornalak z biegu postawił na Bartka. Wzrost, dobre warunki fizyczne, wyprowadzenie piłki… To wszystko przemawiało za nim. Do tego, choć jest prawonożny, radzi sobie lewą nogą. Jak na środkowego obrońcę ma dobrą technikę użytkową – wylicza Dominik Małkowski, który w końcówce I-ligowego sezonu tworzył z Kulejewskim duet stoperów. Zdarzył się wtedy tydzień piorunujący, czyli derbowe zwycięstwo z GieKSą oraz wyjazdowe z Odrą Opole. Oba do zera.
SUPER EXPRESS
Zdaniem Marka Jóźwiaka, Legia zarobi na Maiku Nawrockim miliony.
– Zachwycamy się Mahirem Emrelim, ale to jednak Nawrocki jest największym pozytywnym zaskoczeniem – mówi Marek Jóźwiak, były gracz Legii i reprezentacji Polski. – Oceniam, że będzie sprzedany za dużo większe pieniądze niż Azer. Tak to widzę w tym momencie. Jeśli będzie przez cały czas się rozwijał i szedł do góry, to może odejść do mocnej ligi. Profilem pasuje do ligi niemieckiej, francuskiej czy angielskiej. Jest szybki, zwinny, zwrotny i przy swoim wzroście bardzo sprawny – wylicza atuty obrońcy Legii ekspert Canal+. – Dobrze czuje się w powietrzu, potrafi wyprowadzić akcję. Jednak głową gra lepiej w defensywie niż w ofensywie. Poczynił największe postępy z nowych zawodników, którzy latem przyszli do Legii – dodaje Jóźwiak.
Rozmowa o Napoli z Markiem Iuliano, byłym reprezentantem Włoch, wicemistrzem Europy z 2000 roku.
„Super Express”: – Napoli prowadzi w Serie A z kompletem ośmiu wygranych. Zaskakuje pana postawa tej drużyny w lidze włoskiej?
Mark Iuliano: –To może być przełomowy sezon dla tego zespołu, który chce zakończyć dominację klubów z północy Italii. Wydaje się, że mają wszystko, aby tego dokonać. Są znakomity trener, bardzo mocna drużyna, a dotychczasowe wyniki tylko to potwierdzają.
– W Serie A Napoli gra znakomicie, czego nie da się powiedzieć o Lidze Europy. Czy dla neapolitańczyków są to rozgrywki drugiej kategorii?
– Nie. Trener Luciano Spaletti zdobywał już Puchar Włoch i Superpuchar. Brakuje mu mistrzostwa oraz trofeum na międzynarodowej arenie. Myślę, że z Napoli ma szansę, aby spełnić to marzenie. Drużyna chce pokazać się z dobrej strony także w Lidze Europy. Jest jednym z faworytów.
Fot. Newspix