– Ważne spotkanie odbędzie się już w najbliższy czwartek. W Warszawie pojawią się przedstawiciele zawodowych klubów, które również mają wyborczy głos i zarazem przysługuje im statutowe prawo namaszczenia wiceprezesa do spraw piłki profesjonalnej. W tej chwili jest nim Kulesza, no ale skoro celuje znacznie wyżej, ktoś go zastąpi. Pojawia się nawet kandydatura Wojciecha Strzałkowskiego, czyli przyjaciela Kuleszy, obecnie szefa rady nadzorczej Jagiellonii Białystok, ale faworyt jest inny. Wiceprezesem najpewniej będzie Wojciech Cygan – czytamy w „Przeglądzie Sportowym”. Co poza tym dziś w prasie?
„SPORT”
Vialli i Mancini – czyli świetni piłkarze, którzy pracują na mistrzostwo Euro. Włosi zagrają na Wembley – tam, gdzie Vialli już kiedyś wygrywał.
Wygrana Włoch z Austrią na Wembley oznaczała nie tylko awans Italii do ćwierćfinału mistrzostw Europy. Ten mecz miał wiele znaczeń, a był szczególny m.in. dla Roberto Manciniego, selekcjonera reprezentacji Włoch, jak i dla szefa delegacji, czyli Gianluki Viallego. Obaj panowie przyjaźnią się od 30 lat. Gdy w listopadzie zeszłego roku Mancini złapał koronawirusa, to tymczasowo jego obowiązki przejął Vialli. Obaj są też bardzo ze stadionem Wembley związani. Rozgrywali na nim mecze zarówno jako piłkarze, jaki i trenerzy. Osiągali sukcesy, ponosili porażki. W 1992 roku, w pamiętnym finale PEMK, byli po stronie pokonanych, bo ich Sampdoria Genua uległa Barcelonie. Vialli w 1996 roku wygrał Ligę Mistrzów. Był wówczas kapitanem Juventusu Turyn, a następnie przeniósł się do Chelsea. Wrócił zatem do Londynu, a wkrótce na Wembley. W latach 1997-2000 grał na starym stadionie w czterech finałach. Najpierw jako zawodnik, a później jako trener. Wszystkie te mecze wygrał! W 2000 roku, już jako menedżer, triumfował w ostatnim finale Pucharu Anglii rozgrywanym na Wembley przed przebudową.
Długie rozkręcanie się Hiszpanii. Zaczęli miernie, a teraz grają tak, że kręcą się wokół rekordów Euro.
Po spotkaniu Hiszpanie udali się do Sankt Petersburga, gdzie w piątek 2 lipca w ćwierćfinale zagrają ze Szwajcarią. Rywalizowali z nią kilka miesięcy temu w Lidze Narodów, wygrywając 1:0 po golu… Oyarzabala i remisując 1:1, gdy dwóch „jedenastek” nie wykorzystał Sergio Ramos. Nareszcie przebrnęli 1/8 finału, w której odpadali na Euro 2016 i MŚ 2018. Faza grupowa miała być dla Hiszpanii spacerem w Sewilli, a zaczęła od dwóch remisów i jednego gola. A potem w dwóch spotkaniach „La Roja” strzeliła 10 goli, czego przed nią w finałach mistrzostw Europy nie dokonał nikt. „Manity” ze Słowacją i z Chorwacją trudno porównywać. W pierwszej było punktowanie bezradnego rywala, w drugiej niesamowita walka. Godna stadionu w Kopenhadze, gdzie były już dramat Christiana Eriksena oraz eksplozja duńskiego dynamitu w spotkaniu ostatniej szansy z Rosją. Teraz na Parken Stadium padło aż 8 goli. To drugi pod tym względem wynik w historii mistrzostw Europy. 9 bramek uzyskano w 1960 roku, gdy Jugosławia pokonała Francję 5:4.
Nas na Euro już nie ma, ale czy są piłkarze, których można ocenić pozytywnie. „Sport” chwali Lewandowskiego, Kozłowskiego, ale i Zielińskiego, u którego coś drgnęło.
– Marzenie z dzieciństwa właśnie się spełniło. Każdy młody zawodnik śni o tym, aby zagrać na takim turnieju – mówił z kolei najmłodszy piłkarz, który kiedykolwiek zagrał na mistrzostwach Europy. O powołaniu Kacpra Kozłowskiego mówiło się dużo, znalazło się sporo krytyków takiego ruchu, ale koniec końców młodzieżowiec Pogoni Szczecin w swoich dwóch wejściach spisał się nieźle. Wiadomo, że każde jego zagranie było ocenianie aż do przesady pozytywnie, ponieważ wszystkim z tyłu głowy siedział młody wiek zawodnika. Nie patrząc jednak na to jaką datę urodzenia ma Kozłowski, to trzeba stwierdzić, że np. w spotkaniu z Hiszpanią dawał radę, nie bał się utytułowanych rywali i zagrał tak, jak w każdym innym spotkaniu. A to się ceni. Na razie nie wiadomo czy młody pomocnik stanie się bohaterem jakiegoś transferu, ale w pełni logiczne jest to, że dużo się o takowym pisze.
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
Wielokulturowa drużyna wreszcie przebiła szklany sufit. Szwajcarzy po raz pierwszy od 67 lat awansowali do 1/4 finału wielkiej imprezy.
– Było na nasz temat wiele dyskusji, mówiono, że jesteśmy aroganccy, ale napisaliśmy nowy rozdział w historii. Dokonaliśmy czegoś niemożliwego do opisania słowami – dodał pomocnik Arsenalu. Szwajcaria pierwszy raz znalazła się w ćwierćfi nale mistrzostw Europy, a w mundialu ostatni raz na tym poziomie wystąpiła w 1954 roku. Zwycięstwo nad Francją można uznać za największy sukces w historii tamtejszej reprezentacji, choć pewnie historycy futbolu mogliby się spierać, czy wygrana nad Niemcami w 1938 roku w mundialu, która również pozwoliła awansować do najlepszej ósemki turnieju, nie była równie wartościowa. Reprezentacja III Rzeszy, choć uważana za jednego z kandydatów do triumfu, nie zdobyła jednak kilka lat wcześniej mistrzostwa świata jak obecnie Francja. Przez kolejne dziesiątki lat Helweci mieli co najwyżej solidną drużynę, która jednak nie potrafi ła przejść pewnego etapu. W pierwszych dwóch powojennych dekadach przynajmniej regularnie uczestniczyli w mundialach, potem nadeszły gorsze czasy, aż przyszło odrodzenie w latach 90. i wreszcie całkiem niezła ostatnia dekada. Szwajcaria w trzech poprzednich turniejach zawsze wychodziła z grupy i potem od razu odpadała w 1/8 finału – podczas poprzedniego EURO za sprawą naszej drużyny.
Rozmowa z Jackiem Zielińskim (tym z Legii) o występie Polaków na Euro. Sporo ciekawych spostrzeżeń na temat funkcjonowania obrony i tego, że Sousa wybrał niewłaściwych wykonawców pod wybraną taktykę.
Dlaczego tak łatwo traciliśmy gole?
Według mnie Paulo Sousa wybrał nieodpowiednich wykonawców swojej koncepcji – wahadłowi bronili słabo, nie grali agresywnie, nie wiedzieli, jak się zachować w konkretnych sytuacjach, kiedy opuszczać formację, a kiedy zostać, jak współpracować z obrońcami i środkowymi pomocnikami. Pierwszego gola ze Szwecją straciliśmy po wrzucie z autu – kiedy rywale wykonywali ten stały fragment, u nas panował totalny bałagan. Ale za kilka minut był aut z drugiej strony boiska i wtedy odległości między formacjami i zawodnikami były zachowane, a przestrzenie zagęszczone. Czyli można. W wielu sytuacjach obronnych Jóźwiak bardzo by sobie pomógł samym tylko ustawieniem i zamiast gonić rywala, mógłby go mieć przed sobą. Ale zawsze liczy, że ktoś odbierze za niego piłkę, a on już będzie gotowy do kontry. Wahadłowy to nie jest skrzydłowy i powinien myśleć tak: „Najpierw bronimy, potem atakujemy”. Kamil ma inne myślenie, bo jest piłkarzem ofensywnym i w klubie gra w pierwszej linii. Nie mam pretensji, jest jaki jest – momentami nawet agresywny, potrafi doskoczyć do rywala, ale ma duże problemy w defensywie. Trudno wymagać czegoś, czego nigdy nie robił w byłym i aktualnym klubie. Jak go zestawić z Tymoteuszem, to na wahadle i tak wypadł lepiej w tym krótkim dla nas turnieju.
Zawiódł się pan na obrońcach?
Nie winiłbym za wszystko zawodników. Powinni dostać więcej wskazówek od selekcjonera, a nie wiem, czy do końca rozumieli, jak mają funkcjonować. Dlaczego Bednarek raz schodził poza światło bramki do asekuracji, a kiedy indziej – w identycznej sytuacji – nie? On w klubie gra najczęściej jako jeden z dwóch środkowych obrońców i zazwyczaj rzadko opuszcza światło bramki, kiedy jego zespół broni nisko. A tu nagle musiał. I dlatego raz o tym pamiętał, a raz nie. To samo wahadłowi – nie dziwię się, że Kamil więcej myśli o atakowaniu niż o bronieniu i nie „wkleja” się w linię obrony, kiedy powinien. Sousa chciał uzyskać od piłkarzy coś, czego nie robią na co dzień. A to nie takie proste.
Antoni Bugajski pisze w felietonie o wyborach na prezesa PZPN. Zanim jednak poznamy nowego szefa polskiej piłki, to czeka nas namaszczenie na wiceprezesa – tutaj bardzo poważnym kandydatem jest Wojciech Cygan z Rakowa.
Ważne spotkanie odbędzie się już w najbliższy czwartek. W Warszawie pojawią się przedstawiciele zawodowych klubów, które również mają wyborczy głos i zarazem przysługuje im statutowe prawo namaszczenia wiceprezesa do spraw piłki profesjonalnej. W tej chwili jest nim Kulesza, no ale skoro celuje znacznie wyżej, ktoś go zastąpi. Pojawia się nawet kandydatura Wojciecha Strzałkowskiego, czyli przyjaciela Kuleszy, obecnie szefa rady nadzorczej Jagiellonii Białystok, ale faworyt jest inny. Wiceprezesem najpewniej będzie Wojciech Cygan. Szef Rakowa Częstochowa to człowiek z futbolową władzą obyty, bo w kończącej się kadencji jest w zarządzie PZPN, no i ma sprecyzowane poglądy na przyszłość federacji, popiera Kuleszę. Kluby ekstraklasy spróbują też wskazać wspólnego kandydata do nowego zarządu PZPN. Ciekawe, kto tam trafi – ponownie Jakub Tabisz z Cracovii, a może Karol Klimczak z Lecha Poznań albo prezes ligowej spółki Marcin Animucki? Karuzela z nazwiskami na wszelakie eksponowane funkcje w PZPN nabiera rozpędu. Kandydatów ciągle przybywa, że aż stanowisk nie starcza. Całkiem niedawno usłyszałem od dobrze poinformowanego związkowego działacza, że jedna z personalnych przymiarek zakłada, że nowym sekretarzem generalnym związku (zamiast Macieja Sawickiego) miałby zostać Marcin Herra, w przeszłości m.in. zarządzający Stadionem Narodowym i spółką PL.2012. Kim i czym będziemy jeszcze zaskoczeni?
„SUPER EXPRESS”
Gerard Badia zapowiada, że Hiszpanie idą po złoto. Rozgrzesza też Moratę i zachwyca się nad Pedrim, który robi furorę na Euro.
W ogniu krytyki był napastnik Alvaro Morata. Teraz odpalił na dobre?
– Wszyscy wytykali mu, że nie strzela goli na turnieju. To ja odpowiem w ten sposób: a ile bramek na Euro zdobył Kylian Mbappe? Zero. Morata się przełamał, trafił dwa razy, a ten gol w dogrywce z Chorwacją był bardzo ważny. Zrobił swoje i Hiszpania awansowała dalej
Który z Hiszpanów pozytywnie zaskakuje?
– Z przyjemnością patrzę, jak gra Pedri. Pomocnik Barcelony ma 19 lat, jeszcze rok temu grał w drugiej lidze, a teraz zachowuje się tak, jakby był doświadczonym graczem. OK, ten gol dla Chorwacji zapisano na jego konto. To przypadek, bramkarz popełnił błąd. Pedri zrobił też dużo dobrego. Trzeba go chwalić, bo w nim jest duża jakość. Zobacz, jak spisują się Ferran Torres i Daniel Olmo.
Ryszard Komornicki wieszczy, że starcie z Hiszpanią będzie dla Szwajcarów jeszcze trudniejsze niż to z Francją. Ale siła tkwi w zespole – Szwajcaria nie jest bez szans.
– Na najlepszego piłkarza zawodów został wybrany Granit Xhaka. Kogo jeszcze wyróżniłby pan wśród Szwajcarów?
– W mojej ocenie siła Szwajcarów tkwi w drużynie. Xhaka to bardzo ważny zawodnik w kadrze. Lubię jego sposób gry, zaliczył kluczowe podanie, gdy padło wyrównanie. Po meczu nie gryzł się w język. Nie był przyjemny w jednym z wywiadów. Powiedział, że teraz awansem zatkali usta krytykom. To była także odpowiedź dla tych, którzy mieli mu za złe, że sprowadził sobie fryzjera. Nie czepiajmy się takich spraw.
– Jakie ma pan przeczucia przed Hiszpanią?
– To dla Szwajcarów będzie trudniejszy mecz, bo rywal jest w coraz lepszej dyspozycji. Jednak jeśli zagrają z taką pasją, zaangażowaniem, ambicją i wiarą w siebie jak z Francją, to może sprawią kolejną sensację.
fot. FotoPyk