– Co mi da 20 goli, jak skończymy na niskim miejscu? W Górniku i tak się już nie wypromuję, po kolejnych golach nie zauważy mnie Borussia Dortmund. Angulo został królem strzelców, ale na koniec Górnik nie zdobył mistrza. Ja postrzegam ten projekt na kilka lat, a nie na rok, żeby Podolski przyszedł i pokazał: „Ja tu jestem królem, strzeliłem 20 goli, a zajęliśmy dziesiąte miejsce”. Fajnie będzie strzelać, ale co mi to da? Moim celem nie jest odejść po dobrym sezonie – mówi Lukas Podolski na łamach „Przeglądu Sportowego”. Co poza tym dziś w prasie?
„SPORT”
Zaraz start sezonu, a Radomiak nie wie, gdzie zagra mecz domowy w Ekstraklasie. Czyli wątki Bełchatowa, Częstochowy, spalonego jupitera, przekładania meczów…
Radomiak nie mógł otrzymać licencji na grę we własnym mieście. Jego matecznik, czyli stadion przy ul. Struga, od wielu lat pozostaje placem budowy, która nieustannie przeciąga się i jej końca nie widać. Ostatnie sezony spędził przy ul. Narutowicza, czyli zmodernizowanym przez miasto dawnym boisku Broni. Walka o to, by dostosować go do obowiązujących przepisów, trwała już w I lidze. – Radomianie usilnie starają się, by grać na Narutowicza. To wymaga jednak uregulowania kilku kwestii. Nie ma choćby wymaganej pojemności trybun, bo wynosi 4000, a powinna 4500. To można „załatwić” dostawieniem jakiejś przenośnej trybuny i wygląda na to, że w Radomiu tak to właśnie zrobią. Pozostałe niedociągnięcia są do wykonania, klub spręża się. Najpoważniejsze jest jednak to, że na tym stadionie nie ma podgrzewanej murawy, a tego wymaga gra w ekstraklasie. Teraz jest modna szybka metoda nacinania rowków, montaż elektrycznego podgrzewania, do czego nie jest niezbędna wymiana płyty boiska, ale to też nie jest takie hop siup – zaznacza Smulski.
Beniaminkowie ruszyli na zakupy. Czyje transfery wyglądają na papierze na najsolidniejsze? Tutaj trzeba postawić chyba na Radomiaka.
Tym razem tak lekko nie będzie. Po powiększeniu ekstraklasy do 18 drużyn z elitą pożegnają się 3 kluby. Beniaminkowie są rzecz jasna naturalnymi kandydatami do zaliczenia „efektu jo-jo”, dlatego to, kogo uda im się zakontraktować latem, będzie kluczem w walce o utrzymanie. W Radomiu, Niecieczy i Łęcznej robią co mogą i choć wszystkie ruchy najlepiej będzie ocenić za kilka miesięcy, obecnie można pospekulować, jak się beniaminkowie prezentują. Największą uwagę przykuwają na pewno transfery Radomiaka. Są najbardziej egzotyczne. W Radomiu już od jakiegoś czasu lubią sięgnąć po piłkarza z daleka – z Afryki, Ameryki Południowej czy Portugalii. Tego lata „Zieloni” ponownie postawili na ten ostatni kierunek. Skrzydłowy Luis Machado przyszedł z ligi… indyjskiej, ale całą karierę spędził w ojczystej Portugalii, gdzie w najwyższej lidze zagrał ponad 100 razy, głównie jako skrzydłowy, mogący jednak występować na całej długości obu flanek. Golami i asystami nie powalał, ale nie od dziś wiadomo, że w ekstraklasie już nie tacy grajkowie dawali radę. Goncalo Silva jest zakupem jeszcze ciekawszym, bo w najwyższej lidze portugalskiej zagrał ponad 140 razy, a w poprzednim sezonie był kapitanem występującego tam Belenenses! 30-latek pamięta rywalizację tego klubu z Lechem Poznań w Lidze Europy (sezon 15/16), choć w starciach z „Kolejorzem” akurat nie zagrał. Radomską trójcę dopełnił Mario Rondon.
Michał Janota może wrócić do Polski i zagrać w I-ligowym Podbeskidziu. Bielszczanie interesują się też Tomaszem Nawotką.
Szkoleniowiec „górali” wyraźnie we wspomnianej rozmowie wskazał pozycje, na które „górale” mają największe zapotrzebowanie. Mówił o środku pola. I całkiem możliwe, że nastąpi powrót pod Klimczok zawodnika, który jeden sezon w drużynie z Bielska-Białej spędził. Chodzi o Michała Janotę, 31-letniego zawodnika, który w barwach bielskiego klubu występował w sezonie 2016/17. Rozegrał wówczas 23 spotkania na zapleczu ekstraklasy i strzelił jednego gola. Oczekiwano jednak po nim więcej, a to, że zawiódł, podsumował nawet na sesji Rady Miejskiej ówczesny… prezydent Bielska-Białej, Jacek Krywult. Były sternik miasta zarzucił Janocie to, że w meczu z Zagłębiem Sosnowiec, kiedy bielszczanie mieli jeszcze matematyczne szanse awansu do ekstraklasy, zawodnik nie wykorzystał rzutu karnego. Pod odejściu z Podbeskidzia Michał Janota występował w Stali Mielec, a następnie trafił do ekstraklasowej Arki Gdynia. Rozegrał wówczas świetny, jeden z najlepszych w karierze sezonów, bo na najwyższym poziomie rozgrywkowym strzelił 10 goli. Następnie zdecydował się na obranie kierunku egzotycznego, bo trafił do saudyjskiego klubu Al-Fateh SC. Później zdecydował się na jeszcze odleglejszą ekspedycję i sezon 2020/21 spędził w Australii. Bronił barw klubu Central Coast Mariners. Teraz jest bliski powrotu do Polski i istnieją przesłanki, że trafi do Podbeskidzia.
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
Duża rozmowa z Lukasem Podolskim. Dużo ciekawych wątków na temat tego, jak Podolski ma się zaangażować w Górnika pozaboiskowo. Czyli akademia, sponsorzy, promowanie piłkarzy. Choć pojawiają się też wątki typowo boiskowe.
Czego pan oczekuje od właściciela klubu, czyli Urzędu Miasta?
To nie jest mój klub, ja jestem zawodnikiem. Resztę możemy ustalić. Gdyby był moim klubem, to jasne, że mam pomysły. Ale teraz sam nie decyduję. Na czwartą trybunę czekają kibice. A jak stadion będzie na 30 tysięcy, to tylu ich przyjdzie. To wiąże się z konkretnymi pieniędzmi dla klubu. Jasne, wiele zależy też od wyników. Zarabiasz na stadionie, to możesz sprowadzać zawodników za milion, półtora miliona euro. Dziś takiej możliwości nie ma nie tylko Górnik, ale i cała ekstraklasa. No, może są ze dwa kluby, które byłoby stać. Więc trzeba inaczej pracować, żeby wypracować środki, sprzedać zawodnika za dwa, trzy miliony, a połowę zainwestować w akademię. Udoskonalasz ją, żeby wyszli z niej kolejni piłkarze.
Obecnie to najlepsza z dróg dla polskich klubów.
Tylko tego nie zmieni się w trzy miesiące. Plan trzeba zrobić na trzy do pięciu lat i spokojnie pracować. W klubie muszą widzieć szansę. Jak chcą rozmawiać, jestem na miejscu. A jak nie, to będę robił to, co kocham – grał i walczył na boisku.
Kibice powtarzają, że ważniejsze niż gole Poldiego będzie to, ile on pomoże klubowi poza boiskiem.
Tak też to widzę. Co mi da 20 goli, jak skończymy na niskim miejscu? W Górniku i tak się już nie wypromuję, po kolejnych golach nie zauważy mnie Borussia Dortmund. Angulo został królem strzelców, ale na koniec Górnik nie zdobył mistrza. Ja postrzegam ten projekt na kilka lat, a nie na rok, żeby Podolski przyszedł i pokazał: „Ja tu jestem królem, strzeliłem 20 goli, a zajęliśmy dziesiąte miejsce”. Fajnie będzie strzelać, ale co mi to da? Moim celem nie jest odejść po dobrym sezonie.
A czy ten nadmiar obowiązków pana nie przytłoczy? Czy nie będzie tego za dużo? Po treningu, zamiast wrócić do domu i odpocząć, to może nie być możliwe, bo trzeba porozmawiać ze sponsorem, załatwić coś dla akademii. Ma pan 36 lat, regeneracja jest ważna.
Regenerację to możesz sobie zrobić, jak masz sześćdziesiątkę. Jeden potrzebuje po jechać po treningu do domu i do akademii się nie wtrąca. Akceptuję to. Ja jestem inny, chcę zmian. Mam swoje biznesy w Niemczech i wiem, jak to robić – gdy czekasz, aż ktoś przyjdzie, to możesz się zdziwić. Trzeba codziennej pracy, żeby się udało.
Emreli zaliczył udane wejście do Legii, do zespołu dołączył Pekhart, na swoje szanse czeka Lopes, jest jeszcze Rosołek. Czy Legia może grać na dwóch napastników? A może król strzelców wyląduje na ławce?
Z drugiej strony za Pekhartem przemawia fantastyczny zeszły sezon i trudno sobie wyobrazić, aby miał siedzieć w rezerwie. Tak uważa jednak Sylwester Czereszewski, były ofensywny pomocnik lub napastnik Legii. – Wydaje mi się, że w pucharach legioniści będą grać z jednym napastnikiem, Emrelim. Potrafi utrzymać się przy piłce, pokopać w polu karnym. Pekhartowi zostaje na razie ławka – mówi eksreprezentant Polski. Innego zdania jest inny były napastnik stołecznego klubu Dariusz Dziekanowski. – Należy wykorzystać dwóch różnych napastników. Jeden lepiej radzi sobie w powietrzu, a słabiej, gdy trzeba zagrać prostopadłą piłkę. Emreli potrafi grać kombinacyjnie, jest dość szybki, dobrze utrzymuje się przy futbolówce – uzasadnia. – Prędzej w ekstraklasie zagrają w duecie. Legia u siebie powinna grać dwoma napastnikami – dodaje Czereszewski. Trener Czesław Michniewicz dotąd zwykle stosował ustawienie z jednym piłkarzem na szpicy. Tylko w trzech meczach wystawił dwóch zawodników w ataku, gdy Pekhartowi towarzyszył Rafael Lopes. Albo zmieni system gry, albo Emreli będzie musiał zagrać na skrzydle, co mu się w przeszłości zdarzało. Tylko czy na tej pozycji będzie miał możliwość pokazania pełni atutów? I kto straci miejsce w składzie? Jako że Luquinhas to kluczowy zawodnik mistrzów Polski, padłoby prawdopodobnie na Bartosza Kapustkę.
Rozmowa z Michałem Helikiem. Trochę o kadrze i o niedosycie związanym z wynikiem, atmosferze w drużynie. Ale i o tym udanym sezonie Helika na Wyspach. Czy do wyjazdu zagranicznego można się przygotować?
Jak podsumuje pan ten miniony rok?
Zmieniło się w moim życiu niesamowicie wiele. W piłce tydzień, dwa to dużo, a rok to już cała wieczność.
Michał Helik z Cracovii i Michał Helik z Barnsley to te same osoby?
Mocno się rozwinąłem. Nowa liga, reprezentacja, odebrałem bardzo wiele lekcji. Nauczyłem się nowego systemu gry, innej, zdecydowanie większej intensywności, szybszego podejmowania decyzji, funkcjonowania w nowym środowisku, życia za granicą. Poznałem też, czym jest reprezentacja, dla mnie to była totalna nowość, bo nigdy nie wystąpiłem nawet w młodzieżówce. Mnóstwo tego było, mam wrażenie, że w tym roku wszystko było nowe. Nie bałem się tych nowości, bo bardzo chciałem wyjechać. Przed rokiem Cracovia robiła wszystko, by mnie zatrzymać, ale ja czułem, że to jest ten właściwy moment, że wyjazd do Anglii to dla mnie ogromna szansa.
Kamil Grabara ostrzegał pana, że w Anglii czeka pana nieludzki wysiłek. Miał rację?
Rozegrałem w Cracovii, Barnsley i reprezentacji łącznie 55 spotkań, nigdy wcześniej nie wykręciłem takiej liczby. Szczerze mówiąc, bardzo spodobało mi się granie co trzy dni, kiedy nie ma czasu na treningi, tylko mecz, odpoczynek, mecz. To ogromne wyzwanie pod względem fi zycznym, ale w Krakowie przygotowywałem się do tego, by wytrzymać tempo w Championship.
Czyli można się przygotować w polskiej lidze do wyjazdu do bardzo silnej ligi?
Da się, ale niezależnie od tego, jak dobrze się człowiek przygotuje, to i tak nie odzwierciedli to warunków, jakie zastaje w Anglii. Tamten sezon był dodatkowo szalony, przez pandemię wszystko się poprzesuwało, nawet koledzy z drużyny opowiadali, że nigdy tak często, jak w ostatnim roku, nie grali. Nie da się też w stu procentach przygotować do stresu meczowego.
Raków Częstochowa mocno zabiega o Rafała Strączka. Dla Stali to ostatni moment, żeby zarobić na zdolnym bramkarzu.
To jedno z najciekawszych pytań dotyczących Stali Mielec w letniej przerwie: gdzie zagra Rafał Strączek? Czas leci, a jeden z najlepszych graczy zespołu z Podkarpacia w poprzednim sezonie wciąż przygotowuje się do nowych rozgrywek ze Stalą. Odejście golkipera cały czas jest jednak możliwe, ponieważ poważnie interesuje się nim Raków Częstochowa. Do finalizacji transferu droga jednak daleka. Wicemistrzowie Polski złożyli Stali już kilka ofert wykupu zawodnika, ale żadna nie została przy Solskiego uznana za satysfakcjonującą. W Stali od dawna liczą, że na swoim utalentowanym bramkarzu zarobią konkretne pieniądze. Strączek w poprzednim sezonie pomógł drużynie utrzymać się w ekstraklasie. Jest młody, perspektywiczny, dostał nagrodę dla najlepszego młodzieżowca ligi za maj. Klub z Podkarpacia nie należy do fi nansowych potentatów i zastrzyk gotówki ze sprzedaży takiego zawodnika byłby ważnym uzupełnieniem budżetu. Dlatego władze Stali nie chcą puścić gracza za bezcen. Z drugiej strony, muszą pamiętać, że kontrakt Strączka wygaśnie już za rok, co obniża jego wartość.
„SUPER EXPRESS”
Rozmówka z Franzem Smudą, który został trenerem Wieczystej. I na miejscu spotka Radosława Majewskiego i Sławomira Peszko, który ponoć ucieszył się na przyjście Smudy.
– W Wieczystej ma pan wielu znanych piłkarzy, z Radosławem Majewskim i Sławomirem Peszką na czele. Ten drugi ucieszył się z pana przyjścia do klubu?
– Ucieszył się. Powiedział, że jest przekonany, iż pod moją ręką będzie dobrze przygotowany do sezonu i dzięki temu przedłuży sobie karierę. A od prezesa klubu Wojciecha Kwietnia wiem, że gdy wcześniej poinformował Sławka o planach zaangażowania mnie do pracy, to ten powiedział, że to akceptuje i będzie to bardzo dobry krok dla klubu.
– Czy pana twarda ręka ma pomóc i zmobilizować piłkarzy do cięższej pracy? Łatwo zmotywować byłych reprezentantów i piłkarzy z ekstraklasy do maksymalnego wysiłku w IV lidze?
– Nie wiem, czy dlatego prezes mnie zatrudnił, ale po pierwszych treningach miałem wrażenie, że prowadzę zespół ekstraklasy. Podejście piłkarzy, ich zaangażowanie mi imponują. Piłkarze, z którymi pracowałem wcześniej, znają moje zasady i przekazują innym, wszyscy wiedzą, co nas czeka. Oby pracowali tak dalej.
fot. FotoPyk