Reklama

PRASA. “Przy straconym golu przede wszystkim zawinił Bednarek”

redakcja

Autor:redakcja

10 września 2021, 09:00 • 12 min czytania 38 komentarzy

Piątkowa prasa to już miks wątków dotyczących reprezentacji Polski, Ekstraklasy i lig zagranicznych. Jest całkiem ciekawie. 

PRASA. “Przy straconym golu przede wszystkim zawinił Bednarek”

PRZEGLĄD SPORTOWY

Cezary Kulesza jako prezes Jagiellonii wymienił kiedyś strzelca gola z Anglią (1:1) Damiana Szymańskiego na… Piotra Wlazłę.

W Jagiellonii w 2017 roku za transfery odpowiadał obecny prezes PZPN Cezary Kulesza, który wymieniając Wlazłę na Szymańskiego (z dopłatą), raczej nie zrobił transakcji życia. – Trzeba pamiętać, że Piotrek Wlazło był wtedy u nas w znakomitej formie. W sezonie 2016/17 strzelił siedem goli. Wyróżniał się. Wcześniej pomógł nam w awansie do ekstraklasy – wspomina Jacek Kruszewski, były prezes Wisły Płock.

– Jeżeli chodzi o Damiana, to znaliśmy go już wcześniej, przed propozycją Jagiellonii. Chcieliśmy go sprowadzić, kiedy był jeszcze zawodnikiem GKS Bełchatów, ale wtedy w 2016 roku wybrał Jagę. Wiedzieliśmy, że „Szycha” był po poważnym urazie (zerwane ścięgno Achillesa w maju 2015 roku – przy. red.) i że w Białymstoku mało gra. Przebadaliśmy go dodatkowo i przy dużym udziale ówczesnego dyrektora sportowego Łukasza Masłowskiego zdecydowaliśmy się na wymianę. W Płocku byliśmy za nią krytykowani, ale życie pokazało, że było warto. Okazało się to jedną z najlepszych transakcji w historii klubu – dodaje były prezes Nafciarzy.

Reklama

Prezes Kulesza później, po tym jak forma Szymańskiego w płockim zespole poszła do góry, miał mówić w kuluarowych rozmowach, że żałuje jego odejścia. Był jednak postawiony pod ścianą, bo pomocnik po pyskówce z trenerem Mamrotem chciał odejść za wszelką cenę.

Siedem punktów we wrześniowych meczach oznacza koniec jakichkolwiek spekulacji na temat przyszłości selekcjonera Paulo Sousy. Portugalczyk obronił się wynikami i poprowadzi zespół przynajmniej do końca eliminacji MŚ.

(…) Ale zarzuty wobec Sousy nasuwały się same i mnożyły: to człowiek wynaleziony i zatrudniony przez Bońka, w fatalnym stylu przegrał EURO, on i jego sztab zarabiają grubo ponad 100 tysięcy euro miesięcznie, nie mieszka na co dzień w Warszawie, nie ogląda ekstraklasy, nie zna wyróżniających się ligowców, myli przy wyborach, a piłkarze nie wiedzą, co mają robić na boisku

Prezes Kulesza bardzo przytomnie milczał, a kiedy wypowiadał się publicznie dyplomatycznie wspierał Sousę, spotkał się z Portugalczykiem w warszawskiej restauracji, zapewnił o lojalności i podobno mocno zdenerwowała go informacja, że wszystko jest już dogadane ze Stanisławem Czerczesowem i to były selekcjoner rosyjskiej kadry zostanie nowym trenerem Polaków. Zdementował tę informację, ale też w jednym z wywiadów stwierdził że musi dokładnie przejrzeć kontrakt 51-letniego Portugalczyka, bo nie zna dokładnie szczegółów.

A te są takie, że umowa obowiązuje do końca 2021 r. i zostanie automatycznie przedłużona o 12 miesięcy (pod warunkiem, że Polacy zakwalifikują się do MŚ 2022, które zostaną rozegrane na przełomie listopada i grudnia z pierwszego miejsca) albo minimum do końca marca (gdyby zajęli drugie miejsce, które oznacza udział w barażach zaplanowanych na końcówkę tego miesiąca). Dziś wiadomo, że dużo bardziej prawdopodobna jest druga opcja. Na pierwsze miejsce szans już nie ma, ale na drugie – spore.

Reklama

Urodził się ze skróconą kością udową i przykurczem kolanowym. Lekarze chcieli na nim eksperymentować. Dziś Krystian Kapłon to czołowa postać reprezentacji Polski w ampfutbolu.

– Każdy chce, by jego dziecko urodziło się zdrowe – Bogdan Kapłon wypowiada to zdanie, gdy pytamy go, czy trudno było pogodzić się z wrodzoną wadą syna. Gdy Krystian przyszedł na świat, od razu było wiadomo, że coś jest nie w porządku. Miał malutką bliznę na nodze, a gdy pielęgniarki zaczęły dokładnie badać jego stopy, okazało się, że jedna jest krótsza. Na początku była jeszcze nadzieja, że wszystko wróci do normy, ale wkrótce stało się jasne, że noga się nie rozwija. I że się już nigdy normalnie nie rozwinie. Krystian Kapłon urodził się ze skróconą kością udową i przykurczem kolanowym.

Później pojawiło się jeszcze jedno światełko w tunelu. Możliwa operacja, która mogła w dużym stopniu pomóc, ale zabieg byłby eksperymentem medycznym. – Zaproponowano mi zwrócenie stawu skokowego o 180 stopni. Po zabiegu stopa stałaby się jakby stawem kolanowym, a staw kolanowy zostałby zablokowany. Dla mnie to było coś totalnie absurdalnego, więc się nie zgodziłem. Lekarze chcieli przetestować to rozwiązanie na mnie. Pamiętam, że tata bardzo się wtedy zdenerwował. Naskoczył na lekarzy i krzyczał: „Jeśli chcecie testować, to róbcie to na sobie!” – wspomina Krystian, dziś jeden z najlepszych zawodników reprezentacji Polski w ampfutbolu. To dyscyplina, w którą gra się po siedmiu i w polu występują zawodnicy po jednostronnej amputacji kończyny dolnej albo z wrodzoną jej wadą (jak Krystian), a bramkarze są po amputacji lub z wadą kończyny górnej. Polacy w niedzielę meczem z Ukrainą (g. 18.00) rozpoczną zmagania w odbywających się w Krakowie mistrzostwach Europy i będą poważnym kandydatem do gry w wielkim finale.

Kolejny trudny moment Krystian przeżył, gdy był juniorem. Przez lata grał w piłkę z zawodnikami bez żadnych wad. Występował w klubach z Nowego Targu i Białki Tatrzańskiej. Biegał o kulach, protezy nie zakładał, bo ta nie nadążałaby ze zgięciem, i zdarzały się niebezpieczne sytuacje, np. gdy po wślizgu przeciwnika wywracał się i wypadały mu kule. Miał wyrobioną kartę zdrowia i na jego występy zgadzały się władze małopolskiego związku, prezesi oraz sędziowie. Ale do czasu. – Kiedyś na mecz przyjechał inny, nieznany nam sędzia. Zobaczył Krystiana, przestraszył się i nie dopuścił go do gry. Syn był wściekły, rzucił wtedy korkami – wspomina pan Bogdan. A Krystian dodaje: – Zabroniono mi grać po raz pierwszy, drugi i trzeci. Słyszałem, że chodzi o bezpieczeństwo moje i innych zawodników. Byłem załamany i nie wiedziałem, co dalej robić.

Dwa lata temu Antoine Griezmann ruszył do Barcelony w poszukiwaniu trofeów i lepszych dni. Nie znalazł ani jednego, ani drugiego. Teraz wraca z podkulonym ogonem.

Gdy kobieta ścina włosy, to znaczy, że zamierza zmienić swoje życie – powiedziała kiedyś słynna francuska projektantka mody Coco Chanel. I choć Antoine Griezmann kobietą nie jest, pewnie nieświadomie, postanowił iść za radą słynnej rodaczki i zaczynając nowy etap kariery, zmienił fryzurę.

Choć nie wiadomo czy grę w Atletico można nazwać „nowym etapem” kariery 30-latka. Napastnik wraca tam, skąd dwa lata temu wyjechał do Barcelony w poszukiwaniu nowych wyzwań. Jak się okazało niepotrzebnie. I tak, jak teraz słowa Chanel, wcześniej powinien wziąć sobie do serca radę innej, znacznie mu bliższej, kobiety. – Trzeba było słuchać tego, co mówiła ci Erkia – powiedział w trakcie powitalnej konferencji prasowej prezes Atletico Enrique Cerezo. A stojąca obok żona Griezmanna, tylko delikatnie się uśmiechnęła. Bo dwa lata temu starała się przekonać męża, że wyjazd do stolicy Katalonii nie jest najlepszym pomysłem. – W Atletico będziesz legendą, tam jednym z wielu – mówiła. Antoine nie posłuchał i teraz skruszony musi przyznawać małżonce rację.

Cristiano Ronaldo wrócił do Manchesteru United. Portugalska gwiazda w sobotę ponownie przedstawi się publiczności na Old Trafford. Jego występ przeciwko Newcastle będzie śledził cały świat z wyjątkiem… Anglików.

W sobotę Ronaldo rozpoczyna nową przygodę. Manchesterowi United ma dać trofea i zapewnić ogromne zyski marketingowe. Jego ponowny występ w barwach Czerwonych Diabłów przeciwko Newcastle będzie śledził cały świat z wyjątkiem… Anglików. To jest wielki paradoks tej sytuacji, że akurat w kraju, w którym fanów najmocniej będzie interesowało, jak wypadnie słynny Portugalczyk, spotkanie nie będzie transmitowane w telewizji. Dlaczego tak się dzieje?

Mecz zaplanowany jest na godz. 15 tamtejszego czasu, a w Anglii i Szkocji obowiązuje tzw. „blackout”, który sprawia, że przez dwie i pół godziny w sobotę, między 14.45 a 17.15 w telewizji nie mogą być transmitowane żadne mecze, czy to rozgrywek krajowych czy lig zagranicznych. W ten sposób Wyspiarze dbają o to, by kibice chodzili na mecze swoich lokalnych zespołów rozgrywanych o tradycyjnej godzinie 15.00. Według nich istnieją obawy, że fani – mając do wyboru np. obejrzeć występ Ronaldo przeciwko Newcastle albo pójść na stadion Wigan, Stockport czy dowolnego innego klubu – wybiorą jednak pozostanie przed telewizorem. A to mogłoby uderzyć w finanse tych klubów, które zarobią mniej na biletach. W innych krajach ta reguła nie obowiązuje, dlatego na świecie, w tym w Polsce, mecz MU – Newcastle będzie normalnie pokazywany.

Od turnieju dla imigrantów na największe piłkarskie salony Italii. Brazylijczyk Junior Messias przeszedł niesamowicie wyboistą drogę, by zostać piłkarzem AC Milan.

Trzeba cofnąć się do 2011 roku, żeby wszystko zrozumieć. Junior przebywał jeszcze w Brazylii. Lubił piłkę i chciał grać zawodowo. Jego brat mieszkał już we Włoszech, dokładnie w Turynie. Przekonał do przeprowadzki także Messiasa, by mógł wieść inne życie, lepsze niż dotychczasowe w swoim kraju. W Piemoncie mógł pracować, mógł też myśleć o piłce, sporcie, do którego miał wspaniały dryg, chociaż nigdy nie występował w żadnej drużynie. Junior zadebiutował więc w Turynie w 2011 roku w amatorskim turnieju Balon Mundial, gdzie już występował jego brat. – W naszych rozgrywkach biorą udział tylko emigranci – opowiada nam Tommaso Pozzato, jeden z organizatorów wydarzenia. – Balon Mundial wygląda jak prawdziwe mistrzostwa świata. Uczestniczą w nim 32 zespoły z różnych państw, ale małe reprezentacje, takie jak Salwador, są wzmocnione piłkarzami pochodzącymi z innych państw. Junior zagrał swój pierwszy mecz w barwach Brazylii, podczas ćwierćfinału z Kamerunem. Wszedł na boisko i od razu zrozumieliśmy, że jest niesamowitym zawodnikiem. Później grał też dla innych reprezentacji, a co ciekawe jego żona Thamyrys Reinoso, też piłkarka, występowała w turnieju kobiet – mówi Pozzato.

Podczas „normalnego” sezonu Junior występował w amatorskich rozgrywkach UISP, w barwach drużyny Sport Warique peruwiańskiej rodziny Vargas. Messias nie mógł grać w ligach zarządzanych przez FIGC (włoski odpowiednik PZPN), ponieważ nie posiadał pozwolenia na pobyt. Kilka piątoligowych drużyn chciało go zatrudnić, ale nie było to możliwe. Były trener Torino Ezio Rossi zauważył go w turnieju UISP i rekomendował różnym zespołom, ale sytuacja Brazylijczyka nie zmieniała się.

SPORT

Felieton Macieja Grygierczyka o reprezentacji.

Na Euro aż do doliczonego czasu meczu ze Szwecją mogliśmy wierzyć w wyjście z grupy. Mogliśmy wierzyć w zwycięstwo z Hiszpanią. A w środę mogliśmy wierzyć w odrobienie strat z Anglikami. Sporo było w tym roku meczów, w których reprezentacja jako pierwsza traciła gola, a potem doprowadzała do wyrównania. Choć to fakt, że potem kończyło się różnie, zazwyczaj źle. Dlatego nie chcąc być jak chorągiewka na wietrze, mam z Sousą problem. Nie do końca potrafię pojąć, dlaczego mając nóż na gardle w drugiej kolejce Euro można grać odważnie i wysoko w Sewilli, a 2,5 miesiąca później na Stadionie Narodowym przyglądać się, jak klepie z nami Albania. Wtedy równocześnie można było zadawać sobie pytanie, kiedy kadra ostatnio wygrała tak wysoko i kiedy ostatnio grała tak słabo. Widać taka już przypadłość tej reprezentacji, że najlepiej wygląda z mocnymi i bój z Anglią był tego kolejnym dowodem. Przecież o to chodziło Zbigniewowi Bońkowi, gdy decydował się na zmianę selekcjonera. Żebyśmy słabszych ogrywali tak, jak za Brzęczka, a podjęli rękawicę z silniejszymi. Na razie Sousa wywiązuje się z trudniejszej części swej misji. I chyba trzeba mu zaufać, że połapie też tę łatwiejszą. W trakcie meczu z Albanią, choć wygranego, towarzyszyło mi momentami uczucie zażenowania. Ale – patrząc tak na chłodno – jakąż to fantastyczną nacją jesteśmy? Może ciągle oczekujemy zbyt wiele?

Rozmowa z Henrykiem Wawrowskim, srebrnym medalistą igrzysk w Montrealu w 1976 roku, 25-krotnym reprezentantem Polski. Za straconego gola wini przede wszystkim Jana Bednarka.

Remisowy mecz z Anglikami był najlepszym za kadencji Paulo Sousy w fotelu selekcjonera reprezentacji Polski?

– Czy ja wiem, czy najlepszy? Na pewno wynik jest bardzo dobry – i to, że nasi zawodnicy nie pękli przed rywalem. Szczęściu trzeba pomóc i nam się to w środę udało, bo zdobyliśmy gola w samej końcówce. Takiej jednak bramki, jaką straciliśmy, nie można tracić!

Kogo winić za tę stratę?

– Co to za obrońca, który odwraca się tyłem do uderzanej piłki? Wystarczyło, żeby przyjął to na siebie. A tak – to jeszcze Szczęsnemu zasłonił. I potem szuka się winnych… Takich goli nie możemy sobie dawać strzelać. Tak poza tym, to jednak fajnie graliśmy i było widać, że jest w naszych poczynaniach jakaś myśl przewodnia. Gdyby tak spojrzeć na chłodno, to Anglicy nie stworzyli sobie wielu sytuacji. My może też nie, ale bramkę udało się nam w końcu strzelić.

Krytyka za straconego gola idzie przede wszystkim na konto Szczęsnego. Pan patrzy inaczej, obarczając winą za wszystko Bednarka.

– Powtarzam: gdyby się nie odwrócił, to byłoby inaczej… Wiadomo, jak teraz jest: obrońcy zakładają ręce do tyłu. Przez swój ruch Bednarek zwiększył pole strzału dla rywala. W innej sytuacji, gdyby stał, byłoby ciężej trafić na naszą bramkę. Trudno – jest ryzyko, że oberwiesz piłką, dostaniesz, tak mnie przynajmniej uczyli trenerzy. Ręce przy sobie, nisko na nogach i przyjmuje się wszystko na siebie. Wtedy prawdopodobnie nie byłoby bramki. Wiadomo, to było mocne uderzenie, być może Szczęsny też się trochę spóźnił, ale to przede wszystkim wina obrońcy, który nie ma prawa się tak zachować. Do licha, kto ich uczy takiego zachowania?

Markiem Piotrowiczem, czterokrotnym mistrzem Polski w barwach Górnika Zabrze, pogadano o Ekstraklasie.

Na co w tym sezonie stać drużynę Górnika?

– Jan Urban, z którym sięgaliśmy po mistrzowskie tytuły, ma trudne zadanie. Po porażce z Piastem było jednak trochę czasu na pracę, a zwycięstwo w Białymstoku świadczy o tym, że nasza drużyna potrafi grać na wyjazdach, ale tym razem na stadionie Cracovii czeka na zabrzan Michał Probierz. Był zawodnikiem Górnika, którego prowadziłem i razem przeżywaliśmy radość po zwycięstwie z Wisłą Płock, dającym nam utrzymanie w 2007 roku oraz smutek po przegranym finale Pucharu Polski z Polonią Warszawa w 2001 roku. On ma sposób na Górnika, o czym świadczą choćby zwycięstwa w poprzednim sezonie. Ma też dwa zwycięstwa z rzędu, co świadczy, że krakowianie problemy ze startu mają już za sobą. Serce podpowiada jednak, że to Górnik sięgnie po 3 punkty.

Które z pozostałych sobotnich spotkań może być szczególnie atrakcyjne dla kibiców?

– Szlagier w tej kolejce to starcie Śląska z Legią. Obie drużyny to nasi europejscy pucharowicze, choć wrocławianie odpadli, a warszawianie grają dalej. Oba zespoły mierzą wysoko. Do tego dochodzą trenerskie podteksty, bo szkoleniowiec Śląska Jacek Magiera prowadził do sukcesów Legię, a Czesław Michniewicz jest teraz na tej drodze. Myślę, że to starcie zakończy się remisem. W pozostałych sobotnich meczach wygrają gospodarze. Jagiellonia, która ponad miesiąc czeka na zwycięstwo powinna wygrać z mającą przebłyski Stalą, a Warta, w której trener Piotr Tworek stworzył kolektyw, zwycięży beniaminka z Niecieczy.

SUPER EXPRESS

“SE” jak zawsze o opinię pyta Jana Tomaszewskiego.

„Super Express”: – Narodziła się drużyna?

Jan Tomaszewski: – Mamy najlepsze pokolenie w historii polskiej piłki. Tyle tylko, że Paulo Sousa i jego ekipa robili wszystko, żeby tego nie wykorzystać. Nie rozumiem tych zachwytów nad tym meczem. Moim zdaniem ci piłkarze zagrali normalnie, na miarę swoich możliwości. Stworzyli drużynę. Nawet pomimo tego, że przez cały mecz graliśmy w dziesiątkę, bo Buksa był wyłączony. Nie stać nas na granie dwoma napastnikami! Jestem święcie przekonany, że gdyby Sousa zrezygnował z drugiej dziewiątki, ten mecz byśmy w cuglach wygrali!

– Jak podobała się panu atmosfera na Stadionie Narodowym?

– Ja nigdy hymnu nie zaśpiewam, bo zawsze na nim płaczę. Teraz, będąc na Stadionie Narodowym, łzy mi do oczu napływały. 12. zawodnik, którym są kibice, dał piłkarzom ogromnego kopa.

– Wojciech Szczęsny mógł obronić strzał Kane’a?

– Niestety, Wojtek ma słabszy okres. Przy golu dla Anglików ponosi dużą winę. Oczywiście, wcześniej Moder stracił piłkę, ale zawodnik może to zrobić. Szczęsny po prostu zaspał, to był sygnalizowany strzał z 30 metrów. Gdyby zrobił jeden krok w bok, to obroniłby to. Cenię go, bo jest jednym z najlepszych bramkarzy na świecie, ale tym razem popełnił błąd.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

38 komentarzy

Loading...