Reklama

Boniek: Do kadry musi wrócić entuzjazm, sama rutyna nie wystarczy

redakcja

Autor:redakcja

26 maja 2021, 08:07 • 12 min czytania 20 komentarzy

W środowej prasie co nieco o finale Ligi Europy w Gdańsku, kilka doniesień z Ekstraklasy oraz ciekawe rozmowy ze Zbigniewem Bońkiem i Giuseppe Bergomim. 

Boniek: Do kadry musi wrócić entuzjazm, sama rutyna nie wystarczy

PRZEGLĄD SPORTOWY

Rozmowa ze Zbigniewem Bońkiem przed Euro 2020.

Mamy silniejszy zespół niż pięć lat temu?

Kręgosłup jest podobny: Szczęsny, Glik, Krychowiak i Lewandowski plus Milik z Zielińskim jako dodatki najwyższej jakości. W 2016 roku jechaliśmy na turniej trochę w ciemno, nie zdawaliśmy sobie sprawy z siły, nie wiedzieliśmy, co się wydarzy. Przedturniejowe mecze towarzyskie z Litwą (0:0) oraz Holandią (1:2) nam się nie udały. Zupełnie inaczej było przed mundialem w Rosji – piękny mecz z Chile (2:2), wysoka wygrana z Litwą – tam jechaliśmy „nagazowani”. Przestrzegałem przed nadmiernym optymizmem, bo zawodnicy nie byli w formie, a kiedy się nie biega, to i szczęścia brakuje. Dziś wydaje mi się, że jest lepiej. Mamy doświadczonych zawodników, ale chciałbym, żeby oprócz rutyny odnaleźli w sobie entuzjazm debiutanta. Doświadczenie jest dobre, ale nie może być głównym natchnieniem. Chciałbym widzieć radość, pozytywną energię, odrobinę szaleństwa, więcej wiary w siebie. Podejście: „wszystko wiemy, wszędzie byliśmy i już znamy” – to pierwszy krok do porażki. Wielkie turnieje zostają w pamięci na całe życie – dobrze, gdyby kojarzyły się ze zwycięstwami i czymś pozytywnym. Ale kiedy słyszę, że mamy najsilniejszą reprezentację w historii, to… się uśmiecham. Drużyna ma liderów, ważne by wszyscy ciągnęli wózek w tę samą stronę. A to już pole do popisu dla trenera i kapitana. Czasem zamykam oczy i widzę bramkę Sebka Mili z Niemcami na Narodowym. Pamięta pan tamtą eksplozję radości, wybuch tego nieprawdopodobnego entuzjazmu? Dreszcze szły po plecach. I uważam, że ta reprezentacja potrzebuje takiej wspaniałej chwili, takiej reakcji po golu. Zdobyta bramka w kadrze to nie jest „kolejny dzień w biurze” tylko święto. Reprezentacja ma potencjał i dobrych pomocników oraz najlepszego napastnika świata. Problemy czasem tworzymy sami. Jak choćby z lewym obrońcą. Na tej pozycji rzadko kiedy grał lewonożny piłkarz: Anczok, Musiał, Jędrzejczyk są tego przykładami.

Reklama
Gdzie jesteśmy silni, a gdzie słabi?

Jesteśmy zespołem, który potrafi strzelać gole. Ale nie możemy wymagać tego tylko od jednego zawodnika. Drużyna, która chce coś osiągnąć, musi mieć więcej piłkarzy biorących odpowiedzialność za strzelanie goli. Wielu powinno brać udział w akcjach ofensywnych, jeden piłkarz meczu nie wygra, ale – przy odpowiednim wsparciu – zrobi różnicę w decydującym momencie. Mamy kłopoty, kiedy przeciwnik wyprowadza kontrę, wtedy czasem brakuje szybkości. Zespół jest silny, a nożyce możliwości szerokie.

(…) Wiedział pan, że trener nie powoła m.in. Kamila Grosickiego i Sebastiana Szymańskiego?

Dowiedziałem się pół godziny przed ogłoszeniem nazwisk. Grosik to jeden z moich ulubionych zawodników, jest mi szalenie przykro, ale trzeba być uczciwym. Zawodnicy doświadczeni i starsi są potrzebni tylko wtedy, kiedy są najlepsi. Jeśli nie gra, a Kamil nie grał trochę na własne życzenie, bo mógł zrezygnować z dwóch, trzech pensji i trafić do klubu, w którym byłby potrzebny. Ale on nie grał cały rok, więc nie wiem, jak mógłby nam pomóc na EURO. Zawodnik doświadczony, który nie gra – i nie mówię tu absolutnie o Kamilu – ciągnie czasem grupę w drugą stronę. Kamil chyba zdawał sobie sprawę z konsekwencji braku występów w WBA. W marcu dostał powołanie, bo trener chciał go zobaczyć i sprawdzić. Słyszałem opinię, że teraz Grosik mógłby się przydać na 20 minut. Nie przypominam sobie meczu, w którym wszedł w drugiej połowie i zmienił wynik. Zawsze był piłkarzem pierwszego składu. Mam do niego słabość, ale nie powiem, że trener postąpił nierozważnie. Szymański? To tylko pokazuje, że Paulo Sousa wybierał kadrę sam, bo w mojej byłby Sebastian. Bartek Kapustka pewnie też. Szymański debiutował w kadrze i poszedł do Rosji jako skrzydłowy. Dziś mówi się o tym, że nie może grać z boku tylko w środku. Lubimy kombinować. A może trener uznał, że skoro nie chce grać na skrzydle, to w środku ma lepszych? Pytanie, czy Sebek grałby w podstawowym składzie? Nie wydaje mi się, bo jedno mogę zdradzić: trener chce wystawiać dwójkę napastników. A wtedy chyba nie może dokładać dwóch skrzydłowych i jeszcze Zielińskiego, bo zachwiałaby się równowaga zespołu. Gdyby selekcjoner chciał powoływać piłkarzy, spełniając życzenia kibiców i dziennikarzy, lista musiałaby liczyć pewnie ze sto nazwisk. Kamila mi żal, ale trochę sam się skreślił z kadry i nie może mieć pretensji do trenera Sousy, że nie wybrał opcji sentymentalnej. Kamil nie był jokerem, wolał grać od początku.

Edinson Cavani w Gdańsku ma poprowadzić Manchester United do triumfu w Lidze Europy.

„El Matador” nie będzie się dziś żegnał z Manchesterem, wbrew temu, na co zanosiło się w ostatnich miesiącach. Przyszłość piłkarza była szeroko komentowana, mówiło się, że Anglia mu się nie podoba, nie zaaklimatyzował się w niej odpowiednio i zamierza wrócić do Ameryki Południowej, by być bliżej domu. Cavani podobno był już po słowie z argentyńskim Boca Juniors, wybrał sobie nawet numer na koszulce (10) i porozumiał się w sprawie zarobków. Solskjaer nie chciał jednak odpuszczać. Zaprosił zawodnika na rozmowę i wytłumaczył mu, że wciąż ma wiele do zaoferowania w wielkim futbolu. Dodatkowo zapewnił, że kibice Manchesteru United kochają go miłością bezgraniczną, tylko nie jest w stanie tego poczuć, ponieważ z powodu pandemii mecze rozgrywane są bez udziału publiczności. Piłkarz ostatecznie dał się przekonać i jeszcze przez rok fani MU będą mogli, już obecni na trybunach, oklaskiwać jego bramki.

Przekonując Cavaniego do podpisania nowej umowy, Solskjaer zapewnił sobie spory komfort na przyszły sezon. 34-latek, mimo zaawansowanego wieku, jest bowiem ważną częścią drużyny nie tylko pod bramką rywali. Urugwajczyk świeci przykładem w szatni, pokazuje młodszym kolegom, jak należy podchodzić do swoich obowiązków. W ośrodku treningowym stawia się pierwszy i opuszcza go ostatni. Obsesyjnie dba o dietę i jakość wykonywanych przez siebie ćwiczeń na treningach. Po angielsku mówi tak sobie, ale nie wstydzi się, by mimo wszystko zabierać głos w szatni i motywować kolegów. – Przez całe życie jestem piłkarskim studentem. Ciągle się uczę, nawet teraz. A rywalizacja z młodszymi od siebie dodatkowo mnie nakręca, chcę cały czas być lepszy, nie odstawać od nich – mówi Cavani.

Reklama

Giuseppe Bergomi, były reprezentant Włoch i kapitan Interu, uważa, że Piotr Zieliński byłby idealnym piłkarzem dla Manchesteru City.

Komentuje pan Serie A dla Sky Sport. Wśród Polaków, którzy regularnie występują w tych rozgrywkach, w tym sezonie Piotr Zieliński grał na najwyższym poziomie. Czy to najlepszy rok dla piłkarza Napoli?

Trudno powiedzieć, bo już w przeszłości odgrywał bardzo ważną rolę w swojej drużynie. Jestem jednak przekonany, że od kiedy występuje za plecami napastnika, dzięki pomysłowi Gennaro Gattuso, pokazał swoje umiejętności i wielką klasę. Na tej pozycji może strzelać gole oraz może być skuteczny, jeżeli chodzi o asysty. Ponadto jest w stanie pomagać pozostałym piłkarzom drugiej linii. Okazało się, że decyzja trenera Azzurrich była słuszna.

Czy Zieliński ma jakieś wady? Nad czym musi jeszcze pracować?

Z mojego punktu widzenia brakuje mu ciągłości podczas całego spotkania. Czasami wydaje mi się, że nie jest w sercu gry i brakuje mu koncentracji. Pod tym względem może się poprawiać. Mimo to jest wybitnym piłkarzem, który może grać we wszystkich drużynach Serie A i nie tylko. Dla mnie on byłby idealnym zawodnikiem dla Manchesteru City.

Dlaczego ma pan taką opinię?

On pasuje idealnie do gry i do pomysłów Guardioli dotyczących futbolu. Popatrzmy na to, jak poruszają się na boisku gracze zespołu prowadzonego przez hiszpańskiego trenera. Pep korzysta z ofensywnych pomocników, którzy są zdolni do zajmowania przestrzeni i do biegania od jednego pola karnego do drugiego. Zieliński robi to w Neapolu. Pamiętajmy także, że on jest mistrzem techniki i Guardiola bardzo docenia takich piłkarzy.

SPORT

Przy całym zamieszaniu związanym z obsadą ławki szkoleniowej i nie tylko, w Zabrzu mówi się także o sprzedaży czołowych zawodników.

Najlepszemu zawodnikowi minionego sezonu, którym bez dwóch zdań był w Górniku Martin Chudy, z końcem czerwca – jak trenerowi Broszowi – kończy się kontrakt. Z tego co mówił nam słowacki bramkarz, to nie brakuje mu ofert z Grecji, Turcji czy Izraela. To jednak nie wszystko. Jeszcze w trakcie sezonu w mediach pojawiły się informacje, że najlepszy strzelec zespołu Jesus Jimenez oraz Erik Janża znaleźli się na liście życzeń Lecha Poznań, który przemeblowuje swój skład po fatalnym sezonie. W orbicie zainteresowań innych ma być też czołowy obrońca Przemysław Wiśniewski. W jego przypadku ma chodzić o kluby z Rosji, Lokomotiw Moskwa i FK Krasnodar.

Pytany przez nas o to wszystko prezes Dariusz Czernik jednoznacznie dementuje te informacje. – Nie wiem, kto opowiada takie rzeczy. Może jednego sprzedamy, jak oczywiście będzie dobra oferta, ale na razie nie ma żadnej. Dziś oczywiście nie wiemy co się wydarzy, ale gadanie, że sprzedamy wszystkich to bzdura, bo nie jesteśmy samobójcami. Jak będzie bardzo dobra oferta, to jasne, zastanowimy się, ale o żadnej wyprzedaży nie może być mowy. Nie jest tak, że nie mamy na śniadanie czy obiad – mówi obrazowo szef Górnika.

Prezes Pogoni Szczecin Jarosław Mroczek nie zamierza dopuścić do wykupienia zespołu.

(…) Nie da się jednak ukryć, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. W pewnym momencie wydawało się nawet, że Pogoń będzie w stanie pokrzyżować szyki warszawskiej Legii i sprzątnąć jej sprzed nosa mistrzowską koronę. Rodzi się jednak w tym momencie pytanie, czy jakikolwiek klub jest w stanie nawiązać równorzędną walkę z drużyną z Łazienkowskiej, która wszystkich konkurentów przebija… wysokością
budżetu?

– Same pieniądze nie grają – zaznaczył zdecydowanie Jarosław Mroczek. – Często mówi się, że finanse odgrywają znaczącą rolę i jeżeli porównywać będziemy się do Anglii czy Niemiec, to tak jest. Jednak w naszej lidze pieniądze aż tak wielkiego znaczenia nie mają. Najlepszy dowód tego dają pozycje Warty Poznań i Lecha Poznań, które są z tego samego miasta, a budżety różnią się piętnastokrotnie. Jakie będą nasze plany w następnym sezonie? Chcemy budować stabilny zespół, który nie będzie po takim udanym sezonie rozprzedawany na prawo i lewo, a następnie kulał gdzieś na końcu tabeli. Chcemy, by ci chłopcy, którzy wywalczyli medal, mieli szansę pokazać się w europejskich pucharach. Mamy nadzieję, że to będzie taka gra, która nie skończy się na jednym dwumeczu. To są dla nas najważniejsze cele na dziś i najbliższą przyszłość. To nie ma być zespół, który osiągnie chwilowy sukces, a po chwili będzie „męczył” kibiców swoją grą. To ma być zespół, który rozwija się, staje się lepszy, jak sam klub, stadion, jego otoczenie i wszystko to, co rozwija się w naszym mieście.

Zapis konferencji prasowej z udziałem prezesa Podbeskidzia, Bogdana Kłysa.

Czy Jan Nezmar, który był doradcą zarządu na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy, nadal będzie pełnił taką rolę w Podbeskidziu?

– Gdy zaczynałem pracę w Podbeskidziu, stwierdziłem, że dyrektor sportowy nie jest nam potrzebny. Taką funkcję przejął pierwszy trener i właśnie w taki sposób funkcjonował dział sportowy. Najpierw w I lidze, a następnie w ekstraklasie. Dziś mam jednak inne doświadczenie i chcę podkreślić, że chciałbym trochę inaczej zbudować Podbeskidzie. Najpierw chciałbym powołać dyrektora sportowego, który za pion sportowy będzie odpowiadał. Za trenerów, a także będzie odpowiadał za negocjowanie kontraktów z piłkarzami. Nazwisko dyrektora sportowego Podbeskidzia powinniśmy poznać do końca tego albo zaraz na początku przyszłego tygodnia. Taka decyzja będzie pierwszym elementem. Dyrektor sportowy wybierze sobie następnie współpracowników, jeżeli chodzi o pierwszego trenera i sztab szkoleniowy. To właśnie dyrektor będzie decydował o zatrudnieniu wszystkich ludzi w pionie sportowym. Jan Nezmar jest jedną z opcji na takie stanowisko, ale przyznaję, że jest to trudna opcja. Bardzo trudno będzie go przekonać do tego, by został z nami w I lidze.

Wiosną do Podbeskidzia trafili m.in. Marco Tulio czy Peter Wilson. Czy w pańskiej opinii to były udane transfery?

– Proszę pamiętać, że misję ratowania Podbeskidzia przed spadkiem z ekstraklasy podjęliśmy zimą. Jest to sytuacja o tyle trudna, że wszyscy wartościowi piłkarze mają kontrakty. Budżet mamy ograniczony i staraliśmy się pozyskiwać piłkarzy, którzy przyszliby do nas jako wolni zawodnicy. Tak było z każdym zawodnikiem, którzy przychodził do nas zimą. Łącznie z Rafałem Janickim i Michalem Peskoviciem. Czy wymienione w pytaniu transfery były nieudane? Chciałbym przypomnieć, że niemal na początku swej bytności w Podbeskidziu rozstałem się z Valerijsem Szabalą, królem strzelców I ligi. W jego miejsce sprowadziliśmy Marko Roginicia, który na początku swej obecności u nas nie strzelał bramek. Dostawał jednak szanse regularnie i „zaskoczył”. Gdyby Tulio czy Wilson dostawali szanse, to też by „zaskoczyli”. Nie mieliśmy jednak na to czasu. Marco Tulio przyszedł do nas za pensję… drugoligową. Wiedzieliśmy, że może nam pomóc w 2-3 meczach. Każdy piłkarz, który nie gra regularnie, potrzebuje tego ogrania. Nie chcę jednoznacznie mówić, czy to były transfery dobre, czy też złe. Oczywiście z perspektywy czasu i w związku z tym, że Podbeskidzie spadło, nie były to ruchy dobre.

SUPER EXPRESS

Jan Tomaszewski dostał chyba jakiś etat w „Super Expressie” i ostatnio nie ma tygodnia, żeby nie głosił tam swoich przemyśleń. Teraz dotyczą one m.in. Piotra Zielińskiego.

– Widzi pan w Piotrze Zielińskim piłkarza, który może być mózgiem tej drużyny na Euro? W Napoli gra świetnie, ale w kadrze jest cieniem.

– Tłumaczyłem i Nawałce, i Brzęczkowi, że Zieliński jest fenomenalny jako playmaker. Tak jak Messi, który drepcze po boisku, jest zwolniony z krycia, ale jak złapie piłkę, to mu wąchają pięty. Zielińskiemu też powinni wąchać, na tym ma polegać jego gra! Robi akcje, przewagę, potrafi „myrdnąć” przeciwnika. Ale kiedy jest wystawiany na lewą czy prawą pomoc, gdzie musi grać defensywnie, to jego zalety nikną. Zieliński się do tego nie nadaje, bo w defensywie jest kompletne zero.

RZECZPOSPOLITA

W środę finał Ligi Europy w Gdańsku. Mały Villarreal kontra wielki Manchester United, utytułowany Unai Emery kontra czekający na duży triumf Ole Gunnar Solskjaer.

Ten rodzinny klub od ponad dwóch dekad buduje Fernando Roig, właściciel firmy ceramicznej Pamesa, posiadający też udziały w sieci supermarketów Mercadona. Hiszpański miliarder nie wyrzuca pieniędzy w błoto, cieszy się z małych sukcesów.

Gdy pod koniec lat 90. Manchester święcił triumfy w Anglii i w Europie, Villarreal dopiero wdrapywał się do hiszpańskiej elity. A kiedy w 2008 roku United po raz ostatni wygrywali Champions League, Villarreal dokonywał chyba jeszcze większego wyczynu, zdobywając wicemistrzostwo kraju i zostawiając daleko w tyle Barcelonę, Atletico i Sevillę. Gdyby w środę pokonał Manchester, Emery’emu postawiono by chyba pomnik.

Bask pisze historię, od ośmiu lat nie przegrał dwumeczu w Lidze Europy, żaden inny trener nie prowadził drużyn w pięciu finałach europejskich rozgrywek. Nawet legendarny sir Alex Ferguson, który w finałach LM był z United czterokrotnie.

Polskę Emery wspomina bardzo dobrze. W 2015 roku na Stadionie Narodowym w Warszawie jego Sevilla pokonała 3:2 Dnipro Dniepropietrowsk, pierwszą z bramek strzelił Grzegorz Krychowiak, a dwie kolejne Carlos Barca. Kolumbijczyk po kilku latach spędzonych w Milanie wrócił do Hiszpanii i jest dziś jednym z liderów Villarrealu.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Liga Narodów

Szpakowski: Nie stać nas dziś na to, by zrezygnować ze Slisza czy Romanczuka

Bartosz Lodko
1
Szpakowski: Nie stać nas dziś na to, by zrezygnować ze Slisza czy Romanczuka
Inne kraje

Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Patryk Stec
12
Vinicius zmarnował rzut karny. Blamaż Brazylii z Wenezuelą [WIDEO]

Komentarze

20 komentarzy

Loading...