Magazyn Lig Zagranicznych, podsumowania piątkowych spotkań i zapowiedź tego, co przed nami. To zestaw dnia serwowany nam przez sobotnią prasę. W „Przeglądzie Sportowym” przeczytamy m.in. wywiad z Alessandro Gazzim, byłym piłkarzem Torino, przed derbami z Juventusem. „Super Express” serwuje nam z kolei rozmówkę z Flavio Paixao, który zachwyca się nowym szkoleniowcem Lechii, Tomaszem Kaczmarkiem. – Będąc w Polsce, od ośmiu lat szukałem czy oczekiwałem pewnej zmiany, którą trener Kaczmarek zrobił. Każdego dnia na treningu od pierwszej do ostatniej minuty ćwiczymy z piłką. Niektórzy zawodnicy Lechii grają wiele razy lepiej niż miesiąc albo dwa miesiące temu – twierdzi doświadczony napastnik.

Sport
Piotr Krawczyk o meczu Górnik Zabrze – Wisła Płock. Napastnik liczy na „wyciągnięcie wniosków”.
1. Nieciecza jeszcze siedzi w głowach?
– To już przeszłość. Teraz trzeba się skupić na czekającym nas meczu, ale jednocześnie wyciągnąć wnioski z tego, co się wydarzyło w poprzedniej kolejce, bo to niepierwszy mecz, gdzie gramy różne połowy. To trzeba zmienić. Trzeba też być bardziej skoncentrowanym wychodząc na drugą połowę. Musimy również być konkretniejsi pod bramką rywala i wykorzystywać to, co sobie stwarzamy.
2. Ostatni mecz z Wisłą Płock u siebie pod koniec kwietnia przegraliście 0:2…
– To będzie inny mecz. To też inna faza sezonu, bo wtedy był koniec rozgrywek, a teraz początek. Bardzo pozmieniały się też kadry i wielu zawodników nie pamięta tego meczu. Trzeba wyjść i zrobić wszystko, żeby trzy punkty zostały w Zabrzu. Wiemy jak płocczanie grają, bo analizowaliśmy ich występy, ale oczywiście skupić trzeba się na sobie.
3. Co będzie kluczem, żeby wygrać?
– Dwie równe połowy, koncentracja i wykorzystanie stwarzanych przez siebie okazji.

Marek Papszun z dużą ostrożnością podchodzi do meczu z Wartą. Uważa, że ten zespół jest niewygodny.
Mecz z Radomiakiem częstochowianie mogli spokojnie wygrać. Ilość sytuacji strzeleckich gospodarzy była spora. Teraz zespół z Limanowskiego chce poprawić sobie nastroje i wygrać ostatnie spotkanie przed przerwą reprezentacyjną. – Musimy być dobrze przygotowani i skoncentrowani, aby wygrać, tym bardziej że panuje u nas spory niedosyt. W ostatnim spotkaniu z Radomiakiem powinniśmy wygrać zdecydowanie, a tego nie zrobiliśmy. Chcemy więc zdobyć trzy punkty w niedzielę – powiedział na przedmeczowej konferencji Marek Papszun. Szkoleniowiec Rakowa wskazał, że jego zespół w środę miał 12 sytuacji, z których wykorzystał dwie. To niestety powtarzający się problem w jego drużynie. Mimo ustawienia zespołu z duetem napastników, wiele okazji jest przez niego marnowanych. Nawet minimalna poprawa skuteczności byłaby dla całego zespołu w cenie. Papszun na konferencji podkreślał także fakt, że w poprzednim sezonie jego drużyna miała problemy z Wartą. W rundzie jesiennej dopiero bramka z rzutu karnego Vladislavsa Gutkovskisa w doliczonym czasie dała zwycięstwo. W kwietniu było jeszcze ciężej, bo zespół z Poznania mógł spokojnie wygrać, jednak nie wykorzystał dwóch rzutów karnych.

Trener Rafał Górak miał duże zaufanie ze strony kibiców. Miał, dopóki GieKSa nie wylądowała na dnie tabeli.
To czy Rafał Górak zdecyduje się w niedzielę na grę trójką w tyłach, jest najważniejszym pytaniem przed niedzielnym bojem ze Stomilem. Kibice z pewnością chcieliby ujrzeć dobrą reakcję szkoleniowca na ostatnie niepowodzenia i seryjnie tracone gole. Trudno wyobrazić sobie kolejną wysoką porażkę. Kredyt zaufania topnieje nie tylko względem samego klubu, o czym świadczył transparent na ostatnim domowym spotkaniu z Arką Gdynia, ale też wobec drużyny. To co zyskała awansem, roztrwania w tej rundzie. Tabela jest jednak tak spłaszczona, a kalendarz na tyle dogodny, że za miesiąc nastroje mogą być zupełnie inne. By tak się stało, zacząć trzeba od pokonania Stomilu. Niby też traci sporo goli, niby sporo przegrywa, ale w ostatnich tygodniach zaczął się „odkręcać”, a 3 zwycięstwa w 5 poprzednich meczach (4:2 z Resovią, 3:0 z Miedzią oraz 1:0 w PP z Sandecją) świadczą o tym, że o drugą w sezonie pełną pulę GieKSie absolutnie nie będzie łatwo. – Mam nadzieję, że wyciągniemy z tego pucharowego zwycięstwa pozytywną energię, którą przekujemy na spotkanie ze Stomilem. On w ostatnim czasie notuje wzrost formy, więc spodziewam się ciekawego meczu – zapowiada Hubert Sadowski.

Artur Derbin mówi o najbliższych i ostatnich spotkaniach. Czyli liga i puchar w jednym.
– Do piątku byliśmy jeszcze w pucharowym nastroju – mówi trener tyszan. – Po wtorkowym nocnym meczu w Ostrowcu Świętokrzyskim wróciliśmy do domu bardzo późno, więc w środę dałem zawodnikom czas wolny, a w czwartek spotkaliśmy się na popołudniowym treningu regeneracyjnym. Piątkowy poranek zaczęliśmy jeszcze od analizy spotkania z KSZO, a po treningu zasiedliśmy do oglądania ceremonii losowania par II rundy. Nie było jakiejś listy życzeń rywala, z którym chcielibyśmy się spotkać w pucharowych szrankach. Stawiałem sprawę tak: fajnie byłoby trafić na zespół, z którym szanse na awans byłyby realne, ale cieszyłbym się też z atrakcyjnego przeciwnika z tak zwanej najwyższej krajowej półki. Wiedziałem jednak, że na wyniki losowania nie mamy przecież żadnego wpływu, więc na pucharowego rywala czekałem ze spokojem i tak przyjęliśmy, że naszym kolejnym rywalem będzie Wisła Kraków. […] – W analizie pucharowego meczu w Ostrowcu Świętokrzyskim pojawiło się kilka plusów – dodaje szkoleniowiec GKS-u Tychy. – Po pierwsze kolejny raz podnieśliśmy się po stracie gola i pokazując dojrzałość odrobiliśmy stratę z nawiązką. Po drugie obydwie bramki strzelili napastnicy, bo wyrównał Damian Nowak, który wraca do gry po długim leczeniu kontuzji, a zwycięskiego gola strzelił Gracjan Jaroch, otwierając swoją listę trafień w naszym klubie. Po trzecie ten mecz potwierdził, że mam do dyspozycji szeroką kadrę, bo przecież w wyjściowej jedenastce na mecz z KSZO było dziesięciu innych zawodników, w porównaniu ze składem na wcześniejsze spotkanie ligowe, a wynik znowu jest po naszej myśli.
Z kolei Jakub Dziółka uważa, że Skra najtrudniejsze mecze ma za sobą. Mówi też o debiucie młodego zawodnika.
– Czasu nie mamy za dużo – mówi szkoleniowiec Skry. – W miniony piątek graliśmy w Łodzi, we wtorek w Poznaniu, a w niedzielę będziemy w Polkowicach. Trenujemy codziennie. W środę, po powrocie z pucharowego spotkania z Lechem, były zajęcia regeneracyjne połączone z analizą tego co za nami, a w piątek po treningu na boisku doszła jeszcze analiza gry Górnika. Dwa nasze ostatnie mecze były z gatunku tych, w których wiedzieliśmy, że nie możemy sobie pozwolić na otwartą grę, a i tak ponieśliśmy wysokie porażki. Przed meczem z Lechem wypadł nam z zespołu Rafał Brusiło, który miał problemy zdrowotne, ale już wrócił do zespołu. Do Poznania nie pojechał z nami także Kamil Wojtyra, który boryka się z urazem i musi przejść dokładniejsze badania, żeby można było postawić właściwą diagnozę, a Mateusz Kos po prostu dostał wolne. Te ostatnie dni na pewno nie były dla nas łatwe, ale wcale nie uważam, że stracone. Szczególnie dla Oskara Krawczyka. „Dziecko Skry” w wieku 16 lat zadebiutowało w pierwszej drużynie, wchodząc na boisko w ostatnich minutach meczu w Poznaniu i dając przykład naszej młodzieży, że warto u nas trenować i starać się na zajęciach.

Super Express
Flavio Paixao wierzy, że „setka” goli w Ekstraklasie pęknie już w tym sezonie.
„Super Express”: – Wizja osiągnięcia stu goli przez pierwszego cudzoziemca w Ekstraklasie mocno motywuje?
Flavio: – Jest to do zrobienia w tym sezonie, a ja mam ambicje pomagać swoimi golami drużynie. Trochę o tym myślę i to jest cel, bo mogę zapisać się w historii ekstraklasy. Ale najważniejsze, że gramy dobrze.
– Wyniki też są. Trener Kaczmarek w pewien sposób was odmienił. Jak to zrobił?
– Będąc w Polsce, od ośmiu lat szukałem czy oczekiwałem pewnej zmiany, którą trener Kaczmarek zrobił. Każdego dnia na treningu od pierwszej do ostatniej minuty ćwiczymy z piłką. Piłkarze nie nauczą się grać na siłowni albo gdy biegają na treningu bez sensu. Trenując z piłką, nabierasz pewności siebie, a jednocześnie grasz z większą pasją. Niektórzy zawodnicy Lechii grają wiele razy lepiej niż miesiąc albo dwa miesiące temu.

Przegląd Sportowy
Lechia Gdańsk chce dać show w meczu z Legią. To starcie ma nie ustępować w niczym meczowi Legii z Leicester.
Lechia jednak nie ma zamiaru rozkładać przed rywalem czerwonego dywanu. Ze słów trenera gdańszczan można wywnioskować, że nie odejdzie od taktyki i stylu, jakie zaproponował w ostatnich spotkaniach. – Będziemy próbowali grać to, co staramy się robić w każdym meczu – mieć piłkę, odważnie atakować i w momentach przechwycenia futbolówki dynamicznie przechodzić do kontrataku. Zamierzamy bronić wysoko, ale też nie zawsze będziemy mogli. Chcemy rozegrać taki mecz, w którym będziemy czuli kontrolę, zarówno będąc przy piłce, jak i będąc bez niej. To jednak kawał ciężkiej roboty. Będziemy potrzebowali do tego kibiców, by wszystko szło w takim kierunku, w jakim chcemy. A chcemy, by ludzie przyszli nie tylko obejrzeć Legię, ale żeby z wiarą liczyli na dobre spotkanie Lechii – zapowiada trener Biało-Zielonych. Każdy w Gdańsku zdaje sobie sprawę, że faworytem niedzielnego starcia jest Legia. Bez względu na aktualną sytuację w tabeli. Lechia wygląda na zespół rozpędzony, ale jej kapitan Flavio Paixao W niedzielę w Gdańsku spotkanie rozpędzonej w lidze Lechii i natchnionej wygraną z Leicester Legii. przestrzega przed myśleniem, że gospodarze będą kontynuowali serię zwycięstw bez wysiłku. – Wiemy o tym, że musimy twardo stąpać po ziemi. Najważniejsze, że zespół zdaje sobie sprawę z tego, iż wygranie trzech kolejnych meczów nie oznacza, że wszystko jest super. Tak nie jest. Zdajemy sobie sprawę, że przed nami dużo pracy, zwłaszcza jeśli chodzi o detale. Możemy być znacznie lepsi, więc nie ma mowy o zadowoleniu się pojedynczymi sukcesami – przekonuje Portugalczyk, który trafi ł do ekstraklasy wiosną 2014 roku. Wówczas debiutował w barwach Śląska, a rywalem była właśnie Legia (1:1).
Bayer Leverkusen uważnie śledzi Maika Nawrockiego. Będzie szybki transfer z Legii?
– Widzę na treningach, jakie ma umiejętności, co potrafi . Tak naprawdę nie pokazał jeszcze wszystkiego. Na pewno będzie w bardzo dobrym klubie. Nie wiem, czy za pół roku, rok, ale wróżę mu niesamowitą karierę – stwierdza kapitan drużyny Artur Jędrzejczyk. Wypowiadając te słowa być może wie, jak wiele klubów obserwuje zdolnego 20-latka, może też słyszał, że jednym z nim jest Bayer Leverkusen. Niemcy przyglądają się Nawrockiemu od kilku tygodni. Legia nie musi się martwić, że ktoś ją ubiegnie w rozmowach z Werderem – ma pierwszeństwo. Kiedy wyłoży na stół określoną sumę, Nawrocki zostanie latem 2021 roku jej zawodnikiem i jeśli Bayer będzie chciał o niego zawalczyć, będzie musiał rozmawiać na ten temat z władzami klubu z Łazienkowskiej. […] Umowa z Legią zakłada, że jeśli po wykupieniu zgłosi się do niej zespół z propozycją transferową, klub z Bremy będzie mógł ją wyrównać. Wtedy o tym, dokąd Nawrocki się przeniesie, zdecyduje on sam. To jednak historia dotycząca najszybciej przyszłego lata, na razie Dariusz Mioduski musi wykonać pierwszy ruch, czyli wyłożyć ok. 1,5 mln euro, by wykupić utalentowanego obrońcę. Już wie, że warto.

Jagiellonia zatrzymała passę Zagłębia Lubin.
Na boisku oglądaliśmy zderzenie drużyn świadomych swoich atutów, ale też pełnych respektu wobec przeciwnika. Widoczne to było zwłaszcza w pierwszej połowie, w której nie brakowało walki, kończącej się jednak w pobliżu pola karnego. Gospodarze liczyli na szybkich skrzydłowych i wspierających ich bocznych obrońców. Każdy z nich starał się dostarczyć piłkę Filipowi Starzyńskiemu, bo słusznie zakładali, że on już będzie wiedział, co z nią zrobić. Jagiellonia też czuła się dobrze w kreowaniu akcji, ale nie mogło być inaczej, skoro najbliżej bramki rywali grasował groźny Jesus Imaz – ten sam, który strzelił gola Lechowi. Rachuby gości miały większą wartość, bo to były napastnik Wisły Kraków na początku drugiej połowy otworzył wynik meczu, efektownie wykorzystując zagranie z prawej fl anki Tomaša Přikryla. To dla Zagłębia musiał być sygnał, że trzeba skończyć z kalkulacją i w atakach nie zatrzymywać się na linii szesnastki. Gospodarze rzeczywiście nacierali z większą pasją, ale Jaga umiała ich zaczepne akcje powstrzymywać i dowiozła bezcenny wynik.

Szymon Lewkot ma szansę do rehabilitacji w spotkaniu z Lechem Poznań.
Magiera otwarcie przyznaje, że zdjęcie młodego piłkarza kilka minut przed przerwą nie było spowodowane tylko groźbą drugiej żółtej kartki. – To jeden z powodów, ale o zmianie myśleliśmy już dwadzieścia minut wcześniej. Szymon w tym meczu za wolno myślał, gra toczyła się dla niego za szybko – zaznacza szkoleniowiec. Po „wędce” ze spotkania z Legią trener przez kilka dni w ogóle na ten temat z nim nie rozmawiał, bo chciał, żeby piłkarz sam przetrawił słabszy występ. W końcu doszło do szczerej, analitycznej rozmowy. – Absolutnie nie wycofuję się ze słów, że Szymon jest zawodnikiem o nieprzeciętnym potencjale. Ważne, żeby z każdego meczu wyciągał wnioski. Nie chcę mówić, że spotkanie z Lechem jest dla niego kolejnym istotnym testem. Zarówno on jak i każdy inny gracz naszej drużyny będzie miał szansę się wykazać w starciu z bardzo mocnym rywalem na stadionie, gdzie przyjdzie pewnie nawet ponad 30 tysięcy ludzi. To dobra okazja do budowania swojej pozycji w drużynie. W Poznaniu trzeba grać przede wszystkim z głową. Musimy poradzić sobie z tym, jaka będzie panować atmosfera – tłumaczy Magiera. – Na stadionie będzie równie gorąco jak w meczu z Legią, tyle że tym razem zagramy na wyjeździe. Nie stresuję się, nie mam kłopotów z presją i kibicami. Wiem, że przed nami kolejny fajny mecz, bo lider gra z wiceliderem, zwycięzca będzie pierwszy w tabeli – zwraca uwagę Szymon Lewkot.

Arkadiusz Milik wraca do gry po kontuzji. Zwykle nie były to dla niego łatwe powroty.
Historia uczy, że powroty po kontuzjach zwykle są dla niego trudne. Za każdym razem długo musiał czekać na gola i występy w wyjściowej jedenastce, a na dodatek jego zespół w pierwszym meczu po powrocie wypadał dość słabo. Teraz przynajmniej zremisował, poprzednio zawsze przegrywał. Pierwszy raz Milik wracał po dłuższej kontuzji jeszcze w Ajaksie, gdy pauzował dwa miesiące. Tyle że pojawił się na boisku w ostatniej kolejce sezonu, dlatego siłą rzeczy, aby wrócić na dobre do gry, musiał czekać jeszcze kwartał. Co innego w Napoli. Tam dwukrotnie zrywał więzadła i w obu przypadkach powrót do formy był mozolny. Za pierwszym razem najpierw trzykrotnie wchodził z ławki, zanim zagrał w pierwszym składzie. Na gola czekał ponad dwa miesiące, nie udało mu się go strzelić w ośmiu meczach, tyle że zwykle był zmiennikiem. Za drugim razem nieco szybciej zdobył pierwszą bramkę, ale też ponad miesiąc po powrocie do gry, w piątym występie po kontuzji. W podstawowym składzie pojawił się dopiero w siódmym spotkaniu po powrocie do gry. Jednak w Neapolu była dużo większa konkurencja i Milik nie miał takiej pozycji. W Marsylii jest napastnikiem numer jeden, powinien więc wcześniej pojawić się w pierwszej jedenastce. Tak jak przy poprzedniej długiej przerwie w grze, gdy w Napoli został odsunięty od składu, w Olympique zadebiutował jako zmiennik, ale w drugim spotkaniu – z Lens (2:2) – zagrał od początku i strzelił gola. Z tym że wtedy nie wracał po kontuzji, więc pewnie mógł szybciej nadrobić zaległości wynikające z braku rytmu meczowego.

Alessandro Gazzi, były piłkarz Torino, zapowiada derby z Juventusem.
Porozmawiajmy o aktualnej sytuacji. W tym sezonie wygląda ona trochę inaczej w porównaniu do przeszłości, obie drużyny zdobyły po osiem punktów. Derby zapowiadają się na wyrównane.
Patrząc na wyniki tak, to prawda. Granata świetnie zaczęła rozgrywki, natomiast Bianconeri nie wystartowali tak, jak wszyscy się tego spodziewali. Mimo tego odnieśli dwa zwycięstwa w ostatnich dwóch spotkaniach i właśnie pokonali Chelsea 1:0 w Lidze Mistrzów. Juventus ma wspaniały zespół, dlatego jestem przekonany, że jest faworytem, jednak Torino może mu zagrozić.
W jaki sposób?
Tak jak rozgrywa każde spotkanie. Według mnie agresywny pressing i krycie jeden na jeden na całym boisku są cechami, dzięki którym ekipa trenera Ivana Juricia może być groźna. Ponadto oprócz czysto sportowych aspektów w derbach zawsze motywacja może zrobić różnicę. A pod tym względem Jurić przygotuje zespół w odpowiedni sposób.
Uważa pan, że Chorwat jest idealnym trenerem dla Torino, prawda?
Zdecydowanie tak. W poprzednich sezonach – w szczególności, kiedy prowadził Hellas Verona – pokazał, że ma odpowiednie cechy, żeby poprowadzić ten klub. Tifosi Granata chcą, żeby piłkarze dali z siebie wszystko, grając w agresywny i ofensywny sposób. Do tej pory za kadencji Juricia tak było. I gdy się wytwarza ta energia pomiędzy szkoleniowcem a kibicami, drużyna jest w stanie osiągnąć dobre wyniki z każdym rywalem. Nawet z Juventusem? Dlaczego nie? Trzeba wierzyć w swoje umiejętności. Mam nadzieję, że Antonio Sanabria z kolegami będą mogli świętować zwycięstwo.

Ronald Koeman jest zawieszony, więc może się pożegnać z pracą nie będąc nawet na ławce rezerwowych.
O jego losie miała przesądzić klęska z Benfi cą 0:3 w Lidze Mistrzów. Oczywiście latem Barcelona została osłabiona, ale dalej ma wystarczająco dobrych piłkarzy, aby grać lepiej. Koeman jednak nie przyznaje się do błędu, nie uważa, że źle zestawił drużynę. – Dla mnie to nie jest kwestia systemu. Grasz takimi zawodnikami, jakimi dysponujesz. Jeśli nie masz skrzydłowych, musisz ich szukać. Gdybym miał worek pieniędzy, Messi nadal by tu był – tłumaczył, jakby odejście Argentyńczyka miało być usprawiedliwieniem marnych wyników. Prezes Joan Laporta stracił wiarę w holenderskiego szkoleniowca i szuka następcy, choć może efektowny triumf w starciu z Atletico mógłby jeszcze zmienić sytuację. Mimo wszystko jest to jednak wątpliwe. Paradoksem jest to, że w tak istotnym spotkaniu Koeman nie będzie mógł usiąść na ławce rezerwowych. To kara za zachowanie w niedawnym starciu z Cadizem (0:0). Nie może prowadzić zespołu z ławki w dwóch kolejkach. W pierwszym meczu Barca pewnie pokonała Levante 3:0, ale nie było to wielkim wyczynem, skoro rywal rozegrał 15. spotkanie z rzędu bez zwycięstwa. Kara oczywiście nie dotyczy jednak Ligi Mistrzów i tam Koeman mógł poprowadzić zespół. W Lizbonie Barca rozegrała najgorszy mecz pod jego wodzą. Co prawda w Champions League przegrywała równie wysoko z Juventusem, PSG i Bayernem, ale to jednak drużyny z wyższej półki niż Benfi ca. A że był to kolejny kiepski występ drużyny, to prezes Laporta zwołał w trybie pilnym posiedzeniu zarządu. Debatowano do czwartej nad ranem. Władze klubu planują znaleźć nowego szkoleniowca przed 17 października, gdy odbędzie się walne zgromadzenie socios.

Florian Wirtz, czyli kolejne genialne dziecko z Bundesligi.
Gdy ktoś w tak mocnej lidze osiąga takie wyniki, a na dodatek jest już powoływany do pierwszej reprezentacji i zbiera również doświadczenie w europejskich pucharach, to oczywiste jest, że zwraca na siebie uwagę najlepszych i najbogatszych. Wiadomo też, że najbliższe letnie okno transferowe zdominują Kylian Mbappe z Paris Saint- -Germain oraz Haaland, ale i o Wirtzu może być bardzo głośno. Chociaż w Leverkusen mają nadzieję, że uda im się zatrzymać go dłużej niż tylko do czerwca przyszłego roku, a jeśli jednak odejdzie, to za nie mniejsze pieniądze niż Kai Havertz w ubiegłym roku, który trafi ł do Chelsea za 80 milionów euro. Wówczas była to dla Bayeru bolesna strata pod względem sportowym, ale szybko okazało się, że Wirtz nie jest gorszy, a być może nawet lepszy od obecnego gracza The Blues. Skąd w ogóle w Bayerze wziął się kolejny tak znakomity zawodnik? Akademia klubu z Leverkusen znana jest ze szkolenia młodych graczy. Na początku ubiegłego roku trafi ł do niej z drużyny U-17 1.FC Köln 16-letni wówczas Wirtz. I miał szczęście, że świat się zatrzymał z powodu pandemii. – Florian to największy wygrany koronawirusa – mówi dyrektor sportowy Bayer Simon Rolfes. – Przez to, że w szkołach nie było nauki, uczniowie nie tracili czasu na dojazdy. Florian mógł mieć zdalne lekcje w klubie i zaraz po zajęciach trenował z pierwszym zespołem. Dzięki temu bardzo szybko się rozwinął, nabrał siły i zdał sobie sprawę, że nie musi się obawiać rywalizacji ze starszymi piłkarzami – powiedział Rolfes.

fot. FotoPyK