Co dziś słychać w prasie? Liga gra, więc mamy sporo zapowiedzi najbliższych spotkań. Mamy także dużą rozmowę z Michałem Świerczewskim. Właściciel Rakowa opowiada o tym, jakie plany na przyszłość ma teraz ambitny zespół z Częstochowy. Przede wszystkim: wygrać Puchar Polski. – W tych rozgrywkach można się potknąć w jednym meczu i jest koniec. Dodatkowo wygrana z Arką Gdynia będzie wiązać się ze zdobyciem trofeum. Wzniesienie pucharu to zawsze jest element zwycięstwa, a to jest najważniejsze w piłce nożnej. Zwycięstwa napędzają kibiców i dostarczają emocji. Na końcu zawsze liczy się efekt, czyli to, co jest w gablocie. Nasza na ten moment jest jeszcze pusta – czytamy.
Sport
Igor Angulo został królem strzelców i… nie zgłoszono go do Ligi Mistrzów. Problemy Hiszpana w Indiach.
Piłkarz w ostatnim czasie przeszedł trudny okres. Po sezonie, który jego klub zakończył w fazie play off w czołowej czwórce, szykował się do występów w Azjatyckiej Lidze Mistrzów. FC Goa to pierwszy klub z Indii rywalizujący w fazie grupowej tych prestiżowych rozgrywek. Po 5 kolejkach Hindusi mają jednak tylko 3 punkty, znacznie odstając od rywali. Niestety, Angulo w azjatyckiej Champions League nie bierze udziału, bo nie został do niej zgłoszony. Dlaczego? – To pytanie do działaczy klubu, a nie do mnie. Po tym jak zostałem najlepszym strzelcem ligi ta decyzja jest dla mnie niezrozumiała i ma niewiele wspólnego z futbolem – mówi bez ogródek Bask. Być może jednak dobrze się stało, patrząc na dramatyczną sytuację w Indiach związaną z koronawirusem, że Angulo nie jest już zawodnikiem tamtejszego klubu. a. – Chciałem wraz z rodziną zostać w Indiach i odpocząć, ale zarówno klub, jak i hiszpańska ambasada w tym kraju rekomendowały jak najszybszy powrót do domu. Tak też robiłem i teraz jestem już w Hiszpanii. Kontrakt kończy mi się z końcem maja i obecnie trudno mi odpowiedzieć, co będzie dalej, jednak po dobrym sezonie jest duża możliwość, że nadal będę grał w Indiach. Zobaczę, jak się sytuacja rozwinie – tłumaczy skuteczny napastnik.
Miedź Legnica w końcu połączyła efektywność z efektownością. Przełamanie pozwala wciąż marzyć o barażach.
Drużyną Miedzi z ławki rezerwowych kierował Jarosław Skrobacz, ale po przebytej chorobie był jeszcze na tyle osłabiony, że na konferencji prasowej zastąpił go II trener, Jan Woś. – Zastępuję trenera Jarosława Skrobacza, który troszkę mocniej przeszedł sytuację covidową – zaznaczył na początku trener Woś. – Jesteśmy zadowoleni z meczu z Górnikiem Łęczna i nie tylko dlatego, że wygraliśmy to spotkanie. Owszem, było to dla nas bardzo ważne, ale w końcu zagraliśmy lepiej. Już poprzedni mecz z Chrobrym Głogów z naszej strony wyglądał lepiej. Mieliśmy kontrolę nad meczem, ale nie wykorzystaliśmy swoich sytuacji. Teraz z bardzo mocnym przeciwnikiem, bo Górnik Łęczna ma swoje cele, umieliśmy grać w piłkę, potrafiliśmy ją wyprowadzać, dobrze budowaliśmy akcje od tyłu. Wykorzystaliśmy tę jedną sytuację, a sami nie daliśmy sobie strzelić bramki. To, co w ostatnim czasie wychodzi nam lepiej, to gra na zero z tyłu. Natomiast mamy problem ze stwarzaniem sytuacji i wykorzystywaniem ich. We wtorek wszystkie warunki zostały spełnione i jesteśmy z tego powodu szczęśliwi.
Unai Emery ponownie zawita do Polski? Trener chce coś udowodnić Arsenalowi.
Na pierwszy rzut oka wyzwanie Arsenalu nie wygląda nadzwyczaj trudno. Ale są przynajmniej trzy argumenty mówiące o tym, że „Kanonierzy” nie będą mieli w starciu z Villarrealem łatwo, choć zmierzą się przecież z dopiero siódmym zespołem La Liga. Po pierwsze sami zajmują dopiero 10. miejsce w Premier League i to, że dotarli tak wysoko w LE jest lekkim zaskoczeniem. Po drugie Villarreal gra na międzynarodowej arenie rewelacyjnie. W tym sezonie wygrał 11 meczów, a jeden zremisował. I wreszcie po trzecie trenerem „żółtej łodzi podwodnej” jest były szkoleniowiec Arsenalu, Unai Emery. Bask prowadził „Kanonierów” od maja 2018 do listopada 2019 roku. Zajął z nimi 5. miejsce w Premier League i doprowadził do finału Ligi Europy, ale najczęściej był krytykowany. Jego średnia punktowa wynosiła 1,9 na spotkanie, podczas gdy średnia Artety, to 1,78 „oczka”. Różnica niewielka, ale Emery chce udowodnić, że zwolnienie go z Arsenalu było błędem. – Na pewno nasza współpraca zakończyła się w niepożądanych okolicznościach. Byliśmy w finale Ligi Europy. Teraz chcę ją wygrać, dla siebie i dla Villarrealu – powiedział Emery. Co ciekawe trener ten ma niewiarygodną wręcz skuteczność w zmaganiach rozgrywanych systemem pucharowym. W swojej trenerskiej karierze wygrał 28 z 31 takich konfrontacji! W latach 2014-16 trzy razy z rzędu wygrał Ligę Europy z Sevillą i grał już finał w Polsce, kiedy to w 2015 roku jego zespół pokonał Dnipro Dniepropietrowsk na Stadionie Narodowym w Warszawie. Teraz, by zagrać w Gdańsku, najpierw musi tam awansować, eliminując Arsenal.
Super Express
Piotr Zieliński wraz z rodziną prowadzi w rodzinnych stronach domy dziecka.
Piotr Zieliński (27 l.) zamiast wydawać fortunę na najdroższe sportowe samochody, pomaga biednym dzieciom. Dzięki niemu i jego wspaniałym rodzicom w rodzinnych stronach piłkarza działają dwa domy dziecka. Działa też fundacja „Piotruś Pan”. Ile Zieliński łoży na domy dziecka? To oczywiście tajemnica. Ale na pewno są to spore sumy. Dużo kosztowały same budynki, ich remonty, przystosowanie do przyjęcia dzieciaków. – A do tego Piotr finansuje dzieciakom ferie, różne zajęcia pozasportowe – dodaje mieszkaniec Ząbkowic. – Dzięki niemu dzieciaki są szczęśliwe. Dzieci, które mieszkają z Zielińskimi, na Piotra nie mówią inaczej niż „wujek”. Piłkarz bowiem nie ogranicza się do tego, że finansuje działalność domów. – Gdy tylko przyjeżdża do Ząbkowic, to po prostu zajmuje się nimi. Chodzi na spacery, bawi się, no i oczywiście gra w piłkę.
Przegląd Sportowy
Michał Świerczewski w rozmowie z “Przeglądem Sportowym”. O planach Rakowa, stadionie i transferach.
W Częstochowie słychać taką opinię: kiedy miasto przekaże grunty, to jeśli nie sam Michał Świerczewski, to osoby znalezione przez niego zbudują nowy stadion.
To fanaberia. W zasadzie wszystkie stadiony w Polsce powstały z budżetów miejskich, ewentualnie wspartych budżetem państwa. Do tego w obecnej sytuacji ekonomicznej ten ciężar tym bardziej powinien spoczywać na barkach samorządów. Poza tym Częstochowa nie ma też terenów, na których taki stadion byłby w stanie sam się sfinansować. Żeby było inaczej, musiałby on powstać w centrum Warszawy lub Londynu. Raków przebojem wdarł się do ligowej czołówki i szefowie klubu chcą, by już w niej został.
Gdzie będziecie grali w eliminacjach pucharów?
Mam nadzieję, że w Częstochowie. Jeśli ten stadion zostanie skończony, będzie spełniał wymogi UEFA związane z Ligą Europy i Ligą Konferencji Europy do czwartej rundy eliminacji. Dopiero faza grupowa musiałby być rozgrywana poza Częstochową.
Wiadomo, gdzie?
Wiemy, że obiektem, który chętnie by nas przyjął, jest Stadion Śląski. Zastanawiamy się tylko, czy to stadion nie za duży i za mało kameralny. Jest jednak ciekawym rozwiązaniem. Nie wykluczamy przy tym, że jeśli dostaniemy się do fazy grupowej, a do tego jest bardzo daleka droga, będziemy rozmawiać też z innymi miastami.
Dla pana ważniejszy jest Puchar Polski czy wicemistrzostwo kraju?
Puchar. W tych rozgrywkach można się potknąć w jednym meczu i jest koniec. Dodatkowo wygrana z Arką Gdynia będzie wiązać się ze zdobyciem trofeum. Wzniesienie pucharu to zawsze jest element zwycięstwa, a to jest najważniejsze w piłce nożnej. Zwycięstwa napędzają kibiców i dostarczają emocji. Na końcu zawsze liczy się efekt, czyli to, co jest w gablocie. Nasza na ten moment jest jeszcze pusta.
Podobno premia za wygraną w finale PP jest niespotykana jak na polskie realia i będzie w niej sześć zer.
Trudno mi powiedzieć, jak do końca rozpatrywać taką kwotę. Na kibicach może robić wrażenie. Jeżeli praca piłkarzy jest wykonywana dobrze i kończy się sukcesem, to powinna być dodatkowa gratyfikacja. Obecny sezon jest rozgrywany w roku stulecia istnienia klubu. Zależało nam na tym, żeby kwoty do podniesienia z murawy były adekwatne w stosunku do osiągnięcia w skali całej historii naszego klubu.
Luka Zahović póki co rozczarowuje. Dlaczego?
Luka Zahovič uważa, że czasem warto dostać w twarz. Oczywiście nie dosłownie, ale metaforyczny cios może okazać się przydatny i wie to z własnego doświadczenia. Sezon spędzony w Heerenveen wspomina właśnie jako siarczysty policzek od rzeczywistości wymierzony młokosowi, któremu do tamtego momentu wszystko w życiu wychodziło. A jak po latach będzie mówił o czasie spędzonym w Pogoni Szczecin? Choć trudno oprzeć się wrażeniu, że Zahovič niekoniecznie wpisuje się w charakterystykę atakujących potrzebnych Runjaicowi. Gdyby stanął w szeregu z napastnikami sprowadzonymi przed nim do drużyny Portowców, wyglądałby jak ich sporo młodszy brat. Średnia wzrostu sześciu atakujących, którzy trafi li do Szczecina za kadencji Runjaica przed Słoweńcem, to 188 centymetrów. Niemiecki szkoleniowiec ewidentnie preferuje wysokich zawodników w pierwszej linii, a Zahovič mierzy 11 centymetrów poniżej średniej. Może właśnie dlatego zawodzi w Granatowo- -Bordowych? Może zwyczajnie nie pasuje do taktyki wicelidera ekstraklasy? Bo dwa ligowe gole i trzy asysty nie sposób uznać za dorobek godny klasowego snajpera. Atakujący jest świetnie wyszkolony technicznie, widać lata spędzone w akademii Benfi ki, gdzie zaczynał karierę, ale natury nie da się oszukać. Nie nadaje się do roli, którą najlepiej spełniał mierzący 192 centymetry Adam Buksa (dziś New England Revolution), ponieważ nie ma do tego warunków.
Fabian Piasecki przyznaje, że gdyby we Wrocławiu nie doszło do zmiany trenera, szukałby nowego klubu.
– Wiadomo, że chciałoby się więcej grać, no ale nie mogę ciągle w ten sposób myśleć. Ważne, żeby rywalizacja była zdrowa i na przejrzystych zasadach. Uważam, że za poprzedniego trenera nie zawsze tak było. Zdarzały się sytuacje, że nie strzelaliśmy goli, a i tak brakowało zmian, siedziałem na ławce. Czułem się z tym źle. Prawda jest taka, że gdyby w dalszym ciągu naszym trenerem był Vitezslav Lavička, to myślę, że po sezonie musiałbym też brać pod uwagę pożegnanie się z klubem, mimo że jestem związany jeszcze długim kontraktem – otwarcie stawia sprawę. – Nie chciałbym jednak tracić zbyt dużo czasu na ławce, mam 26 lat, a kariera piłkarza trwa krótko. Był moment, że w środku już się gotowałem i zastanawiałem, czy mój transfer do Śląska to na pewno był dobry krok. Teraz przyszedł trener Jacek Magiera i widzę, że zasady rywalizacji są bardziej czytelne, co przecież nie znaczy, że na pewno będę więcej grał. Skoro Erik strzela teraz dość regularnie, już się pogodziłem, że w tym sezonie może być mi trudno stać się napastnikiem pierwszego wyboru – przyznaje Piasecki.
Dlaczego Maciej Skorża nie został selekcjonerem kadry ZEA? Polityka panie, polityka.
Skorża na 99 procent zostanie trenerem reprezentacji – informował w listopadzie 2019 roku dziennik „Emirates Today”. Miał zastąpić zwolnionego po siedmiu miesiącach pracy słynnego Holendra Berta van Marwijka. To pokazuje, jak ceniona była praca Polaka w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Padł jednak ofi arą zmian w federacji, akurat do dymisji podał się poprzedni prezes. – Doszło do małego konfl iktu w związku. Jedni działacze chcieli dać szansę Skorży i już zdawało się, że na 90 procent zostanie selekcjonerem, ale nowe władze podjęły inne decyzje. Gdyby nie zmiana prezesa, jestem pewien, że Skorża zostałby selekcjonerem – opowiada nam Motaz Al-Shami z „Al-Ittihad”. w cieniu Korei Południowej nieźle radziła sobie też kadra Skorży, która zdobyła brązowy medal. W półfi nale przegrała z Japonią 0:1, a potem w meczu o trzecie miejsce pokonała Wietnam 1:1, karne 4:3. – Piłkarze spełnili założenia, a brązowy medal był zasłużony – komentował wówczas Skorża. To drugi krążek w historii startów ZEA w tej imprezie. Ten medal nie był jednak najważniejszym zadaniem postawionym przed Polakiem. Przede wszystkim miał awansować na igrzyska olimpijskie, co wcześniej udało się tylko raz w historii ZEA (w 2012 roku). W styczniu zeszłego roku drużyna Polaka walczyła o to w turnieju w Tajlandii. Jego stawką były trzy miejsca na imprezę w Tokio. Skorża nie mógł jednak przygotować drużyny zgodnie ze swoim planem. Zgrupowanie trwało tylko sześć dni. – Odszedł, ale pozostawił po sobie dobre wrażenie. Cieszył się tu dużym szacunkiem. Miał dobry warsztat i wiedzę o taktyce, poza tym był bardzo przyjacielski i miły dla ludzi. Bardzo mu kibicowałem – wspomina Al- -Shami.
Rozmowa z Lukasem Hrosso. Jak szatnia Cracovii zareagowała na dymisję Michała Probierzea?
Kiedy Karol Niemczycki dostał powołanie do kadry, to nie pomyślał pan, że teraz już na pewno nie wskoczy do pierwszego składu?
Może przez pięć minut tak myślałem. Jestem jednak człowiekiem, który szuka pozytywów w każdej sytuacji. Od razu pogratulowałem Karolowi i zacząłem mu kibicować. Z drugiej strony, jak ktoś mnie wyprzedza, to
ja mam jeszcze więcej motywacji, by go gonić.
Trzy mecze z czystym kontem to najlepsza passa w pana karierze?
Miałem szczęście w tych meczach. Coś tam udało mi się obronić, ale to zasługa całej drużyny, która dobrze grała w defensywie. Osiąganie jakiejś passy mnie nie interesuje, najważniejsze są zwycięstwa. Wolę wpuścić trzy gole, jeśli wygramy 4:3 niż zachować czyste konto i zremisować 0:0. Co do samej passy, to obecna nie jest najdłuższą. Taką miałem grając w Nitrze. Gdy awansowaliśmy do słowackiej ekstraklasy, to w pięciu pierwszych meczach sezonu wywalczyliśmy 13 punktów, a ja pięć razy zachowałem czyste konto, dałem się pokonać dopiero w szóstej kolejce.
Na początku rundy wiosennej trener Michał Probierz podał się do dymisji. Jaka była reakcja szatni na tę decyzję?
W pierwszej chwili byliśmy w szoku. Po trzech dniach stało się jasne, że trener wróci. Nie rozmawialiśmy o tym wiele w szatni, nie chcieliśmy do tego wracać. Za wyniki pierwsi odpowiadają piłkarze, d o p i e r o w drugiej kolejności trener i to u siebie szukaliśmy w i n y . Trener wrócił i to jest najważniejsze. Każdy w życiu potrzebuje chwili odpoczynku, by ułożyć sobie pewne rzeczy w głowie.
Rozłam w Górniku. O co chodzi w konflikcie Artura Płatka i Marcina Brosza?
Sytuacja nie jest czarno-biała. Jeden i drugi ma argumenty, których może używać jako oręż. Brosz ma za złe Płatkowi, że nie potrafi ł znaleźć zawodników, którzy wpasują się do jego systemu gry. Jedyny zimowy transfer Richmonda Boakye’go okazał się niewypałem, w dodatku mocno przepłaconym. Choć dla jasności – akceptował go też trener, Brosz ma tak silną pozycję w klubie, że bez jego zgody żaden transfer nie przejdzie. Płatek z kolei zgłaszał wątpliwości wobec pomysłu prowadzenia karier młodych piłkarzy, którzy nie grali w pierwszym zespole i III-ligowych
rezerwach, a trener nie zgadzał się na ich wypożyczenie. Nie jest też Płatek zwolennikiem obecnego stylu gry opartego na oszczędnym posiadaniu piłki. Pytanie, kto okaże się silniejszy i przekona prezydent Zabrza Małgorzatę Mańkę-Szulik, której podległy Urząd Miasta jest właścicielem klubu. To do niej należy decydujący głos, gdy trzeba zdecydować, czyj pomysł będzie realizowany. W piątek spotkali się z nią Brosz, prezes klubu Dariusz Czernik i szef Rady Nadzorczej Roman Kusz. Płatek był wtedy w Niemczech. W wyścigu o aprobatę pani prezydent dużo większe szanse przyznaje się szkoleniowcowi, który dłużej pracuje w klubie i lepiej zna ścieżki prowadzące do jej gabinetu. W czerwcu kończy mu się kontrakt i rozmawia o warunkach jego przedłużenia. […] Nie można też wykluczyć, że Brosz nie przedłuży kontraktu i wybierze ofertę z innego klubu, bo akurat o brak zainteresowania martwić się nie musi. […] Możliwym rozwiązaniem jest też jego odejście z klubu i wtedy, podobnie jak Brosz, nie musiałby stresować się brakiem ofert. Nie jest tajemnicą, że interesowała się nim wciąż poszukująca dyrektora sportowego Wisła Kraków, wiąże się go z Lechem, a w Białymstoku widziałby go jeden z udziałowców Jagiellonii Wiesław Wołoszyn.
Maciej Bartoszek bliżej pozostania w Płocku? Cel zrealizowany, teraz zadecyduje styl.
Kiedy 13 kwietnia podpisywał umowę, przekaz od szefów był jasny – zostaje zatrudniony do końca rozgrywek, a klub kontynuuje rozmowy ze szkoleniowcami, z którymi rozmawiał od dłuższego czasu, o przejściu do zespołu od kolejnego sezonu. Im dłużej 44-latek pracuje z płocką drużyną, tym częściej pojawiają się głosy, że być może dostanie szansę na nowy, dłuższy kontrakt. Wpływ na jego pozostanie może mieć też styl, w jakim Wisła utrzyma się w ekstraklasie. Ewentualne zwycięstwa z Lechią (30.04), Podbeskidziem (8.05) i Zagłębiem Lubin (16.05) mogą zupełnie zmienić pierwotne plany. – Jeżeli szanse rosną, to się cieszę. Szczerze jednak powiem, że obecnie kompletnie nie zawracam sobie tym głowy. Może ktoś pomyśli, że to brzmi dziwnie. Tak naprawdę jakbym miał myśleć o tym, co się wydarzy, czy co będzie dalej, tobym robił sobie jakieś niepotrzebne nadzieje. Z drugiej strony, jakbym uważał: „cokolwiek zrobisz, to i tak odejdziesz”, to też by było złe. Takie dywagacje są dla mnie i dla drużyny zupełnie nieistotne. Koncentruję się na jak najlepszej pracy. Co będzie, to czas pokaże. Zdecydowałem się przejąć zespół na sześć ostatnich kolejek, bo uznałem, że cel, który został przede mną postawiony – utrzymanie – jest jak najbardziej do zrealizowania. Jesteśmy blisko tego. Wszystko, co będzie później, teraz nie jest tak ważne. Czasem o przyszłości trenera może zdecydować jeden mecz. Nie ma co się teraz nad tym wszystkim zastanawiać. Do końca sezonu będę robił swoje – podkreśla szkoleniowiec.
Tomasz Kafarski został… kierowcą. Czym zajmuje się były szkoleniowiec Sandecji na trenerskim bezrobociu?
IZABELA KOPROWIAK: Gdzie pana zastałam? Mam wrażenie, jakby prowadził pan kampera.
TOMASZ KAFARSKI: I tak też na niego mówię. Wczoraj byłem w Anglii, aktualnie jestem w Luksemburgu, wkrótce będę w Niemczech.
Nietypowe w czasach pandemii.
Nietypowe jak na trenera.
Poproszę o konkrety. Czym obecnie się pan zajmuje?
Trzy i pół roku temu kupiłem dwa busy i założyłem fi rmę transportową, przewożącą towary na terenie Europy. Kierowcą przede wszystkim był mój syn, ale gdy w styczniu Filipowi urodziło się dziecko, zastąpiłem go. Wsiadłem za kółko, by sobie przypomnieć, jak to się robi. Znam tę profesję, bo kiedy nie miałem pracy trenerskiej, przez prawie pół roku jeździłem po Europie.
Który zawód jest trudniejszy?
W pracy kierowcy teoretycznie wszystko zależy ode mnie, ale w praktyce okazuje się, że jest tyle czynników zewnętrznych, że trzeba zwracać uwagę na wszystko. Jak w piłce: możesz mieć rozpracowanego przeciwnika, bardzo dobrze przygotowaną drużynę, a jednak w praniu okazuje się, że trzeba szybko reagować na nieprzewidziane sytuacje. W jednym i drugim zawodzie najbardziej zgubna jest rutyna. Niezależnie co robię, staram się to robić dobrze, angażuję się na sto procent. Taki mam charakter, nie odpuszczam. I jako trener, i w branży, w której teraz działam. Rano, po rozładunku, otrzymuję informację dotyczącą następnego załadunku. Pasjonuje mnie, że nie wiem, gdzie pojadę następnego dnia. Czasami okazuje się, że czeka mnie trasa o długości 300 kilometrów, ale niekiedy nawet i 2500 km. To wyzwanie, ale ja lubię wyzwania.
Gazeta Wyborcza
Rozmowa z szefem sportu na platformie Viaplay. To tam obejrzymy mecze Bundesligi, Ligi Europy oraz Ligi Konferencji.
Viaplay to internetowa platforma streamingowa należąca do skandynawskiego koncernu NENT Group. Kupiła prawa do pokazywania w Polsce Bundesligi, Ligi Europy i Ligi Konferencji. Oznacza to, że polski kibic, który chce oglądać Ligę Mistrzów (Polsat Sport Premium) oraz ligi angielską (Canal+), hiszpańską (Canal+, Eleven Sports) i niemiecką (Viaplay), będzie musiał w przyszłym sezonie wysyłać przelewy czterem różnym kanałom telewizyjnym bądź internetowym.
Sportu w telewizjach dostępnych w Polsce jest mnóstwo, a Netflix i HBO Go są bardzo popularne.
– Odniesiemy sukces, ponieważ nasze technologiczne zaplecze jest na najwyższym poziomie. W tym aspekcie jesteśmy co najmniej tak dobrzy jak Netflix. Drugi czynnik to potężne doświadczenie. Jako platforma streamingowa wystartowaliśmy w 2007 r. Zamierzamy być najlepszym dostawcą sportowych treści wideo w Polsce. Wiem, jak to brzmi, ponieważ jestem świadomy, jakich mamy rywali.
Mnie zastanawia raczej to, czy przetrwacie. Mamy wiele telewizji sportowych, publiczny nadawca TVP bardzo mocno stawia na sport, a Viaplay oferuje na razie głównie Bundesligę i Ligę Europy.
– Będziemy rozszerzać naszą ofertę, chcemy rozpocząć jej budowę od futbolu, a kupno praw do pokazywania Bundesligi do 2029 r. to duża rzecz. Wiem, że programów sportowych w telewizji i internecie jest mnóstwo. Programy o wydarzeniach to nie to samo co transmisja z nich w czasie rzeczywistym podana odbiorcy w kompetentny sposób. Nasze transmisje oraz studia meczowe będą realizowane przez niezwykle profesjonalny zespół.
fot. FotoPyK