Jeśli Podbeskidzie wygra w ostatniej kolejce z Legią, a Stal nie zdobędzie punktu ze Śląskiem, dojdzie co cudu. Oto bowiem “Górale” utrzymają się w Ekstraklasie w cudownych okolicznościach, choć, patrząc na całokształt sezonu, raczej niezasłużenie. Głupio gubione punkty, miano najgorszej ekipy wyjazdowej w lidze, najbardziej dziurawa defensywa. Takie aspekty sprawiają, że na myśl o takim scenariuszu można kręcić nosem. Szczególnie, że podopieczni trenera Kasperczyka są sami sobie winni. Potrafili strzelać gole, lecz nie dowozili korzystnych wyników.
Prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, a nie zaczyna. No i tego elementu Podbeskidziu ewidentnie zabrakło.
Podbeskidzie traci punkty na własne życzenie
Można by powiedzieć, że w tym sezonie Ekstraklasy było za mało “Górali” w “Góralach”. To nie jest ta sama ekipa, którą chwaliliśmy za charakter w 2013 czy 2015 roku. Wtedy Podbeskidzie też biło się o utrzymanie, ale jakby z większym przekonaniem o własnych możliwościach. Ograniczonych, ale przecież zawsze jakichś. Dzisiaj obraz gry tego zespołu jest zgoła inny, o czym świadczy brak charyzmy w kluczowych momentach sezonu. Piłkarze z Bielska-Białej mają bowiem problem, żeby wybronić prawie zdobyte punkty w końcowych fazach spotkań. Często witali się już z gąską, dopóki nie wybiła 90. minuta.
Tylko wiosną takich meczów, w których Podbeskidzie nie zdołało dowieźć korzystnego wyniku, było aż siedem:
- Wisła Płock: 1:0 w 5.minucie, 1:1 na koniec
- Śląsk Wrocław: 3:2 w 78. minucie, 3:4
- Zagłębie Lubin: 1:0 w 8. minucie, 1:2
- Stal Mielec: 1:0 w 32. minucie, 1:2
- Lechia Gdańsk: 1:0 w 31. minucie, 2:2
- Jagiellonia: 1:0 w 13. minucie, 1:1
- Cracovia: 1:0 w 25. minucie, 1:1
Co ciekawe, Podbeskidzie jest w czołówce zespołów Ekstraklasy, jeśli chodzi o otwieranie wyniku meczu. W przekroju całego sezonu coś takiego zdarzyło się 15 razy. Więcej pierwszych goli mają tylko Legia (17) i Pogoń (19). Niestety dla ekipy “Górali” nie ma to zbyt dobrego przełożenia na zwycięstwa, bo mowa o skuteczności na poziomie 35,29%. To najgorszy wynik w lidze. Może brakuje paliwa, zapewne charakteru, a może po prostu defensywy, która potrafiłaby korzystny rezultat dowieźć do końca. W każdym razie – w tej kwestii Podbeskidzie się wyróżnia i nie pomogła nawet zmiana trenera.
Podbeskidzie miało ciągle tę samą twarz
Podbeskidzie oczywiście nie zawsze jako pierwsze strzelało bramkę. Czasami zdarzało się, że musiało odpowiadać ciosem za cios, tyle że też z mizerną skutecznością. Tak było zarówno za kadencji trenera Kasperczyka, jak i trenera Brede. Na przestrzeni rundy wiosennej ten aspekt kuleje, ale już w poprzednim roku widzieliśmy, że coś jest nie tak. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że stworzy się z tego poważna tendencja. Teraz wyobraźmy sobie, że “Góralom” chociaż w kilku meczach udaje się obronić remis czy zwycięstwo. Dzięki temu dzisiaj byliby w trochę innym miejscu, ale, cóż, za błędy się płaci. O ile jakość w ofensywie pozwalała na ukłucie rywala, o tyle rzeczywistość pokazywała, że późniejsze pokładanie nadziei w grze obrońców mijało się z celem.
Runda jesienna:
- Pogoń Szczecin: 1:0 w 30. minucie, 1:1 na koniec
- Raków: 1:0 w 13. minucie, 1:4
- Jagiellonia: 2:0 w 37. minucie, 2:2
- Cracovia: 1:0 w 16. minucie, 2:2
Inni beniaminkowie akurat w tej kwestii prezentują się zdecydowanie lepiej. Warta wręcz wybitnie, bo na 15 meczów z prowadzeniem 1:0 udało jej się zebrać aż 11 zwycięstw. Stal Mielec – 10/4, czyli i tak lepsza średnia niż Podbeskidzie. Wniosek jest zatem prosty: ekipa z Bielska-Białej może pluć sobie w brodę. Jest tutaj widoczny pewien dysonans. Udaje się napocząć przeciwników, ale potem coś przestaje funkcjonować. Nawet jeśli strata bramki ma miejsce na długo przed końcem meczu, Podbeskidzie rzadko kiedy potrafi znów wyjść na prowadzenie. Idealnym przykładem jest ostatnie starcie z Wisłą Płock, kiedy aż prosiło się o ruszenie do ataku i próbę wywalczenia trzech punktów. Jeśli walczysz o życie, musisz grać do ostatniej minuty o pełną pulę.
Tak jak robi to Stal Mielec, która ostatnio pokazuje większy charakter.
No i właśnie – trener Kasperczyk tuż po rozpoczęciu pracy zapewniał, że wartości wolicjonalne zostaną w zespole zaszczepione. Okej, było tak przez kilka pierwszych kolejek na wiosnę, kiedy Podbeskidzie wygrywało z Legią czy Górnikiem. Ale od tamtej pory tylko dwa razy udało się zebrać komplet punktów. Coś wygasło. Niedziwne więc, że w niedzielę tylko cud mógłby uratować tę ekipę. Ekipę, której w Ekstraklasie brakowało zimnej krwi. Kompletnego planu, wedle którego wszystko nie zaczyna się walić już po pierwszym etapie misji. Pod tym względem Podbeskidzie jest najlepszym z beniaminków, dlatego najprawdopodobniej wróci do 1. ligi.
Fot. FotoPyk