Reklama

Mioduski: Jestem spokojny o siłę naszej kadry

redakcja

Autor:redakcja

15 września 2021, 08:27 • 12 min czytania 11 komentarzy

Środowa prasa to miks Ligi Mistrzów, Ligi Europy w kontekście Legii i tematów ligowych. Chwilami jest całkiem ciekawie.

Mioduski: Jestem spokojny o siłę naszej kadry

PRZEGLĄD SPORTOWY

Ośmiu dziennikarzy porozmawiało z Dariuszem Mioduskim, więc teraz powinien być wysyp wywiadów z prezesem Legii z jednego spotkania.

Czy nie obawia się pan tego, jak Legia będzie radziła sobie w lidze i pucharach, łącząc mecze co kilka dni? Już teraz ma trzy porażki w pięciu kolejkach.

To będzie najtrudniejsze wyzwanie, bo granie raz w tygodniu i granie dwa razy w tygodniu to różne dyscypliny sportu. Mam trochę obaw, bo już przegraliśmy trzy mecze, a w całym poprzednim sezonie cztery. Ok, wówczas było mniej kolejek, ale liczę, że to, co najgorsze, już przegraliśmy. Nie wolno tracić punktów. Obawiam się meczów z rywalami ze średniej i niższej półki. One są najtrudniejsze – to nie jest kwestia tylko tego sezonu, nie pamiętam, kiedy ostatnio kogoś zdominowaliśmy. Chyba Pogoń, kiedy do przerwy prowadziliśmy 4:0. A potem wszystko się zatrzymało.

Jak wygląda proces transferowy, czy Czesław Michniewicz uczestniczy w rozmowach?

Budujemy klub i drużynę, by osiągać cele. Wiemy, że do tego potrzebna jest odpowiednia jakość zawodników i zrównoważona kadra. Ustalamy z trenerem, jaką ma wizję drużyny – powinna być spójna z wizją klubu. Wszystko się dociera, ale staramy się dobierać szkoleniowców zawodników pod nasz model gry. Wiemy, jakich profili piłkarzy szuka trener i próbujemy się dostosować. Działamy wielotorowo – myślimy też o przyszłości. Mamy jeden z najmłodszych zespołów w lidze – średnią zawyża Artur Boruc.

Reklama

W 30-osobowej kadrze tylko dziewięciu graczy ma 25 lat i więcej. Mamy zawodników, którzy w kolejnych latach będą zyskiwać na wartości i jakości. Czasem bywa to niespójne z potrzebami trenera, który musi wygrywać tu i teraz. Ale zawsze, nim zawodnik przyjdzie, trener dostaje informację i ma wybór. Nie ma sytuacji, żebyśmy sprowadzili piłkarza wbrew jego woli. Wszyscy sądzą, że Maik Nawrocki jest w Legii dzięki Czesławowi Michniewiczowi. Obserwowaliśmy go od miesięcy i byłby u nas niezależnie od tego, kto prowadziłby zespół.

Trener może powiedzieć: „Nie”?

Może. I wtedy nie sprowadzimy tego piłkarza.

Nie żałuje pan, że latem odeszło aż trzech prawych wahadłowych pomocników?

Nie chcieliśmy, żeby tamci odchodzili, ale dziś mamy lepszych. Paweł Wszołek dostał propozycję nowego kontraktu, ale wybrał Union Berlin i dziś nie łapie się do kadry tego klubu. Marko Vesović dopiero ostatnio zagrał w podstawowym składzie Qarabagu. Chcieliśmy go zatrzymać, ale okazało się to niemożliwe z powodów pozasportowych. Josip Juranović był dużą wartością, ale sądzę że Lirim Kastrati okaże się godnym zastępcą, Mattias Johansson też jeszcze nie pokazał pełni możliwości. Jestem spokojny o siłę naszej kadry – trener ma teraz o wiele bogatszy wybór i więcej opcji. Możemy grać środkiem, nie tylko bokami, a w ataku nie jesteśmy skazani wyłącznie na Tomka Pekharta. Martwi mnie brak skuteczności i mała liczba goli, ale wierzę że trener uruchomi nasz przód – mamy tam sporo jakości i wiele opcji. Tak jest zresztą w każdej formacji i na każdej pozycji. Mamy kreatywnych zawodników, na razie brakuje kreatywności, ale mam nadzieję, że to kwestia czasu.

Nie dało się wynegocjować więcej niż 3 miliony euro za Juranovicia?

Chyba niektórzy mają niską świadomość tego, co się dzieje na rynku transferowym, który podupadł w ostatnich dwóch latach i żyją wielkimi transakcjami w lidze angielskiej. Kwota, którą uzyskaliśmy za Juranovicia, jest bardzo dobra. Dziś niewiele klubów szuka piłkarzy za 3-4 mln euro. Wielcy robią spektakularne transfery, reszta oszczędza. Juranović to najdrożej sprzedany piłkarz ekstraklasy powyżej 24. roku życia, a półtora roku temu kupiliśmy go za 400 tys. euro. Poza tym my nie wystawiamy piłkarzy na listę, tylko czasem oni chcą odejść i te kwestie inicjują menedżerowie. Jura chciał trafić do Celticu, a my spodziewaliśmy się, że będzie chciał odejść – po tym, jak zagrał na EURO zainteresowanie było duże, ale na końcu konkretną ofertę złożył tylko Celtic.

Filip Mladenović wie, jak smakuje walka w europejskich pucharach. Wraca do nich po sześciu latach.

Reklama

– Takie mecze to coś specjalnego. Bardzo chciałem to znów przeżyć, bo to są wyjątkowe spotkania, jak w reprezentacji. Możesz w nich sprawdzić, w jakim momencie jesteś, na jakim poziomie. To będzie weryfikacja każdego z nas – mówi przed dzisiejszym meczem w Moskwie Serb. Przed laty doświadczył, jak niesamowitym wydarzeniem są takie spotkania, ale też przekonał się, jak trudną mogą być przeprawą.

Jego pierwszy sezon w Lidze Mistrzów był bolesny – BATE rozpoczęło od wyjazdowej porażki z FC Porto 0:6, straciło 24 bramki w 6 spotkaniach, z trzema punktami zajęło ostatnie miejsce w grupie. – Nasz drugi sezon był już lepszy. Trudno od razu wskoczyć na taki poziom. Takich meczów nie da się z niczym porównać, w ekstraklasie nie ma tak silnych przeciwników – przyznaje legionista.

Te słowa mogą budzić obawy przed konfrontacją ze Spartakiem, ale nie w Mladenoviciu. – Dla nas to świetne mecze, superrywale. W takich starciach nie masz nic do stracenia. Legia nie grała przez pięć lat w europejskich pucharach, dlatego w tym momencie nie ma na nas wielkiej presji, nikt nie mówi, że musimy daleko zajść. Musimy zagrać po prostu najlepiej jak potrafimy, ale na pewno nie złożę deklaracji, że mamy zająć minimum drugie miejsce w grupie. Wiem za to, że możemy się pokazać, bo wszyscy te mecze oglądają. W tych spotkaniach można tylko wygrać – uspokaja i zapewnia, że mecz w Moskwie nie wywołuje w nim żadnego strachu.

Radosław Kałużny uważa, że Grzegorz Krychowiak i Wojciech Szczęsny powinni odpocząć od reprezentacji.

PIOTR WOŁOSIK: Reprezentacja Paulo Sousy zamknęła etap eliminacji mundialu remisem z Anglią. Nazajutrz po tym spotkaniu zadzwoniłeś do mnie z pytaniem, czy to ty oglądałeś inny mecz na Narodowym, czy część ekspertów, którym bardzo przypadł do gustu występ Grzegorza Krychowiaka.

Radosław Kałużny (były reprezentant Polski, komentator „Przeglądu Sportowego”): No tak, ale uspokoiłeś mnie, bo ciebie też nie zachwycił jego występ. Nie zrozumiem zachwytów, że kilka razy „pojechał na dupie”. No co za osiągnięcie! To obowiązek. Jeszcze brakowało, by piłkarze tego nie robili… Uważam, że jeśli wszyscy zawodnicy z pozycji „defensywny pomocnik” będą zdrowi, na czele z Mateuszem Klichem, to dla Krychowiaka zabraknie miejsca w podstawowej jedenastce. Nie mówię tego z jakąś satysfakcją, bo on ani mi wróg, ani rodzina. Po prostu forma, którą prezentuje w ostatnich miesiącach, a właściwie jej brak, nie upoważnia go do wychodzenia w podstawowym składzie reprezentacji.

EURO zupełnie mu nie wyszło, zawalił pierwsze spotkanie ze Słowakami, a kolejne, jak te trzy ostatnie eliminacyjne, były bardzo słabe. A jak powiedziałem – Grzegorza ma kto zastąpić. W mojej ocenie zwycięzcą tych ostatnich meczów został Karol Linetty. Solidnie wykonał swoją robotę. Wcześniej nie bardzo potrafił się odnaleźć w kadrze, nie zawsze był powoływany, a i od kibiców też się nasłuchał, że taki czy owaki. Z Anglikami rozegrał bardzo dobrą pierwszą połowę, a nie wywracał się z piłką przy nodze jak bohater naszej rozmowy.

Praca na statku trzy lata temu na zawsze odmieniła życie Przemysława Fajtanowskiego. – Lina odcięła mi nogę – wspomina w trakcie walki o medal ME w ampfutbolu. Medal, z którym za kilka dni wróci na… statek.

Grube buty i robocze spodnie sprawiały, że nie zdawał sobie sprawy, w jak złym stanie jest jego noga. Nawet gdy po rozwiązaniu supła, musiał rękoma przełożyć nogę spomiędzy lin. Najpierw myślał, że jest złamana, potem będąc w szoku zaczął rozumieć, iż sytuacja wygląda o wiele gorzej. – Wierzyłem, że będzie w porządku, że najwyżej jakoś doszyją drugą część nogi – wspomina. Nie doszyli.

Przemysław Fajtanowski został marynarzem, ponieważ pochodzi z Nakła nad Notecią, a tam znajduje się jedno z dwóch w Polsce techników żeglugi lądowej (drugie jest we Wrocławiu). Znał jego uczniów i absolwentów, praca na statkach zaciekawiła go, więc postanowił kształcić się w tym kierunku, a następnie pracować w wyuczonym zawodzie. – Większość marynarzy wyjeżdża na zachód, bo u nas trudno o dobrze płatną pracę. Z tego powodu za granicą widuję sporo polskich barek – tłumaczy Fajtanowski.

Antoni Bugajski nadal w kontrze do Paulo Sousy.

Radują nas te remisy jak diabli, a każdy następny coraz bardziej! Paulo Sousie możemy już chyba na zdjęciach doklejać aureolę i ogłosić patronem szczęśliwych remisów, bo w każdym z nich to rywale pierwsi strzelali gole. Zadowalamy się tym, bo w dobrej wierze zakładamy, że występują symptomy poprawy, że po remisach przyjdą wygrane. Fakty na razie jednak są takie, że drużyna Sousy, owszem, wygrywa, ale tylko z Andorą, San Marino i Albanią. Z nikim innym.

Zgodzimy się, że to trochę za mało, by brylować na europejskich salonach. Rozumiem też, że nie po to prezes PZPN Zbigniew Boniek zatrudniał Portugalczyka i życzliwie zostawiał go następcy w spadku. Sousa miał naszą drużynę wprowadzić na wyższy „level”, dać jej nowoczesny styl, no ale w pierwszej kolejności lepsze wyniki.

Mecz z Anglią wprawił nas w doskonałe humory, ponieważ w pewnym momencie był już przegrany. Urwaliśmy się ze stryczka, a w takiej sytuacji zawsze warto świętować. Nie chciałbym jednak, by zasłużone remisy albo pechowe porażki weszły Polakom w krew. Nie podoba mi się też opowieść o meczu-micie założycielskim drużyny Sousy, który wydarzył się 8 września 2021 roku, bo powinien nim być mecz zwycięski.

SPORT

Rozmowa z Grzegorzem Bednarskim, prezesem Piasta Gliwice.

W jakim miejscu obecnie jest Piast i nie chodzi mi o sytuację w ligowej tabeli?

– Myślę, że finansowo jesteśmy w bardzo dobrej sytuacji i aż prosiłoby się powiedzieć, że jest to pasmo sukcesów. Do tego potrafimy sprzedać piłkarzy z zyskiem. Wzmocniliśmy zespół marketingowo-sprzedażowy, bo wiemy, że sporo mamy w tym temacie do zrobienia. Chcemy inaczej podejść do kibica, do sponsora, będzie nowa formuła klubu biznesu. Chcemy przyciągnąć środowisko biznesu gliwickiego i nie tylko, bo każdy ambitny projekt sportowy ma szansę powodzenia jedynie poprzez wsparcie jego mecenasów.

Jeśli mówimy o drużynie i aspektach sportowych, to w ostatnim czasie dokonujecie ruchów, których kilka lat temu Piast chyba nie byłby w stanie dokonać. Mam na myśli zatrzymanie trenera Fornalika, Jakuba Czerwińskiego czy wykupienie Jakuba Świerczoka…

– Z naszej strony wszystko jest zawsze przemyślane i przeliczone. To jest też przede wszystkim duża praca zespołowa, bo wszyscy gramy do jednej bramki. Zawsze mogę liczyć na wsparcie właścicieli i to jest właśnie ten sukces. Tradycyjny biznes tego nie rozumie, ale sport to taka dziedzina, gdzie poziom ryzyka jest wyceniany na minimum 50% – albo transfer wyjdzie, albo nie wyjdzie. Albo piłkarz się zaaklimatyzuje, albo nie. Staramy się minimalizować ryzyko, ale do końca się nie da. Tak samo, jak obecnie nie da się zarządzać klubem bez excela.

Ale czy w waszych działaniach transferowych jest jednak odrobina szaleństwa, ryzyka?

– Zawsze podejmujemy decyzje bardzo, bardzo racjonalnie. Nie popuszczamy wodzy fantazji. Nasze decyzje zawsze mają pokrycie. Dlatego jesteśmy w takim, a nie innym miejscu. Nie przez przypadek walczymy o puchary w ostatnich sezonach. To klub stabilny pod każdym względem, jest już dużą marką na piłkarskiej mapie kraju. Piłkarze chcą przychodzić do Piasta, bo jesteśmy klubem sukcesu. Poprzedni sezon jest idealnym przykładem. Potrafiliśmy się podnieść po słabym początku i na koniec praktycznie dotknęliśmy nieba. Ale stać nas na więcej. Chcemy grać w europejskich pucharach w każdym sezonie. Kuba Świerczok się odbudował i to była sytuacja win-win. My jak coś obiecujemy, to słowa dotrzymujemy. Piłkarze nas szanują za to. Dla mnie to taki śląski etos pracy. To bardzo ważne.

Sprawa niedoszłego transferu Jesusa Jimeneza do tureckiego Konyasporu miała swoje przełożenie na sytuację w Górniku Zabrze i zmianę prezesa.

Nieoficjalnie mówi się, że jednym z powodów odejścia Czernika była sprawa niedoszłego transferu Jesusa Jimeneza do Konyasporu. Turcy mocno zabiegali o najskuteczniejszego strzelca Górnika. Drużyna z tureckiej Super Ligi oferować miała około 0,5 mln euro. Niedużo jak na zawodnika tej klasy, ale taka jest ponoć suma odstępnego w jego kontrakcie, który obowiązuje do końca czerwca 2022 roku. Pieniądze w klubie bardzo by się przydały, bo sytuacja finansowa 14-krotnego mistrza Polski nie jest – delikatnie pisząc – najlepsza. Sprawie odejścia Jimeneza mieli się przeciwstawić najbardziej zagorzali fani Górnika z „Torcidy”, miała ich też poprzeć sama pani prezydent. Tutaj dodajmy, o czym już pisaliśmy wcześniej, że ta najbardziej zagorzała część fanów już po przegranym meczu z Lechem pisała do magistratu z żądaniem odwołania prezesa Czernika. Było to już głośno wyartykułowane podczas wspomnianego starcia z „Kolejorzem” czy w przegranych derbach z Piastem 0:1. W tym drugim meczu skandowano i żądano odejścia nie tylko prezesa, ale i odpowiedzialnego za transfery w Górniku Artura Płatka.

Cezary Kulesza gościł na Śląsku, więc pod tym kątem porozmawiano z nowym prezesem PZPN.

Jaki jest najważniejszy cel Cezarego Kuleszy jako prezesa PZPN?

– Cel numer jeden – to jest awans reprezentacji Polski na mistrzostwa świata i musimy wszystko zrobić, żeby ten cel osiągnąć. Za nami trzy wrześniowe mecze, w których zdobyliśmy 7 punktów, ale po 6. kolejkach zajmujemy 3 miejsce w tabeli naszej grupy, mając jedno „oczko” mniej od Albanii, która jednak jeszcze nie grała w Anglii. Dlatego we wszystkich meczach jakie nam zostały do końca eliminacji musimy walczyć o pełną pulę, ale najważniejszy dla losów naszej drużyny narodowej będzie chyba wyjazdowy mecz 12 października w Tiranie. Na to się nastawiamy i pojedziemy tam, żeby wygrać. W 1985 roku reprezentacja Polski po golu Zbigniewa Bońka wygrała w Tiranie 1:0 i drużyna trenera Antoniego Piechniczka pojechała na finały mistrzostw świata do Meksyku. Oczywiście nie ma co porównywać tamtych czasów do tego co mamy dzisiaj. Są inni piłkarze i w zespole Albanii, i w naszym. Musimy jednak tak samo poważnie podejść do tego spotkania i zagrać z takim zaangażowaniem i animuszem jak z Anglikami, a o wynik nie będziemy się musieli martwić.

Czym dla Cezarego Kuleszy jest śląska piłka?

– Śląsk, a dokładniej województwo śląskie dla polskiej piłki jest bardzo ważnym regionem. Świadczy o tym nie tylko historia, w której 32 tytuły mistrza Polski zdobyły drużyny ze Śląska, a Górnik Zabrze i Ruch Chorzów to niezwykle utytułowane kluby. To jest także bogaty w sukcesy dzień dzisiejszy. Wystarczy przecież, że powiem iż wicemistrzem kraju oraz zdobywcą Pucharu Polski i Superpucharu jest Raków Częstochowa. Ale przede wszystkim, stąd moja pierwsza wizyta robocza była właśnie w tym regionie, Śląski Związek Piłki Nożnej był od początku moich prezesowskich planów w mojej drużynie. Popierał mnie i wspierał, dlatego to doceniam i zawsze o tym będę pamiętał. Zresztą, mając obok siebie wiceprezesów Henryka Kulę i Wojciecha Cygana na pewno nie będę miał możliwości, żeby o tym zapomnieć, ale my tytułów nie rozdajemy. Muszą o nie walczyć piłkarze na boisku. Widząc jednak tak duży potencjał, coraz lepszą infrastrukturę i znając pracowitość ludzi z tego regionu jestem spokojny o jego przyszłość, z której dumna będzie także polska piłka.

SUPER EXPRESS

W środę Real Madryt zagra z Interem w Lidze Mistrzów. Mecz ten zapowiada Jerzy Dudek.

„Super Express”: – Zdziwiło pana to, że trener Carlo Ancelotti wrócił do Realu?

Jerzy Dudek: – Byłem zaskoczony, bo myślałem, że ta melodia jest już ograna. Ancelotti potrafi znaleźć wspólny język z zawodnikami. Nie jest zamordystą. Nie narzuca mega dyscypliny taktycznej. Pozwala na kreatywność piłkarzy. Powtarza, że ma najlepszych graczy na świecie, to co on ma jeszcze im w głowie psuć. Może właśnie tego Real potrzebował.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Stolarczyk chwalony za swój debiut. „Wykonał kilka przyzwoitych interwencji”

Bartosz Lodko
1
Stolarczyk chwalony za swój debiut. „Wykonał kilka przyzwoitych interwencji”
Anglia

Niezły debiut Stolarczyka w Premier League, ale na Liverpool nie wystarczyło

Paweł Wojciechowski
2
Niezły debiut Stolarczyka w Premier League, ale na Liverpool nie wystarczyło
Hiszpania

Wyrzut sumienia Barcelony wróci do Brazylii? W grze 20 milionów euro

Kamil Warzocha
14
Wyrzut sumienia Barcelony wróci do Brazylii? W grze 20 milionów euro

Komentarze

11 komentarzy

Loading...