Reklama

„Nawet Macedonia dała kibicom więcej radości. Ciężko znaleźć kogoś, z kim możemy wygrać”

redakcja

Autor:redakcja

15 czerwca 2021, 07:49 • 15 min czytania 14 komentarzy

Co znajdziemy w pomeczowej prasie? Falę krytyki, ale on specjalnie nie dziwi. Od „zera” w ocenach dla Grzegorza Krychowiaka, po opinie byłych kadrowiczów – Radosława Kałużnego, Jana Tomaszewskiego czy Jacka Bąka. Mamy felietony, mamy korespondencje z Petersburga. Do nas najbardziej trafiają słowa Kamila Kosowskiego, który zauważa, że jesteśmy najgrosi na całym EURO. – Trudno mi doszukać się w gronie finalistów EURO ekipy, którą z taką grą moglibyśmy pokonać. Nawet Macedonia Północna, która jest absolutnym kopciuszkiem, dała swoim kibicom więcej radości niż Biało-Czerwoni. Nadzieja umiera ostatnia i przynajmniej do środowego wieczoru, 23 czerwca, będzie w nas żyła – czytamy w „Przeglądzie Sportowym”.

„Nawet Macedonia dała kibicom więcej radości. Ciężko znaleźć kogoś, z kim możemy wygrać”

Sport

Oceny katowickiego „Sportu”. Najgorszy Krychowiak, który dostał… zero.

Grzegorz Krychowiak – 0

Czasami trudno wytłumaczyć metamorfozę, jaką potrafi przejść. Tym razem z głównego agresora i piłkarza, którego rywale się boją, stał się graczem, który nie potrafi ł dobrze podać, poprawnie się ustawić, czy odebrać piłki bez faulu. No i w drugiej połowie wydarzyło się coś, czego zupełnie się nie spodziewaliśmy. W niegroźnej sytuacji na środku pola nadepnął rywala i musiał udać się do szatni. I to w momencie, kiedy kontrolowaliśmy mecz i dążyliśmy do zdobycia drugiego gola. Znalazł sobie najgorszy z możliwych momentów na to, by obejrzeć pierwszą czerwoną kartkę w reprezentacji. Chyba wszyscy jesteśmy przekonani, że gdyby nie to, meczu ze Słowakami byśmy nie przegrali.

Wojciech Szczęsny – 4

Reklama

Czwarty raz otwierał wielki turniej i po raz czwarty wydarzyło się z jego udziałem coś bardzo złego. Nie powinien wpuścić gola w krótki róg, choć akurat w tej sytuacji więcej miał pecha, niż było jego winy. Przy drugiej bramce dla Słowaków został na linii, bo też niewiele mógł w momencie dośrodkowania zrobić. Strzał Skriniara powinien zostać zablokowany i za tego gola nie ponosi odpowiedzialności. Ponadto złapał piłkę po lekkim strzale głową i przez resztę meczu rywale go nie niepokoili.

Bartosz Bereszyński – 3

Już podczas pierwszego ofensywnego wypadku Słowaków pozwolił Dudzie na zbyt wiele, a za drugim razem dał się ograć w dziecinny sposób Makowi i Słowacy otworzyli wynik spotkania. Rywale wyczuli, że sobie nie radzi i bardzo często atakowali jego stroną. Gdy zmęczyli – miał dużo łatwiej. Czasami próbował iść do przodu, momentami przypominał sobie, że jest przede wszystkim bocznym obrońcą. Ale oprócz sytuacji w końcówce spotkania nie dostał ani jednego podania.

Mecz bez emocji. Atmosferę w Petersburgu opisuje Przemysław Langier.

Jak niewiele dla sporejliczby Rosjan znaczy współorganizowane w ich kraju Euro 2020 pokazują jeszcze dwa obrazki. Pierwszy to scena tuż przed przyjazdem Polaków do hotelu w Petersburgu, gdy miejscowi widząc wszystkie zabezpieczenia, powiększający się tłum wokół nich oraz jakąś zorganizowaną akcję policji, zastanawiali się, co się dzieje. Czekając na zielone światło młoda dziewczyna wyjęła telefon, by – jak tłumaczyła swojemu partnerowi – sprawdzić, kto znany gra koncert w Petersburgu. Drugi to obraz jednego z barów, w którym można było obejrzeć pierwsze starcie Sbornej. Od straty gola, a stało się to przecież już na początku meczu, nikt w emocjach choćby raz nie podniósł głosu. Nikt choćby ze złości nie walnął pięścią w stół, a obsługa uznała, że lepszą opcją od oryginalnego komentarza telewizyjnego będzie puszczenie muzyki. Tylko jedna osoba w środku miała jakiekolwiek rosyjskie barwy. Jeśli przy okazji dużych turniejów mówi się o „atmosferze piłkarskiego święta”, to tego w Petersburgu na pewno nie dało się odczuć. Jeśli ktoś liczył, że podczas Euro 2020 czas stanie w miejscu, a turniej przykuje uwagę wszystkich, pomylił się jak Jerzy Engel, który do Korei i Japonii leciał po złoto. Dobrze, że to nie atmosfera wygrywa mecze, a robią to piłkarze.

Reklama

65000 osób zobaczy mecz Węgrów z Portugalią. Selekcjoner węgierskiej kadry obawia się wygórowanych oczekiwań.

Węgierski „labdarugas” wychodzi z marazmu, oczekiwania rosną i włoski selekcjoner Marco Rossi obawia się, że… aż za bardzo. – Musimy przeanalizować mocne i słabe strony przeciwnika. Jest wiele mocnych, a słabości musimy szukać za pomocą lupy. Zrobimy wszystko, co możemy, do granic możliwości. Wiemy, z kim będziemy walczyć, ale chcemy spełnić nasze marzenia – stwierdził Rossi, – Oczekiwania zawsze są wyższe niż wyniki, które osiągasz i czasami są nierealne – dodał. Na stadionie w Budapeszcie ma być 65000 widzów, takiego tłumu nie było tam od 35 lat. Puskas Arena jest jedynym stadionem w finałach Euro 2020, na którym dopuszczono zajęcie wszystkich miejsc siedzących. Aby wejść na stadion, trzeba mieć zaświadczenie o ochronie przed koronawirusem wraz z dowodem tożsamości lub paszportem. Osoby, które przejdą tę procedurą, otrzymają specjalną opaskę na rękę upoważniającą do wejścia na dany mecz. Kibice planują wspólny marsz na stadion, to ma ich zjednoczyć, jak na Euro 2016 zjednoczyło w Marsylii przed spotkaniem z Islandią.

Podbeskidzie Bielsko-Biała ma już trenerów. Zespół poprowadzą Piotr Jawny i Marcin Dymkowski.

– Obowiązki podzieliliśmy między siebie. Nie jest to często spotykane. Ja pracuję z ofensywą. Ze względu na licencję jestem wymieniany jako główny trener, ale pracujemy na równych zasadach. Dzięki temu więcej rzeczy możemy dostrzec. Taki układ zdawał egzamin – to, z kolei, stanowisko Piotra Jawnego, który podkreślił, że po otrzymaniu oferty z Podbeskidzia, wraz z Marcinem Dymkowskim, nie zastanawiali się nad nią zbyt długo. – Potoczyło się to dość szybko, ale jesteśmy zaszczyceni, że nasza praca została doceniona. Spotkaliśmy się, rozmawialiśmy merytorycznie. Nie było się nad czym zastanawiać. Podbeskidzie było dla nas pierwszym wyborem. Widzimy ogromny potencjał w Bielsku-Białej – podkreślił nowy szkoleniowiec „górali”. – Mamy plan i staramy się wprowadzać zawodników na wyższy poziom. Rozwój piłkarzy jest dla nas najważniejszy – uzupełnił Marcin Dymkowski. 

GKS Tychy już szykuje się na mecze barażowe. Dyspozycję drużyny komentuje trener Artur Derbin.

– Przygotowania do pierwszego meczu barażowego rozpoczęliśmy już w niedzielę – mówił trener tyszan. – Po meczu z ŁKSem ci zawodnicy, którzy nie grali, albo weszli na boisko tylko na ostatnie minuty, mieli trening wyrównawczy, żebyśmy od poniedziałkowych porannych zajęć wspólnie weszli w rozdział „Górnik Łęczna”. Najistotniejsza była regeneracja i jej poświęciliśmy najwięcej uwagi, a we wtorek o godzinie 18.00 zaplanowaliśmy zajęcia przedmeczowe. Najważniejsze jest to, że nikt nie sygnalizował problemów zdrowotnych, a więc cała ekipa, która była do naszej dyspozycji w niedzielę, jest gotowa do walki o to, co było naszym celem od początku tego sezonu. Nadal jesteśmy na tej drodze, którą chcieliśmy iść i wierzymy, że pozostały nam jeszcze dwa kroki, żeby dojść na szczyt – powiedział Derbin. – Oczywiście szkoda, że nie utrzymaliśmy prowadzenia do końcowego gwizdka, ale uważam, że i tak ze spotkania z ŁKS-em możemy wyciągnąć więcej plusów niż odnotować minusów. Kolejny raz pokazaliśmy dobrą grę, na dużej intensywności i w potyczce z silnym rywalem udowodniliśmy, że nasze miejsce wśród drużyn walczących o awans do ekstraklasy jest w pełni zasłużone. Wytrzymaliśmy także ciśnienie związane ze stawką meczu.

Super Express

Opinie byłych reprezentantów Polski po porażce ze Słowacją. Wśród oceniających Tomaszewski, Bąk, Frankowski i Wichniarek.

Tomaszewski: – Jeśli chodzi o gola na 0:1, to Szczęsny popełnił katastrofalny błąd. Ten strzał powinien bronić nogami, atak to tę bramkę należy zapisać na jego konto. Co prawda akcja zaczęła się od tego, że Słowak ograł Jóźwiaka i Bereszyńskiego jak dzieci i oddał strzał, ale jednak to wina bramkarza.

Bąk: – Ten mecz był do wygrania. Szkoda, że nie graliśmy z taką determinacją cały czas, jak przez ostatnie 10 min. Piotr Zieliński, filar Napoli, a w tym meczu nie było go widać. Kręcił się wokół własnej osi. Wciąż jest chyba zablokowany psychicznie. 

Przegląd Sportowy

„PS” twierdzi, że kadra zrobiła nas w konia. Daliśmy się nabrać na zapewnienia piłkarzy.

W ostatnich trzech tygodniach słyszeliśmy od naszych reprezentantów, że atmosfera w kadrze jest znakomita, Wojciech Szczęsny stwierdził, że odkąd przyjeżdża na zgrupowania, nie była aż tak dobra – użył nawet sformułowania, że lepiej grać z przyjaciółmi niż z kolegami. Kiedy słuchało się Grzegorza Krychowiaka na przedmeczowej konferencji prasowej, niemal wszystko było idealne: przygotowania, murawa, warunki, forma piłkarzy, która w meczach towarzyskich z Rosją (1:1) i Islandią (2:2) mogła przecież niepokoić. Zapewniał, że była szykowana na 14 czerwca. Niestety. Na słowach się skończyło. Bardzo daleka od ideału była przede wszystkim w poniedziałkowy wieczór gra Biało-Czerwonych. […] Zapewnienia polskich piłkarzy, a przede wszystkim stojącego na ich czele Paulo Sousy, zostały brutalnie zweryfi kowane przez rzeczywistość. Portugalczyk jednak nie wymyślił sposobu, jak skutecznie przełamać większość reguł, którymi powinno się kierować przy budowaniu drużyny. Bardzo szybko okazało się, że nie da się grać skutecznie, jeśli nie zgra się właściwie żadnej formacji. Sousa zaskakuje od początku pracy z polską kadrą. W marcu miało to uzasadnienie – poznawał zespół. Podczas zgrupowania w Opalenicy niepokoiło – przegląd wojsk zamiast stabilizowania składu w sparingach mocno zastanawiał. Wciąż jednak słyszeliśmy, że w tym – zdawałoby się – szaleństwie jest metoda, że Sousie zależy, by wszyscy piłkarze zrozumieli system gry, jego wizję futbolu. Gdyby stosował ten pomysł w klubie, pracując z zawodnikami przez wiele tygodni, miesięcy, pewnie miałoby to szansę powodzenia. W naszej reprezentacji na razie okazało się całkowitą porażką.

Oceny „Przeglądu Sportowego” za mecz ze Słowakami. Jak wypadli nasi piłkarze? Najwyżej Rybus, Klich i Linetty, najniżej Krychowiak.

GRZEGORZ KRYCHOWIAK OCENA: 2 Z Wojciechem Szczęsnym przyjaźni się od dawna, razem występują w reprezentacjach Polski od kategorii U-15, więc może nie chciał, by to o koledze mówiło się najwięcej po spotkaniu w Petersburgu i dlatego wyleciał z czerwoną kartką? To oczywiście gorzki żart, bo tak na serio to tak doświadczony piłkarz nie powinien faulować na żółtą z jednym takim upomnieniem na koncie. To był kluczowy moment rywalizacji, który przeważył szalę na korzyść przeciwników Biało-Czerwonych.

ROBERT LEWANDOWSKI OCENA: 3 Nazwisko Lewandowski jest siódmym najpopularniejszym w naszym kraju (dane z marca 2021), nosi je ponad 45 tysięcy Polaków i po tym, co wydarzyło się w Petersburgu, trudno nie zastanawiać się, czy aby na pewno właściwy wybiegł na boisko. Jasne, nie mógł liczyć na dobre podania kolegów, ale nawet kiedy już dwukrotnie piłka do niego dotarła, źle ją przyjął. Mizerny występ.

KAROL LINETTY OCENA: 6 Trzeci turniej finałowy i pierwsze minuty. Co więcej, od razu podstawowy skład, co stanowiło zaskoczenie dla wszystkich, w końcu wcześniej można było zapomnieć, że pomocnik Torino jest w kadrze narodowej, za Paulo Sousy w pięciu meczach rozegrał 36 minut jako rezerwowy. I co? I świata nie zawojował, ale w odpowiednim momencie przy odrobinie szczęścia wyrównał i dał Biało-Czerwonym nadzieję na dobry wynik.

Radosław Kałużny ocenia polską reprezentację. Przewidział kartkę dla Krychowiaka.

Dziwne, że pan nie wie, bo w przerwie przewidział pan czerwoną kartkę Grzegorza Krychowiaka.

Kolejny raz mnie rozczarował. Mówię kolejny, bo byłem na niedawnym meczu z Islandią, kiedy zaliczył kiepski występ. Po żółtej kartce w pierwszej części pomyślałem „meczu to on nie dokończy” i rzeczywiście panu o tym powiedziałem. Wiadomo, jaki to jest zawodnik. Twardo grający, nie odstawia nogi, „stempluje”. Byłem pewien, że Słowacy wykorzystają to, że Grzesiek zarobił w pierwszej połowie żółtą kartkę. Przyczaili się, dopięli swego, wyautowali go i tym sposobem załatwili sobie mecz. Paradoksalnie w dziesiątkę stworzyliśmy więcej niezłych sytuacji niż w komplecie. Było w tym, jak to u nas, trochę pospolitego ruszenia, ale okazje mieliśmy. A to nie dość, że smutne, to jeszcze daje do myślenia. Maleńki plusik był taki, że kondycyjnie nasi dawali radę w tej bieganinie w dziesięciu. Jesteśmy najlepsi na świecie w gdybaniu. Ale gdybyśmy grali drugą połowę tak, jak jej pierwsze dwadzieścia minut, byłbym spokojny o wynik. Szkoda, że się na tych 20 minutach skończyło. Kluczowym momentem była oczywiście ta czerwona kartka.

Gdy rozmawialiśmy w przerwie, pański głos brzmiał, jak miałby pan za moment przemawiać na stypie.

Ech… Nie chciałem się znęcać nad naszą reprezentacją, bo nie w tym rzecz, ale wykrzesać z siebie jakikolwiek optymizm… No nie było jak. Skoro ani razu nie trafiło się w bramkę Słowacji, to o czym mamy mówić? Rywale zupełnie kontrolowali grę, a ich bramkarz ani razu nie był zmuszony do położenia się na murawie. Albo spokojnie wyciągał ręce, albo nawet tego nie musiał robić. Z naszej strony wszystko działo się za wolno, przesuwanie i tak dalej. Jedynie Mateusz Klich i może jeszcze jeden z jego kolegów starali się pokazywać, zgrywać piłkę, lecz to ewidentnie było za mało. Roberta Lewandowskiego właściwie nie było widać.

Co możemy myśleć przed spotkaniami z Hiszpanią i Szwecją?

Może w końcu dowiemy się, jak wygląda podstawowa jedenastka? Czy jednak dalej będziemy eksperymentować? Po drugie – natychmiastowa poprawa skuteczności. Oddaliśmy piętnaście strzałów, ale w światło bramki było ich ze trzy. Tak się nie wygra, tym bardziej, że musisz gonić wynik. Co dalej? A co my mamy do stracenia? Przegraliśmy na dzień dobry z niby najsłabszym zespołem grupy, która w mojej ocenie jest bardzo silna. Cóż, trzeba szukać punktów. Łatwo powiedzieć, ale nie ma lepszej okazji, by się przełamać na najmocniejszej ekipie, czyli Hiszpanach.

Wnioski po meczu od Roberta Błońskiego. Liderzy zawiedli, tak jak cała defensywa.

4. DZIURAWA DEFENSYWA

W sześciu meczach pod wodzą Paulo Sousy tylko słabiuteńka Andora nie strzeliła nam gola. Gdyby nie to spotkanie, średnia traconych bramek wynosiłaby dwa i została zachowana – przynajmniej w tym drużyna jest powtarzalna. Przeciwnicy Biało-Czerwonych właściwie nie muszą się wysilać, by strzelić gola. To Polacy sami sobie stwarzają problemy, popełniają opłakane w skutkach błędy w grze defensywnej i muszą wygrzebywać się z kłopotów. Dotąd najczęściej powtarzanym błędem było niefrasobliwe zachowanie przy stałych fragmentach albo nieupilnowanie zawodnika. Wystarczyły dalekie wrzutki w pole karne i nasza kadra miała problem. W Petersburgu zawiódł ten, na którego można było liczyć i chyba jeden z najmniej nieoczywistych antybohaterów – Bartosz Bereszyński. Za łatwo dał się minąć Makowi i nieszczęście było gotowe. A po przerwie tradycyjnie już o wyniku przesądził gol po rzucie rożnym.

5. TAK SIĘ NIE GRA W TURNIEJU

Co z tego, że wszyscy nasi zawodnicy wyzdrowieli, skoro drużyna znowu popełniła proste błędy w obronie, a liderzy zawiedli.

Łukasz Olkowicz komentuje mecz Polska – Słowacja. Jesteśmy mistrzami w patrzeniu na innych z góry.

W piłce już jesteśmy mistrzami Europy. Mistrzami Europy w patrzeniu z góry na innych. A może i nawet to czempionami globu w tej dziedzinie. Ze Słowacją trzy punkty doliczyliśmy sobie zaraz po barażach do mistrzostw Europy. Tylko jakim prawem? Ze Słowacją? To może oni powinni patrzeć na nas z góry? W końcu ich kluby regularnie znęcają się nad naszymi w europejskich pucharach, a w nie tak całkiem odległych Młodzieżowych Mistrzostwach Europy nasza kadra U-21 z Janem Bednarkiem i Karolem Linettym w składzie została porządnie wytargana za ucho. A cofając się dalej, to przecież Słowacy, co z obecnej kadry powinien pamiętać Robert Lewandowski, w czasach Leo Beenhakkera i Stefana Majewskiego zgarnęli na naszej reprezentacji sześć punktów. Wczoraj kontynuowali łupienie polskich ambasadorów, ograbili ich z trzech punktów, a nas z nadziei, że Paulo Sousa wyprowadził reprezentację z marazmu. Nie, on ją w nim pogłębił.

Finansowa strona EURO dla kibica. Czyli rzecz o walutach, którymi płacimy w poszczególnych krajach.

– Zdecydowanie najbardziej egzotyczną walutą turnieju jest dla nas azerski manat (AZN). Jednak nie taki diabeł straszny, jak go malują. W Baku, które gości mecze grupowe i jeden z ćwierćfi nałów, powszechnym uznaniem cieszy się bowiem dolar (USD). Dlatego na mistrzostwa Europy warto wyposażyć się w amerykańską walutę. Poza tym manat nie należy do grona walut, których kursy swobodnie się zmieniają, w przeciwieństwie do np. złotego czy korony czeskiej. Jego wartość jest stała względem właśnie USD, a za jednego dolara kupimy 1,70 manata – tłumaczy Bartosz Sawicki, analityk Cinkciarz.pl. Podobnie sprawy mają się w stosunku do kolejnej waluty turnieju, czyli korony duńskiej (DKK). Gospodarka Danii jest bardzo silnie powiązana ze strefą euro, a trwały związek łączy również obie waluty. Ostatnio kurs EUR/ DKK kształtuje się na poziomie 7,44. Oznacza to, że jedno euro jest warte niespełna 7,50 korony duńskiej, a w odwrotnym ujęciu: za jedną koronę duńską zapłacimy mniej więcej 13,5 eurocenta.

Sławomir Stempniewski w rozmowie z Antonim Bugajskim. Co czeka Radomiaka po awansie do Ekstraklasy?

Jest więc pan przykładem szefa występującego w podwójnej roli.

Pańskie oko konia tuczy? Zaleta dla klubu jest taka, że jako właściciel nie muszę płacić pensji prezesowi. A poważnie: kierowanie klubem daje mi satysfakcję. Świadomie się na to zdecydowałem i nie zamierzam tego zmieniać.

Latem Radomiaka czekają duże wzmocnienia? Prezes Stempniewski będzie do tego przekonywał właściciela Stempniewskiego?

Tak, ale proszę mi wierzyć, że nie mówimy o schizofrenii. Do Radomiaka powinno przyjść czterech–pięciu piłkarzy. Musimy się dobrze przygotować do ekstraklasy, nie popełniać błędów beniaminków z ostatnich lat, które coś zaniedbały. Z drugiej strony chcemy docenić tych zawodników, z którymi wywalczyliśmy sukces.

Panie Sławku – bo tak najlepiej się do pana zwrócić, zadając to pytanie – czy awans Radomiaka oznacza, że przestanie pan występować jako ekspert oceniający sędziowskie kontrowersje z ekstraklasowych meczów?

Przede mną rozmowa z przedstawicielami Canal Plus, dlatego jeszcze poczekajmy z ogłoszeniem decyzji.

Kamil Kosowski ocenia grę polskiej reprezentacji w felietonie. Jak u innych, tak i tu próżno szukać optymizmu.

Wielki turniej, wielkie nadzieje i po raz kolejny wielka klapa już na samym początku. Od kilkunastu miesięcy myśleliśmy o tym, jak poradzimy sobie w pierwszym meczu mistrzostw Europy i mogę śmiało napisać, że polski kibic ma prawo czuć wielki zawód. Biało-Czerwoni przegrali 1:2 ze Słowacją i znacznie utrudnili sobie drogę do awansu z grupy. […] To smutny dzień dla polskich kibiców. Wydaje mi się, że od kilku lat patrzymy na kadrę trochę przez różowe okulary. Sukces na poprzednim EURO był nie do podważenia, ale po pięciu latach w reprezentacji gra zaledwie kilku zawodników, których Adam Nawałka zabrał do Francji. Optymizmu dodawała też obecność Lewego. To my mamy w składzie najlepszego piłkarza świata i to my powinniśmy korzystać z jego umiejętności i doświadczenia. Polacy patrzą na kadrę przez pryzmat Roberta, a tak kolorowo nie jest. Wydaje mi się, że na Lewandowskiego zbyt mocno liczył też sztab szkoleniowy. Gdyby go nie było, zespół musiałby być bardziej skonsolidowany. A tak zawsze w głowach jest myśl, że można podać do Roberta i jakoś to będzie. […] Czarno widzę naszą dalszą grę w tym turnieju. W meczu ze Słowacją nie mieliśmy ani strzałów, ani rajdów, ani groźnych podań, ani nie wywalczyliśmy sobie optycznej przewagi w środku pola. Trudno mi doszukać się w gronie finalistów EURO ekipy, którą z taką grą moglibyśmy pokonać. Nawet Macedonia Północna, która jest absolutnym kopciuszkiem, dała swoim kibicom więcej radości niż Biało-Czerwoni. Nadzieja umiera ostatnia i przynajmniej do środowego wieczoru, 23 czerwca, będzie w nas żyła.

Gazeta Wyborcza

Relacja z Petersburga. Słowacja znów nam to zrobiła – to kolejne fatalne wspomnienie związane z tą drużyną.

Słowacja kojarzyła się nam z jednym najsmutniejszych epizodów w polskiej piłce. Jesienią 2009 roku Polacy podejmowali ją na pustym, zaśnieżonym Stadionie Śląskim – kibice zbojkotowali mecz w ramach desperackiej kampanii KoniecPZPN.pl. Reprezentacja nigdy nie stoczyła się niżej. Przegrała wtedy po samobóju, po wykopaniu Leo Beenhakkera p.o. trenera był Stefan Majewski, rywale po jej trupie awansowali na mundial. Lewandowski dopiero szykował się do skoku na mistrzostwo Polski z Lechem Poznań. Od tamtej pory minęła wieczność. I dla niego, i dla całego naszego piłkarstwa – Polacy rozbiegli się po bogatych ligach, są międzynarodowo obyci, na rynku pracy znaczą nawet więcej niż poniedziałkowi rywale. Ale reprezentację kraju z sensem budują raczej Słowacy. Po zwycięstwie w Sankt Petersburgu bardzo zbliżyli się do trzeciego awansu do 1/8 finału na wielkiej imprezie – po sukcesikach na mundialu 2010 oraz Euro 2016. Polacy porwali się na taki wyczyn tylko raz. W całym XXI wieku. I raczej nie należy się spodziewać, że prędko ruszą w pościg za Słowakami.

fot, FotoPyK

Najnowsze

Boks

Walka Tyson – Paul była tanią pokazówką. I bardzo dobrze [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
1
Walka Tyson – Paul była tanią pokazówką. I bardzo dobrze [KOMENTARZ]

Komentarze

14 komentarzy

Loading...