Reklama

PRASA. Stokowiec: Zostaliśmy skrzywdzeni przez sędziego i nikogo to nie obchodzi

redakcja

Autor:redakcja

27 maja 2021, 09:30 • 12 min czytania 24 komentarzy

Prasa powoli przygotowuje nas do nadchodzących mistrzostw Europy, ale mamy jeszcze trochę miejsca na piłkę ligową. Sporo o 1. lidze, w tym o walce o awans. Jest także rozmowa o braku trenera Jagiellonii. No i najciekawszy wywiad dnia, czyli Piotr Stokowiec, który nie może się pogodzić, że sędziowie zabrali Lechii puchary. – Tu nie ma żadnych wątpliwości. Bida wcześniej zagarnął piłkę ręką, powinien być rzut wolny dla nas, a był karny dla Jagiellonii. I to nie jest jakieś moje odczucie, tylko obiektywny fakt. Potwierdził to zapis wideo, potwierdził pan Sławomir Stempniewski w Canal+ i wszyscy goście, którzy wtedy byli w studio. Sędzia VAR, który mógł sobie tę sytuację odtworzyć wiele razy, nie miał prawa tego nie zauważyć. Tym bardziej że my od razu to zagranie arbitrom zgłosiliśmy. Nie pojmuję, jak mogło do czegoś takiego dojść – mówi trener Lechii.

PRASA. Stokowiec: Zostaliśmy skrzywdzeni przez sędziego i nikogo to nie obchodzi

Sport

Wspominkowy tekst o reprezentacji Belgii. Konkretniej o ich sukcesie z 1980 roku.

W ówczesnej 22-osobowej belgijskiej kadrze byli zawodnicy, którzy grali w rodzimych klubach. O sile drużyny stanowili wspomniani Ceulemans, Gerets oraz świetny środkowy obrońca Walter Meeuws czy zawodnicy z przednich formacji, jak Rene van der Eycken oraz Francoise van der Elst. Nie byłoby jednak dobrych wyników, gdyby nie Guy Thys. Najbardziej utytułowany – jeżeli idzie o reprezentację – belgijski trener objął tę funkcję w 1976 roku. Pracował do 1989, a potem jeszcze w latach 1990-91. Pod wodzą zwykle zamyślonego, ale wszystko świetnie analizującego, szkoleniowca „Czerwone diabły” dwa razy grały na Euro i trzykrotnie na MŚ, osiągając półfinał mundialu w 1986 roku. W wielkim finale ME 1980, który rozegrano 22 czerwca na Stadio Olimpico w Rzymie, Belgowie grali z jednym z faworytów turnieju, RFN. […] Decydująca gra była pokazem piłki w najwyższym wydaniu. „To był wielki futbol” – przekazywał z Rzymu red. Paweł Wasielewski. „Ostatnie 90 minut mistrzostw Europy dowiodło, że piłka nożna ciągle jest jeszcze pięknym widowiskiem” – pisał „Sport” 24 czerwca 1980 r. 

Spisana konferencja prasowa Tomasza Kędziory. 

Reklama

Czy jest już pan po rozmowie z trenerem?

– Trener Paulo Sousa jest otwartym szkoleniowcem. Dużo rozmawia z zawodnikami i ze mną również porozmawiał. Dyskutowaliśmy o sytuacjach boiskowych, o różnych momentach w mojej grze. Selekcjoner powiedział mi, czego będzie ode mnie wymagał. Sytuacja między nami jest jasna. W marcu, przed ogłoszeniem powołań, trener zadzwonił do mnie i powiedział, że będzie potrzebował innych zawodników. Pracowałem jednak dalej. Grałem w klubie wszystkie mecze i jestem gotowy do tego, by pomóc reprezentacji. Wiadomo, że każdy zawodnik, który jest blisko kadry i znajduje się w kręgu zainteresowania trenera, czekał na powołanie. Ja również, choć przed rozpoczęciem tego zgrupowania nie rozmawiałem z trenerem. Nie ma już co wracać do tego, co było wcześniej. Przed nami nowe wyzwania, czyli Euro i musimy się na tym skupić, by przygotować się jak najlepiej. Bardzo się cieszę, że zostałem powołany i mogę pomagać drużynie. Na pewno nie jest tak, że towarzyszą mi nerwy przed wielkim turniejem. Mam już 27 lat i na seniorskim, międzynarodowym poziomie rozegrałem wiele spotkań. Jestem gotowy na każde wyzwanie.

Jest pan gotowy na to, by grać zarówno w systemie trzema, jak i z czterema obrońcami?

– Jeżeli chodzi o moją pozycję, to zagram tam, gdzie trener Sousa będzie chciał. Nie mam z tym problemu, by grać jako jeden ze środkowych obrońców czy też na wahadle. W klubie występowałem na środku w tym sezonie, rozegrałem około pięciu takich spotkań. W pozostałych meczach grałem już na prawej obronie. System z trójką defensorów nie różni się specjalnie od tego, gdy grasz czwórką z tyłu.

“Jedenastka sezonu” od katowickiego Sportu. Znalazło się w niej miejsce dla Patryka Kuna, Michała Kucharczyka czy Jesusa Jimeneza.

Reklama

Michał Kucharczyk
Mecze 30 Gole/asysty 6/5

Niedługo trwał rozbrat Michała Kucharczyka z polską piłką. Po roku w Jekaterynburgu wrócił do ojczyzny, jednak nie do Legii, a do Pogoni Szczecin. I dobrze było go znów zobaczyć na naszych boiskach. Choć jesieni nie miał najlepszej, to wiosną pokazał, że jest w stanie jeszcze wiele zdziałać w ekstraklasie. W kontekście szczecińskiej drużyny sporo mówiło się m.in. o Kacprze Kozłowskim, ale to właśnie Kucharczyk był mózgiem zespołu, najważniejszym ogniwem drużyny obok Dante Stipicy. Były zawodnik Legii imponował doświadczeniem i spokojem w grze. 30-latek pokazał, że na emeryturę jeszcze się nie wybiera.

Jesus Jimenez
Mecze 29
Gole/asysty 12/3

Choć sezon niedawno się skończył, to Jesus Jimenez już jest jednym z najgłośniejszych nazwisk na rynku transferowym. Hiszpan łączony jest m.in. z Lechem Poznań. I nic w tym dziwnego, gdyż w tym sezonie wyszedł z cienia, który rzucał Igor Angulo. Szczególnie dobrze rozpoczął sezon. Nie da się ukryć, że runda jesienna w jego wykonaniu była lepsza od wiosennej, zresztą jak całej zabrzańskiej drużyny. Mimo to był najlepszym piłkarzem zespołu Marcina Brosza i w trudnych momentach potrafił podnieść zespół, jak np. w meczu przedostatniej kolejki z Jagiellonią, gdy zdobył 2 gole.

Patryk Kun
Mecze 29
Gole/asysty 1/3

Długo niedoceniana była praca Patryka Kuna. Być może nie ma on wybitnych umiejętności technicznych, ale przy Marku Papszunie stał się bardzo pożytecznym zawodnikiem. Jego przydatność pokazuje klasyfikacja „Złotych butów”, w której skrzydłowy jest drugim najlepiej ocenianym piłkarzem z pola. Ustabilizował swoją formę, dzięki czemu w tym sezonie opuścił tylko jedno spotkanie, w którym pauzował za kartki. Piłkarz, który do tej pory grał drugoplanowe role, stał się nieodłączną częścią pierwszego składu Rakowa, z którym za niedługo powalczy w Europie.

Powrót w dwa lata – to cel Podbeskidzia. Teraz ma być pierwsza szóstka, a jeśli nie uda się awansować po barażach, za rok trzeba to zrobić bezpośrednio.

– Trzeba pamiętać, że pieniądze te były wypłacane od lipca zeszłego roku, a ostatnia rata wpłynęła w marcu. Teraz nastąpi wyrównanie dodatkowej kwoty. Warto podkreślić, że skoro mieliśmy 10 mln budżetu w I lidze, a z Canal+ otrzymaliśmy 8,5 mln, to właśnie o taką kwotę nasz budżet wzrósł, czyli o ok. 85 procent. Trzeba wziąć pod uwagę, że w ekstraklasie wszystko jest droższe. W I lidze koszty są niższe i pod tym względem klub nie zbiednieje – podkreślił sternik bielszczan. W najbliższym czasie, gdy Podbeskidzie – jak wcześniej zapowiadał prezes Kłys – powoła dyrektora sportowego i sztab szkoleniowy, prezes przedstawi na radzie nadzorczej dwuletnią wizję funkcjonowania klubu. – W pierwszym roku po spadku z ekstraklasy chcielibyśmy zbudować drużynę, która grałaby atrakcyjny futbol. Mamy kibiców, którzy będą przychodzić na stadion, jeżeli zespół będzie grał efektownie. A jeżeli chodzi o cele, to w sezonie 2021/22 chcielibyśmy zmieścić się w pierwszej szóstce, czyli mieć szansę na grę o awans w barażach. Jeżeli taka sztuka się nie uda, to w sezonie 2022/23 celem minimum jest promocja do najwyższej klasy rozgrywkowej.

Legendy GKS-u Tychy oceniają szanse zespołu na finiszu rozgrywek. 

Na trzy mecze przed końcem rundy wiosennej GKS zajmuje trzecie miejsce, mając 3 punkty straty do wicelidera Radomiaka oraz tyle samo „oczek” co Arka Gdynia. 2 punkty mniej ma ŁKS Łódź. – Bruk-Bet Termalica jest już praktycznie w ekstraklasie – ocenił obrońca, który po przejściu z GKS-u Tychy do Ruchu Chorzów sięgnął w 1979 roku po mistrzostwo Polski. – Drugie miejsce jest jednak ciągle w zasięgu tyskiej drużyny, tym bardziej że w 33. kolejce czeka nas jeszcze mecz Arka – Radomiak. Trzeba też jednak pamiętać, że atakując drugie miejsce, dające bezpośredni awans, nie można zapomnieć o tym, że trzecia pozycja daje w barażach o wejście do ekstraklasy prawo gry na swoim boisku – przypomniał Piechaczek. – To znaczy, że na stadionie Widzewa tyszanie muszą myśleć o zwycięstwie – kontynuował Piechaczek. – a jednocześnie nie zapominać o obronie. Ten mecz będzie dla mnie taką prawdziwą próbą tego, czy GKS już jest gotowy na powrót do ekstraklasy, czy musimy na to jeszcze poczekać… do baraży. Ściskam więc kciuki, tym bardziej że na drugą połowę czerwca, czyli na czas baraży, już wykupiłem wczasy, więc liczę, że 12 czerwca będę się mógł cieszyć i radośnie jechać do Chorwacji! – śmiał się Marian Piechaczek.

Chrobry Głogów odpowiada Arce Gdynia na oświadczenie. Głogowianie twierdzą, że ich boczne boisko jest lepsze niż płyta główna w Gdyni.

– Jest mi bardzo przykro, że Arka Gdynia spadła z ekstraklasy i musi grać na wsi w Głogowie. Może się obrazi i nie przyjedzie? – ironizuje Zbigniew Prejs, dyrektor Chrobrego, pytany przez nas o komentarz do oświadczenia klubu z Trójmiasta. I przypomina, że już 4 stycznia głogowianie wysłali do Gdyni pismo informujące, że taka sytuacja może mieć miejsce. – Zaproponowaliśmy rozegranie tego meczu w terminie wcześniejszym, nawet marcowym, pasującym Arce. Przez trzy miesiące nie doczekaliśmy się odpowiedzi na to pismo, dlatego coś musieliśmy z tym fantem zrobić. Przyjechał do nas ekspert z PZPN, obejrzał nasze boczne boisko i uzyskaliśmy zgodę. Nie zrobiliśmy tego w ciemnej piwnicy, to nie nasz wymysł, a decyzja zatwierdzona przez związek. Nie jest to boisko w Koziej Wólce pod lasem, tylko normalna, porządna murawa. Warunki do grania będą takie, jak na głównej płycie – podkreśla Prejs. – Nasza druga płyta jest lepsza niż Arki pierwsza. Niech w Gdyni zrobią rachunek sumienia i przypomną sobie przełożony z powodu murawy mecz z Koroną Kielce. I niech nie piszą głupot, bo to wstyd. Warunki będą dobre i takie same dla obu drużyn, ale jeśli gdynianie nie chcą przyjechać, to przecież nie muszą. Mieliśmy też możliwość zorganizowania tego spotkania w Polkowicach, ale czy tamtejsza płyta jest lepsza od naszej bocznej? – pyta nasz rozmówca.

Super Express

Ochrona Opalenicy i Jan Tomaszewski oceniający to, czy to dobrze, że rodziny przyjadą do hotelu. No, chyba odpuścimy.

Przegląd Sportowy

Bez Arkadiusza Milika Paulo Sousa będzie musiał zmienić koncepcję? Chciał wystawiać dwóch napastników, ale nie za bardzo ma kogo.

– Trzeba dobrać piłkarzy, którzy będą w stanie swoją ofensywną grą stwarzać sytuacje Lewandowskiemu. Potrafi tak grać Zieliński, Krychowiak, gdy jest ustawiany jako ósemka, Klich. Tutaj musimy szukać rozwiązań. Bo sam fakt, że na papierze będziemy grali dwoma napastnikami, nie ma większego znaczenia. Widzieliśmy to już na Wembley, gdy w pierwszym składzie wyszli Świderski i Piątek, ale właściwie w ogóle nie byli w polu karnym rywala. Naprawdę można wygrywać mecze, nie grając dwoma piłkarzami w ataku – zapewnia Wichniarek, licząc cały czas, że jednak kontuzja Milika nie okaże się aż tak poważna, by wyeliminowała go z turnieju. Na razie pewne jest, że wykluczyła go z wtorkowego meczu z Rosją. Towarzyskie spotkanie we Wrocławiu pokaże, jaką opcję awaryjną rozważa Sousa. Bo choć Zbigniew Boniek na łamach środowego „Przeglądu Sportowego” zapewniał, że Portugalczyk chce wystawiać dwóch napastników, to brutalne zderzenie z rzeczywistością może sprawić, że trener będzie musiał mocno zweryfi – kować swoją wizję.

Kamil Piątkowski wywalczył wyjazd na EURO swoją zawziętością. “PS” opowiada o tym, jak został podstawowym stoperem kadry U-21.

W ciągu tygodnia poprzedzającego potyczkę z Estonią w składzie szykowanym jako podstawowy w środku defensywy ćwiczyli Przemysław Wiśniewski i Jan Sobociński. Piątkowskiego to nie dziwiło, znał hierarchię, w końcu razem z Jakubem Kiwiorem z MŠK Žilina byli zupełnie nowi. Po czwartkowych zajęciach, ostatnich przed zaplanowanym na piątek meczem, stoperzy akurat zostali na boisku dłużej od kolegów, żeby sobie przećwiczyć przerzuty. Nie potrzebowali świeżości, na ławce i tak by im się nie przydała, prawda? Ale przeszkodził im Michniewicz, który zawołał debiutantów i zapytał, czy są gotowi do gry od początku. Piątkowski z Kiwiorem popatrzyli po sobie i powiedzieli to, co każdy piłkarz świata na ich miejscu – oczywiście, że tak. – No dobra, prześpię się z tym jeszcze – odparł Michniewicz. – Jednak nie wierzyliśmy, że dzień przed spotkaniem zmieni zdanie – wspominał Piątkowski. Wyjściowa jedenastka miała zostać ogłoszona na odprawie zaplanowanej przed obiadem.Michniewicz zaczął podawanie składu nietypowo, bo od napastników, więc najpierw o tym, że kilka godzin później zagrają z Estonią, dowiedzieli się Patryk Klimala oraz Mateusz Bogusz. Następnie szkoleniowiec przeszedł do linii pomocy, potem wyczytał obsadę boków defensywy i bramki. Wreszcie, na samym końcu wymienił duet stoperów. – „Kiwi” i „Piona” – powiedział Michniewicz. Tamtego popołudnia narodził się środek obrony, który grał razem już do końca kwalifikacji. – Jestem mu bardzo wdzięczny, przecież to była kadra w większości złożona z chłopaków z roczników 1998 i 1999 – stwierdził Piątkowski.

Piotr Stokowiec atakuje Daniela Stefańskiego. Jego zdaniem Lechia Gdańsk została skrzywdzona i nikogo to nie obeszło.

JAKUB TREĆ: Od ostatniej kolejki minął ponad tydzień. Jak na chłodno ocenia pan miniony sezon w wykonaniu Lechii?

PIOTR STOKOWIEC (TRENER LECHII GDAŃSK): Jako bardzo wymagający i naprawdę trudny. Mam po tym sezonie spory niedosyt. Europejskie puchary były na wyciągnięcie ręki. O tym, że ostatecznie do nich nie awansowaliśmy, zadecydował jeden mecz, jedna bramka, a może nawet jedna decyzja sędziego. Szkoda, bo walczyliśmy do samego końca, nie odpuściliśmy. Na pewno nie mogę drużynie odmówić zaangażowania i determinacji, pokazaliśmy charakter. Dla nas też płynie z tego konkretna nauka.

Rozmawiał pan po spotkaniu z arbitrem? Przypomnijmy, że kontrowersje wzbudziło zagranie ręką przy pierwszym trafieniu Flavio Paixao oraz rzut karny podyktowany za faul na Bartoszu Bidzie. Zwłaszcza decyzja przy drugiej sytuacji wydaje się błędna.

Nie wydaje się błędna, tylko była błędna! Tu nie ma żadnych wątpliwości. Bida wcześniej zagarnął piłkę ręką, powinien być rzut wolny dla nas, a był karny dla Jagiellonii. I to nie jest jakieś moje odczucie, tylko obiektywny fakt. Potwierdził to zapis wideo, potwierdził pan Sławomir Stempniewski w Canal+ i wszyscy goście, którzy wtedy byli w studio. Sędzia VAR, który mógł sobie tę sytuację odtworzyć wiele razy, nie miał prawa tego nie zauważyć. Tym bardziej że my od razu to zagranie arbitrom zgłosiliśmy. Nie pojmuję, jak mogło do czegoś takiego dojść. Na dodatek nieuznana pierwsza bramka Flavio to też kontrowersyjna decyzja. Czyli przegraliśmy kluczowy mecz 1:2, jednak wynik mógł być dokładnie odwrotny. A przecież już remis dawał nam prawo gry w pucharach. I wie pan co jest najgorsze?

Co?

Że nikogo to nie obchodzi. Takie błędy nie mają żadnych konsekwencji. Zapada cisza. My tracimy puchary, tracimy konkretne pieniądze jako klub i mamy przejść nad tym do porządku dziennego? Rozumiem, że błędy się zdarzają. Tylko szkoda, że nikt nie zadzwonił, że nikt nie powiedział magicznego słowa: przepraszam. Niestety, potwierdziła się stara prawda, że na boisku liczy się t o , co zdecyduje sędzia.

Piotr Wołosik i Dariusz Czykier rozmawiają o Jagiellonii. Kiedy zostanie wybrany nowy trener i kto nim będzie?

O drzwiach pogadamy przy innej okazji… Głowa Bogdana Zająca, trenera Jagiellonii, została strącona w połowie marca, za moment mamy czerwiec, a trenera ani widu, ani słychu. Pachnie amatorką.

To wręcz parodia. Trochę większy klub, Bayern Monachium, wiedząc, że z drużyną żegna się Hans Flick, raz, dwa, bo zdaje się po trzech dniach zakontraktował nowego trenera. A w Jadze? Gdyby facet tak zabierał się do oświadczyn, to kobietę w późną starość by wpędził. Coś wolny ten komputer, który ma wybrać trenera czy nowych piłkarzy.

Ma pomóc w wyborze trenera. Właściwie miał, bo spośród polskich i zagranicznych kandydatów wskazał – uwaga – Ireneusza Mamrota, który już Jagę prowadził.

To może ten komputer nie jest taki do bani, skoro wskazał ostatniego trenera Jagiellonii, przy którym odniosła sukces, bo zdobyła wicemistrzostwo Polski i przez długi czas oglądało się ją przyjemnie. Później okazało się, że nawet końcówka pracy Mamrota, choć słaba, była lepsza od kolejnych dwóch lat, gdy przeprowadzono eksperyment z Bogdanem Zającem.

Jaką receptę widzi pan na odzyskanie przez Jagiellonię miejsca bliskiego czołówki? Może wietrzenie szatni?

Co tam wietrzenie… Przez nią trąba powietrzna powinna przejść. Coś nieszablonowego trzeba zaproponować. Romanczuk, Pospišil, Runje muszą odzyskać wigor. Ponownie stać się liderami zespołu. Dobrze zarabiają, więc motywację powinni mieć na okrągło. A jeśli znowu nasprowadzają im „artystów” do drużyny, to przed białostoczan.

Gazeta Wyborcza

Nic o piłce.

fot. FotoPyK

Najnowsze

Piłka nożna

Wieteska wszedł na kwadrans i o mało nie doprowadził do straty dwóch bramek

Bartosz Lodko
3
Wieteska wszedł na kwadrans i o mało nie doprowadził do straty dwóch bramek

Komentarze

24 komentarzy

Loading...