EURO wraca do nas z fazą pucharową, więc w weekendowej prasie mamy sporo zapowiedzi. Mamy także garść ligowych wieści i dalsze oceny polskiej kadry. „Sport” wybiera nowego selekcjonera, „PS” ocenia grę Bartosza Bereszyńskiego a Ivica Vrdoljak podsumowuje naszą kadrę. Co ciekawe nie podobał mu się Kamil Glik. – Poniżej oczekiwań wypadł Kryc h o w i a k , w ostatnich miesiącach nie przekonuje mnie Glik – jest za wolny, spóźniony, w polu karnym łapie rywali, jest niepewny. Szczęsny też nie pomógł. Po doświadczonych zawodnikach spodziewałem się więcej. Lubię patrzeć, jak gra Zieliński, ma potencjał i nie zawiódł. To zespół nie umiał wykorzystać jego możliwości – mówi były gracz Legii.
Sport
Wszyscy zapowiadają, że Sousa powinien zostać, ale „Sport” na wszelki wypadek szykuje listę zastępców. Na niej znani trenerzy ligowi.
1.MAREK PAPSZUN
Szkoleniowiec Rakowa był w poprzednim sezonie jednym z największych wygranych w naszej ligowej piłce. Z prowadzonym przez siebie zespołem zdobył przecież Puchar Polski, a także wicemistrzostwo kraju. To sukcesy nienotowane dotąd w historii częstochowskiej piłki. Z Rakowem 46-letni obecnie szkoleniowiec przeszedł drogę od II ligi na ligowe szczyty. – To stanowczy i zdecydowany szkoleniowiec, który wie czego chce. Stawia na tych, którzy w danym momencie są najlepsi, a poza tym widać, że w prowadzonej przez niego drużynie jest myśl przewodnia. Ważne w tym wszystkim, żeby nie dać się zwariować podpowiadaczom, czyli menedżerom i dyrektorom, którzy mają swoje biznesy – mówi były reprezentant Polski Henryk Wawrowski, który jak sam mówi, w ogóle nie zatrudniałby Sousy na stanowisku selekcjonera.
Włoski walec przybył do Londynu. Być może nie po raz ostatni, ale najpierw trzeba zająć się Austrią.
„Teraz oczywiste wydaje się jedno: to nie inni są słabi, to my innym nie pozwalamy grać w piłkę” – stwierdziła „La Gazzetta dello Sport”. Po trzech meczach Włosi żegnają Rzym udając się do Londynu, gdzie spotkają się z Austrią. Z tą Austrią, która w eliminacjach przegrała w grupie rywalizację z Polską o 6 punktów. Dla niej jest to sukces historyczny, nigdy dotąd nie awansowała do 1/8 finału mistrzostw Europy. Włosi w piątek rano trenowali w Coverciano, następnie udali się do Londynu. Mają nadzieję, że nie po raz ostatni, bo liczą też na półfinał i finał. „Wembley arriviviamo” (Wembley nadchodzimy) – głosi na pierwszej stronie „La Gazzetta dello Sport”. Mancini w meczu z Walią dokonał licznych zmian w wyjściowym składzie. Zagrał nowy atak Chiesa, Belotti, Bernardeschi, ale na mecz z Austrią powraca „trójząb” Insigne, Immobile, Berardi. Jedyną wątpliwością jest, czy ma zagrać Verratti czy Locatelli. „Azzurri” spodziewają się, że Austriacy stawią mocniejszy opór niż grupowi rywale, są dobrze zorganizowani i niebezpieczni w kontratakach. Dziennik „Corriere della Sera” ujawnił, że Mancini nie wyklucza… rzutów karnych i wybrał już piątkę wykonawców: Jorginho, Immobile, Acerbi, Berardi i Bonucci.
Belgia odbierze mistrzom nadzieje na obronę tytułu?
Po spotkaniu z Francją jest najskuteczniejszym zawodnikiem turniejów o mistrzostwo świata i Europy (21). Zrównał się też na czele listy najlepszych strzelców reprezentacji z Irańczykiem Alim Daei – po 109 bramek. Jego dokonania ciągle budzą podziw i uznanie, ale przestają mieć przełożenie na sukcesy zespołów. W tym roku został trzeci raz z rzędu królem strzelców Serie A, jednak Juventus mistrzostwa nie obronił. Triumfował Inter, mający więcej korzyści z bramek Romelu Lukaku, który w klasyfikacji ligowych „marcatorich” był drugi za Ronaldo, podobnie jak teraz w finałach Euro. Belg zdobył na razie 3 gole. Ich pojedynek ma być największą atrakcją meczu na stadionie La Cartuja. Lukaku był najskuteczniejszym zawodnikiem Dywizji A Ligi Narodów z 5 golami. Ronaldo zdobył tylko dwa, Portugalia nie zakwalifikowała się do Final Four i nie obroni prymatu. Belgia, Francja, Hiszpania i Włochy – jedna z tych drużyn odbierze jej tytuł. Mogą to zrobić też na Euro 2020. Gra Portugalii nie przekonuje od pierwszego meczu z Węgrami, gdy dopiero w 84 minucie złamała opór rywali. Z Niemcami prowadziła, a potem kolejno straciła cztery bramki, w tym dwie samobójcze. Z Francją zremisowała dzięki dwóm rzutom karnym. Francja miała już zapewniony awans, Portugalia musiała o to walczyć. Mecz na Puskas Arenie kosztował ją dużo sił, a z Belgią zagra w Sewilli, gdzie upał daje się we znaki.
Rozmowa z Damianem Kądziorem, który odsłania trochę kulis EURO. Kadrowicze w rozmowach z nim chwalili Sousę.
Nie będę pytał o negatywne aspekty Euro, bo chyba wszyscy wiedzą, gdzie były nasze braki. Poza tym jako piłkarzowi wciąż gotowemu do gry w kadrze byłoby ci niezręcznie. Ale czy widziałeś jakieś pozytywy, na których można bazować w przyszłości?
– Na pewno stwarzaliśmy sobie bardzo dużo sytuacji bramkowych. Nie miałem przyjemności pracować z trenerem Sousą, ale gołym okiem widzę, że jest dużo większa kreatywność w ofensywie. Poza tym widać, że selekcjoner ma dobry wpływ na indywidualności. Odżył nam trochę Piotr Zieliński, który brał na siebie bardzo dużą odpowiedzialność. W meczu ze Słowacją mógł się podobać, z Hiszpanią założenia były nieco inne i Piotrkowi trudno było grać to, co najbardziej lubi, natomiast harował w defensywie. W meczu ze Szwecją, obok „Lewego”, był naszym najlepszym zawodnikiem. No i plusem na pewno jest też występ Roberta Lewandowskiego, który do tej pory w karierze na wielkich turniejach miał bardzo ciężko. Miał problem ze strzelaniem bramek, a tu zdobył trzy, a mógł nawet pięć. Szkoda, że odpadamy, bo jestem pewien, że powalczyłby o koronę króla strzelców, ale na pewno jego grę można zaliczyć do pozytywów.
Miałeś jakiś kontakt z kolegami z kadry w czasie Euro?
– Tak, wymienialiśmy się wiadomościami, z niektórymi zawodnikami rozmawiałem. Byłem ciekawy, jak pracuje trener Sousa, bo ja sam nie miałem okazji zobaczyć tego na własne oczy.
Co odpowiedzieli?
– Że treningi wyglądają fajnie, że jest bardzo dobra intensywność. Słuchałem i odnosiłem wrażenie, że na turnieju będzie bardzo fajny wynik. Co było dalej, wszyscy widzieliśmy… Teraz nie bardzo jest co napisać. Każdy jest wkurzony i jako piłkarz wiem, że w takich okolicznościach trudniej się rozmawia, dlatego po meczach już nie wysyłałem żadnych wiadomości.
Jak wygląda forma Piasta na starcie przygotowań? Całkiem nieźle.
Jeszcze w trakcie pierwszej połowy na boisku w drużynie Piasta pojawił się nowy Hiszpan, napastnik Alberto Toril, który wykazywał dużą ochotę do gry. Wyrównanie dał gliwiczanom jednak Arkadiusz Pyrka, kiedy po podaniu Alvesa ze spokojem przyjął piłkę w polu karnym gości, kiwnął obrońców i umieścił futbolówkę w siatce. Nie był to pierwszy raz, kiedy gracze Frydka-Mistka zostawiali rywalom mnóstwo przestrzeni. Sparingi rządzą się przecież swoimi prawami… Zresztą letni charakter spotkania dał o sobie znać także w 62 minucie. Jeden z obrońców przyjezdnych „zdrzemnął się” na chwilę, a piłkę odebrał mu Michał Chrapek, dzięki czemu znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem i wykorzystał ją. Wcześniej bramce MFK zagrozili również Patryk Sokołowski i Kristopher Vida, więc prowadzenie Piasta było w pełni zasłużone. Gospodarze kontrolowali spotkanie, a w 75 minucie po faulu na Dominiku Steczyku wywalczyli rzut karny, którego na gola zamienił Chrapek. Więcej bramek już nie padło, a grę gliwiczan można było ocenić pozytywnie, choć Czesi mogli jeszcze przypudrować nieco rezultat.
GKS Jastrzębie zmienia prezesa. Klub ma problemy finansowe, zalega z wypłatami dla trenerów i piłkarzy.
Roczny budżet GKS-u 1962 Jastrzębie, wliczając w to akademię piłkarską, wynosi(ł) 6 milionów złotych, co przyznał na tym spotkaniu prezes Stanaszek. Na początku listopada ubiegłego roku władze miejskie Jastrzębia Zdroju wsparły GKS 1962 kwotą 300 tysięcy złotych w ramach „wsparcia zadania tworzenia warunków sprzyjających rozwojowi sportu”. Wywołało to rozgoryczenie kilku klubów, które również stanęły do konkursu. Ta „kroplówka” oczywiście nie mogła rozwiązać wszystkich problemów finansowych klubu z Harcerskiej, ale lepszy rydz niż nic. W 2021 roku władze miasta przeznaczyły na sport 2,680 miliona złotych, które zostały rozdzielone na dziesięć klubów. Ponad połowa tej kwoty (1,440 mln) trafiła na konto GKS-u 1962 Jastrzębie. To wprawdzie poważny zastrzyk finansowy, lecz nie rozwiązał on wszystkich problemów finansowych klubu z Harcerskiej. Po ostatnim meczu z Resovią Rzeszów piłkarze, trenerzy akademii i pracownicy klubu otrzymali część zaległych poborów, piłkarze mają „w pamięci” jeszcze jedną pensję, a za kilkanaście dni mogą być już dwie. Nie są do końca rozliczeni byli piłkarze i trenerzy – Jarosław Skrobacz od roku bezskutecznie czeka na wypłatę zaległej faktury, obejmującej ostatnie trzy miesiące jego pracy w Jastrzębiu. Paweł Ściebura też czeka na ostateczne rozliczenie (w kuluarach krążą plotki, że to kwota około 70 tysięcy złotych).
Super Express
„Superak” publikuje fragment listu Cezarego Kuleszy do delegatów przed wyborami w PZPN. Czyli jednak kampania trwa.
List, do którego dotarł „Super Express”, trafił do wszystkich delegatów w piątek. Były prezes Jagiellonii Białystok przedstawia w nim wizję rozwoju polskiej piłki, na początku akcentując cztery filary – szkolenie, wsparcie, integrację i profesjonalizację. „Nikt lepiej niż Wy nie zna sytuacji w naszym futbolu. Dlatego kolejne tygodnie poświęcę na bezpośrednie dyskusje z Wami, wymianę opinii oraz przyjęcie Waszych najważniejszych postulatów. Jestem otwarty na wszelkie ciekawe propozycje z Waszej strony i czekam na ich zgłaszanie. Chciałbym, żebyśmy wspólnie wytyczali kierunki rozwoju naszej dyscypliny” – czytamy w liście. Według naszych informacji, w czwartek (24 czerwca) doszło już do spotkania Kuleszy z około 10 szefami okręgów, którzy mieli zadeklarować poparcie dla tego właśnie kandydata.
Przegląd Sportowy
Bartosz Bereszyński był zamieszany w wiele bramek straconych przez Polaków. Dlaczego?
Piotr Czachowski, który ma w swoim piłkarskim CV 45 meczów w drużynie narodowej, a dziś jako ekspert stacji Eleven uważnie śledzi Serie A, również jest mocno rozczarowany postawą Bereszyńskiego. – Powiem więcej: z naszych piłkarzy, którzy na co dzień grają w lidze włoskiej, on zawiódł najmocniej – stwierdza, ale też pamięta o innej roli, jaką zawodnik ten ma w klubie, a innej w kadrze. – W reprezentacji musiał się bardziej koncentrować na defensywie, w klubie wspomaga przednie formacje. To nie jest system ani dla niego ani dla naszej kadry. Będę się upierał, że nie powinniśmy grać ustawieniem 1-3-5-2, kolejne mecze potwierdzają tę tezę. By w trójce obrońców można było dobrze funkcjonować, wszyscy muszą grać na dobrą nutę. A tu za dużo było pomyłek – twierdzi Czachowski. – Akcja, po której Słowacy zdobyli pierwszą bramkę, będzie się Bartkowi śnić po nocach. Został, mówiąc żargonem piłkarskim, skanalizowany – Czachowski wspomina, jak Bereszyński i Kamil Jóźwiak dali się ograć Robertowi Makowi, mimo że byli dwóch na jednego. Nie może zrozumieć, jak taki doświadczony zawodnik mógł się aż tak mylić. – Występy Bartka w mistrzostwach Europy to dla mnie największa zagadka tej kadry. Myślę, że on też czuje ogromny zawód. Przecież rozgrywał naprawdę dobry sezon w Serie A, miał prawo przyjechać natchniony na zgrupowanie. Nie przeniósł tego jednak na kadrę. Dał plamę. Jestem zniesmaczony jego postawą na EURO 2020 – mówi wprost Czachowski. Mniej radykalny w tej ocenie jest Baszczyński: – Bartek powinien mieć kaca po tych występach, ale nie może brać na siebie całej odpowiedzialności za te stracone bramki, za wyniki. Powtarzam: został ustawiony inaczej niż w klubie, brakowało zgrania. Tutaj odpowiedzialność naprawdę rozkłada się na wiele osób – stwierdza były obrońca drużyny narodowej.
Ivica Vrdoljak ocenia polską kadrę. Jak to wygląda z perspektywy osoby niezaangażowanej emocjonalnie?
Co pan sądzi o grze Polaków?
Za dużo grania w piłkę to ja nie widziałem. Nie macie wielu zawodników, którzy do tego dążą, którzy przytrzymają piłkę, rozegrają, wykreują. Jeden Piotr Zieliński w pomocy to za mało. Zastanawiacie się, dlaczego on nie wypada w kadrze tak jak w Napoli – odpowiedź jest prosta, bo w klubie wszyscy chcą grać w piłkę, a w kadrze nie widziałem takich zawodników. Z przodu macie asa klasy światowej, ale Lewy musi się cofać po piłkę i też rozgrywać. Skoro niewiele kreujecie, to przy braku zaangażowania, wynik ze Słowacją nie mógł być inny. Żeby Polska osiągnęła sukces, na boisku wszyscy muszą robić wszystko na sto procent. Nie gracie w piłkę jak Hiszpanie czy nawet my, Chorwaci, ale pod względem przygotowania fizycznego wyglądaliście solidnie. My bazujemy na talencie poszczególnych piłkarzy, umiejętnościach indywidualnych – mamy sporo gwiazd, ale w pierwszych dwóch spotkaniach zawiedliśmy. Polska mnie nie zachwyciła, choć mogła osiągnąć więcej. Nie wiem, czy druga żółta kartka dla Krychowiaka była słuszna, sędzia mógł przymknąć oko na faul, choć tak doświadczony piłkarz powinien być ostrożniejszy. Zawiódł mnie, zagrał słaby turniej i lepiej sobie radziliście bez niego niż z nim.
Których polskich piłkarzy by pan wyróżnił, a kto zawiódł?
Poniżej oczekiwań wypadł Kryc h o w i a k , w ostatnich miesiącach nie przekonuje mnie Glik – jest za wolny, spóźniony, w polu karnym łapie rywali, jest niepewny. Szczęsny też nie pomógł. Po doświadczonych zawodnikach spodziewałem się więcej. Lubię patrzeć, jak gra Zieliński, ma potencjał i nie zawiódł. To zespół nie umiał wykorzystać jego możliwości. Jeden Lewandowski nie był w stanie zapewnić Polsce awansu. Od czasów gry w Lechu śledzę losy Modera – w przyszłości to na nim powinna opierać się druga linia Polaków. Bez kompleksów do kadry wszedł Kozłowski. Trudno go ocenić, ale nie wystraszył się wielkiego turnieju, może zrobić karierę.
W Polsce Kamil Glik był chwalony.
Macie inne spojrzenie na piłkę. To zawodnik podobny do Michała Pazdana, z którym grałem. Kiedy był najlepszy? Jak się cofaliśmy i broniliśmy głęboko. Bazował na agresji, doskoku, wyprzedzeniu, ale na otwartej przestrzeni robiły się problemy. Ze Słowacją i Szwecją broniliście dalej od bramki. Z Francją Glik też by się wyróżniał, bo gralibyście głębiej, cofnięci, byłoby gęsto i wszędzie by nadążał. Pazdan grał wielkie mecze z Niemcami, ale gdy w lidze stoperzy stali bliżej środka boiska, mieliśmy problemy. To samo kadra i Glik.
Gareth Bale w Walii? Idol.
Walijczycy uwielbiają Bale’a za jeszcze jedno: on naprawdę kocha swój kraj i choruje z tęsknoty, gdy długo go nie odwiedza. Kiedy były trener Tottenhamu Harry Redknapp został swego czasu zapytany, czy wie, gdzie jego piłkarze spędzą przerwę w rozgrywkach Premier League, Anglik odparł: „Cóż, jak to współcześni piłkarze: rozjadą się po całym świecie. Z wyjątkiem Garetha Bale’a. On leci do Cardiff ”. Gdy gwiazdor nie radził sobie w Realu Madryt, jako jeden z powodów podawano właśnie tęsknotę za domem. A on sam tylko potwierdzał te opinie, wrzucając na media społecznościowe zdjęcie wejścia ulubionej restauracji, z podpisem, że bardzo mu jej brakuje. W Walii może porozmawiać w swoim języku (hiszpańskiego wciąż się nie nauczył), pójść do pubu swojego imienia w Cardiff i poczuć się jak w domu. A kiedy jest na zgrupowaniu reprezentacji, od razu wszyscy czują się jakoś tak bezpieczniej. Jak pisze „The Times”, każdy piłkarz przy Bale’u ma poczucie, że jest wyższy o kilka centymetrów. To status porównywalny do, jak zauważa gazeta, pozycji Diego Maradony w Argentynie.
Roberto Mancini odmienił włoską kadrę. Niby w obronie grają na zero z tyłu, jednak to żadne catenaccio.
Za to z pewnością Mancini zerwał z tradycją catenaccio. Dekadami Squadra Azzurra odnosiła sukcesy przede wszystkim dzięki szczelnej defensywie, teraz proporcje się wyrównały, a tak naprawdę Italia wręcz imponuje ofensywą. 60 oddanych strzałów to najlepszy wynik fazy grupowej, siedem strzelonych goli – trzeci, podobnie jak średnie posiadanie piłki na poziomie 60 procent. 95 SCA (Shot Creating Actions), czyli ostatnich dwóch zagrań bezpośrednio prowadzących do oddania strzału (np. drybling lub podanie) to z kolei najwyższy rezultat do tej pory. Mimo to humor selekcjonerowi nie dopisuje. Dlaczego? Ano ze względu na to, że w ostatniej chwili zabroniono Włochom i Austriakom odbycia ofi cjalnego treningu na Wembley. UEFA chce chronić murawę, na której rozegranych zostanie jeszcze pięć meczów. Szefowie europejskiej federacji zaproponowali zajęcia na innym boisku w Londynie, ale Mancini wykluczył taką opcję. W ostatniej chwili zmieniono plany, w piątek rano Italia ćwiczyła w związkowym ośrodku w Coverciano pod Florencją i dopiero wieczorem poleciała do Anglii. Czy to przeszkodzi Squadra Azzurra? Trudno, by Austriacy upatrywali w tym nadziei. Raczej przed Włochami kolejne przygody…
Dino Baggio rozpływa się nad grą swoich rodaków. Rozmawia z nim „PS”.
Czy pana zdaniem 53 lata po jedynym triumfi e w mistrzostwach Europy Squadra Azzurra może ponownie zdobyć tytuł?
Trudno odpowiedzieć na to pytanie, ale powtarzam to, że może polecieć do Londynu na fi nał. Prawdopodobnie w tym momencie Włochy są faworytem. Do tej pory nie widziałem żadnej drużyny, która gra jak nasza reprezentacja. Pamiętajmy także, że w sytuacjach takich jak pojedynczy mecz – ćwierćfi nał, półfi nał – jesteśmy mocni.
Na środku boiska wszyscy pomocnicy grają bardzo dobrze. Co myśli pan o Jorginho?
Jest jednym z liderów reprezentacji. Trzeba być liderem na tej pozycji. Jest piłkarzem na światowym poziomie, właśnie wygrał Ligę Mistrzów z Chelsea i, dzięki pracy Manuela Locatellego i Nicolo Barelli, może poruszać się po murawie z zamkniętymi oczami. Koledzy biegają dla niego: on musi tylko rozgrywać piłkę, którą otrzymuje.
Manuel Locatelli przypomina Dino Baggio. Zgadza się pan z tym?
Tak, jest bardzo podobny do mnie. Jest obunożny, ma dobre warunki fi zyczne, doprowadza akcję do pola karnego, jest skuteczny w strzałach zza szesnastki, potrafi zdobyć kilka bramek w sezonie. Jako piłkarza widzę w nim siebie. Ponadto jest bardzo uprzejmym oraz pokornym człowiekiem. Prawdopodobnie byłem mocniejszy w grze w powietrzu, ale trzeba podkreślić, że jestem od niego wyższy.
Holandia vs Czechy? Automatycznie przypomina nam się mecz z 2004 roku. Czechom także.
W środku boiska szalał Nedved, który bombardował bramkę Holendrów uderzeniami z daleka. Jedna z jego bomb wylądowała na poprzeczce. Pilnujący go John Heitinga ratował się faulami, po dwóch z nich zobaczył żółte kartki i w 75. minucie osłabił zespół. Czesi, wtedy już był remis po golu Baroša (asystował mu Koller, nie głową, a klatką piersiową, stojąc tyłem do bramki), poczuli krew i zaatakowali jeszcze mocniej. – To był najbardziej totalny futbol, jaki kiedykolwiek prezentowaliśmy. W tym samym momencie na boisku byli Marek Heinz i Baroš z przodu, Poborsky i na skrzydłach, w środku Nedved i Rosicky. Żadnego defensywnego gracza – opowiadał już w rozmowie z czeskim „Sportem” Šmicer. Po spotkaniu Brückner powiedział: – Niektórzy mówią, że grają na jednego lub dwóch napastników. My graliśmy na jednego lub dwóch obrońców. Oczywiście mogło to doprowadzić do katastrofy, czyli gola po kontrze Holendrów. Ale tamtego dnia – 19 czerwca 2004 – Czechów nic nie było w stanie powstrzymać. Tuż przed końcem zwycięską bramkę zdobył Šmicer, który miał szczęście do brania udziału w szalonych meczach. Rok później w fi nale Ligi Mistrzów jako zawodnik Liverpoolu z kolegami gonili prowadzący do przerwy 3:0 Milan. Wtedy w Stambule Šmicer najpierw strzelił gola na 2:3, potem jako ostatni z graczy The Reds wykorzystał jedenastkę w konkursie karnych. W 2005 roku wzniósł puchar, w EURO 2004 nie było mu to dane. W półfi nale Czesi niespodziewanie przegrali 0:1 z Grecją.
Rozmowa z Adrianem Gulą. Trener Wisły rozmawiał z Jakubem Błaszczykowskim.
Wiem, że obejrzał pan kilka meczów Wisły przed jej objęciem. Jakie wnioski się panu po nich nasunęły?
Obejrzenie tych spotkań było dla mnie ważne m.in. po to, aby zobaczyć indywidualną jakość piłkarzy. Analizowałem to również pod kątem tego, jak chcielibyśmy grać. Ale nie chciałbym się nad tym rozwodzić. W zespole są nowpiłkarze i na boisku to będzie inny zespół niż przed moim przyjściem. Rozmawiałem z zarządem o tym, gdzie są jakieś braki i jakie są możliwości rozwoju dla naszych zawodników. Chciałem też znać opinię władz klubu na ten temat. Teraz wspólnie pracujemy nad tym, aby stworzyć solidną i zadowalającą kibiców drużynę.
Wisła Kraków jest na pewno specyfi cznym zespołem, jeśli chodzi o strukturę władz. W niewielu klubach współwłaścicielem jest jeden z zawodników, który wciąż jest częścią szatni. W trakcie negocjacji z klubem rozmawiał pan z Jakubem Błaszczykowskim też m.in. o podziale kompetencji i swoich oczekiwaniach, co do sposobu prowadzenia drużyny? Był to ważny element rozmów?
Dla mnie to było całkowicie normalne, że w momencie przyjścia do Wisły Kraków chciałem mieć możliwość wymiany poglądów zarówno z właścicielami, jak i dyrektorem sportowym. Z tego powodu chciałem rozmawiać z Kubą Błaszczykowskim nie tylko jako piłkarzem, ale także właścicielem klubu. Rozmowa przebiegła bardzo dobrze. Staraliśmy się patrzeć do przodu i zaplanować różne rzeczy, żebyśmy wiedzieli, jak będziemy działać. Myślę, że to będzie fajna współpraca. Kuba jest maksymalnym profesjonalistą, jeśli chodzi o podejście do zawodu piłkarza. Uważam, że zachowuje tę profesjonalność również w roli jednego ze współwłaścicieli klubu. Chce zrobić wszystko, co dobre dla Wisły. Nie patrzy tylko na siebie, ale stara się przede wszystkim zwracać uwagę na potencjalne korzyści dla zespołu.
Jagiellonia chciała Michała Pazdana. Temat nie wypalił, a teraz klub może stracić Jesusa Imaza.
Jagiellonia kontaktowała się z agencją Unidos, która reprezentuje interesy Michała Pazdana. Były obrońca reprezentacji Polski przez trzy lata bronił barw Jagiellonii (2012–2015), z której za 700 tysięcy euro został sprzedany do Legii Warszawa. Na ten moment temat Pazdana nie jest aktualny i raczej tak pozostanie. Obrońca najpewniej wróci do Turcji. Bardzo poważnie zanosi się na pożegnanie Jesusa Imaza. Superstrzelec i zdobywca najładniejszego ekstraklasowego gola minionego sezonu jest kuszony przez arabskie kluby. Precyzyjniej – jego menedżerowi przedstawiono świetną fi nansowo ofertę, której nie tylko Jaga, lecz żaden klub naszej ligi nie byłby w stanie przebić. Już kilka razy Imaz przebierał nogami, by wyjechać i konkretnie zarobić na „stare” lata. Wtedy jednak pieniądze nie satysfakcjonowały klubu z ulicy Jurowieckiej. Tym razem propozycja z Bliskiego Wschodu jest zdecydowanie poważniejsza (około miliona euro), a zarządzający klubem, chcąc trzymać w ryzach fi nanse, muszą dokonać przynajmniej jednego transferu.
Gazeta Wyborcza
Polonia Warszawa będzie miała nowy stadion. Według jej właściciela za 10 lat wróci do świetności.
Rada Miasta przeznaczyła 114 mln zł na budowę stadionu w partnerstwie publiczno-prywatnym. W piątek dobre wieści dla Czarnych Koszul ogłosiła wiceprezydent Renata Kaznowska. – Analizy rynku. Potwierdziły, że są podmioty zainteresowane tą inwestycją. Naszym celem jest wybudowanie stadionu piłkarskiego dla 15,5 tys. kibiców – ogłosiła Renata Kaznowska. […] – W deklaracji zapisano rok 2029 jako datę wejścia piłkarzy do Ekstraklasy – powiedziała w piątek Kaznowska, ogłaszając rozpoczęcie procesu partnerstwa publiczno-prywatnego. A Nitot dodał: – Dla nas ten stadion jest strategiczny. Zapewni najlepsze warunki do kibicowania i trenowania. Stadion jest kluczowy dla każdego klubu na świecie, bo normalne jest zarabianie na nim. Około 20-25 proc. przychodów powinno pochodzić ze stadionu. Mój cel jest taki, żeby za 10 lat w Warszawie nie było tylko naszych kolegów z Legii, ale były też dwa silne kluby.
Rzeczpospolita
Nic o piłce.
fot. FotoPyK