– Uraz Kapustki to niejedyny kłopot Legii – Bartosz Slisz i Andre Martins właściwie nie mają konkurencji w środku pola. Ich zmiennikiem jest niedoświadczony Jakub Kisiel, innych możliwości nie ma. – Na pewno trzeba usiąść i porozmawiać na ten temat, ale dziś mecz goni mecz. Myślę, że taki moment przyjdzie po rewanżu z Florą, wtedy zastanowimy się, w którym miejscu jesteśmy i dokąd chcemy dojść. Nie ukrywam, że tylko z tą dwójką, czyli Martinsem i Sliszem w środku, do grudnia nie dojedziemy – mówi Czesław Michniewicz na łamach “Przeglądu Sportowego”. Co poza tym dziś w prasie?
“SPORT”
Rozmówka z Waldemarem Fornalikiem. Między innymi o tym, jak zastąpić Świerczoka i kiedy do gry będzie Kądzior.
Inną drużyną m.in. dlatego, że nie będzie już w niej Jakuba Świerczoka? Czy w ataku może dojść jeszcze do jakichś roszad?
– Na tę chwilę mamy swoich zawodników i liczymy także na nich, ponieważ w zeszłym sezonie byli trochę w cieniu Jakuba. Teraz otwiera się dla nich szansa i mam nadzieję, że pokażą pełnię swoich możliwości. Ale nie będę ukrywał i powiem to wprost: pracujemy nad sprowadzeniem napastnika, który będzie w stanie zdobywać sporo bramek
(…) Mówiliśmy o odejściach, ale chciałbym zapytać o jedną z nowych twarzy, a mianowicie o Damiana Kądziora. Kiedy będzie gotowy, aby w 100% pomóc drużynie, bo sam podkreślał, że ma za sobą jedynie indywidualne treningi?
– Przerwa w grze Damiana trwała dość długo. Faktycznie trenował indywidualnie, dołączył do nas dopiero w tym tygodniu. Będziemy się przyglądać jego sytuacji i analizować ją wraz z Damianem. Z pewnością liczymy na jego dobrą postawę i umiejętności w całych rozgrywkach, a to czy będzie gotowy do gry już na ten mecz, zobaczymy w najbliższym czasie.
Korespondencja z Mariampolu, czyli czego Raków może zazdrości Suduvie i jak wyglądał doping częstochowian na wyjeździe. Porywająca korespodencja, zwłaszcza fragment o tym, jak urokliwy jest stadion obok lasu.
Gdyby kibic Rakowa spojrzał na obiekt w Mariampolu, to zaczerwieniłby się z zazdrości. Choć stadion wyglądał na typowy obiekt treningowy, to budynkom przy Limanowskiego daleko do tych, z jakich korzysta się w Mariampolu. Trybuna była dość rozległa, duży dach osłaniał nas przed potencjalnymi opadami, których na nasze szczęście na Litwie nie uświadczyliśmy. Nie mieliśmy na co narzekać w porównaniu do kibiców litewskich i polskich, którzy pojawili się w Mariampolu. Pozostałe dwie trybuny skąpane były w resztkach promieni słonecznych, lecz nie przeszkadzały one w obserwowaniu zmagań na murawie. Jedynie jej było daleko do europejskich standardów. Wybór miasta Mariampol, aby w tym miejscu wybudować stadion, był strzałem w dziesiątkę. Rozległe tereny zielone i lasy dodawały miłego klimatu i pozytywnej atmosfery.
Radomiak jednak będzie grał w Radomiu. Komisja Licencyjna dała zielona światło na to, by beniaminek nie musiał targać się do Bełchatowa.
Paradoksalnie, radomianom pomógł jeden z bełchatowskich… jupiterów, który spalił się podczas rundy wiosennej. Koszt jego wymiany to kilkaset tysięcy złotych, a miasto nie rozstrzygnęło jeszcze przetargu na jego zreperowanie. Jak słusznie zauważał PZPN – nie jest to wina Radomiaka, bo w chwili podpisywania umowy stadion w Bełchatowie był sprawny. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło… – Radomiak postawił sobie za cel dostosowanie do wymogów ekstraklasowych tzw. stadion Broni przy ul. Narutowicza, na którym gra od kilku lat. Toczyła się walka z czasem, bo obiekt ten budził nasze zastrzeżenia w kwestii spełnienia kryteriów licencyjnych. W pierwszej lidze klub mógł tam funkcjonować, zostało zrobione oświetlenie, ale wydawało się, że na ekstraklasę może być trudno. W Radomiu stanęli jednak na wysokości zadania – mówi Krzysztof Smulski, przewodniczący Komisji ds. Licencji Klubowych PZPN. Radomiak w porozumieniu z zarządzającym obiektem MOSiR-em miał do zrealizowania listę z tuzinem rzeczy – m.in. postawieniem trybuny na 500 osób, by pojemność stadionu wynosiła co najmniej 4,5 tys. miejsc w zgodzie z ekstraklasowym podręcznikiem licencyjnym. Zorganizowano też podesty dla kamer telewizyjnych.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Kto zastąpi w Legii Kapustkę? Kontuzja pomocnik komplikuje plany Michniewicza, który mówi wprost – ze Sliszem i Martinsem w środku do grudnia się nie da grać.
Na pozycji 24-letniego pomocnika mogą grać Albańczyk Ernest Muci oraz Portugalczycy Josue Pesqueira i Rafa Lopes, ale to piłkarze o zupełnie innej charakterystyce niż Polak. Uraz Kapustki to niejedyny kłopot Legii – Bartosz Slisz i Andre Martins właściwie nie mają konkurencji w środku pola. Ich zmiennikiem jest niedoświadczony Jakub Kisiel, innych możliwości nie ma. – Na pewno trzeba usiąść i porozmawiać na ten temat, ale dziś mecz goni mecz. Myślę, że taki moment przyjdzie po rewanżu z Florą, wtedy zastanowimy się, w którym miejscu jesteśmy i dokąd chcemy dojść. Nie ukrywam, że tylko z tą dwójką, czyli Martinsem i Sliszem w środku, do grudnia nie dojedziemy. Kontuzja, kartka spowodują duże problemy. Doraźnym rozwiązaniem mogłoby być przesunięcie tam stopera Mateusza Wieteski, który grywał na tej pozycji, ale to raczej ostatczeność – dodał szkoleniowiec Legii. I zapowiedział sporo zmian w podstawowej jedenastce na sobotę. Najbardziej eksploatowanych piłkarzy zostawi na wtorkowy rewanż II rundy eliminacji Ligi Mistrzów w Tallinie. Wyeliminowanie Flory oznacza awans przynajmniej do fazy grupowej Ligi Konferencji. Spore szanse na grę przeciwko Wiśle mają Maciej Rosołek i Kacper Skibicki, zadebiutować powinien Maik Nawrocki.
Michael Ameyaw i Arkadiusz Pyrka stanęli do rywalizacji o “pozycję młodzieżowca” w Piaście. Faworytem na ten moment jest ten drugi.
Wydaje się, że w nieco lepszej sytuacji jest Pyrka. Po pierwsze urodzony w Radomiu gracz jest młodszy od konkurenta. A po drugie trener lepiej go zna, bo pracują ze sobą już drugi sezon. W pierwszym Pyrka miewał przebłyski, ale był nieregularny i głównie dlatego przegrywał rywalizację ze Steczykiem. Teraz jest bardziej doświadczonym zawodnikiem i lepiej zna wymagania Fornalika. Ameyaw jest w drużynie nowy, jednak cztery lata spędzone w Widzewie (z roczną przeMichael Ameyaw i Arkadiusz Pyrka mają rywalizować o to, kto będzie podstawowym młodzieżowcem Piasta w obecnym sezonie. Dwóch chętnych na jedno miejsce rwą na wypożyczenie do Bytovii) pozwoliły mu się obyć z presją i ograć w seniorskiej piłce. A że nie boi się brać na siebie odpowiedzialności, pokazał już w sezonie 2018/19, gdy cztery kolejki przed końcem sezonu RTS grał na wyjeździe ze Skrą Częstochowa. To był bardzo ważny dla łodzian mecz w perspektywie awansu do I ligi. Przy wyniku 1:1 w doliczonym czasie gry sędzia podyktował rzut karny dla Widzewa, a że żaden ze starszych piłkarzy nie chciał wykonywać jedenastki, do piłki poszedł Ameyaw. Młody piłkarz przestrzelił, a Widzew ostatecznie nie awansował, ale tamto wydarzenie pozwoliło mu uodpornić się na krytykę.
Rozmowa z Karolem Filą o transferze do Strasbourga, pierwszych wrażeniach, wyborze Ligue 1 i o swoim rozwoju.
Długo musiał się pan zastanawiać, czy przejść do Strasbourga?
Nie, myślę, że to był odpowiedni moment, żeby wyjechać na zachód. Wiedziałem, że ta decyzja może mi tylko pomóc, choć oczywiście czas pokaże, czy była w pełni słuszna. Miałem dość sporo ofert, ale władze Strasbourga były najbardziej konkretne. Od początku czułem, że mnie chcieli.
Od kiedy skauci tego klubu pana obserwowali?
Jeśli dobrze pamiętam, to już w poprzedniej rundzie, ale latem obserwacje były zdecydowanie bardziej konkretne, o czym świadczyła wysłana oferta. Lechia się zgodziła i jestem.
Potrzebował pan zmiany? Poprzedni sezon był trudny zarówno dla pana, jak i dla zespołu. Tym bardziej dziwi fakt, że odszedł pan do mocnej ligi.
Francja to dobry kierunek. Będę się starał udowodnić, że jestem wartościowym zawodnikiem. Na pewno nie przyjechałem siedzieć na ławce. Wykonuję zawód, który kocham, więc zrobię wszystko, żeby grać jak najlepiej.
Jakie są pańskie wrażenia po przyjeździe do Strasbourga?
Koledzy przyjęli mnie bardzo dobrze, zresztą to samo mogę powiedzieć o trenerze. Byłem na rynku w mieście, muszę przyznać, że jest bardzo ładny. Na razie wszystko mi się tu podoba.
“SUPER EXPRESS”
Sporo o Igrzyskach, a o piłce tylko tekścik o tym, że Kapustka zerwał więzadła.
„Niestety, po strzelonej bramce moje kolano wygięło się w nienaturalny sposób” – napisał Kapustka w mediach społecznościowych. – Zadaję sobie pytanie, czy gdybym z obawą przed każdym wyskokiem wychodził na boisko, to czy miałoby to jakikolwiek sens? Przecież codzienny trening to niezliczona ilość upadków i setki stykowych, groźnych sytuacji – tłumaczył i dodał: – Dla mnie to ogromny cios. Nie mogę się z tym pogodzić. Czeka mnie długa droga. Nigdy, ale to nigdy nie zwątpię, że wszystko, co najlepsze, nadal jest przede mną. Wrócę – podkreślił.
fot. NewsPix