Reklama

PRASA. Jóźwiak: Legia już wyczerpała limit błędów

redakcja

Autor:redakcja

27 września 2021, 08:52 • 8 min czytania 15 komentarzy

W poniedziałkowej prasie echa weekendowych wydarzeń i wywiad z polskim księdzem, który jest popularny w Czechach i znajduje się dość blisko piłki. 

PRASA. Jóźwiak: Legia już wyczerpała limit błędów

PRZEGLĄD SPORTOWY

Zdaniem Marka Jóźwiaka Legia wyczerpała już limit wpadek w Ekstraklasie.

Bardzo słabo gra Filip Mladenović.

Zgadzam się. Z nim podpisywałbym kontrakt tylko na rok, żeby cały czas go motywować, żeby był „pod prądem”, na najwyższych obrotach. Siedzi mu w głowie, że wiele potrafi, ale nie potrafi się zmotywować, wziąć odpowiedzialność i pokazać, że potrafi.

Czy Legia powoli oddaje mistrzostwo Polski?

Absolutnie nie. Usłyszeliśmy kolejny dzwonek alarmowa, ale to jeszcze nie jest bicie dzwonu Zygmunta. Legia ma szeroką kadrę, potrafi się podnieść w trudnych chwilach, a limit błędów się skończył. Strata rośnie, a tu za chwilę kolejni silni przeciwnicy – Leicester oraz Lechia. A potem przerwa na mecze reprezentacji, co nie jest korzystne, bo kilkunastu zawodników wyjedzie i zostanie zaburzony rytm. Październik może być kluczowy dla dalszych losów sezonu. Jeśli Legia chce uniknąć nerwowości, musi zacząć odrabiać straty.

Reklama

Uparcie marzący o czasach dawnej sportowej świetności Górnik Zabrze latem triumfalnie ściągał samego mistrza świata Łukasza Podolskiego. A były czasy, kiedy zachwycał się, że udało mu się zatrudnić gwiazdę Szombierek Bytom Zenona Lisska. Nienagannie wyszkolony, inteligentny piłkarz zmarł po ciężkiej chorobie w wieku niespełna 59 lat – pisze Antoni Bugajski.

Podolski i Lissek to oczywiście dwa nieprzystawalne piłkarskie światy, lecz Górnik w sposób naturalny ich łączy. I sprowadzenie Lisska swego czasu też było niecodziennym wydarzeniem, choć nie mam zamiaru przekonywać, że choćby w przybliżeniu odpowiadającym randze zakontraktowania Podolskiego. Zwłaszcza w śląskiej skali było o czym dyskutować, bo Lissek przychodził z pobliskich Szombierek Bytom. Na dodatek przychodził w duecie z napastnikiem Bogusławem Cyganem. Szombierki z ostatniego miejsca spadały z ekstraklasy, ale duet Lissek – Cygan strzelił w sumie dwadzieścia goli, czyli 60 procent całego bramkowego dorobku drużyny. Na Górniku, z którym rozstawali się kolejni bardzo ważni piłkarze (Jan Urban i Ryszard Komornicki) bytomianie nie zdołali jednak odcisnąć tak mocnego piętna, choć Cygan w sezonie 1992/93 do Zabrza jeszcze wrócił, strzelił wówczas 11 goli, a potem był nawet królem strzelców w barwach Stali Mielec.

Zawsze jednak będziemy go kojarzyć z duetu z Zenonem Lisskiem, kiedy obaj dawali ofensywną siłę Szombierkom. Lissek odszedł w nocy z piątku na sobotę, a Cygan w styczniu 2018 roku mając niespełna 54 lata.

Dlaczego popularny w Czechach ksiądz Zbigniew Czendlik woli na boisku atakować niż bronić? Co Czesi myślą o polskiej piłce? Jakie podobieństwa mają ksiądz i trener?

Reklama
Co Czesi myślą o polskiej piłce?

Dla tych, którzy trochę interesują się piłką, jest niezrozumiałe, że prawie 40-milionowa Polska z tyloma różnymi gwiazdami w europejskich klubach jest słabsza niż cztery razy mniejsze Czechy. Jak to możliwe, że nam nie idzie? Że nie możemy zaprezentować się jako reprezentacja, zajść trochę wyżej w mistrzostwach świata czy Europy? Nie mówię już o klubach, bo polskie nie mają żadnych sukcesów.

Legia dopiero co wyeliminowała Slavię.

Zupełnie przypadkowo. To nie tak, że Legia była taka dobra, tylko Slavia zrobiła kardynalne błędy. A głównie jej bramkarz.

Generalnie gra w piłkę polega na wykorzystywaniu błędów.

A wygrywa ten, kto zrobi ich mniej. Znam to. Legia zrobiła mniej błędów, dlatego wygrała. Tylko wystarczy spojrzeć na dokonania klubów z Polski i Czech, żeby zauważyć różnicę. Rozmawiałem z Jaromirem Bosakiem, komentatorem w czeskiej telewizji. Jest w kontakcie z naszymi dziennikarzami, pytałem, co myśli o polskiej piłce.

I co myśli?

Sam porządnie nie wie. Być może to wynika z tego, że Polska jest taką akademią dla Europy Zachodniej. Że ci piłkarze, którzy mają jakąś szansę, u których widać talent, zaraz wyjeżdżają. Problem jest taki, że jak tam się znajdą, to sobie myślą, że już są dobrzy. A wcale tacy dobrzy nie są. Powiedziałbym, no znowu szukam słowa… Za szybko odchodzą. Wyprzedajemy wszystko, jak leci. Zbyt wielu młodych odchodzi, gdy powinni dłużej pograć w Polsce. Piłka nożna to sport, zabawa, ale i biznes. W polskiej piłce przeważa podejście jak do biznesu. Chodzi o to, że jak mam klub, to muszę na nim jak najwięcej zarobić. Sprzedają takie produkty, które nie są… No nie są gotowe. To tak jak w przemyśle.

Co masz na myśli?

Przyjmijmy, że sprzedajemy drzewa. Lepiej, jeżeli potniemy to drzewo na deski, bo wtedy mamy większe szanse na sprzedaż. Jeżeli miałbym sprzedać samo drzewo z korzeniami, to może nie być chętnych. Inaczej niż z drzewem, które potnę i mogę na tym dobrze zarobić. I ja myślę, że w polskiej piłce zwyczajnie sprzedajemy niedojrzałe drzewka. Później na tym Zachodzie nie są w stanie z nich zrobić porządnych desek, a co dopiero mówić o ekskluzywnych meblach.

Wygląda na to, że do tytułu aspirują trzy drużyny: Legia, Lech i Raków. Będzie jeszcze ciekawiej jeśli tempo utrzymają: Lechia i któraś z ekip z Dolnego Śląska, czyli Zagłębie (wątpię) albo Śląsk (to jest bardziej prawdopodobne) – pisze w swoim felietonie Dariusz Dziekanowski.

Od jakiegoś czasu przyglądamy się zagranicznym nabytkom Legii. Piękną bramkę zdobył Mahir Emreli, ale generalnie koledzy z drużyny zbyt rzadko go wykorzystywali, prawie w ogóle nie grali do niego prostopadłych piłek. Kastrati jest bardzo szybki, ale musi coś dodać do tej szybkości: asysty albo gole. Josue z kolei cały czas chce dostawać od kolegów piłkę, ale do takiej jego gry potrzebni są dwaj inni pracujący na niego pomocnicy, a Bartosz Ślisz i Andre Martins są zbyt pasywni. Na tle nowych legionistów, jak profesor wyglądał rozgrywający/ofensywny pomocnik Rakowa, Ivi Lopez. To jest właśnie siła i największy plus w pracy Papszuna w Rakowie – potrafi on wyciągnąć ze swoich zawodników maksa i od początku tego sezonu jego drużyna trzyma wysoki poziom, który prezentowała w niezwykle udanym poprzednim sezonie. Raków przyjeżdża do Warszawy, prowadzi mecz na własnych warunkach i wygrywa wcale nie przypadkowo. W Legii uderza zaś to, że nie potrafi wykorzystać kopa, jaką powinna dać wygrana w europejskich pucharach, taka jak ta ze Spartakiem. W ekstraklasie staje się przeciętną drużyną, która musi obawiać się każdego rywala…

O ile wygraną Rakowa uważam za zasłużoną, to myślę, że o ogromnym pechu mogą mówić podopieczni obecnego lidera, czyli Lecha. Porażka z Jagiellonią była niezasłużona – to Kolejorz dominował w tym spotkaniu. Jedno nierozsądne zagranie Bartosza Salamona kosztowało ekipę z poznania trzy punkty. Tutaj żale trenera i piłkarzy Kolejorza o niesprawiedliwości losu byłyby jak najbardziej uzasadnione.

SPORT

Decyzje arbitra Łukasza Szczecha nie pozostały bez wpływu na fakt, że zabrzanie jako pierwsi w ty sezonie przegrali z beniaminkiem z Niecieczy. – Takich rzutów karnych nie powinno się gwizdać nikomu – denerwował się trener Górnika, Jan Urban.

 – W drugiej połowie wyszliśmy na prowadzenie i wydawało się, że mecz jest pod kontrolą. Później przyszedł rzut karny. Nie wiem, czy to była „jedenastka”, bo piłka odbiła się piłkarzowi od głowy i dostał w rękę. Nie mówię o tym tylko dlatego, że karny podyktowany był przeciwko Górnikowi. Takich „jedenastek” nie powinno się gwizdać nikomu. Już nie mówię o drugim, gdzie w ogóle nie wiem, co się stało. Tam była normalna piłkarska walka o pozycję. Lukas to kawał chłopa, jest silny i ją wygrał. A mamy rzut karny… Na pewno nie o to chodzi w tym wszystkim. Mogliśmy z Niecieczy wywieźć punkty, ale stało się inaczej. Musimy wyciągnąć wnioski, bo przegraliśmy spotkanie, którego nie mieliśmy prawa przegrać.

Maciej Grygierczyk w swoim felietonie chwali Podbeskidzie.

Chcąc wejść w nowy tydzień optymistycznie, nie będziemy już w tym miejscu znęcać się nad GKS-em Katowice. Dlatego pochwalimy Podbeskidzie, bo mocno na to zasłużyło. Wczoraj zdało kolejny drobny egzamin – pokonało Resovię mimo godzinnej gry w osłabieniu, dzięki czemu zgłasza coraz większy akces do ścisłej czołówki pierwszej ligi. Za to, że błyskawicznie zmontowali zespół, który już teraz jest w stanie tego dokonać, chylę czoło przed prezesem Kłysem, dyrektorem Piworowiczem i trenerem Jawnym.

Latem – jak to po spadku bywa – mnóstwo było wokół klubu spod Klimczoka pytajników, a najnowsza historia uczy, że pożegnanie z ekstraklasą może być dopiero początkiem problemów. W górnych rewirach tabeli ze statusem spadkowicza kręcić się potrafiły tylko te drużyny, które głośno mówiły o szybkiej chęci powrotu do elity: jak ŁKS, Arka, Miedź. Tam, gdzie mocno się przebudowywano, w pierwszym sezonie popadano co najwyżej w pierwszoligową przeciętność, by wspomnieć przypadki Sandecji, Korony czy Zagłębia. Podbeskidziu wiedzie się lepiej.

Ruch Chorzów pokonał ostatni w tabeli Sokół Ostróda 3:1. Trener Jarosław Kotas komentował to w swoim stylu.

– Gdyby trener Ruchu dał nam Foszmańczyka i Janoszkę, to byłbym się w stanie założyć, że może nawet byśmy nie przegrali – przekonywał Jarosław Kotas, szkoleniowiec gospodarzy. – Znowu stało się to samo: tracimy gola do szatni, w przerwie się pompujemy, wychodzimy na drugą połowę i wręczamy rywalom prezent. I znowu ten sam zawodnik… To tak, jakbym miał kucharza i ciągle powtarzał mu, że pomidorówka jest przesolona. „Nie sól już, niech sobie goście sami doprawiają”. A tu ciągle – bum! I kilo soli na jeden talerz. Ta drużyna się stara, ale zawsze ktoś wywinie taki numer, że nawet na orliku byłby raban. Nie można powiedzieć, że komuś się nie chce, ale może dla niektórych poprzeczka jest zawieszona zbyt wysoko… Wystawiliśmy optymalny skład, bo wrócili Janek Klimek i Dominik Stępień, a mimo to czegoś zabrakło. Czas ucieka, a tu coraz większa depresja… – dodawał Kotas, gorzko żartując w swoim stylu, że latem drużyna była budowana na telefon i tak też teraz gra.

SUPER EXPRESS

Marek Papszun wreszcie triumfował na stadionie Legii w meczu ligowym.

– Wygrać z Legią na Łazienkowskiej nie jest łatwo – powiedział trener Rakowa Marek Papszun. –To wartościowe zwycięstwo, bo mamy duże kłopoty kadrowe. Dlatego przyjęliśmy inny sposób gry, nie chcieliśmy dominować. Ten plan się sprawdził. Raków to zespół z charakterem. Może brakować nam umiejętności, ale nie brakuje serca i determinacji. Musimy spokojnie się rozwijać i dokładać cegiełkę do cegiełki. Uważam, że ten sezon będzie trudny dla faworytów – analizował szkoleniowiec wicemistrza Polski.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Niemcy

Kiedy w końcu przegrają? Terminarz Bayeru Leverkusen

Bartosz Lodko
3
Kiedy w końcu przegrają? Terminarz Bayeru Leverkusen

Komentarze

15 komentarzy

Loading...