Co w piątkowej prasie? Huczne urodziny “Przeglądu Sportowego”, kolejne narzekania na brak powołania dla Kamila Grosickiego i sporo ligowej młócki. W “Sporcie” sporo o 1. lidze, a sezon oceniają Erik Janża i Marek Papszun. Ciekawy jest zwłaszcza wywiad z tym drugim, bo trener Rakowa wbija szpile klubowej akademii. – Nasza akademia nie dostarcza obecnie takich zawodników i nie ma w niej rokujących piłkarzy, by w tym momencie mogli rywalizować o miejsce w pierwszej drużynie. Kolejny rok czekam na „plony” akademii i na razie ich nie widzę. Nie widzę również zawodników, którzy odchodziliby do innych klubów z powodu braku szansy w Rakowie. Trzeba więc będzie posiłkować się transferami zewnętrznymi, jeżeli w ogóle będą takie możliwości…
Sport
Erik Janża analizuje miniony sezon Górnika Zabrze. Dlaczego było słabiej niż wcześniej?
Rozgrywki zakończyliście na 10. pozycji. Jak to ocenić?
– To był dla nas dziwny sezon. Zaliczyliśmy świetny start, a potem z meczu na mecz było gorzej. Co gorsze, nie potrafiliśmy wyjść z tego kryzysu. Staraliśmy się, ale nie wychodziło. Trzeba się cieszyć, że na koniec nie było kłopotów z utrzymaniem… Górnik zasługuje, by być na wyższym miejscu. Ja pod względem zajętego miejsca jestem rozczarowany. Z jednej strony nie było kłopotów z pozostaniem w lidze, ale patrząc jak wystartowaliśmy, to na pewno jest niedosyt.
Dlaczego po tak świetnym starcie przyszedł kryzys, a wiosna była bardzo nieudana? Koronawirus, kontuzje?
– Można tak powiedzieć, ale z drugiej strony z koronawirusem mierzyliśmy się nie tylko my; każdy zespół miał w tym względzie takie same problemy. U nas cała drużyna nie była w formie, nie wyłączając mnie. Może tylko bramkarz Martin Chudy przez całe rozgrywki prezentował się dobrze. Pozostali mieli zarówno dobre, jak i złe momenty. To klucz do wyjaśnienia, dlaczego nie było dobrze. Jeśli liderzy nie grają jak powinni, to ma to przełożenie na całą drużynę.
Co jeszcze?
– Na pewno to, że nasza ławka nie była zbyt długa, jak ma to miejsce w innych zespołach. Problem był w nas, więc nie ma co szukać wymówek czy tłumaczeń. Jednym z kluczowych momentów była na pewno porażka w Pucharze Polski z Rakowem. Naprawdę liczyliśmy, że coś osiągniemy w tych rozgrywkach. To niepowodzenie nie zadziałało dobrze na zespół.
Marek Papszun podsumowuje miniony sezon. W rozmowie pojawia się ciekawy wątek – trener Rakowa narzeka na akademię, która nie wypuszcza jeszcze piłkarzy pod pierwszą drużynę.
Jakie uczucia towarzyszą panu po minionym sezonie?
– Wielokrotnie rozmawialiśmy, więc orientuje się pan w realiach klubu, w tym co się w nim dzieje i co wcześniej się wydarzało. Widział pan także, z jakimi trudnościami musieliśmy się mierzyć oraz to, co różne osoby ze środowiska tutaj wyprawiały. Patrząc z tej perspektywy – to, co udało nam się osiągnąć jest wręcz niemierzalne. Trudno jest mi się do tego inaczej odnieść. Gigantyczna praca, dobre podejście i odsunięcie „przeszkadzaczy” przyniosło efekty.
Co było najcenniejsze? Sukcesy z drużyną, trofeum indywidualne czy powrót po prawie dwóch latach na własny obiekt przy Limanowskiego?
– Wszystkie osiągnięcia są w pewien sposób powiązane. Trudno je więc zhierarchizować, bo jedno wynika z drugiego. Nagroda dla trenera sezonu to przede wszystkim efekt zdobycia wicemistrzostwa, ale myślę, że wiele osób patrzyło również na Puchar Polski i to powiązało te dwa wielkie dla nas osiągnięcia. Powrót na własny stadion to z kolei zupełnie odrębny temat. On nam może aż tak bardzo nie pomógł, chociaż dwa rozegrane na nim mecze były decydujące i zdobyliśmy na nim 6 punktów. Wszystko po trochu było ważne i każda z tych rzeczy to duża sprawa – wspaniałe osiągnięcia i powrót drużyny do domu.
Jak będzie wyglądała kwestia młodzieżowców po odejściu Kamila Piątkowskiego? Obecny „zestaw” pana satysfakcjonuje, czy będą trwały poszukiwania kolejnych?
– To ogólnie bardzo trudny temat. Nasza akademia nie dostarcza obecnie takich zawodników i nie ma w niej rokujących piłkarzy, by w tym momencie mogli rywalizować o miejsce w pierwszej drużynie. Na wypożyczeniach są Kacper Trelowski i Oskar Krzyżak. Na pewno będziemy im się bacznie przyglądać i analizować ich rozwój w ostatnich miesiącach, a później decydować, co z nimi zrobić. Zastanowimy się, czy ich obecny poziom jest wystarczający do tego, by rywalizować o miejsce w pierwszym zespole, czy jednak jeszcze muszą okrzepnąć na wypożyczeniach.
Wspomina pan o braku zawodników z akademii, którzy mogliby dołączyć do pierwszej drużyny. A czy ma pan nadzieję, że w niedługim czasie zostanie to zmienione?
– Trudno jest mi się w tej kwestii wypowiadać, bo to pytanie nie do mnie. Kolejny rok czekam na „plony” akademii i na razie ich nie widzę. Nie widzę również zawodników, którzy odchodziliby do innych klubów z powodu braku szansy w Rakowie. Cały czas obserwujemy drugą drużynę (jest zdecydowanym liderem I grupy IV ligi śląskiej i prawdopodobnie zagra w barażach o awans – przyp. red.) i w obecnej chwili nie ma w niej zawodników, którzy mogliby nas zasilić. Trzeba więc będzie posiłkować się transferami zewnętrznymi, jeżeli w ogóle będą takie możliwości…
Czy napastnik może dostać nowy kontrakt, gdy nie ma liczb? Ano może, np. w Odrze Opole.
Okazji do gry było sporo, skoro napastnikowi nr 1, Arkadiuszowi Piechowi, „towarzyszyły” kolejne problemy zdrowotne. Czapliński nadal nie ma jednak na swoim koncie ani gola, ani asysty. Bliski premierowego trafienia był w niedawnym spotkaniu z Chrobrym Głogów, lecz ostatecznie uznano wtedy, że piłkę do siatki wbił Mateusz Wypych. Asystę od biedy można by zaliczyć mu w Rzeszowie, gdy po jego zagraniu samobójczego gola zanotował obrońca Resovii Dawid Kubowicz. To jednak serdecznie mało. Z 11 meczów, które Czapliński zaczynał w wyjściowym składzie, Odra zremisowała 5, po 3 przegrywając i wygrywając. W tych zwycięskich – z Koroną, Chrobrym i Puszczą – decydujące bramki padały jednak, gdy „Czapli” nie było już na boisku. Opolanie wiosną strzelili 14 goli, z czego aż 9 Czapliński obejrzał z perspektywy rezerwowego. – Dawid jest zawodnikiem dopiero wskakującym na poziom centralny – mówi Tomasz Lisiński, prezes Odry. – Nikt nie wątpi w jego talent, bo ma go bardzo duży. To, że nie zdobywa bramek, jest oczywiste. Nie ma instynktu typowego napastnika, ale ciężko pracuje dla drużyny. Praca, którą wykonuje – odbiory, przechwyty, wybiegane kilometry, wygrywane pojedynki – powoduje, że można o nim mówić jako o piłkarzu bardzo przydatnym dla zespołu. To, że nie strzela goli, nie jest największym problemem. Generalnie mamy z tym kłopot i nie jest to kłopot tylko Dawida Czaplińskiego, ale całej Odry – dodaje prezes Lisiński.
GKS Tychy jest już tylko cztery kroki od szczęścia. Opowiada o tym Krzysztof Bizacki, dyrektor sportowy klubu.
– Patrząc na tabelę po 30 kolejkach myślę sobie, niech tak się to skończy – mówi Krzysztof Bizacki. – Z naszego dorobku na 4 kolejki przed zakończeniem rozgrywek jestem bardzo zadowolony. Z prezesem Leszkiem Bartnickim wierzyliśmy od początku w sens tego, co robimy i choć nie brakowało momentów, w których pojawiły się problemy, a nawet czuliśmy kłody pod nogami, to szliśmy uparcie do przodu. Tak naprawdę ten marsz rozpoczął się od zmiany trenera. Wiedzieliśmy, że ta drużyna potrzebuje czasu na dotarcie, ale od razu postawiliśmy przed nią cel – zdobycie miejsca w pierwszej szóstce i na początku było trochę nerwów oraz niepewności. Przecież po rundzie jesiennej zajmowaliśmy 7. miejsce. Owszem, mieliśmy mecz mniej, ale powiem szczerze, że w trakcie tego czekania na zaległe spotkanie w Łodzi różne myśli przychodziły do głowy. Trzymaliśmy się jednak dalej prostej zasady, że ci ludzie, których zebraliśmy w naszej szatni przed sezonem, mają ogromny potencjał. […] bardzo sobie cenię także te skromne 1:0 wyszarpane w bojach z GKS-em 1962 Jastrzębie i Puszczą Niepołomice. To był właśnie ten moment, po „kartkowej” porażce w Głogowie, że zespół znowu odzyskał miejsce w czołówce, w której udokumentowaliśmy swoją obecność zwycięstwem z Górnikiem Łęczna. Myślę, że od tego momentu jesteśmy przygotowani na te najtrudniejsze mecze, które teraz przychodzą.
Zmiany w Zagłębiu Sosnowiec? Prezydent miasta jest zdenerwowany na piłkarzy, którzy od ponad 300 minut nie strzelili gola.
– Jestem zdenerwowany, pewnie tak jak wszyscy kibice Zagłębia. Szczególnie, gdy widzę jak gra drużyna i jakie wyniki osiąga. Miejsce Zagłębia jest co najmniej w czołówce I ligi. Sosnowiec nie zasługuje na bycie „czerwoną latarnią” tabeli, choć wszyscy wiemy, jak przewrotna jest piłka – podkreśla. Dla prezydenta Sosnowca najważniejsze jest teraz, aby zespół Kazimierza Moskala utrzymał się za zapleczu ekstraklasy. – Na chwilę obecną cel jest jasny. Zagłębie musi utrzymać się w I lidze. Dopiero potem zacznijmy rozliczać sezon. […] Sobotni mecz z ekipą z Jastrzębia będzie dla zespołu Kazimierza Moskala kolejnym bojem o być albo nie być w I lidze. Jesienią górą byli Ślązacy. U siebie pokonali sosnowiczan 2:1. Piątej porażki z rzędu nikt w Sosnowcu nie bierze pod uwagę. W ostatnich meczach szkoleniowiec Zagłębia nie dokonywał radykalnych zmian w składzie i wszystko wskazuje na to, że i tym razem będzie podobnie. W porównaniu do ostatniego meczu ze składu ubył jedynie Filip Karbowy, który musi pauzować za kartki. Być może do zespołu dołączy Goncalo Gregorio, który w ostatnich tygodniach leczył staw skokowy. Inna sprawa, że po ostatnim meczu szkoleniowiec Zagłębia nie miał zbyt wielu pretensji do postawy swoich zawodników, którzy w meczu z Chrobrym byli stroną dominującą. Mieli więcej szans bramkowych, ale nie dość, że szwankowała skuteczność, to w dodatku „drzemka” pod koniec I połowy kosztowała sosnowiczan stratę trzech punktów.
Kontuzja Łukasza Fabiańskiego przed EURO. Na szczęście nie tak groźna jak przypuszczano.
David Moyes, szkoleniowiec „Młotów”, zapytany po meczu o to, czy uraz bramkarza jest poważny, nie miał najweselszej miny. – Łukasz poczuł, że z jego kolanem jest coś nie tak. To był dla nas spory cios, choć nie znamy jeszcze szczegółów – powiedział opiekun West Hamu. Uraz na szczęście okazał się niegroźny – poinformowano w czwartek na portalu „Łączy nas piłka”. Jak dodano, bramkarz powinien zgodnie z planem rozpocząć przygotowania do mistrzostw Europy. – Rozmawiałem z Łukaszem i czuje się dobrze. Sztab medyczny w klubie wykonał mu kompleksowe badania, które nie wykazały niczego niepokojącego. Wszystko wskazuje na to, że zawodnik szybko wróci do pełnego treningu i zgodnie z planem rozpocznie z reprezentacją Polski przygotowania do mistrzostw Europy – zaznaczył cytowany w komunikacie lekarz drużyny narodowej Jacek Jaroszewski.
Co z tym GKS-em Katowice? Cóż, wyników nadal nie ma, ale z gry wygląda to lepiej. Pytanie, czy to wystarczy?
– Suma szczęścia zawsze równa się zeru. Jesienią to my wyciągnęliśmy w końcówce zwycięstwo 2:1, tym razem uczynił to Motor. Niepokojące, że kolejny razy tracimy dwie bramki. Nie jest to powód do dumy, to bardzo niepokojące. Trudno powiedzieć, co nie funkcjonuje. Nawet jeśli poznamy ten klucz, to musi on zostać w szatni i być wykorzystany na boisku, a nie wyniesiony do mediów – mówił Arkadiusz Jędrych, stoper i kapitan GieKSy, który w środę zawiódł. Był zamieszany w oba stracone gole. Trener Rafał Górak po końcowym gwizdku zrobił coś, czego nie zwykł czynić niemalże nigdy – nawiązywał do sędziowania. – Można mieć niekiedy różnego rodzaju pretensje. Największe – do siebie, od tego trzeba zacząć i być bardzo pokornym w tej materii. Mam nadzieję, że sędziowie również analizują spotkania, patrzą na swoje decyzje. Drugą bramkę poprzedziła ewidentna ręka zawodnika Motoru. Niestety z tego błędu padł gol, ale mogliśmy temu zapobiec, nawet przy ewidentnym błędzie sędziego – przekonywał szkoleniowiec GieKSy, która w kilku meczach po kwarantannie raziła bezradnością, także tą natury fizycznej. To wydaje się przeszłością. W samej końcówce maratonu (od miesiąca gra co 3 dni, a to już 8 meczów) GKS jest coraz żywszy i udowodnił to zarówno w sobotę z Wigrami Suwałki (2:2), jak i w środę w Lublinie, choć nie poszły za tym w parze wyniki.
Super Express
Kolejna osoba narzeka na powołania. Brak Grosickiego boli także Radosława Majdana.
Paulo Sousa (51 l.) podjął pierwsze poważne decyzje przed zbliżającymi się wielkimi krokami mistrzostwami Europy i już wywołał dyskusje. Najwięcej mówi się o pominięciu Kamila Grosickiego. – Kamila nie przerosłaby presja na Euro. Ma szybkość i bezkompromisowość – mówi nam Radosław Majdan (49 l.), były bramkarz reprezentacji Polski.
– Jakie decyzje selekcjonera Sousy jeszcze pana zaskoczyły?
– Brak powołania dla Sebastiana Szymańskiego. Sousa zrobił mu krzywdę, wystawiając go na pozycji prawego wahadłowego w meczu z Węgrami. To nie jest kompletnie jego pozycja. To może być skrzydłowy, ale w systemie 1-4-2-3-1. Może grać na skrzydle jako jeden z tej trójki pomocników. Mógłby wtedy schodzić do środka lub grać w środku. Po Piotrze Zielińskim jest kolejnym takim piłkarzem, który mógłby dać coś tej reprezentacji w środku pola.
Przegląd Sportowy
“PS” świętuje dziś 100. urodziny, więc znajdziecie w nim same okolicznościowe teksty. “Przeglądowi” życzymy oczywiście drugiej setki – a i to będzie za mało. Wszystkiego najlepszego!
Gazeta Wyborcza
Banita z Madrytu wraca do łask. Karim Benzema ma coś do udowodnienia podczas EURO 2020.
Francuzi mają obfitą historię usuwania z drużyny gwiazd, które im się opłaca – zanim w 2018 roku wygrali mundial bez Benzemy, w 1998 roku wygrali go bez Davida Ginoli i Erica Cantony, wirtuozów pominiętych ze względu na wady charakteru. Ich szatnia od dawna uchodzi za skrajnie rozwydrzoną i konfliktogenną, wstrząsaną permanentnym stanem wyjątkowym. Zdaniem socjologów odbija podziały klasowe, etniczne i religijne kraju. Ale nie tylko te – gdy podczas Euro 2008 Samir Nasri zajął w autokarze miejsce Thierry’ego Henry’ego, wywołał wojnę domową młodych ze starymi. Wówczas o brak szacunku dla seniorów również oskarżano m.in. Benzemę. Podczas o dwa lata późniejszego mundialu w RPA kulminację zjawiska oglądał już cały świat – tam napastnik Nicolas Anelka wzywał trenera Raymonda Domenecha, czyli „skurwysyna”, żeby „się pier…”, zbuntowani piłkarze odmawiali trenowania, zamykali się w autobusie i w geście protestu walili w szyby, a selekcjoner publicznie się martwił, że zbojkotują mecz. Wtedy Francuzi ponieśli klęskę, podczas kadencji kierującego reprezentacją od 2012 roku Deschampsa już głównie zwyciężają, choć wewnątrz wciąż czasami wrze. Gdy obecny selekcjoner usłyszał, że ugiął się pod naciskiem rasistów, odparł, że nigdy tego Benzemie nie zapomni. […] W kwietniu trener spotkał się więc z Benzemą, odbył długą rozmowę, ułaskawił go po głębokiej refleksji. – Czasu nie cofniemy, ale najważniejsze jest dzisiaj i jutro. Reprezentacja Francji nie należy do mnie – tłumaczył we wtorek decyzję, która ucieszyła innych kadrowiczów. Entuzjastyczne wpisy w mediach społecznościowych zamieścili m.in. Kylian Mbappé z Paris Saint-Germain oraz Antoine Griezmann. To oni będą prawdopodobnie współtworzyć atak na Euro 2020, gdzie poważne wyzwanie czeka ich już w fazie grupowej. Zagrają z broniącą tytułu Portugalią, Niemcami oraz Węgrami.
fot. FotoPyK