W czwartkowej prasie rozmowa z Krzysztofem Piątkiem po kontuzji i rozmowa z prezydentem Bielska-Białej po spadku Podbeskidzia. Jest też kilka bieżących spraw z Ekstraklasy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Rozmowa z Krzysztofem Piątkiem po kontuzji wykluczającej go z gry na EURO.
Jak, w szczegółach, doszło do tego nieszczęśliwego zdarzenia?
W trakcie dwutygodniowej kwarantanny, biegając w domu na bieżni, odczuwałem ból nogi, konkretnie chrząstki w okolicach stawu skokowego. Gdy izolacja dobiegła końca nie było już czasu na regenerację. Musieliśmy wracać do grania, co trzy dni, by nadrobić zaległości. Chrząstka ocierała o kość, noga słabła, pojawiały się stany zapalne. Podczas meczu z Schalke wysoko wyskoczyłem do piłki, zgrałem ją klatką piersiową. Spadłem na nogę – ona „poszła” mi trochę do przodu i nagle poczułem, jakby dosłownie stała się z gumy. Zrobiła się wiotka. W szatni lekarz zrobił USG. Więzadła były całe, więc wiedziałem, że problemem jest stan kości. Nazajutrz wróciliśmy do Berlina. Po kompleksowych badaniach, rezonansie, rentgenie, okazało się, że jest złamana.
Wasz trener Pal Dardai tuż po tym feralnym zdarzeniu powiedział dosadnie: „To nie wygląda dobrze. Jego kostka jest w d…”.
Bo widział, że nie jestem stanie stanąć na nodze. Ciekawe, że przez jakieś 5 minut, na adrenalinie, jeszcze próbowałem grać. Uderzyłem z głowy, gdzieś tam „zabrałem” się z piłką. I poczułem okropny ból! Zabieg przeprowadzono w klinice w Berlinie. Półtorej godziny przygotowań, a operacja trwała godzinę i czterdzieści pięć minut. W kostce mam tytanowe śruby.
Dziś słyszę nutkę optymizmu w pana głosie.
Ma pan rację, ale pierwszy dzień po badaniach i diagnozie bez słowa przesady był najgorszym w moim życiu. Naprawdę dopadła mnie straszna „załamka”. Dotarło do mnie, że przepadły mistrzostwa Europy, o których od dwóch lat marzyłem. W eliminacjach zdobyłem kilka bramek, mocno pracowałem, starałem się pomagać drużynie. Liczyłem, że znajdę się w ostatecznej kadrze i wiśnią na torcie będzie udział w dużym turnieju. Informacja lekarzy zmiażdżyła mnie. Mógłbym powiedzieć, że łezka w oku się zakręciła, ale tych łez było morze… Ciężko… Serce bardziej bolało niż noga… Ale następnego dnia po udanej operacji odzyskałem trochę wigoru, ponieważ to był moment w którym powiedziałem sobie: – Zaczynam działać, by jak najszybciej wrócić!
Obawiał się pan operacji?
Tak. Była pierwszą w moim życiu. Omijały mnie poważniejsze urazy. Ten jest pierwszy. Jednak kiedy wjechałem na stół operacyjny byłem już rozluźniony.
Nawet wchodząc z ławki, czy w reprezentacji, czy w Hercie, golami i asystami potrafił pan odwrócić losy meczu.
Dlatego wiem, że w EURO wykonałbym swoją pracę, pomógł. Ale nie zmieniajmy rozmowy w roztrząsanie co by było. Kontuzje takie czy owakie wpisane są w życie sportowca. Ważne, by mentalność była siłą, mobilizacją do powrotu. Myślami zdecydowanie jestem przy powrocie. Asystenci selekcjonera Paulo Sousy i lekarz reprezentacji kontaktowali się ze mną zaraz po meczu w Gelsenkirchen. Od chłopaków z kadry dostałem lawinę wiadomości, słowa wsparcia, za co jestem im ogromnie wdzięczny. Udowodnili, że jestem z drużyną, a ona ze mną. Będę im bardzo, bardzo mocno kibicował. Niech coś fajnego zdziałają.
Grzegorz Krychowiak jest skazany na rolę defensywnego pomocnika w kadrze.
Jedenaście bramek, cztery asysty – to dorobek Grzegorza Krychowiaka w minionych rozgrywkach. Ten imponujący wynik sprawił, że pomocnik Lokomotiwu Moskwa znalazł się w jedenastce sezonu Priemjer-Ligi. Polak błyszczy w środku pola – tyle że nie sprawuje już roli typowej szóstki, odpowiedzialnej głównie za odbiór, przecinanie akcji, wspomaganie stoperów. W Rosji od dłuższego czasu pokazuje atuty w grze ofensywnej: strzał z dystansu, dokładne podanie z drugiej linii.
(…) – Więzienie Krychowiaka na tej pozycji to bardzo duży deficyt taktyczny. Jeśli bacznie obserwujemy, w jakim kierunku się rozwija, jakie największe wartości prezentuje w klubie, to widzimy, że często indywidualne dyspozycje piłkarzy decydują o wyniku tej drużyny. W tej chwili to bardziej ósemka niż piłkarz na pozycję numer sześć. Naprawdę szkoda, by Grzesiek był poddany zbyt dużej eksploatacji w zakresie działań defensywnych, bo byłoby to z uszczerbkiem na wszystkim, co może zdziałać z przodu – uważa Bogusław Kaczmarek.
– Pierwszoligowy budżet musi być niższy, zabraknie środków z transmisji telewizyjnych, więc przychody skurczą się przynajmniej o jedną trzecią – mówi po spadku Podbeskidzia Jarosław Klimaszewski, prezydent Bielska-Białej.
(…) Kilka miesięcy temu do ratusza wpłynęła oferta odkupu części akcji Podbeskidzia, przeprowadzana była ich wycena. Teraz na jakim to jest etapie?
Czekamy wciąż na wyniki wyceny. Jednocześnie prowadzone są rokowania z firmą Safety First. Oprócz tego chcemy zrobić nowe otwarcie w sprawie rozmów na temat zakupu akcji.
Bielsko-Biała nie chce być już udziałowcem Podbeskidzia?
Mówiłem już publicznie, że nie uważam, iż gmina powinna być dominującym udziałowcem. Pewne prawa powinna sobie oczywiście zabezpieczyć i w jakiejś części klub finansować, bo w mało którym mieście funkcjonuje pierwszoligowa lub ekstraklasowa drużyna bez wsparcia samorządu. Pamiętajmy, że nie mówimy o małych pieniądzach. Dodatkowo są to środki pochodzące z podatków mieszkańców, a nie wszyscy w Bielsku-Białej są fanami piłki nożnej. Im też należy się informacja, dlaczego klub jest dofinansowywany. A to nie zawsze jest łatwe, tym bardziej teraz. Nie ma chyba gorszego momentu niż spadek z ekstraklasy na przekonywanie radnych i mieszkańców o potrzebie wsparcia klubu. Zaznaczę też, że nasza koncepcja zakłada sprzedaż części akcji, ale z obowiązkiem wykładania środków na klub. By koszty, a w pierwszej lidze też są one duże, nie obciążały tylko gminy i mieszkańców, ale i – na co liczę – lokalne firmy.
Spadek z ekstraklasy wpływa na wycenę akcji?
Oczywiście. Teraz ewentualni nabywcy mają silniejszą pozycję negocjacyjną.
Kamil Wolnicki cieszy się, że cała medialna zawierucha dotycząca bicia rekordu Gerda Muellera najwyraźniej zupełnie omija samego Roberta Lewandowskiego.
(…) Na całe szczęście wygląda na to, że Lewandowski głupie gadki (żeby nie było, że to opinia wszystkich niemieckich kibiców, bo widziałem sporo zdroworozsądkowych komentarzy) gdzieś. Sam zachowuje się z wielką klasą. Po zdobyciu 40. bramki pokazał na koszulce twarz piłkarza i podpis: „Na zawsze Gerd”, a przy okazji 75. urodzin niemieckiej legendy umieścił w sieci wzruszający wpis: „Skala tego, co osiągnąłeś, motywuje mnie do pracy, aby przynajmniej zbliżyć się do Twojej wielkości. Bądź silny królu Gerdzie”. Nie mam pojęcia, czy w weekend Polak poprawi rekord wielkiego poprzednika, choć po kibicowsku szczerze mu tego życzę. Tyle tylko, że to wcale nie znaczy, że czyjaś legenda będzie mniejsza. W sercach fanów jest serce dla wielu wspaniałych. A rekordy są po to, aby się nimi emocjonować, ale także poprawiać. Bo i ten, który w tej chwili dzielą ze sobą Polak z Niemcem, też ktoś kiedyś pobije. Takie życie.
SPORT
Prezydent Częstochowy Krzysztof Matyjaszczyk pogratulował Rakowowi sukcesów, a także ogłosił wraz z przedstawicielami klubu kolejny potencjalny etap przebudowy infrastruktury sportowej.
Raków zgłosił do częstochowskiego magistratu zapotrzebowanie głównie na rozbudowę infrastruktury treningowo-regeneracyjnej. – Wniosek zakłada wykonanie zespołu boisk treningowych, rozbudowę budynku klubowego oraz zaplecza regeneracyjno-rehabilitacyjnego – powiedział prezydent miasta, Krzysztof Matyjaszczyk.
Cała inwestycja ma pochłonąć 15 milionów złotych. Prezydent chciałby, by był to tylko kolejny etap w rozwoju klubu. – Liczymy na dofinansowanie z Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej z inwestycji o szczególnym znaczeniu dla sportu. Wniosek mówi o 15 milionach złotych, a wartość dofinansowania zakłada 8,5 miliona złotych. Współpracujemy z klubem, staramy się, aby to, co już udało się pozyskać, było tylko kolejnym etapem do dalszego rozwoju. Wniosek został złożony z myślą o szkoleniu sportowym, dbaniu o kadry, z których później Raków mógłby korzystać przy, mam nadzieję, kolejnych sukcesach – dodał Matyjaszczyk.
Z pewnych względów trudno jednak brać… poważnie gratulacje prezydenta i deklaracje o chęci rozwoju klubu i wyrażani nadziei na kolejne sukcesy. Matyjaszczyk podczas konferencji prasowej potrzebował bowiem suflera w postaci rzecznika Urzędu Miasta, ponieważ nie do końca wiedział, na jakiej ulicy znajduje się stadion. – Pracujemy nad kolejnymi etapami związanymi z modernizacją stadionu piłkarskiego, a właściwie całego centrum szkoleniowego, które mamy tutaj przy Łukasińskiego… Limanowskiego oczywiście – poprawił się prezydent miasta, z którego klub zdobył Puchar Polski i wicemistrzostwo kraju. Możliwe, że jest to czepialstwo. Obie ulice dzieli ledwie pół kilometra. To jednak niejedyny „kwiatek” prezydenta. Zdaniem Matyjaszczyka Raków zdobył „srebrny puchar wicemistrzostwa Polski”. W całej tej sytuacji najciekawszy jest fakt, że Łukasz Banaś, a więc przewodniczący Komisji Sportu i Turystyki Rady Miasta, nie wiedział czego dotyczyć ma konferencja prasowa prezydenta.
Młodzieżowi pomocnicy Podbeskidzia, Dominik Frelek oraz Maksymilian Sitek, znaleźli się na liście życzeń Górnika Zabrze.
Górnik obserwuje sporą liczbę takich młodych zawodników. 19-letni Frelek trafił pod Klimczok z Olimpii Grudziądz. Jesienią w lidze nie grał z powodu kontuzji i koronawirusa. W zimowych sparingach szansę na zaprezentowanie się dał mu trener Robert Kasperczyk. Młody zawodnik, grający jako defensywny pomocnik, wiosną zaliczył 9 ekstraklasowych występów. W zremisowanym 1:1 meczu z Jagiellonią wyszedł na boisko w podstawowym składzie, poza tym wchodził na murawę z ławki. Mógł być bohaterem meczu 18. kolejki z Cracovią na wyjeździe, ale już w doliczonym czasie gry, po świetnym dograniu piłki przez Marko Roginicia, z kilku metrów – mając przed sobą pustą bramkę – trafił tylko w słupek.
Patryk Sokołowski uważa, że mimo zawalonej sprawy na finiszu Piast Gliwice nie przegrał tego sezonu.
To był najdziwniejszy sezon Piasta odkąd gra pan w Gliwicach?
– To był na pewno zwariowany sezon. Najpierw była w sumie fajna przygoda w Europie, ale okupiona kryzysem w lidze. Udało się z niego wyjść, nadeszła świetna passa meczów bez porażki. Zabrakło zwieńczenia, takiego happy endu, dlatego ja i koledzy odczuwamy niedosyt. W szkolnej skali przyznałbym nam ocenę dobrą. Stać nas było na więcej, ale nie można mówić, że zawiedliśmy. Mieliśmy swoje problemy, ale pokazaliśmy po raz kolejny to piastowskie DNA.
O końcowych rozstrzygnięciach zadecydowały detale, fragmenty meczów. Żałuje pan np. meczu z Wisłą Kraków lub ciut wcześniej z Lechią w Gdańsku?
– Taki mecz, jak ten z Wisłą, mógł się przytrafić, bo takie sytuacje w sezonie są. Rywal wykorzystał niemal wszystkie swoje sytuacje, a my nie potrafiliśmy, choć mieliśmy ich znacznie więcej. Widziałem zestawienie statystyczne i różnica w tzw. golach oczekiwanych była ogromna, na naszą korzyść oczywiście. Rzeczywiście jednak takiego meczu, jak ten z Lechią, można żałować, bo ja z boiska byłem pewien, że wygramy. Zwycięstwo wymknęło się w dramatycznych okolicznościach. Takie straty punktów bolą najbardziej.
Gol stracony w końcówce przesądził o kolejnej porażce GKS-u Katowice. Nie pomógł nawet obroniony przez debiutanta Patryka Królczyka rzut karny.
To jest niepojęte. GieKSa oddala się od bezpośredniego awansu na zaplecze ekstraklasy i nie musi się jeszcze oglądać na wyniki Chojniczanki wyłącznie dlatego, że czeka ją jeszcze bezpośredni bój z tym rywalem. Wyjazdowy. Marne to pocieszenie… Wczoraj katowiczanie ponieśli czwartą porażkę w ósmym występie po powrocie z covidowej kwarantanny.
– Co jest nie tak? Trudno powiedzieć, a jeśli poznamy ten klucz, to będzie on musiał zostać w szatni i być wykorzystany na boisku, a nie wyniesiony do mediów. Wiemy, o co gramy. Chcemy za wszelką cenę zrealizować nasz cel, ale ostatnie mecze temu nie pomagają. Zostało jeszcze kilka kolejek. Musimy zrobić wszystko, by podnieść głowy i dobrze skończyć ten sezon – deklarował przed kamerami TVP Arkadiusz Jędrych, kapitan GKS-u.
Jak na realia II ligi, katowiczanie stworzyli z Motorem bardzo interesujące widowisko, do czego przysłużyła się otoczka – czyli niezła frekwencja na lubelskiej Arenie. Podbił ją też przyjazd kilkusetosobowej grupy fanatyków GieKSy, którzy dogadali się z miejscowymi kibicami. Wszyscy zobaczyli emocjonujący i prowadzony w dobrym tempie mecz.
SUPER EXPRESS
Nic ciekawego.
Fot. Newspix