Reklama

Arka pchała się w gips, ale ostatecznie wygrała ze Stomilem

redakcja

Autor:redakcja

25 kwietnia 2021, 14:51 • 3 min czytania 1 komentarz

Arka Gdynia wygrała dzisiaj ze Stomilem Olsztyn w ramach 26. kolejki rozgrywek 1. ligi. To na pewno zwycięstwo cenne, umacniające pozycję gdynian w gronie zespołów, które powalczą o awans do Ekstraklasy w barażach. Ale czy zwycięstwo zasłużone? No nie do końca. Gdyby to wszystko skrupulatnie podliczyć, pewnie żółto-niebiescy mieli przewagę przez większą część spotkania, ale był też taki okres drugiej połowy, gdy Stomil całkowicie zdominował gospodarzy i naprawdę trudno nam uwierzyć, że nie przekuł tego w ani jedno trafienie.

Arka pchała się w gips, ale ostatecznie wygrała ze Stomilem

Arka Gdynia – Stomil Olsztyn. Relacja

W pierwszej połowie przewaga Arki była… no, może nie miażdżąca, to by było przesadne stwierdzenie, ale na pewno niepodważalna. Stomil właściwie nie zaistniał w ofensywie, nie licząc może krótkiego okresu tuż przed przerwą. A to dlatego, że w 29. minucie gry gospodarze wyszli na prowadzenie i od tego momentu mocno spuścili z tonu, co później prawie się na nich zemściło. Do siatki trafił Mateusz Żebrowski i była to bramka niewątpliwie zasłużona. Podopieczni Dariusza Marca już wcześniej stworzyli sobie kilka doskonałych okazji strzeleckich, zresztą sam Żebrowski sknocił jedną z nich. Stomil kiepściutko wyglądał w środku pola – za łatwo pozbywał się piłki, w sumie tylko napędzając w ten sposób ataki Arki.

Gdyby Arka na przerwę schodziła z wynikiem 2:0, albo nawet 3:0, przyjezdni nie mogliby narzekać. Po prostu pozwolili swoim rywalom na zbyt wiele. Nie tylko w środku pola – również w bocznych sektorach przewaga arkowców była bardzo, bardzo wyraźna.

Wydawać się zatem mogło, że gdynianie po pierwszym golu pójdą za ciosem, ponieważ goście nie wyglądali na ekipę zdolną, by stworzyć pod bramką Daniela Kajzera jakiekolwiek poważne zakończeni. Ale żółto-niebiescy zdecydowali się po prostu bronić prowadzenia. Zamiast kontynuować dominację na całym boisku – oddali pole Stomilowi i skupili się na kontratakach. Niewiele brakowało, a by się na tej taktyce przejechali.

Arka Gdynia – Stomil Olsztyn. Szczęście gospodarzy

Oczywiście nie jest tak, że po przerwie gospodarze nie kreowali sobie dogodnych sytuacji po kontrach. Mieli ich kilka, lecz skuteczności brakowało między innymi Żebrowskiemu, a także Rafałowi Wolsztyńskiemu. Niemniej, to olsztynianie w drugiej odsłonie spotkania narzucali tempo. To oni byli w natarciu, to oni obnażali dziury w defensywie Arki. A było to dziur sporo. Właściwie trudno uwierzyć, że Stomil ani jednej ze swoich bramkowych sytuacji nie wykorzystał. Rzut karny po zagraniu ręką Adama Dancha? Popisowo spartolony przez Wojciecha Łuczaka, który uderzył w sposób tak sygnalizowany, że nawet gdyby piłka nie trafiła w słupek, to i tak padłaby łupem Kajzera.

Reklama

Kapitalne okazje marnowali także Kuświk, Sierant, Straus i Hinokio. Chyba tylko do tego ostatniego trudno mieć pretensje, by był – obok van Huffela – motorem napędowym ofensywy Stomilu. Arka kompletnie sobie z atakami gości nie radziła. Widać było po gdynianach, po pierwsze, zmęczenie, a po drugiej – strach. Ewidentny lęk przed utratą prowadzenia, przed powtórką ze starcia z Bruk-Bet Termalicą.

Do powtórki ostatecznie nie doszło. Ba, gdynianie dobili ambitnie walczących gości w samej końcówce, gdy na 2:0 trafił Maciej Rosołek. Ale o ile przed przerwą uważaliśmy powadzenie Arki za całkowicie zasłużone, tak po meczu nie mamy przekonania, by gdynianie w pełni zasłużyli na komplet punktów. Zespół marzący o powrocie do Ekstraklasy nie może dopuszczać Stomilu Olsztyn do tak wielu stuprocentowych sytuacji strzelecki. Arka po przerwie dała się po prostu na boisku porozstawiać po kątach. Wyszła z tego cało, fakt, ale tylko dzięki wielkiej porcji szczęścia.

ARKA GDYNIA 2:0 STOMIL OLSZTYN

strzelcy bramek:

  • Mateusz Żebrowski 29′ (1:0)
  • Maciej Rosołek 90+1′ (2:0)

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Betclic 1 liga

Komentarze

1 komentarz

Loading...